Tytuł: Zew natury
Oryginalny tytuł: Call of the Wild
Autor: Bittersweet Alias

Zgoda na tłumaczenie: Czekam
Długość: 2 rozdziały
Ostrzeżenia: Non-canon
Tłumaczenie: Lampira
Pairing: RL/HP
Beta: Ai, Zilidya
Link: s/4465491/1/Call_of_the_Wild

Streszczenie: Harry'emu nie podoba się to, co widzi po wyjściu z pociągu. Już wcześniej troszczył się o Remusa, ale uczucie to znacznie przybrało na sile, gdy zauważył jak mężczyzna się rozpada. Harry postanowił podjąć się ryzyka związanego z wilkiem i prędko się nie podda.

Pierwszy rozdział jest napisany z punktu widzenia Harry'ego, drugi już jest z perspektywy trzeciej osoby.

Rozdział 1

Być może celowo nacisnąłem ten guzik? Właśnie wysiadłem z pociągu na pero patrząc się prosto w oczy mężczyzny. Moje szmaragdowe spojrzenie spotkało się z jego. Przechyliłem głowę i nie wiedziałem, czy to z powodu mojej ślizgońskiej natury, czy może jeszcze z innego powodu, ale wtedy dotarło do mnie, że będą musiał jakoś sprawić, by był mój.

Stał tam, pomiędzy czarodziejami. Jego wspaniała uroda zmarniała, a jego piękna twarz z wyrazistymi rysami ukryta była za ciemną chmurą. Włosy w kolorze ciemnej czekolady były niechlujnie związane na karku, a bursztynowo-złote oczy były tak głodne… głodne czegoś i wiedziałem, że muszę go mieć. Obaj byliśmy bardzo głodni, spragnieni i wiedziałem, że będzie to osobliwe partnerstwo. Był ode mnie dwa razy starszy, ale czy to mnie obchodziło? Nie w tej chwili. Moim jedynym celem było pochwycenie mężczyzny w sidła i zrobienie z nim wszystkiego, na co tylko miałbym ochotę. Pokażę mu, że nie musi być nieszczęśliwy z powodu czegoś, co uznaje za przekleństwo.

Nie jest przeklęty, jest piękny. Jest wspaniałym, pełnym werwy wilkiem. Remus Lupin jest moją zdobyczą i będę rościł do niego swoje prawa i sprawię, by on rościł swoje do mnie. Nie ważne co się stanie. To nie mogło zdarzyć się podczas wakacji choć, miałem takie plany. Nie znaczy to jednak, że nie mogę mieć tego, co już rozpocząłem. Skierowałem się w stronę pana Weasleya, Tonks i Remusa Lupina. Ten ostatni był smutny i zażenowany. Merlinie, czemu był aż tak nieśmiały? Był cholernym wilkołakiem. Musiał mieć z tego jakieś korzyści.

— Co u ciebie, Harry? — Pan Weasley zapytał mnie niczym ojciec, obejmując ramieniem. Odwzajemniłem ten uścisk.

— Wszystko w porządku, panie Weasley.

— Cześć, Harry — przywitała mnie Tonks, przechylając głowę. Jak zawsze, jej włosy były jasno-różowe.

— Harry. — Remus z trudem patrzył mi w oczy. Kiedy się odsunął, niemal się trząsł. Był silny i nie mógł pozwolić, by cokolwiek go zraniło.

— Remi, chcę z tobą porozmawiać. Na osobności.

Nie dałem mu czasu na odpowiedź. Chwyciłem go za rękę i poprosiłem pana Weasleya i Tonks, by przypilnowali moich rzeczy. Następnie zaciągnąłem Remusa do kąta, gdzie nie było żadnego ucznia ani dorosłego. Była tam chłodno i ciemno.

— Coś się stało, Harry? — zapytał mnie.

Uniosłem brew i przechylając głowę, przyglądałem mu się przez parę chwil. Jego głos nie był tak wyrazisty, jak powinien być. Był taki wspaniały, a nie zdawał sobie z tego sprawy? Był wilkołakiem Alfa — byłem tego pewien. Miał blask jednego z nich, jednakże wciąż pozostawał przygnębionym dzieckiem.

— Przestań — powiedziałem wreszcie srogo.

