Eff... Pierwszy fanfik do PPG po polsku. Ten osadzony w realiach Bleedverse(PPGD), więc uważajcie na crossovery.
So, let's begin.
Dzisiejszy dzień był niemalże idealny. Słońce przygrzewało, ale nie za mocno, po niebie przeskakiwały cumulusy, lekka bryza dostarczała uczucia świeżości nawet największym malkontentom, a Soul Calibur IV został wydany na PS2. Tak, ten dzień był idealny.
Ale nie dla niego.
Zwlekł się z łóżka po tym, jak jego budzik zadzwonił, wykrzykując słowa utworu Linkin Park "Crawling". Mlasnął językiem leniwie i rozejrzał się półprzytomnym wzrokiem po pokoju. Jakiś czas temu poprosił znajomego artystę, by ten namalował mu na ścianach kilka okultystycznych obrazków. W połączeniu z kilkoma ozdobami takimi jak plakat Hugha Lauriego w rozmiarze naturalnym, czaszka demona nabita na osikowy kołek oraz chorobliwie zielonymi ścianami tworzyło to wielce osobliwą całość. Ale zieleń ścian była konieczna, a plakatu nie chciał zdjąć za nic w świecie. Cóż, w końcu zieleń dobrze robi na oczy, zaś w przypadku krótkowidza taki zabieg jest konieczny. Włożył okulary na nos, po czym zdjął je i przetarł szmatką. Mlasnął raz jeszcze. Ponownie założył szkła i rozejrzał się po pokoju, jakby w poszukiwaniu nieokreślonego. Włożył koszulkę przez głowę i wciąż półprzytomnym wzrokiem zaczął rozglądać się za dżinsami. W końcu je znalazł - Czarne i wąskie. Po krótkiej chwili był gotów do drogi. Czarna koszulka z czaszkami i okiem diabła na plecach, czarne dżinsy, czarne adidasy, czarne ćwiekowane rękawice. Nagle jakby sobie o czymś przypomniał, bo zaczął gorączkowo przeszukiwać pokój. W końcu to znalazł: Dwie rzeczy, których poszukiwał. Pierwszą był zwitek papieru z zapisanym na nim ciągiem łacińskich słów, zaś drugą rzeczą była para mieczy. Były to rdzawoczerwone ostrza, o lekko prostokątnej budowie. Emanowała z nich nieziemska moc. Nie dawało się jej wręcz opisać słowami. Chwycił jedno z nich w jedną rękę, a zwitek papieru w drugą, po czym zaczął recytować inkatacje. Po jakiejś dobrej chwili jego dżinsy rozbłysły. Po kolejnej chwilce dało się zauważyć, że nogawki spodni zostały oćwiekowane. "Tak, teraz zdecydowanie lepiej...", pomyślał, uśmiechając się lekko. Założył miecze za plecy, złapał za leżący nieopodal plecak, po czym ruszył ku drzwiom. Na zewnątrz powitało go światło słoneczne, dające po oczach. Rozejrzał się. Pogoda rzeczywiście była wspaniała i dzięki niej ten dzień miał predyspozycje do stania się doskonałym, ale on tak nie uważał.
Nie uważał tak z tego prozaicznego powodu, że był środek marca. Poniedziałek. Początek tygodnia. Szkoła.
Wyjął z plecaka MP - trójkę. Dzięki niej mógł się odstresować. Odizolować od świata. Zyskać odrobinę prywatności. Włączył ją. Akurat leciało "All Hope is Gone" Slipknotu. Uśmiechnął się. Uwielbiał ten kawałek. Decybele dudniły mu w uszach niczym odrzutowce, ale przywykł. W swoim krótkim życiu usłyszał tyle głośniejszych i bardziej przerażających odgłosów, że trochę metalowego wrzasku w niczym mu nie przeszkadzało. Przymrużył oczy. W jego przypadku nie był to jednak dobry pomysł, gdyż z tym wrzaskiem w uszach nie słyszał, co się dzieje wokół. Toteż gdy poczuł czyjś dotyk na barku, odruchowo wyszarpnął miecze zza pleców i odwrócił się jak na komendę. Szybko zorientował się, że użycie broni nie będzie konieczne. Wyłączył odtwarzacz.
