Zwaliłam to opowiadanie po całości z różnych orzyczyn, więc, postanowiłam wrócić tu i pozmieniać. Wątpie, żeby komukolwiek było żal starej wersji.


Legendarny luźny tydzień nadszedł, tylko dwa sprawdziany! Ten rozdział pisałam jak byłam chora, przepraszam za wszystkie błędy, jak jakiś znajdziecie, to proszę zgłaszać! Jestem bardzo dumna z moich pomysłów na ten fanfic, z tym pierwszym rozdziałem męczyłam się długo, ale am nadzieję, że reszta pójdzie gładko! Mam nadzieję, że czas akcji jest oczywisty, flashback'i będę pisać pochyłą czcionką.

Sit back and enjoy!

Dostępne też na Ao3, link do mojego konta, na profilu, zapraszam ;)


"Jestem sprawiedliwością"

~L Lawliet, Yagami Raito


Kryminaliści zabijali, kradli, gwałcili, a co teraz robiła sprawiedliwość?

Zrobiła sobie przerwę i chodziła w parach po miejskim straganie, oglądając wystawy i dodając tłoku kamiennej uliczce w środku Regionu Kanto. Starsza sprawiedliwość oczywiście czuła się niekomfortowo wychodząc na powierzchnię, ale tą młodszą mało to obchodziło.

Zrelaksowani wcale nie czuli jeszcze, jak ciężkie jest dziś powietrze i czym przypłacą chęć małej przerwy.

-Raito-kun, co my w ogóle robimy, powinniśmy rozwiązywać sprawę morderstwa Kimiko Kubo.

Blady, czarnowłosy mężczyzna chodził zgarbiony z rękami w kieszeni. Co chwila mruczał coś pod nosem o nadmiarze promieni słonecznych, czerniaku, niedoborze cukru, marnowaniu czasu, sprawie i przeziębieniu się. Ale nic z tego nie brzmiało jak skarżenie się, przez monotonię głosu.

Ale elegancko ubrany nastolatek obok, tylko uśmiechnął się drwiąco.

-Nie denerwuj się Ryuzaki, kiedy ostatnio wychodziłeś z domu, miesiąc temu? Połączymy nasze genialne umysły i rozwiążemy wszystko w najwyżej godzinę.

Skromność nie była jego najmocniejszą stroną, ale ten fakt dolewał jeszcze benzyny do ognia tysiące razy analizowanej przez L sprawy własnych, niedorzecznych uczuć.

Ile razy rozpatrywał wszystko w głowie, kończył nienawidząc sam siebie.

Wszyscy ludzie byli dziecinnie prości do rozszyfrowania, wyczytania ich wszystkich uczuć i emocji, a nie umiał rozczytać sam siebie.

-Yagami-kun, śmiem twierdzić, że moje podejrzenia, że jesteś Kirą wzrosły o pięć procent, a to jest już poważne oskarżenie.

Powiedział najspokojniej w świecie zagłębiając dłonie jeszcze głębiej w kieszenie niebieskich spodni. Nawet nie spojrzał na rozmówcę, interesując się bardziej swoim kciukiem, którym bez wyczucia subtelności kręcił kółka na ustach, bawiąc się nimi jak tylko było to możliwe.

Raito skrzywił się lekko, przeklinając sam siebie, że tak skończył. Co widział w detektywie? Oczywiście umysł, ale czy to było wystarczający powód do użerania się z nim? Ciągle zadawał sobie to pytanie. Jakby na to nie patrzeć miał też ładne włosy... i może nienajbrzydsze ciało...

Lecz wiedział też, że to jedyny człowiek na jego poziomie, a z nikim głupszym nie chciałby spędzać każdego dnia. Wiedział też, że jego urodziwość, na którą nabierały się wszystkie panie jakie spotkał, nie może się zmarnować. Tak przynajmniej to sobie usprawiedliwiał. A tak, czy tak, najbliższą alternatywą była zakochana po uszy Misa, która nie dałaby mu odejść na krok, lub naiwna Takada, którą ostatnim razem widział w szkole.