Mrugnął, po czym spojrzał na mnie zdziwiony. Drobne blizny, znajdujące się na jego twarzy, pięknie prezentowały się na złotobrązowej skórze. Czy wszystko w tym mężczyźnie jest złote?

— Co?

— Przestań — powtarzam i przyciskam go do ściany. Jestem wdzięczny, że nikt nas nie widzi ani nie słyszy. – Proszę, Remusie Jonatanie Lupinie. Lunatyku — użyłem jego ulubionego imienia.

— Ja… nie rozumiem? — Patrzył na mnie bezradnie.

Być może nie rozumiał, a ja naciskałem mocniej niż miałem to w planach, ale nie mogłem się powstrzymać. Niszczył go fakt bycia wilkiem. Nie powinien się z tego powodu nienawidzić. Powinien to pokochać, pogodzić się z tym. Całą sytuację pogarszał również fakt, że Syriusz był martwy.

— Nie, ty nie — mówię cicho.

Podnoszę rękę i głaszczę wierzchem dłoni jego policzek. Remus jest zdumiony i zaskoczony, ale instynktownie pochyla się w stronę mojej dłoni, tak jakby jego druga natura pragnęła dotyku.

— Jesteś Remusem Lupinem – odpowiadam i zbliżywszy się niemal zamykam lukę między naszymi ciałami. – I chcę cię zatrzymać.

Remus przełknął, mogłem zobaczyć jak jego jabłko Adama porusza się pod jasnobrązową skórą na szyi. Dostrzegłem również zmieszanie w oczach Remusa. Nie odsunął się, co biorę za dobry znak.

— Ja… chcę zrozumieć, Harry. Co… robisz?

Uśmiechnąłem się lekko.

— Pragnę być z tobą.

— Ja… jeśli chodzi o Syriusza…

— Nie — przerwałem mu ostro. — Remusie, to nie ma nic wspólnego z naszym drogim Syriuszem. To się tyczy ciebie. Nie mogę znieść tego, co ze sobą robisz.

Moje słowa go zraniły. Wiem o tym, ponieważ Remus wzdrygnął się, a jego brwi się spotkały.

— Zamykasz się w sobie, niszcząc się z powodu wilka będącego w tobie. Nie rób tego.

— Harry...

Jego głos jest piękny, niski i ochrypły. Z odrobiną życzliwości jak i mocy. Remus nie wiedział, co posiadał.

— Jeśli dalej chcesz wymawiać moje imię, to mnie pocałuj. — Źrenice Remusa rozszerzają się z powodu szoku. Uśmiechnąłem się chytrze. — Jestem śmiertelnie poważny, Remusie Jonatanie. — Sunę palcami po dwóch bliznach na jego policzku. — Pocałuj mnie — syknąłem stanowczo. Oczy Remusa zabłysnęły na ten rozkaz, a mnie coś ścisnęło głęboko w środku. Coś tak cennego. — Zrób to teraz, Lunatyku. Pocałuj mnie! — Pchnąłem go na ścianę. Chciałem, by zareagował. Potrzebowałem tego.

Reakcja była natychmiastowa. Lupin przyciśnięty do muru, złapał mnie w tali i wycisnął na moich ustach gorący pocałunek, który palił mi wargi. Trzymał mnie mocno, a ja piszcząc, oddałem niezgrabnie pocałunek. Wyczułem w jego oddechu whisky. Był na tyle załamany, by łagodzić w ten sposób ból, ale ja nie miałem zamiaru pozwolić mu tak „łatwo" koić swoich cierpień. Wymagał wielu emocji i miałem zamiar je z niego wyciągnąć. Przygryzł mi wargę, a ja polizałem jego. Najpierw dolną, a później górną. Mmm… Jego oddech pachniał dobrze, ale smak Lupina był zdecydowanie lepszy. Wiedziałem, że tego chce. Chwyciłem go za ramiona, zmuszając, by pozostał tam gdzie był, całującego i atakującego moje usta. Przejął nade mną kontrolę, tak jak to powinien zrobić wilkołak. Czułem jak ociera się o mnie brodą. Był silniejszy niż na to wyglądał. Był szczupłym mężczyzną, ale siła wilkołaka była bezkonkurencyjna. Sprawiłem, że stał się taki i nie chciałem, by się to skończyło. Zatraciłem się. W jego ramionach czułem się tak, jakbym unosił się nad ziemią. Merlinie, smakował tak dobrze. Cholera, założę się, że mogło to być lepsze.

