Tytuł oryginału: Maybe It's Just Me

Autor: bleedtolover

Tłumaczenie za zgodą i błogosławieństwem Autorki


Może, to tylko złudzenie

Rozdział pierwszy

Stoję na peronie nerwowo przestępując z nogi na nogę. Prawdopodobnie wyglądam jakbym zupełnie zwariowała. Albo jakbym naprawdę musiała skorzystać z toalety. Kiedy to sobie uświadamiam, natychmiast zastygam w bezruchu. Spoglądam w dół na moją młodszą siostrę Prim. Stoi obok mnie trzymając mnie mocno za rękę. Przestępuje z nogi na nogę podobnie jak ja kilka minut temu. Jej jasne warkocze, tak różne od mojego, opadają jej na ramiona a jej wolna dłoń bawi się końcówką jednego z nich. Nasza matka stoi za nami i trzyma każdą z nas za ramię. Jest ubrana w jedną ze swoich ulubionych sukienek a włosy, tak samo jasne, jak włosy mojej siostry, upięła w niski kok. Naprawdę się postarała, widać, że chce wyglądać jak najlepiej po raz pierwszy od dnia jego wyjazdu.

Łatwo zapominam, że to co się za chwilę wydarzy jest ważne nie tylko dla mnie. Ciągle zapominam, że przez ostatnich kilka lat on stał się członkiem naszej rodziny. Matka traktuje go jak przybranego syna a Prim jak starszego brata.

Nazywam się Katniss Everdeen. Mam szesnaście lat. Mieszkam w Dwunastym Dystrykcie. Mój najlepszy przyjaciel właśnie wygrał Siedemdziesiąte Czwarte Doroczne Głodowe Igrzyska.

Peeta Mellark wraca dzisiaj do domu.


Nie potrafię zrozumieć tego co dzieje się wokół mnie na peronie. Wszędzie roi się od kamer, niektóre skierowane są na moją rodzinę, starających się uwiecznić moment jego powrotu do domu. Wszyscy obecni są podekscytowani, a także pełni chęci złożenia mu gratulacji i podziękowań.

Wszyscy w Dystrykcie zawsze kochali Peetę, więc to , że do nas wraca jest wystarczającym powodem do świętowania. To, że dzięki jego zwycięstwu nasz dystrykt zostanie obsypany prezentami było tylko miłym dodatkiem. Miłym dodatkiem, o którym zupełnie zapomniałam aż do wczorajszego dnia, kiedy do miasta przyjechał wyładowany towarami pociąg.

Jego rodzina stoi kilka metrów od nas. Jego ojciec i bracia trzymają się razem, pogrążeni w cichej rozmowie. Wiem, jak bardzo cieszą się z jego powrotu. Pan Mellark sam mi o tym powiedział, kiedy wpadłam rano do piekarni ignorując wiszącą w drzwiach tabliczkę z napisem ZAMKNIĘTE.

Pani Mellark trzyma się z dala od rodziny. Zawsze była nieczuła, ale jej obecne zachowanie naprawdę mnie wkurza. Ledwie unosi wzrok, kiedy słyszymy w oddali gwizd pociągu i zaraz znowu przygląda się swoim paznokciom.

Wydaje mi się, że czekamy cały dzień. Kiedy pociąg wreszcie wjeżdża na stację muszę siłą powstrzymać Prim, zanim przeciśnie się przed szereg. Tego ranka wyjaśniłam jej dlaczego tak ważne jest aby to rodzina Peety powitała go jako pierwsza. Z wyrazu zawstydzenia na jej twarzy wnioskuję, ze także sobie o tym przypomniała.

-Nie martw się, Kaczorku. - Delikatnie ściskam jej dłoń. - Niedługo przyjdzie nasza kolej.

Prim patrzy na mnie kiwając głową a ja znowu patrzę do przodu.

Peeta wyjechał na niecały miesiąc, ale mi wydaje się, jakby minął rok od momentu, kiedy ostatni raz widziałam go osobiście, a nie na ekranie telewizyjnym.


Stałam wraz z rodziną na końcu długiej kolejki w Budynku Sprawiedliwości. Patrzyłam na mokre od łez twarze członków jego rodziny, którzy mijali nas, kiedy skończył się ich czas. Nawet Gale, z którym Peeta zawarł ostrożną przyjaźń, wydawał się rozstrojony emocjonalnie.

Mogłam zobaczyć się z Peetą sam na sam, poczekać aż minie czas mamy i Prim. W ostatniej chwili stchórzyłam. Wiedziałam, że jeśli nie będzie przy mnie mojej młodszej siostry starającej się robić dobrą minę do złej gry, nie będę mogła powstrzymać łez, które wzbierały się we mnie, odkąd wyczytano jego imię.

A on na pewno miał już dosyć łez.

