Witam wszystkich i zapraszam do lektury nowego fanficka :) Więc na początku drobna informacja:
Informuję, że przez pierwsze 3-4 rozdziały ten ff może wydawać się słabo napisany. Przeczytałem napisany fragment jeszcze raz... i wyszedł gorzej, niż myślałem. Ale spokojnie, zawsze mój poziom opowiadania podnosi się wraz z pisaniem nowych słów. W ten sposób wczuwam się w uniwersum, a jako, że nie pisałem jeszcze żadnego fanficka z Overwatch-a, pierwsze kilka tysięcy słów będzie mniej klarowne, niż reszta.
Mogą też pojawić się drobne błędy, których nie zauważyliśmy podczas czytania fanficka od nowa. Tak, zuważyliśmy, gdyż w korekcie bardzo pomogły mi dwie osoby:
Incaligo (prowadzi . blog z Harrego Pottera z koleżanką, który gorąco polecam - .com)
Oraz Kardeaf, która aktualnie nie prowadzi większej twórczości.
Historia zgodna z kanonem zawartym na stronie producenta gry. Nie korzystałem z żadnej wiki.
Dziękuję za uwagę! A zatem... have fun ;)
Pierwsza porażka. Ta najbardziej boli. Lena zawsze myślała, że była świadoma, że taka kiedyś nadejdzie… ale im więcej czasu upływało od feralnych zdarzeń z jej życia, tym bardziej ta świadomość zanikała. Aż w końcu uderzyła ją z wielką siłą. Od kilku dni nie była sobą… wciąż nie mogła uwierzyć, co się wydarzyło. Z jej winy ważna osobistość poniosła śmierć.
Potrząsnęła głową, jakby chciała odgonić negatywne myśli. Nie warto się tym teraz przejmować. Gorący prysznic ma być czymś relaksującym, a nie na odwrót. Był ranek, słońce dopiero wschodziło, a ona już na początku dnia zaśmiecała sobie głowę pesymistycznym myśleniem - 'Oj, nieładnie Lena...' - pomyślała. Szybko się uwinęła i w końcu wyszła z łazienki. Poszła do sypialni i wzięła kawałek zimnej pizzy ze stołu. Rozejrzała się po mieszkaniu. Nic nie posprzątane. - 'Kurcze, ale syf… będę musiała się tym zająć jak wrócę. Teraz nie mam na to siły' - dyskutując sama z sobą rzuciła się na kanapę. W uchu cały czas brzmiał znajomy głos proszący ją o spotkanie. Oprócz tego nie było słychać nic. Tylko kłótnię sąsiadów na trzecim piętrze i od czasu do czasu przejeżdżające po niedalekiej drodze pojazdy - 'Dobra… weź się w garść' - wstała i zaczęła wykonywać trening, który robiła codziennie. Choć teraz z większym wigorem, niż przez ostatnie kilka dni. Były one koszmarem. Lena nie mogła usunąć z głowy myśli, że zawiodła. Lepiej by się czuła, gdyby zawiodła w taki sposób, jak zawodzi bohater… pokonany przez umiejętności i spryt wroga… jasne, tak było w tym przypadku, ale doskonale wiedziała, że mogła zrobić więcej. Mimo wielu pogłosek o jej umiejętnościach nie potrafiła przenieść się w czasie… gdyby mogła, podeszłaby do sprawy poważnie. Albo przyjęłaby pocisk na siebie. Po całej misji i tak jej sprzęt został uszkodzony, a jakoś nie rozpłynęła się jak dawniej. Choć i tak pewnie zginęłaby od upadku… ale czy to źle? Wtedy chociaż odeszłaby jak bohater.
- Dobra… bieganie na dziś sobie odpuszczę. W końcu dopiero wzięłam prysznic - powiedziała do siebie, by dodać sobie otuchy. Skończyła ćwiczenia gimnastyczne. Wyjęła z szuflady zardzewiały klucz. Podeszła do sejfu ukrytego za obrazem, ale zamiast wstukać hasło, przyłożyła klucz do skanera. Na holoekranie pojawił się napis. "Artefakt rozpoznano. Ale dbaj o klucz trochę bardziej..." - Lena przekręciła oczyma. Nagle z wykładziny wysunęła się wielka, ukryta szafa, przewracając telewizor, który nad nią stał.