-O co ci chodzi, minęły już dwa lata i już złapaliśmy Kirę.

Raito zmarszczył lekko nos, zajmując się na raz namawianiem dłoni do rozluźnienia się.

Nie potrzebował kolejnej bójki w miejscu publicznym.

-Kira-kun, sam praktycznie przyznałeś się do...

Ale nie zdążył dokończyć, bo skutecznie zatrzymała go zimna, koścista pięść, wycelowana prosto w blady nos, który miał to błogosławieństwo poczuć z osobna, bardzo dokładnie każdą z kosteczek i żył tej dłoni teraz i w każdej z licznych bójek. Skutkiem nietypowego eksplorowania ów kosteczek, było barbarzyńskie zbluzganie bieli nosa brunatno-czerwoną krwią, po którą L sięgnął językiem.

Falujące fale bólu skupiały się na lepkim od krwi nosie i biegły aż do kości potylicznej.

L ścisnął nasadę krwawiącego nosa i oddał oprawcy, w myśl swojej złotej zasady, kopniakiem prosto w piękną, gładką twarzyczkę.

I jak dzień w dzień zaczęła się wielka bitwa, dwóch genialnych umysłów.

-Raito-kun-wtrącił L pomiędzy unikiem a wymierzeniem kolejnego kopniaka, tym razem w brzuch- nie myślałem, że naprawdę jesteś Kirą, póki nie uknułeś planu złamania mi nosa i mojego wykrwawienia się, za które nie byłbyś sądzony jako Kira.

-Nie jestem Kirą!-krzyknął Raito łapiąc L za kołnierz i podnosząc go blisko siebie.

Chciał wymierzyć kolejny cios, ale zagapił się na sposób w jaki jego usta uchyliły się, ukazując język i zęby. Krew, która po nich spływała przyjęła zaproszenie i od razu weszła do środka buzi L brudząc jej środek.

Raito poczuł niemiłosiernie żywiącą się jego duszą chęć pomocy w wyczyszczeniu krwi z ust i zębów.

L z chęcią wykorzystał nieuwagę przeciwnika, kopiąc go w brzuch.

Pozostałe życie uliczne zręcznie omijało scenę krwawej walki, przyspieszając obok niej kroku, co tworzyło dwumetrową przerwę pomiędzy ludźmi a nimi.


Szli koło siebie, poturbowani, w ciszy.

Nie śmiąc spojrzeć na drugiego, aby nie wzięła ich chęć przeprosin, albo podarowania kolejnej rany.

Szli tak ze ściśniętymi, ustami, brwiami, pięściami i wszystkim co się tylko dało, mając bardziej gadatliwego towarzysza w chłodnym jesiennym wietrze, niż w sobie nawzajem.

L powoli zaczął odczuwać spadek poziomu niezbędnego cukru w organizmie.

Ale wolał umrzeć tu i teraz niż prosić tego Kirę o kupienie mu czegokolwiek.

Ale uratował go stragan z różnej maści słodyczami obok którego przechodzili.

Raito widząc słodycze, od razu pomyślał o detektywie, co poskutkowało złamaniem obietnicy, spojrzeniem na niego i chęcią przeprosin.

Korzystając ze świetnie zagranej, nieuwagi L, który ślepo szedł dalej zatopiony we własnych myślach, kupił wielkiego lizaka w kształcie serca, na którego sam widok zaczęły go boleć zęby.

On sam nigdy nie jadł słodyczy, a jedyna niezdrowa żywność jakiej się dopuszczał to były oczywiście chipsy, nawet nie pamiętał dlaczego dwa lata temu zaczął je jeść i od razu zakochał się w ich smaku.

Dogonił dwudziestosiedmio latka i ani nic nie mówiąc, ani się na niego nie patrząc, podstawił słodkość naprzeciw jego wielkich, czarnych, podkrążonych od niewyspania oczu.