Kiedy wreszcie weszłyśmy do pokoju aby się z, nim pożegnać, zaskoczył mnie wyraz ulgi jaki pojawił się na jego twarzy na nasz widok. Natychmiast objął najpierw moją matkę, a potem Prim. Kiedy ona wyswobodziła się z jego ramion, podszedł do mnie i mocno przytulił. Dźwięk jego urywanego oddechu, kiedy oparł głowę na moim ramieniu, sprawił, że niemal sama byłam bliska łez.

-Już myślałem, że nie przyjdziesz.

Jego szept sprawił, że poczułam jak w gardle rośnie mi gula, którą trudno było mi przełknąć.

-W takim razie jesteś większym głupkiem, niż myślałam.

Ucieszyłam się, kiedy na jego twarzy pojawił się zbolały uśmiech.

Spędziłyśmy z, nim kilka minut, w czasie, których matka i Prim starały się przekazać mu jak najwięcej informacji na temat różnych leczniczych roślin i innych sposobów, których mógłby użyć aby przeżyć na arenie. Jego czoło było zmarszczone ze skupienia, ale nie byłam pewna czy rzeczywiście przyswaja te nowe , zbyt prędko jak dla mnie, pojawił się Strażnik Pokoju i powiedział nam, że nasz czas minął. Matka i Prim uściskały Peetę po raz ostatni.

Stojąc przednim, świadoma obecności Strażnika, który czekał, żeby wyprowadzić mnie z pokoju sięgnęłam do kieszeni spódnicy i wyjęłam z niej broszkę z kosogłosem, która kiedyś należała do mojego ojca, Peeta spojrzał na mnie zaskoczony. Wzięłam go za rękę i położyłam broszkę na jego dłoni zaciskając wokół niej jego palce.

-Na arenie wolno ci mieć pamiątkę z Dystryktu. Coś co będzie przypominało ci dom. - Mój głos załamał się lekko przy ostatnim słowie. - Przyjmiesz to?

-Katniss, ja...- Peeta spojrzał najpierw na broszkę w swojej dłoni, a potem w moje oczy. - Nie mogę jej przyjąć. Wiem, jak wiele dla ciebie znaczy.

Poczułam dłoń Strażnika na moim łokciu, ale odsunęłam się, zanim mógł mnie odciągnąć i szybko pocałowałam Peetę w policzek. Moje oczy wypełniły się łzami, kiedy mnie odciągnięto i mrugnęłam, żeby móc po raz ostatni wyraźnie go zobaczyć.

-W takim razie musisz przywieźć ją z powrotem.


Dźwięk zbliżającego się do stacji pociągu wyrywa mnie z rozmyślań. Kamery już kręcą, chociaż drzwi pociągu nawet się nie otworzyły. Jego rodzina została wyprowadzona przed szereg, a jego bracia przepychają się, żeby zająć jak najlepsze miejsca.
Kilka metrów za nimi widzę rodzinę Cartwright. Czuję napływ żalu, kiedy myślę o ich córce, Delly, której w tym roku przypadła rola trybutki z naszego dystryktu. Peeta mówił, że, kiedy bawili się razem, kiedy byli dziećmi. Potem nie byli sobie aż tak bliscy, ale podczas dożynek nadal byli przyjaciółmi. W odróżnieniu od innych mieszkańców Dystryktu Delly zawsze była dla wszystkich życzliwa.

Nie znałam jej osobiście, ale, mimo to i tak oddałam jej rodzinie prawie wszystko, co upolowałam dzień po tym jak zginęła podczas rzezi pod Rogiem Obfitości.

Dźwięk otwierających się drzwi pociągu sprawia, że automatycznie robię krok do przodu. Zatrzymuję się jednak, kiedy pierwsza pojawia się w nich Effie Trinket. Żołądek przewraca mi się ze złości, kiedy przypominam sobie, jak w jej ustach zabrzmiało imię Peety, kiedy wylosowała stosowną karteczkę z kuli. W głębi duszy wiem, że ani Igrzyska ani to, że wylosowała właśnie jego nie były jej winą, ale i tak nadal ją obwiniałam. Łatwo było winić Effie, jej głupią różową perukę, krzykliwy stój i pretensjonalny kapitoliński akcent.

Nawet teraz, kiedy przemawia do kłębiących się wokół niej ludzi ja nadal nie mogę powstrzymać tego jak bardzo chcę, żeby się po prostu zamknęła.

Przegapiłam większość jej przemówienia, ale udaje mi się złapać ostatnie zdanie.

-A oto moment na, który wszyscy czekaliście. Dystrykcie Dwunasty przedstawiam wam zwycięzcę Siedemdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk Peetę Mellarka.