- Ach… - strzeliła facepalma. - Zapomniałam o przemeblowaniu! Mogłaś mnie uprzedzić! - walnęła w sejf.
- Gdzie w tym zabawa. - I w jednej chwili interfejs zniknął. Lena uspokoiła się. Uśmiechnęła się lekko.
- Ach, Atena… szkoda, że tylko ty zostałaś... - Z powrotem zasłoniła sejf obrazem i podeszła do szafy. Otworzyła ją, a jej oczom ukazał się ekwipunek Smugi. Tam, gdzie go zostawiła.
- No tak… jeszcze on. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Gdy tylko zobaczyła zarys bazy, od razu przepłynęła przez nią fala wspomnień. Za czasów, gdy Overwatch walczył ramię w ramię. Każdy zgrany. Każdy po tej samej stronie. Nie traciła więcej czasu. Przeszła przez ośrodek, podeszła do wejścia i użyła klucza. Drzwi się otworzyły. Wzięła głęboki wdech i weszła do środka.
Zewnętrzny wygląd bazy nie oddawał w pełni tego, jak Lena ją zapamiętała. Wewnątrz było jeszcze gorzej. Nie było tu zupełnie nikogo. Magazyny pełne nieużywanego wyposażenia, którego od lat nikt nie uruchamiał. Jasne, całość była zadbana, wszędzie było czysto… ale było jakoś tak dziwnie pusto… Nagle usłyszała jakieś dźwięki z centralnej części ośrodka. Powoli i po cichu ruszyła w stronę źródła. Przeszła cały korytarz, aż doszła do pokoju. Na krześle ktoś siedział. Siedział i wpisywał jakieś dane do komputera. Wtedy Lena śmignęła zza krzesła i stanęła pomiędzy nim a komputerem.
- Hej! - krzyknęła rzucając się na szyję starego przyjaciela. Zaskoczony Winston otworzył szeroko oczy.
- Lena! - Naukowiec odwzajemnił uścisk. - Już… tutaj? Tak szybko?! - Kobieta w końcu przestała go dusić.
- Wiesz, jak to ze mną jest… raz tu, raz tam. - Winston uśmiechnął się ciepło.
- Nawet nie wiesz, jak dobrze jest Cię znowu widzieć.
-Ciebie też. - Lena rozejrzała się po bazie. - Jest… cicho. Rozumiem, że jeszcze nikt nie przyszedł? Gdzie oni się tak grzebią...
- Tobie może się tak wydaje… ale w rzeczywistości tak nie jest. Spora część jest już w podróży. Tylko ty tak szybko dotarłaś… nie spodziewałem się tu Ciebie już o tej godzinie - spojrzał się na zegar. - Mam nadzieję, że nie używałaś mignięcia, by się tu dostać?
- Nie, spokojnie. Dawno nie używałam.
- Używasz cały czas. Mam nagrania z kamer, na których powstrzymujesz zabójstwo prezesa Eques. - Uśmiechnął się lekko przebiegle.
- Ej! Szpiegujesz mnie?!
- Ja?! O co ty mnie posądzasz… - puścił jej oczko.
- No wiesz co… po Tobie się tego nie spodziewałam.
- Trudno mi było się pogodzić z myślą, że Overwatch już nie istnieje… nie mogłem tak po prostu go porzucić. Dlatego co jakiś czas prócz dbania o bazę sprawdzałem, co u was… u niektórych z was. - Lena przytaknęła. - A ty jak spędzałaś ten czas… prócz wypełniania misji Overwatch solo.
- A, wiesz… kręciłam się tu, i tam… Czasem w Londynie, czasem gdzie indziej, czasem nawet wyjeżdżałam poza kraj, by zobaczyć przemowę tego i tamtego… cały czas w ruchu.
- No tak… cała ty.
- Powiedz mi… czy… myślisz, że damy radę odnowić Overwatch?- Winston zrobił kwaśną minę.