- Jesteś zdecydowanie zbyt nerwowy. To pewnie przez tą okropną muzykę.
- Okropną? Prędzej zbyt głośną.
- Nie mam pojęcia, co widzisz w słuchaniu metalu.
- A ja nie mam pojęcia, co widzisz w noszeniu kokardki. - Jego rozmówczyni uśmiechnęła się lekko.
- Dobrze leży. - Odparła, strzepując pyłek z różowo-białego mundurka.
- Tia... - Chłopak poprawił okulary na nosie. - Dlaczego tak wcześnie?
- Mogłabym spytać cię o to samo. - Okularnik rzucił okiem na swój zegarek. Wskazywał godzinę 7:03.
- I czemu sama?
- Bubbles nie mogła znaleźć Osieka, więc Buttercup pomaga jej w poszukiwaniach. Ja zaś... - Dziewczyna odgarnęła swoje długie, rude włosy. - Mam przygotować apel.
- Niepoprawna prymuska. - Chłopak parsknął śmiechem.
- Ja przynajmniej nie zmieniam się w krwiożercze bydlę w chwilach złości. - Odcięła się.
- Ja przynajmniej umiem czarować.
- Ja przynajmniej mam siostry.
- A ja mam święty spokój. - Uciął okularnik, robiąc głęboki wdech. Na horyzoncie pojawił się zarys budynku gimnazjum. - Z jakiej okazji ten apel?
- Nie wiesz? Wczoraj była 20. rocznica założenia gimnazjum.
- Ach tak... - Chłopak przekrzywił głowę, po czym mlasnął leniwie.
- Poza tym... Do naszej klasy dojdzie aż trzech nowych uczniów. - Okularnik zawiesił wzrok na koleżance.
- Powtórz.
- Mówię, że trzech nowych uczniów dojdzie do naszej klasy. Czyż to nie wspaniale?
- To zależy, z kim będziemy mieć do czynienia... - Odparł wymijająco.
- Dexterowi udało się zdobyć potwierdzenie odnośnie jednej z nich. Chodzi o Bell. - Okularnik zatrzymał się wpół kroku.
- Jeśli mam być szczery, to nie spodziewałbym się tego. - Mruknął, dumając nad czymś nieokreślonym.
- Znowu bierze cię mięta do naszej białowłosej, co Casper? - Zapytała z krzywym uśmieszkiem ruda.
- Dawno mi przeszło. - Odparł automatycznie nazwany Casprem. - A coś odnośnie pozostałych dwóch?
- Na razie nic. Ale nie martw się, poznasz ich już wkrótce. - Doszli do bramy. Przywitał ich niecodzienny widok: Grupka uczniów otaczała dwóch chłopaków: Jeden z nich miał średniej długości blond włosy, czapkę z krótkim rondem, zielone oczy. Drugi zaś miał krótko ścięte brązowe włosy, wielkie oczy i był obity: Z rozciętego policzka sączyła się krew.
- Zapłacisz mi za znieważenie Bambi, kurduplu. - Warknął blondyn, zaciskając pięści. Casper rozpoznał go od razu: Był to Curt, tutejszy rozrabiaka i szef szkolnego gangu. Czasami ubijali korzystne interesy, bowiem "Mafia" była zawsze dobrze poinformowana. Drugiego chłopaka nie potrafił zidentyfikować: Musiał to być prawdopodobnie jakiś pierwszak.
- Która godzina? - Zapytał ni z tego, ni z owego swojej towarzyszki.
- 7. 45. - Odparła, lekko zaniepokojona widowiskiem.
- Ach, więc dlatego zebrał się już taki tłum. - Casper wyciągnął się lekko, po czym podszedł do innego pierwszaka, który oglądał widowisko niczym dobrą kreskówkę. - Hej, mały... O co to halo? - Zapytał pierwszoroczniaka.