Kiedy pojawia się Peeta i wychodzi z pociągu na peron czuję, że serce podjeżdża mi do gardła. Jest chudszy niż był, kiedy wyjeżdżał, ma sine obwódki pod oczami spowodowane brakiem snu i nadal nie porusza się zbyt pewnie na nowej, podarowanej mu przez Kapitol, nodze. Wygląda, inaczej, zmienił się. Chociaż jeszcze kilka dni temu nie wiedziałam, czy w ogóle wróci. Więc przyjmę tego zmodyfikowanego Peetę, jeżeli alternatywą miałby być całkowity jego brak.

Słysząc radosne okrzyki tłumu, uśmiecha się do ucha do ucha i cieszę się, widząc, że przynajmniej jego uśmiech pozostał taki sam.

Chwilę później niemal przewraca się pod naporem własnych braci. Słyszę za sobą śmiech mojej matki, która zaciska dłoń na moim ramieniu i zauważam przerażenie na twarzy Effie, kiedy bracia Peety niszczą jego starannie ułożoną fryzurę.

Kiedy Leif i Chord kończą witać brata w ich własny, niepowtarzalny sposób podchodzi do niego Pani Mellark. Chociaż wszyscy wiedzieli o tym jak bardzo marzyła o córce, kiedy była w ciąży i o tym, że nigdy nie traktowała go tak jak starszych synów, teraz wydaje się szczęśliwa z powodu jego powrotu. Nie przytula syna. Zamiast tego dotyka jego policzka, a potem odsuwa mu włosy z czoła i odchodzi.

Pan Mellark wita go jako ostatni. Zawsze był takim miłym człowiekiem i moje serce wypełnia radość na widok tego jak mocno przytula syna,

Moje oczy wypełniają się łzami, kiedy przypominam sobie poranek, po tym jak Peetę ogłoszono zwycięzcą. Gale i ja kończyliśmy nasz zwyczajowy obchód po miasteczku i zatrzymałam się w piekarni, żeby zostawić tam kilka wiewiórek, za, którymi tak bardzo przepadał ojciec Peety. Kiedy dobiliśmy targu Pan Mellark złapał moją dłoń w swoje ręce i spojrzał na mnie wilgotnymi oczami.

-Katniss, on wraca do domu. - Powiedział mi drżącym głosem.

Patrzę jak ich powitanie dobiega końca. Nagle orientuję się, że Prim puściła moją rękę i patrzę jak jej blond główka przebija się przez tłum. Kiedy dociera na miejsce natychmiast go obejmuje. Peeta podnosi ją i podrzuca do góry najlepiej jak może mając tylko jedną sprawną nogę. Kiedy widzę jak obejmuje moją matkę dociera do mnie, że przez ten cały czas stałam nieruchomo w miejscu.

Kiedy ich uścisk się rozluźnia Peeta odwraca twarz w moją stronę. Ledwie zauważam błyskające wokół mnie flesze aparatów czy to, że stojący między nami ludzie odsuwają się szybko, żeby zrobić mi przejście. Dopiero kiedy moje stopy zaczynają poruszać się w zadziwiająco szybkim tempie dotykam dłonią twarzy i zauważam, że jest ona mokra od łez.

Nagle moje ramiona zaciskają się wokół szyi Peety podczas gdy on obejmuje mnie mocno w talii. Po kilku chwilach próbuje się odsunąć ale mu na to nie pozwalam. Chowam twarz w zgięciu jego szyi starając się uspokoić. Kiedy wreszcie odsuwamy się od siebie tylko na tyle, żeby móc spojrzeć sobie w oczy, Peeta uśmiecha się a ja nie mogę się powstrzymać i odpowiadam mu uśmiechem. Peeta opiera się czołem o moje czoło i wyciera z pod moich oczu resztki łez.

Zanim mam szansę się powstrzymać, wypowiadam pierwsze słowa, które przychodzą mi na myśl.

-Już myślałam, że nigdy nie wrócisz.

Peeta uśmiecha się krzywo i kładzie ręce na moich ramionach.

-W takim razie, jesteś głupsza niż myślałem.

Po raz pierwszy od miesiąca wybucham śmiechem.

Nagle, Haymitch, ten obrzydliwy stary pijak, który ma czelność nazywać się mentorem łapie mnie jedną ręką za ramię a drugie kładzie na ramieniu Peety. Krzyczy do fotografów i kamerzystów, że czas na zdjęcia dobiegł końca, i ciągnie nas w kierunku samochodu, który miał zabrać Peetę do jego nowego domu w Wiosce Zwycięzców. Kiedy jesteśmy wystarczająco daleko od tłumu, zatrzymuje się. Na jego twarzy wyraźnie widać frustrację kiedy przeczesuje dłonią swoje tłuste blond włosy a potem pochyla się i syczy cicho.

-Moje gratulacje, Mała. Właśnie podpisałaś na siebie wyrok śmierci.