- Wątpię… teraz spora część naszych to najemnicy. Przestali ufać ludziom i poszli w swoją stronę.
- Jack też? - Winston westchnął.
- Niestety…. - Smuga usiadła na stole, naprzeciwko niego.
- Czyli na pewno nie będzie jak dawniej… kurcze, kiedyś myślałam, że jest tu pusto, na tak wielką bazę było nas tak mało… a teraz… - westchnęła
- ...przynajmniej w Rosji zakończyli problem z Omnikami. - cisza. - Ale masz rację… przydaliby się nowi.
- Starzy bardziej. - Popatrzyła się na niego. Znał tą minę. Z lekkim uśmiechem pokiwał głową.
- Zgoda… zobaczę, co da się zrobić. - Uśmiechnęła się. - Ale na pewno nie zbierzemy wszystkich.
- Mimo wszystko watro spróbować. - cisza. - To… teraz ty tu dowodzisz, zgadza się?
- Na razie tak… dopóki nie znajdziemy Jacka. A jeśli nie znajdziemy, to trzeba będzie kogoś wybrać, z tych, co przybędą.
- Sądzę, że nie radziłbyś sobie źle w roli dowódcy.
- Daj spokój, nie nadaję się do tego…
- Założysz się?
Wdowa czyściła snajperkę siedząc na krześle, w wielkim pokoju, w placówce Talona, w nieznanym miejscu. Wykonała kolejną misję. Z lekkimi problemami, ale udało się. Omnik, na którego było zlecenie, nie żyje. Nie wiedziała, po co Talon chciał jego śmierci. Wprowadzenie paniki? Pogorszenie stosunków między Omnikami a ludźmi? Nie miała zielonego pojęcia. Ale nie musiała. Nie w tym rzecz. Wykonała zlecenie. To wszystko, co chciała wiedzieć.
- Przestała się ruszać. Nie wiem, czy zginęła, ale nie była dłużej zagrożeniem. Dostałam się na statek. Bez żadnych przeszkód wróciłam do bazy. - Talon pokiwał głową.
- Trzeba było ją zabić…
- Nie było to moim zadaniem. - 'No tak… programowanie...' - pomyślał Talon - 'Kobieta nie była dłużej przeszkodą ani w wykonywaniu zlecenia, ani w powrocie do bazy… nie czuła potrzeby, by ją zabijać'
- Fakt, nie było. Dobrze się spisałaś. Nawet nie wiesz, co to znaczy dla moich interesów z londyńskim półświatkiem.
- Nie interesuje mnie to - odpowiedziała odkładając snajperkę.
- Ech… nie najlepszy z Ciebie towarzysz do rozmowy, co? Dobrze, wracaj do pokoju. Wkrótce dostaniesz kolejne zlecenie. - Przytaknęła. Wzięła broń i bez słowa ruszyła do wyjścia.
- Co tak siedzisz przy tym oknie? - spytała Lena widząc, jak Winston wpatruje się w horyzont.
- Sprawdzam, czy jest ktoś na horyzoncie.
- Nie możesz po prostu sprawdzić pozycji na monitorze?
- To nie to samo…
- Fakt. - Odparła - coś długo ich nie ma…
- Dziwisz się? Ty miałaś najbliżej. I w dodatku jako pierwsza dostałaś ode mnie wiadomość.
- Prawda. - przytaknęła wpisując coś w konsolę poleceń.
- Co w ogóle robisz? Potrzebujesz jakichś danych?
- Mhm - mruknęła.
- Czego szukasz?
- A, tego i tamtego… - Winston popatrzył się na ekran. Westchnął.
- Lena, po co to robisz…. Overwatch nie szuka zemsty.
- Fakt… ale za to obrania niewinnych.
- Dobrze wiesz, że nie chodzi o to. Widziałem ostatnie zabójstwo Trupiej Wdowy… i domyślam się, jak się z tym czujesz. I na pewno nie chcesz jej śledzić tylko z powodu ochrony tych ludzi…
- Winston… ona jest niebezpieczna. - spojrzała mu w oczy. Jej spojrzenie przemawiało pełną determinacją - Wiele ważnych osobistości zginęło z jej ręki.