- Johny zadurzył się w Bambi. - Odparł pierwszoklasista, gestykulując. - Ta z początku dobrze go traktowała, ale później bez wyraźnej przyczyny dała mu kosza na środku korytarza. Johny tak się zdenerwował, że dał jej w twarz.
- Kretyn. - Stwierdził okularnik, uśmiechając się z politowaniem. - Trzeba być idiotą albo pierwszoklasistą, by liczyć na to, że Bambi odwzajemnia twoje uczucie. A policzek przypieczętował jego los. - Chłopak pokręcił głową. - Ech, rutyna... - Casper przepchnął się razem z rudą przez krąg uczniów. Stanęli gdzieś w pierwszym rzędzie. Stamtąd doskonale było widać, jak wściekły jest lokalny gangster. Tymczasem jego przeciwnik chyba wciąż nie zdawał sobie sprawy, jaki popełnił błąd. Curt kopnął adwersarza w brzuch, po czym kolejnym ciosem powalił go na ziemię.
- I co robimy? - Zapytała ruda, wiercąc się nerwowo.
- Raczymy się widowiskiem niczym dobrym winem. - Odparł Casper, uśmiechając się kpiąco, jak to czasami miewał w zwyczaju.
- Przecież Curt zaraz go wykończy.
- Nie powiedziałem "Patrzymy do końca". - Chłopak wyciągnął coś z kieszeni, po czym uniósł to w górę. Sekundę później rozległ się wystrzał. - No dobrze, drodzy państwo, koniec przedstawienia, dochodzi 8:00, zabierajcie się do klas! - Oznajmił gromkim głosem. Część drugoklasistów i większość pierwszaków skwapliwie wycofała się poza zasięg strzału, lecz oporni wciąż stali w miejscu, pragnąc wyczekać finału. Casper wystrzelił raz jeszcze. - Nie zamierzam się powtarzać. - Oznajmił cicho, wodząc po rówieśnikach wzrokiem. W tych oczach mało było z człowieka, oj mało... Teraz na miejscu pozostało już tylko kilku najtwardszych. Okularnik dał sobie spokój z rozpędzaniem tłumów i podszedł do walczących.
- Daj spokój. - Mruknął do Curta, który zastygł nad skulonym adwersarzem. Lokalny gangster zawahał się.
- Obraził moją dziewczynę. - Odparł, jakby na usprawiedliwienie.
- To pierwszoklasista.
- Dał jej w twarz.
- To pierwszoklasista. - Casper rzucił okiem na ten żałosny widok, jaki przedstawiał Johny - Obity, z krwawiącym policzkiem. - Co prawda kretyn, ale pierwszoklasista. - Curt zawahał się, ale w końcu odstąpił.
- Widzimy się w klasie. - Mruknął, chowając ręce w kieszenie. - Trzeba przygotować chrzest. - Lokalny gangster oddalił się. Zachmurzyło się, po czym lunął deszcz. Casper zaś wciąż przyglądał się skulonemu pierwszakowi.
- Pomóc ci wstać? - Zapytał, wyciągając rękę.
- Nie, sam się podniosę. - Odparł Johny, powstając. W jego oczach błyszczały ogniki. - Nie puszczę mu tego płazem. Nie zdąży doliczyć do trzech, a policja już pojawi się u progu.
- Chcesz jeszcze bardziej zepsuć swoje życie?
- O czym ty mówisz?
- Komisarz powie ci, że to zwyczajny wybryk, tak charakterystyczny dla "ludzi w tym wieku". A Curt się o tym dowie. Zawsze się dowiaduje. A kiedy już się dowie, to nie będziesz miał JAK dotrzeć na komisariat. Zapewniam to. - Casper poprawił okulary.
- Kto pozwala mu tak się panoszyć...?
- Kto wie... Ale musisz przywyknąć. - Casper zaczął się oddalać. - Witamy w Megaville. - Oznajmił, po czym parsknął okrutnym śmiechem, zostawiając pierwszaka na deszczu z jego przemyśleniami.