L nic nie odpowiadając wbił zęby w lizaka i potrząsnął głową, żeby odebrać go Raito.

Gdy w końcu mu się udało, wziął lizaka w dłoń i zaczął go gwałtownie lizać.

-Nie obrażaj się już Ryuzaki.

-Spójrz, co zrobiłeś z moim nosem Yagami Raito-san.

Raito zmarszczył delikatne rysy swojej twarzy.

-Nikogo nie obchodzi twój nos Ryuzaki, ty i tak nawet nie wychodzisz z domu.

Oboje znowu zacisnęli pięści i spojrzeli się na siebie, gotowi do następnej bójki.

L opanował wielką chęć, która była gdzieś pomiędzy pobiciem Raito do nieprzytomności, a skosztowaniem jego ściśniętych do białości ust.

Spojrzał w jego lśniące od nienawiści oczy.

Dlaczego musiał być tak piekielnie uzależniający? Był gorszym narkotykiem od słodyczy, wyniszczał go psychicznie i fizycznie, nie zostawiając w detektywie suchej nitki jego świetnego rozumu, intelektu i zdrowego rozsądku.

Wiedział, że to skończy się tragicznie, najpewniej dla niego samego, wiedział, że kiedyś trzeba będzie odejść dla własnego bezpieczeństwa, ale wiedział też, że im dłużej zwleka, tym trudniej mu będzie.

Ale był niemal pewny, że sam nie będzie musiał decydować kiedy odejść.

Był pewny, że to Raito zadecyduje zabijając go.

Raito widząc pusty wzrok detektywa zupełnie przestał się denerwować.

Dokładnie wiedział co to znaczyło.

Znowu oskarżał go niesłusznie o bycie Kirą.

To bolało.

Jakkolwiek by się się nie starał, L nigdy nie mógł zrozumieć, że nie był Kirą.

Chociaż z drugiej strony, to właśnie powiedziałby Kira.

-Jak chcesz się obrażać, Ryuzaki, to obrażaj się sam.

Może i brzmiał jak naburmuszony przedszkolak, ale ani trochę mu to nie przeszkadzało.

Odwrócił się, ale nie spodziewał się takiego widoku.

Czy L dosypał mu jakichś narkotyków, żeby przyznał się o bycie Kirą, czy sam już tracił zmysły, ale widział w ciemnej uliczce, na którą nikt się nie patrzył gnając za wczorajszym dniem, zapominając o tym nowym, lewitujące... jabłka?

Co lepsze, jabłka powoli zamieniały się w ogryzki.

Zatrzymał się starając zachowywać spokojnie.

Cokolwiek naprawdę się działo, nie mógł nikomu o tym powiedzieć.

Zamkną go w psychiatryku, zniszczą jego wizerunek i dumę.

O ile z dumy i wizerunku coś zostało, odkąd jest w związku z nietypowym... dziwnym... strasznym... słodkim... detektywem.

-Raito-kun?-powiedział L, prawie przejęty-Czy wszystko w porządku?

Czasem Raito zastanawiał się, czy L tak naprawdę go nienawidzi. Czy udaje jego chłopaka, aby wydobyć z niego bycie Kirą.

Ale Raito dałby sobie głowę uciąć, że Kirą nie był.

Odgłosy gmachu ulicznego przeciął jak nóż dzwonek telefonu L.

Mężczyzna włożył dłoń w kieszeń workowatych, niebieskich spodni i znalazł czarny telefon z klapką, który wziął w dwa palce i uniósł do ucha.

-Halo?

Przytakiwał przygłuszonemu głosowi z słuchawki, aż rozłączył się.

Raito spojrzał na niego unosząc brew i pochylając się lekko.

-Nowe morderstwo.

Raito nie zdążył nic odpowiedzieć, a został pociągnięty za rękaw wzdłuż drogi skąd przyszli.