- Czemu przejmujesz się tym dopiero teraz?
- Bo po spotkaniu z nią zobaczyłam, co potrafi. Skuteczna, sprytna. I, co najważniejsze, poluje na najsilniejszych.
- Służby już się tym zajmują. Nie wyśledzisz jej sama szybciej niż zrobią to one.
- Służby nie mają superkomputera zdolnego porównać gigabajty danych w kilka sekund. - Wskazała na monitor. - Ale za to często mają pokusę wziąć od kogoś zaliczkę.
- No nie wiem…
- To moja osobista misja. Zamierzam ją wykonać.
- Czemu osobista? Wkrótce będzie tu reszta, może sami coś wymyślimy.
- Są lepsze rzeczy do roboty. Nie musimy działać we wszystkim razem, możemy przecież się rozdzielić.
- Nie podoba mi się ten ton… lepiej nie zmieniać naszej polityki i trzymać się razem. Zwłaszcza, kiedy jest nas tak mało.
- Oj, wiem, że się o mnie troszczysz, ale nic mi się nie stanie! Ostatnio… byłam rozkojarzona. Następnym razem jak ją dorwę, to ona będzie leżeć na ziemi nieprzytomna nie ja. - biła od niej pewność.
- Znam twoją efektywność… wiem, że dasz radę. Ale tu nie chodzi tylko o twoje bezpieczeństwo. Przy teraźniejszym składzie Overwatch tracąc twoją obecność w misjach straci coś więcej. - Lena westchnęła.
- "Smuga… w najgorszej sytuacji potrafi podnieść morale" - powiedział Winston głosem brzmiącym podobnie do Jacka. - "Ledwo się udało… ale teleportująca się pani uratowała wszystkich." "Lena… Oj Lena, co my byśmy bez niej zrobili… "
- Przestań… Bo zaraz zacznę się rozklejać. - odwróciła się od niego. - Mówię poważnie.
- Wiedziałem, że zadziała. - Lena szturchnęła go łokciem, odwracając uwagę do swoich głęboko zakopanych wspomnień.
- Tak, tak, też Cię lubię.
- MOŻE rozpatrzę twoją propozycję i MOŻE zajmie się tym cała ekipa. Ale wiedz, że nie zamierzam odpuścić tej misji. - Winston westchnął. - Jesteś tymczasowym dowódcą Overwatch, a jak na razie nie ma tu nikogo prócz nas, więc załóżmy, że jestem doradcą. Więc doradzam zmieńmy nieco sposób działania. Zacznijmy rozdzielać zadania. Dzisiejsze plagi są niebezpieczne, ale są niczym w porównaniu do wojny z Omnikami. Nie musimy się trzymać w kupie przez cały czas.
- Tak, nie musimy… Ale to nie będzie to samo. - Winston pokiwał głową z roztargnieniem.
- Nie musimy każdej misji wypełniać w ten sposób. Niektóre rzeczy lepiej zrobić w grupie. Właściwie to sporą większość, ale indywidualne też powinny być, poprawi to naszą samodzielność i efektywność jako drużyny.
- Jak się nad tym zastanowić, to faktycznie ma to sens.
- Naukowiec powinien umieć rozkładać problem na czynniki pierwsze. - Posłała mu figlarny uśmiech.
- Tak, tak… i tak oboje wiemy, że nad tą wizją myślałaś długo. - Lena przekręciła oczyma.
- Oho. Pierwszy gość - Lena szybko się odwróciła. Przed nią stanął dobrze jej znany rewolwerowiec.
- Jesse! - Kobieta błyskawicznie mignęła do niego i rzuciła się na szyję.
- Wow… spokojnie - zaśmiał się odwzajemniając uścisk. - Ach, Leno, ty diable wcielony. Nawet nie wiesz, jak dobrze Cię widzieć! - powiedział, gdy Smuga go puściła. - A propos starych znajomych - McCree podszedł do Winstona. - Witaj, grubciu. - Podał mu rękę na przywitanie. Naukowiec ją uścisnął i energicznie potrząsnął. - Aj, nie musiałeś tak mocno.