Delikatnie go ugryzłem. Remus westchnął w moje usta i odsunął mnie, źrenice miał rozszerzone. Obaj ciężko oddychaliśmy.

Uśmiechnąłem się ospale.

— Dobrze, Lunatyku, teraz mnie posłuchaj — powiedziałem, składając niewinny pocałunek na jego brodzie. Był zdezorientowany. Rozglądał się dookoła wystraszony, że ktoś nas przyłapał, ale tak się nie stało. Wiedziałem, że nikt nas nie przyłapał. — Pragnę cię i chcę byś przestał! Skończ z tym wszystkim co robisz i, do cholery, zacznij o siebie dbać. — Przekleństwo miało zwrócić uwagę Remusa, który mrugnął zaskoczony. — Zależy mi na tobie bardziej niż myślisz. Jesteś wilkiem i masz duszę wilka. Nie staraj się tego ukrywać, udając kogoś, kim nie jesteś. Jeśli się z tym nie pogodzisz, Lunatyku, ja to zrobię za ciebie — chwyciłem jego podbródek — Pójdziesz do domu, znajdziesz coś, co lubisz i się w to przebierzesz, później wyjdziesz i przestaniesz być nieszczęśliwym, bezradnym szczenięciem. Nie jesteś nim! Jesteś wilkołakiem Alfa, zachowuj się tak — zawarczałem.

— Harry..

— Bardzo cię kocham, Remusie Jonatanie Lupin. Chcę zobaczyć wilka, który jest w tobie. Chcę zobaczyć twoją prawdziwą naturę. Oczekuję, że staniesz się taki jak wtedy, gdy ostatni raz cię widziałem. Nigdy przede mną nie uciekniesz.

Zrobiłem dwa kroki, naruszając jego przestrzeń osobistą. Wiedziałem, że jego instynkt drapieżcy sprawi, że wyciągnie rękę, by mnie schwytać, ale w ostatniej chwili zdał sobie sprawę z tego, co robi i się zatrzymał. Na litość Boską, gdyby mnie pochwycił, zostałbym z nim.

Ale gdybym teraz został, prawdopodobnie nic bym nie osiągnął. Ten świat, ci ludzie, dyrektor Hogwartu. Wszyscy byli dla mnie przeszkodą. Wiedziałem, co muszę zrobić i nie zamierzałem zostawić Remusa.

Był mój. Chciałem go mieć. Mógł się opierać, skamleć o wszystko i walczyć ze swoją wilczą naturą, ale w ostatecznym rachunku był mój. Uśmiechnąłem się słodko i puściłem do niego oczko. Odwróciwszy się, odszedłem. Wiedziałem, że zostawiam go oszołomionego, przestraszonego i bardziej zdezorientowanego niż się czuł kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu.

Nikt się nie spodziewał, że Harry James Potter zdecyduje się na tak bezpośredni krok.

Cóż, być może nadszedł czas, bym tak zrobił.

O0o

Drogi Lunatyku,

Załączam dwa listy, mój piękny wilczku . Tak, to ja Cię pocałowałem, gdy zobaczyłem Cię po wyjściu z pociągu. To chyba dowód na to, kim jestem? Dobrze, teraz mnie posłuchaj. Jeden z listów jest dla Ciebie, szalony i niezdyscyplinowany. Drugi jest do pokazania Dumbledorowi i Zakonowi. Ten ma uspokoić Twoje szargane nerwy. Nie zostałem na Privet Drive. Tak, teraz weź głęboki oddech i się uspokój. Powiem to tylko raz. JESTEM BEZPIECZNY. Czy będziesz taki dobry i mi zaufasz, Lunatyku? Bardzo potrzebuję Twego zaufania. Proszę zrozum, bardzo ciężko jest mi komuś zaufać. Odszedłem, by zrobić coś, czego nie zrobił Dumbledore przez te wszystkie lata. Odszedłem, by się szkolić, by uzyskać doświadczenie, którego będę potrzebował, kiedy stanę przed tymi wszystkimi łajdakami, którzy zdecydują się zaatakować, tak jak kiedyś mnie, kilkuletnie dziecko. Jeśli mam być chłopcem-który-cholera-przeżył to muszę to sobie udowodnić. Nie będę siedzieć bezczynie, skacząc na rozkaz. Skończyłem z tym. Nikt nie będzie mną dyrygował… hmmm… chyba, że Ty będziesz chciał mną dyrygować (uśmiechnij się tutaj, kochany Lunatyku), to nie mam nic przeciwko temu. Wracając do tematu, wiesz co mam na myśli. Mam nadzieję, że zrobisz tak jak mówię i będziemy wspólnie działać. Wrócę w okolicach Bożego Narodzenia. Nic więcej nie powiem. Bardzo Cię kocham i proszę, pozwól, swojemu pięknemu wilkowi, wyjść na zewnątrz. Zrobisz to dla mnie?