Otoczyli sprawnie Higuchi'ego wozami policyjnymi.

Ten, za to, cały oblany potem, korzystając z niewielkiego czasu jaki mu został, zaczął nerwowo grzebać w torbie leżącej na fotelu koło niego.

Ręka trzęsła mu się niemiłosiernie, ale w końcu udało mu się wydobyć z niej czarny notes.

Zanim został siłą wytargany z samochodu, zdesperowany Higuchi podarł nieznacznie Death Note.

Tej nocy powietrze było gorące, a śmierć wisiała w powietrzu.

L coś z tyłu głowy mówiło, że jeśli coś zrobi teraz nie tak, napewno zginie.

Nie, nie z rąk Higuch'iego. Wiedział, że jeśli zginie, to tylko przez swojego najlepszego przyjaciela od siedmiu boleści.

Obserwował z siedzenia pilota helikoptera jak wyjmują tego Kirę z samochodu.

Ale nie, prawdziwy Kira nigdy nie zabijałby dla firmy, ani tym bardziej nie dałby się złapać.

To nie koniec, wiedział to.

-Pamiętajcie, że macie do czynienia z Kirą-powiedział przez swoje radio zerkając kątem oka na Raito.-Nie pozwólcie mu zobaczyć waszych twarzy. I zachowajcie szczególną ostrożność przy aresztowaniu.-żeby sam był taki mądry z Raito. Odwrócił się do Watari'ego, który celował ze snajperki-Watari, jeśli Higuchi wykona chociaż jeden podejrzany ruch...

Ale nie dokończył, bo przerwał mu sam starszy mężczyzna.

-Rozumiem. Mam go unieszkodliwić.

-Mogi, załóż mu nadajnik-powiedział Raito.

L był pewien, ten Raito nie ma pojęcia o swojej tożsamości Kiry, a co jeśli moc Kiry, jakkolwiek działa, po zatrzymaniu Higuchi'ego znowu spłynie na Raito?

Odkąd nastolatek stracił wspomnienia zbliżył się do L, psychicznie i fizycznie, za sprawą dzielących ich kajdanek. O ile wcześniej ich przyjaźń była oczywistą grą, to teraz obawiał się, że przestał uważać i stał się za łatwym celem, a może nawet przywiązał się do swojego pierwszego przyjaciela?

-Higuchi, w jaki sposób zabijałeś ludzi?-krzyknął Soichiro mierząc w niego z pistoletu.

-Jeśli tego nie zrobisz, użyjemy wszelkich dostępnych metod, aby to z ciebie wyciągnąć-skomentował L nalewając herbatę do filiżanki z bidonu, trzymając wszystko jak księżniczka, niestety, zamiast jednego paluszka w górze, zostały dwa paluszki na filiżance.

To chyba jedyna pozostałość z Angielskiego dżentelmana w nim.

Po dłuższym zastanowieniu zatrzymany przemówił.

-Możecie mi nie wierzyć, ale jeśli zapiszecie w tym notesie imię, nazwisko i znacie twarz tej osoby to ona umrze.

Yagami-san podszedł do samochodu i wziął do rąk notes.

-Zgadza się, są w nim zapisane nazwiska.

L poczuł gulę w gardle, przecież to przeczy nauce. Na dodatek, jeśli nic szybko nie zrobi, Raito z pewnością jakimś cudem znów będzie Kirą, wiedział to. Czuł to w kościach od dnia w którym oczy Raito straciły swoją karmazynową powłokę, wiedział, że to nie potrwa długo, wiedział, że gdy karmazyn znowu się pojawi, zauważy to, ale wiedział też, że wtedy będzie już za późno.

Niedługo potem ojciec Raito odskoczył przewracając się na ziemię z krzykiem.

Zaraz potem coraz to kolejni członkowie grupy śledczej robili to samo. Krzyczeli i przewracali się na ziemię.

-Co się dzieje Mogi?-zapytał Raito

-Chyba tylko ci, którzy dotknęli notesu, widzą tego potwora.