- Jesse, co tam porabiałeś, stary druhu? - Lena wtrąciła się w rozmowę.
- A, wiesz - zawiesił na chwilę głos - Kręciłem się raz tu, raz tam znając Ciebie pewnie robiliśmy to samo. Przemierzaliśmy świat i stawaliśmy w obronie niewinnych. - Odpowiedział przyjmując jedną ze swoich póz.
- Widzę, że nic się nie zmieniłeś. - Lena uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Nie minął nawet rok, czego się spodziewałaś? - puścił jej oczko ze swoim figlarnym uśmiechem.
- Prawda, ale ostatnie wydarzenia zmieniają osobowość w jednym momencie. - McCree machnął ręką.
- Nie u mnie. Zbyt dobrze mnie znacie
- Tiaaaa... choć tym razem wchodzisz bez niespodzianki. - odparł.
- Kto tak powiedział? - Jesse gwizdnął. Wtedy cała trójka usłyszała tupot stóp ze strony wejścia. Winston i Lena otworzyli szeroko oczy.
- Łaska. Torbjörn... - Kobieta zaczęła powtarzać znane imiona, jedno po drugim. - Nie wierzę! - Prawie cała, dawna ekipa przybyła na spotkanie. Same znane twarze.
- Żartujesz? - spytał Winston, gdy Lena ze szczęścia zaczęła wszystkich dusić.
- Tak. Śmiertelnie poważnie. - Puścił mu oczko.
- A więc to dlatego tak długo nikt nie przyjeżdżał.
- Bingo! Chcieliśmy zrobić wam niespodziankę. Sporo z tym było roboty, część nie mogłem przekonać na spotkanie. Wiesz, po rozwiązaniu Overwatch wszyscy są nieufni. Ale udało się. I po reakcji Leny dochodzę do wniosku, że było warto. - uśmiechnął się. Kobieta po uściskaniu wszystkich cofnęła się lekko i popatrzyła na zebranych.
- A ze mną to się nie przywitacie? - olbrzymi naukowiec z hukiem zszedł do starych przyjaciół.
- Tyle się podziało, a wy nadal nic się nie zmieniliście - Powiedziała Lena z niedowierzaniem.
- Na pewno niejeden trzyma teraz łzę po tym, jak zobaczył cały zespół. - odpowiedział Reinhardt
- No… Nie do końca cały - wtrącił McCree. - Skontaktowałem się Genjim, ale odmówił. Twierdzi, że znalazł spokój, dzięki Zej... nawet nie pamiętam tego imienia. W każdym razie znalazł mentora, który przekonał go, że nieważne, czy jest półcyborgiem, czy ćwierć, to nadal ma ludzką duszę… czy jakoś tak. Z Mei nie dałem rady się skontaktować.
- Cóż… biedaczka nie otrzymała od nas żadnej pomocy. Nie dziwne, że się nie odzywa. - odpowiedział Jack. Lena uśmiechnęła się ciepło. Podeszła do niego i uściskała go mocno. Zaśmiała się.
- No proszę, nawet ty przyszedłeś. - Mężczyzna odwzajemnił uścisk.
- Tiaaaa… brakowało mi tego.
- Na pewno? - wtrącił Reinhardt. - No dalej, ukrywasz coś, żołnierzu 76. Nie boisz się, że Cię zgłosimy, hmmm? - spytał półżartem.
- Nie. Powiedziałem, co miałem do powiedzenia.
- Chętnie to od Ciebie usłyszę. - powiedziała Lena, w jej głosie wyraźne podekscytowanie. - W ogóle nie tylko od Ciebie. Wszyscy musicie mi opowiedzieć, co się z wami działo. Ze szczegółami!
- Jak za starych czasów, co? - spytał Torbjörn.
- Dokładnie. - posłała mu ciepły uśmiech. - Jak za starych czasów.
Jak mówiłem, szału nie ma :/ Ale obiecuję, że następne rodziały będą bardziej obiecujące :)