Twój, Harry

PS: Lunatyku, wyświadczysz mi przysługę? Zadbaj o nasz dom! Nie pozwól, by popadł w ruinę. Masz dostęp do wszystkich skrytek Blacków, Gringott o tym wie. Każdy z nas posiada po połowie fortuny Blacków i nie kłóć się ze mną. Syriusz był bardzo ważny również dla ciebie. W każdym zadbaj o nasz dom i o siebie.

— Remusie, co to jest?

Główna siedziba Zakonu Feniska na Grimmauld Place, jak zwykle była pełna ludźmi. Tak jak można było się spodziewać, ciężko było wrócić do domu Syriusza, ale Remus nie miał zbyt wielkiego wyboru. Przez ostatnie dwa tygodnie wracał myślami do incydentu na stacji kolejowej. Do konfrontacji, podczas której Harry podszedł do niego i zrobił na nim tak duże wrażenie, że Remus nie był w stanie się powstrzymać, przed tym pięknem, które było dla niego zbyt młode.

Pocałował Harry'ego. Remus nie wierzył, że wykorzystał syna swego najlepszego przyjaciela. Jednak teraz, kiedy się nad tym zastanawiał, to Harry zrobił pierwszy krok. Wydawało się, że nastolatek doskonale wiedział, co robi. Jego oczy były odzwierciedleniem duszy. Och Boże, te szmaragdowe, błyszczce oczy w kształcie migdałów, otulone długimi rzęsami.

Od tamtego dnia Remus chodził zdezorientowany. Nie rozumiał tego i, kiedy powracał myślami to tamtego momentu, dostawał zawrotów głowy i był bliski omdlenia. Zawstydzony opuścił wzrok na list.

Nie posłuchał Harry'ego. Wciąż siedział posępny i smutny na Grimmauld Place, żyjąc jak przeklęty wilkołak, na swoje własne życzenie. List sprawił, że ręce mu się trzęsły. Złożył go, odmawiając podniesienia wzroku na tych, którzy go obserwowali. Może dać im jutro drugi list?

— Czy to Harry? Czy wszystko z nim w porządku? — zapytała błagalnie Molly Weasley.

Schował pergamin do kieszeni. Harry'ego nie ma na Privet Drive. Powiedział mu to w zaufaniu. Harry uważał go za wystarczająco ważnego, by napisać do niego osobiście, że jest bezpieczny. Nie do kogoś innego. Nie do Rona, czy Hermiony, do żadnego z nich. Harry napisał do niego. Do Remusa Lupina, przeklętego wilkołaka.

— Wszystko w porządku, Molly — uspokoił ją ochrypłym głosem. — Nie trzeba panikować.

— Ale to była Hedwiga! Nic mi nie zostawiła — gderliwie stwierdził Ron. — Jak wrednie.

— Co przysłał? — zapytała stojąca za Ronem Hermiona.

Remus znajdował się w szachu.

— Nic, czym trzeba się niepokoić — skłamał od niechcenia. Uśmiechając się lekko, podniósł filiżankę herbaty i napił się. Zamiast tego mógłby wypić kieliszek brandy.

Remus zastanowił się głęboko. Wiedział, że trzeba powiedzieć Zakonowi, że Harry uciekł. Powinien zebrać ludzi i rozpocząć poszukiwania. Zamiast tego, ufając w słowa Harry'ego siedział, popijając herbatę. Nastolatek miał rację. Nie mógł czekać aż ludzie, z większymi umiejętnościami niż jego własne, przyjdą go zabić, gdy Dumbledore dalej będzie go chronił, jakby był bezbronnym dzieckiem.