-Przynieś ten notes do helikoptera-powiedział Raito

Piorun nagłego uświadomienia sobie sytuacji przeszedł przez kręgosłup L.

Nie da Kirze notesu do rąk. Nawet jeśli Kira nie wie, że nim jest.

-Ryuzaki, oto on.

L wziął go do rąk, wiele myśli kłębiło się w nim naraz. Wszystko nabierało sensu. Jednocześnie tracąc jakiekolwiek naukowe wyjaśnienia.

-To shinigami, one naprawdę istnieją.

-Ryuzaki, daj mi ten notes!-krzyknął niecierpliwie Raito.

L obudził się z rozmyślań i kiedy Raito już prawie wyrwał mu go z rąk zrobił staranny unik.

-Yagami-kun, nie zapominaj, że nadal podejrzewam cię o bycie Kirą.

Można było zobaczyć ogień w jego oczach, był wściekły, ale może w nich być wszystko póki to nie jest ten karmazyn.

Raito miał ogromną chęć podbicia mu oka, ale zbyt bał się Watari'ego ze snajperką metr obok.

L otworzył notes przypatrując się przedartym regułom.

Zasada trzynastu dni rzuciła mu się w oczy. To psuło całą teorię. Ale nie, Raito musi być Kirą. Zwyczajnie musi.

Takie oczy nie mogą należeć do człowieka i tego był pewien jak jeszcze niczego w swoim życiu.

Otworzył notes na ostatniej stronie widząc zasadę, według której, ten, który dotknie notesu umrze, gdy notes zostanie zniszczony.

Przejrzał resztę zasad.

Był pewny jednego, nie da Raito dotknąć notesu, czy jest Kirą, czy nie.

-Watari-odezwał się spokojnie L-zabezpiecz notatnik, aby bardziej się nie uszkodził.

Raito miał kompletnie gdzieś Watariego, przywalił L prosto w twarz, tak, że naderwany notatnik, wypadł z jego rąk.

Raito uderzył go jeszcze raz, dla czystej przyjemności.

Potem pochylił się aby podnieść potargany zeszyt.

L kopnął notatnik, który poturlał się wlrost pod nogi Watariego, który podniósł go i schował w swojej kieszeni.

Raito był rozwścieczony.

Co L sobie wyobrażał robiąc coś takiego?!

Zabierając mu prawo do dowiedzenia się wszystkiego, przez jakieś bezsensowne podejrzenia.

Cały ten czas dzielnie pracował nad złapaniem Kiry, a teraz tak poprostu odebrano mu uczestnictwo.

Tu chodziło o godność i dumę.

A on, nie zamierzał ich tracić.

Nienawidził L z całego serca i gdyby tylko nie było tu teraz przy nich Watariego, zadusiłby go własnymi rękoma.


-Raito znów przeanalizował wzrokiem pliki o nowym morderstwie, masując sobie skroń.

Nazwisko: Iwahara

Imię: Akihisa

Data urodzenia: 21 października 1989

Płeć: mężczyzna

Wiek: 17 lat

Zawód: uczeń szkoły średniej wyższego stopnia

Wysokość: 176 centymetrów

Waga: 67 kilogramów

Kolor włosów: różowy, naturalne czarne

Kolor oczu: ciemny brązowy

Cechy charakterystyczne: kolczyk w nosie

Przyczyna zgonu: zastrzelenie

Zbrodnie: nie karany

L wyrwał mu kartkę z rąk i przypiął na tablicę korkową obok innych zabójstw.

Wszystkie ich poszlaki posypały się z tym jednym morderstwem.

Oczywiście, nikt nie powiedział, że to ten sam morderca.

To był jedyny zabity mężczyzna, reszta to były kobiety w wieku od 12 do 36 lat.

Mieli teorie o mężczyźnie, który ma dość feministek, ogólnie ich wszystkie teorie wskazywały mężczyznę, który miał coś do kobiet, ale taki nie zabiłby mężczyzny, prawda?

