Niby po utracie drugiego oka wszystko miało być już w porządku... Niby. W porządku.

Owszem, przez parę tygodni był spokój, a potem... Wróciło.

Niedawno odbył się pogrzeb Gusa. Nigdy nie sądziłem, że przeżyję swojego przyjaciela.

Mając po 16, 17, czy nawet 18 lat nie powinno się myśleć o życiu w taki sposób, ale... To już taki ironiczny Bonus Rakowy. Bo nie wiesz, czy dożyjesz własnej osiemnastki.

Kiedy to się zaczęło, dość szybko trafiłem do szpitala. Ale podobno już było za późno.

Po prostu leżałem, ściskając mamę za rękę. Tylko na to miałem siłę. Słyszałem, że płakała, mimo że próbowała się powstrzymywać i bardzo dyskretnie wycierała oczy chusteczką. Po ostatecznej utracie wzroku wyostrzyły się nieco inne zmysły, słuch, dotyk... Czułem jej obecność obok.

Strasznie ciężko było mi oddychać. Pewnie tak właśnie ciągle czuje się Hazel. Ale... Dla mnie to była całkowita nowość, jeśli można to tak oczywiście nazwać.

Nie chciałem umierać już teraz. Miałem nadzieję na kolejne ukradzione dni, może tygodnie. Ale nie wyszło. Ścisnąłem mocniej rękę mamy.

I nagle... Zapadła całkowita cisza. To było dziwne. Na OIOMie nigdy nie było aż tak cicho, nieustannie coś szumiało, pikało, słychać było płacze, dyskusje. A tymczasem... Było za cicho. I już mogłem oddychać normalnie.

...Czyli umarłem?

Miałem zaciśnięte powieki, ale teraz... Zamiast ciemności widziałem jaśniejsze plamy, jakby szarość, jakbym patrzył w światło. Uchyliłem je - znowu miałem oczy.

Dosłownie kilka kroków dalej stał Gus, trzymając niezapalonego papierosa w ustach. Kiedy mnie zobaczył, podszedł, wciskając coś do reki.

- Cześć, Isaac! Pamiętasz to zdjęcie? Zabrałem je ze sobą, żeby w końcu ci je pokazać.

Spojrzałem na pomięte zdjęcie, wydrukowane naprędce na cienkim papierze. Pamiętałem to doskonale.

Augustus z niezapalonym papierosem trzyma nad głową różowe pudełko po jajkach. A obok ja, nie zwracając się prosto w do obiektywu. Za nami jej zielony samochód, upstrzony jajkami.