Harry był silnym i upartym młodzieńcem. Nie bez powodu uzyskał ten okropny przydomek: chłopca-który-przeżył.

Z tego powodu wstał, wylał herbatę i pożegnał się z Ronem, Hermioną, Molly, Arturem, Charliem, Tonks i Kingsleyem.

— Mam jeszcze wiele rzeczy do zrobienia.

Wyszedł z kuchni i pobiegł po schodach do swego pokoju. Odwróciwszy się do oprawionego w złoto lustra, przyjrzał się sobie dokładnie.

Wiedział, co ujrzy. Zniszczonego, wynędzniałego, wyblakłego mężczyznę. Był o wiele za chudy, nawet jego twarz była lekko zapadnięta. Utrata Syriusza bardzo na niego wpłynęła. W tamtym czasie Remus nie wiedział, czy wstaje z podłogi, czy może z łóżka. Nawet czuł się okropnie. Przeczesał włosy i przejechał palcami po bliznach znajdujących się na twarzy. Harry również je dotykał, a jego mina była nieczytelna. Ciekawe co Harry myślał, prowokując go do pocałunku. Był od niego o wiele starszy i nastolatek nigdy jasno nie oznajmił, jaką płeć preferuje.

Potrząsnął głową. Harry chciał tylko sprowokować go do reakcji. Był miłą osobą, która troszczyła się o wszystkich i dbała, by każdy był zadowolony. Sprawił, że Remus, a raczej Lunatyk, odpowiedział. Mężczyzna nie chciał się do tego przyznać, ale to prawdopodobnie były trzy najszczęśliwsze minuty w jego życiu.

Syriusz pozostawił mu ogromną ilość złota oraz arcydzieła. Kilka również dostała Tonks, a resztę otrzymał dziedzic Blacka:

Harry.

Harry powiedział mu coś bardzo cennego, czego nikt nigdy mu nie mówił. Remus pochylił głowę. Emocje pochodzące z jego serca ściskały mu gardło. To paliło go od środka i sprawiało, że chciało mu się płakać. Uniósł głowę, ocierając łzy, które się pojawiły.

Skąd Harry wiedział, że jest wilkołakiem Alfa? Przeczytał o tym? Remus był pewny, że nigdzie wcześniej nie widział żadnej informacji o tym. Harry jednak wiedział jak go sprowokować, wyciągnąć na wierzch jego wilka. Robił to z naturalną finezją.

Remus osuszył łzy i przełknął uczucia. Posłucha Harry'ego, posiadał do tego środki finansowe.

Ale nigdy więcej nie pozwoli Harry'emu sprowokować się do pocałunku. To było skandalicznie. Nastolatek z pewnością nie wiedział, do czego prowadzi prowokowanie Lunatyka. To było niebezpieczne.

Bardzo niebezpieczne.

O0o

— CO?! On nie mógł zniknąć! — Głos pani Weasley wcale nie był słodki i wilkołak siedzący na końcu stołu, skrzywił się z niezadowoleniem.

Remus tak załatwił, by drugi list Harry'ego trafił prosto w ręce Dumbledore'a, zamiast do niego i teraz każdy z członków Zakonu pochylał się nad długim stołem w jadalni, tworząc tym samym ciasny krąg ludzkich sylwetek. Mina dyrektora była poważna i przepraszająca. Hermiona płakała z niepokoju. Każdy załamywał ręce z powodu zniknięcia Harry'ego.

— Co z barierami? — Hermiona zapytała przez łzy.

— W ogóle nie zostały naruszone — podkreślił Dumbledore. W jego błękitnych oczach nie było zwyczajnego błysku i wyglądał na o wiele starszego niż zawsze.

Remus powinien się nad nim ulitować, ale nie tym razem. Mieszając złotobrązową brandy, odchylił się nieostrożnie na tylnich nogach krzesła. Minęło sześć dni odkąd Harry wysłał mu listy. Nastolatek mógł pokładać w nim nadzieję.

— Według listu wróci dopiero w Boże Narodzenie! To oburzające! — oświadczyła Molly. — Może zostać przez to zabity!

— Nigdy o tym nie wspominał. — Ron z zazdrosnym spojrzeniem, skrzyżował ręce na piersi. Jego twarz była tak czerwona jak jego włosy.

Hermiona pociągnęła nosem.