Ten aspekt też rozpatrzą.

Rozpatrzą równiesz kolor jego włosów.

może był gejem, a morderca zabija byłe swojego chłopaka?

Raito ziewnął głęboko i skupił uwagę na grającej w tle na telewizorze komedii romantycznej, której główny bohater zaręczał się właśnie głównej bohaterce.

-A gdybym tak chciał wziąć z tobą ślub L? Ksiądz podałby mi twoje prawdziwe imię. Jesteśmy ze sobą już prawie dwa lata i chyba zasługuję, żeby je znać.

-Raito-kun, obawiam się, że w naszym regionie nie jest to możliwe i jestem w siedmiu procentach pewny, że to ty jesteś Kirą, ponieważ o to pytasz. Ponad to wizja naszego ślubu napawa mnie niepokojem i chęcią do śmiechu.

-Odkąd złapaliśmy Kirę morderstwa ustały Ryuzaki!

-Przykro mi, logika podpowiada mi, że to był misternie zaplanowany przez Kirę plan, aby zdobyć moje zaufanie i poprosić o imię.

-Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to, gdy śpisz w moim łóżku, nie czekałbym dwóch lat.

-Kręcisz Raito-kun, ja nie sypiam.

Tak naprawdę kochał się z nim przekomarzać, wiedział, że zrobił wszystko aby nie przypomniał sobie o byciu Kirą, ale czy przebiegły Raito znalazł sposób? Był tylko trochę mniej inteligentny, oczywiste było to, że kiedyś na pewno to zrobi.

-Jak mi nie wierzysz, to mnie zostaw.

-Nie mogę Raito-kun, znasz moją twarz i kupujesz mi słodycze.

Raito momentalnie zacisnął pięści.

Wziął parę głębokich wdechów.

Bez słowa odwrócił się i poszedł do łazienki.

Zamknął drzwi i odkręcił kran.

Pochylił się nad nim i agresywnie zaczął oblewać sobie twarz, aż nie zaswędziała go głowa.

Nie zakręcając kranu podrapał się. Gdy spojrzał na tą dłoń, była pokryta ciemno-szarym prochem.

I wszystko stało się białe.

Uszy głuchły mu od rozrywającego odgłosu, który był czymś pomiędzy głuchym szumem, a głośnym piskiem.

Najpierw z czystej bieli wyskoczyła klasa języka angielskiego i tajemniczy notatnik spadający na ziemię zza okna.

Niedługo potem przerażający Ryuk i jabłka.

Pamiętny Lind L Taylor, Ray Penber, tak bliska rozwiązania wszystkiego Naomi Misora i niezapomniane "Jestem L" wybijające się głośniej od reszty.

Nie, to nie może być prawda.

Gdy widzenie wróciło do normy okazało się, że krzyczał.

Przed sobą zobaczył ciemną, zgarbioną postać swojego szukającego rozrywki Shinigami.

Wstrzymał oddech.

-No, Raito, nudziło mi się bez ciebie, szukałem przez ten czas pozostałości, aby przywrócić ci wspomnienia, powinieneś z tym swoim koleżką bardziej szanować mój notatnik. Tęskniłem Raito.


Jeśli się podobało, stay tuned, drugi rozdział wkrótce!

(Tak, tak, wiem, za dużo Angielskiego, nie mam już pojęcia jak powiedzieć niektóre zwroty po Polsku, nawet za granice wyjeżdzać nie muszę, wystarczy całe życie w pokoju w Angielskich fandomowych internetach)

Nigdy nie pisałam kryminałów, nie przeczytałam ich też specjalnie dużo, ale mam nadzieję, że mi wyjdzie :3

Mam nadzieję, że ten rozdział jest nudny tylko dla mnie, bo czytałam go już tysiąc razy i oczywiście sama go pisałam.

Dziękuję za dotrwanie do końca rozdziału, luv ya ;*