— Och, nie jest taki niemądry! — Starła łzy. — Nic nam nie powiedział, ponieważ nie chciał nas w to mieszać.

— Być może postanowił to w ostatniej chwili? — zasugerowała, stojąca po prawej stronie Remusa, Tonks. Od śmierci Syriusza starała się przyciągnąć jego uwagę, ale on sobie tego nie życzył.

Nie był do niej przywiązany tak jak ona do niego. Była słodką, małą dziewczyną, o twarzy w kształcie serca, która była cenna jak nigdy dotąd.

— Nie sądzę, by była to nieprzemyślana decyzja — powiedział Alastor Moody, będący po lewej stronie Dumbledore'a. Uśmiechał się przebiegle. – Ten chłopiec miał od początku to zaplanowane. Musiał studiować bariery, od kiedy mu o nich powiedziałem. Chciał znaleźć sposób na wymknięcie się bez zawiadamiania obu stron. — Mężczyzna był tym wszystkim bardzo rozbawiony i Remus nie mógł zareagować niczym innym jak gorzkim śmiechem.

— Ten chłopiec nie ma mózgu — wtrącił Snape, po prawej stronie dyrektora.

Boże, co za niedojrzały, mały dupek — pomyślał Remus, patrząc na niego zimno. Nie mógł przeboleć, że dzieciństwo Jamesa Pottera powoduje, że Harry otrzymuje tą całą nienawiść i pogardę tak, jakby był Jamesem. On sam był winien tych wszystkich okropnych rzeczy, które wydarzyły się w przeszłości Snape'a.

Remus nienawidził tego mówić, ale pomimo tego, że kochał Jamesa, ten nie dorastał swojemu synowi do pięt.

— Nie oceniałbym go tak nisko, Snape. Harry jest zadziwiający — wtrącił gniewnie Kingsley. — Jest wręcz przeciwnie niż twierdzisz. On dokonuje niemożliwego.

Remus uśmiechnął się czule. Harry właśnie to robił.

— Remusie?

Spojrzał w górę na starszego mężczyznę.

— Tak, Albusie?

— Podobno kilka dni wcześniej otrzymałeś od niego list. Poinformowała mnie o tym Hermiona.

Mądra dziewczyna. Remus spojrzał na nią, zauważając z rozbawieniem, że się delikatnie zarumieniła.

— Tak, otrzymałem od niego list, ale nie było w nim nic o ucieczce — skłamał łatwo. Jedyną dobrą rzeczą w byciu wilkołakiem było to, że nikt nie mógł mu zajrzeć do głowy. Mógł więc, kłamać i kłamać, i nikt by o tym nie wiedział. Prawdopodobnie właśnie to było powodem tego, że podczas pierwszej wojny podejrzewano go o bycie szpiegiem. — Słowem o tym nie wspomniał.

— Czy mógłbyś pokazać ten list?

— Raczej nie — użył miękkiego i smutnego tonu. — Mam na myśli, że jest to raczej prywatne. Związane z Syriuszem. Napisał, że chce sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku i poprosił mnie, bym dbał o siebie, bo tylko ja mu pozostałem. To wszystko.

— Dbał o siebie? O czym on mówił? Nie jesteś wszystkim, co mu pozostało. — Ron zmarszczył brwi. — Ma nas!

— Jestem jedynym dorosłym, który mu pozostał — poprawił Remus.

— Och — Ron mruknął głupio.

Jeden mądry, drugi trochę pulchny, trzeci odrobinę szalony. Ale wtedy to był Syriusz, James i Peter. Peter był głupi jak głaz, Syriusz trzeźwo myślał jak skała, a James uwielbiał przedzierać się przez te skały z zuchwałymi, dowcipnymi zaklęciami, tworząc jak największe zamieszanie.

— Ma nas! — krzyknęła, ze łzami w oczach, Molly.

— Tak, ale nie znałaś Jamesa i Lily — przypomniał. — A ja tak. W liście nie było niczego istotnego dla was i nie życzę sobie go pokazywać. To prywatna sprawa.

Dumbledore kiwnął głową, w końcu uznając jego odmowę. Moody uśmiechnął się z wyższością, a Remus uniósł brwi przyglądając się byłemu aurorowi. Czyżby coś wiedział?

Lupin pozwolił, by przednie nogi krzesła opadły na podłogę. Wciągnął powietrze, a do jego nosa dotarł intrygujący zapach. Ponownie zaskoczony, zmrużył oczy. Moody pachniał Harrym. Powieki Remusa opadły nieznacznie, kiedy dokładnie określił, że to zapach Harry'ego. Zdenerwowany zacisnął dłonie na kolanach… Zapach… Zapach Harry'ego… Harry, Harry, Harry… Krzyczał mentalnie, a jego wilcza część drżała. Chciał by Moody zabrał go do niego. Remus uspokoił wiercącego się wilka, przekonując się w duchu, że z Harrym wszystko będzie w porządku. Był bezpieczny i wiedział, co powinien zrobić. Cokolwiek to było.

Moody uśmiechnął się do Dumbledore'a i skinął lekko jeden raz głową, dając znak, że doskonale wie gdzie jest Harry i w żaden sposób nie ujawni tego dyrektorowi.

Mój Boże, Harry był genialny. Wybrał idealnego sojusznika. Remus mógł się jedynie zastanawiać, kto jeszcze z tutaj zebranych mu pomaga.

Lunatyk podniósł swoją brendy i otrząsnął się z odrętwienia, trzymając swego wilka w ryzach. Uśmiechając się, ponownie odchylił się na tylnich nogach krzesła, utrzymując idealną równowagę.

Tak jak Remus przewidywał, każdy sugerował, by pójść szukać Harry'ego. Dumbledore chciał zmarnować na to drogocenny czas. Niektórzy z członków Zakonu również uważali to za bezsensowne, oprócz Molly, która była tak oszalała z niepokoju, że oczekiwała iż wszyscy pójdą szukać Pottera i zaprowadzą go w bezpieczne miejsce.

O0o

W dzień, Remus czekał tak cierpliwie, jak to tylko było możliwe, dla Harry'ego. Wpatrywał się w kalendarz, chcąc przyśpieszyć czas. Urodziny Harry'ego minęły bez żadnego odzewu. Chciał otrzymać po prostu drobną notatkę ze słowami: „Czuję się dobrze".

Podczas długich letnich dni czekania Remus wziął się za siebie. Zaczął od sprzątania Grimmauld Place, rozpoczynając od holu. Zdarł wszystkie zasłony oprócz tej z portretu pani Black. Zignorował jej wrzaski i krzyki skierowane w jego stronę i bez mrugnięcia okiem, unosząc jedynie brwi, powrócił do wcześniejszych czynności.

— REMUS! — wrzasnęła z kuchni Tonks. — Co robisz? — Dziewczyna potknęła się o brzydki stojak na parasole.

Remus zapalił różdżką zasłony, aby je zniszczyć i spojrzał na aurorkę:

— Sprzątam dom Harry'ego. Ona może wrzeszczeć ile tylko chce. Nie wprowadzę się tutaj dopóki nie skończę — powiedział stanowczo.

Stała oszołomiona przez jego słowa, krzywiąc się przez krzyk jej ciotki. Patrzyła na niego otumaniona, kiedy zignorował ją i wrzaski portretu.

— Czy to nie rani twoich biednych uszów? — spytała głośno.

— Nie. — Remus podniósł różdżkę. — Stłumiłem jej krzyki. Powinnaś zrobić to samo.

O0o

Pierwszy września nadszedł niewiadomo kiedy. Hermiona szlochała z powodu Harry'ego, który nie wróci do Hogwartu i zawali rok nauki. Wyniki jego owutetów zostały wysłane na Grimmauld Place. Widocznie również feniks, którego wysłał Dumbledore, został odesłany z powrotem. Potwierdzało to, że gdziekolwiek jest Harry, to prawdopodobnie tylko Hedwiga może go odnaleźć.

Remus uznawał to za zabawne, inni za niepokojące. Przez ostatni miesiąc, Lupin odnawiał rezydencję, odpoczywając tylko podczas pełni. Posunął się nawet do tego, że zburzył całą ścianę, na której był portret pani Black i głowy skrzatów. Miał ją zastąpić nową. Zapytał Dumbledore'a, czy może skorzystać z pomocy kilku skrzatów. Hermiona była przez to wściekła, ale Remus wzruszył tylko ramionami i pozornie zignorował jej długi wykład o niewolniczej pracy.

Remus zastanawiał się, czy również był tak irytujący, kiedy chodził do szkoły. Miał nadzieję, że nie. Nadszedł Moody, kiwając mu z aprobatą głową.

— Wciąż zajęty, Remusie?

To było dziwne. Moody zwrócił się do niego po imieniu. Remus wrócił do budowy ściany, którą rozpruł, a mężczyzna podążył za nim. Lupin był około trzy głowy wyższy niż auror, który wciąż chwiał się na swojej drewnianej nodze i lasce.

— Jestem tak zajęty, jak tylko mogę być.

— Jest tutaj przyjemnie cicho bez tej wrzaskliwej suki.

Moody przeklina? Remus zamrugał, opuszczając różdżkę. Odwrócił się i stanął przed starym człowiekiem. Zmrużywszy oczy w koncentracji i sięgnął swoimi zmysłami, jak to robił kilka razy wcześniej, po czym dysząc zatoczył się do tyłu.

— Ciiii… — To było niesamowite zobaczyć, jak Moody przytyka palec do swoich szorstkich ust. — Spokojnie, Lunatyku.

Harry? Harry?

Krzyczał wilkołak w Remusie. Mężczyzna musiał się postarać, by uspokoić szalejącego wilka.

— Wyglądasz lepiej — powiedział Moody-Harry, używając najbardziej miękkiego głosu jaki kiedykolwiek Remus słyszał w jego ustach. — Wpadłem sprawdzić co u ciebie. Wyglądasz dobrze. Jesteś piękny — uśmiechnął się, przez co twarz Moody'ego wykrzywiła się nienaturalnie. — Do zobaczenia. — Zniknął zostawiając, nie po raz pierwszy, zszokowanego Remusa.

— Czy to był Szalonooki? — zapytała Tonks, wchodząc do kuchni. — Czego chciał?

— Uch — udobruchał swego wewnętrznego wilka. Potrząsnął głową, by zebrać myśli. — Przyszedł tylko sprawdzić, czy Ron i Hermiona są już bezpieczni w pociągu.

— Och, okej. Chciałam go tylko zapytać, czy już się upewnił, że nie ma żadnych śladów Harry'ego w Devon. Chciałbyś tam pojechać zemną? Moglibyśmy współpracować — zapytała podekscytowana.

Remus oparł się pragnieniu prychnięcia, gdy wspomniała o Harrym będącym w Devonie, gdy ten właśnie go odwiedził, używając ciała Moody'ego: poczynając od jego szklanego oka, kończąc na drewnianej nodze i lasce. To było dziwne — zobaczyć, jak rysy byłego aurora próbują stać się łagodnymi i miękkimi. Jednak zapach Harry'ego wciąż unosił się w pokoju i jego wilk wręcz się nim upajał.

— Nie, dziękuję Tonks. Jedź beze mnie. Jestem pewny, że Charlie chętnie będzie ci towarzyszył.

Zmarszczyła brwi, rozczarowana.

— Okej, to nie problem. Pa, Remusie.

— Do widzenia, Tonks.

Poczekał aż się aportuje, nim zamknął oczy.

Harry był bezpieczny.

Uspokojony wrócił do pracy.

O0o

Wrzesień się skończył i po kłopotliwej pełni Lupin nie czuł się oddzielony od swej ludzkiej strony czy od wilczej, tak dla urozmaicenia. Przemiana Remusa zaskoczyła większość członków Zakonu, którzy zaobserwowali jak się zmienił w ciągu tej nocy. Wcześniej miał sześć stóp wzrostu i dużą niedowagę, ale teraz już tak nie wyglądał. Ci, którzy przyjrzeli się mu bliżej, mogli zobaczyć, że przybrał na wadze. Udało mu się przytyć z sześćdziesięciu trzech do siedemdziesięciu czterech kilogramów. Wciąż miał blizny, ale nie zwracał na nie uwagi. Przyzwyczaił się do nich i dbał o swój wygląd.

Już nie był szarą myszką, jego nieśmiała natura powoli ustępowała. Z małymi wyjątkami, nikt nie rozumiał jego przemiany. Wydawało się, że Tonks desperacko próbuje uzyskać jego uwagę, ale on nie miał na to czasu. Miał termin. Chciał odnowić dom, jako prezent na Boże Narodzenie dla Harry'ego za bezcenny podarunek, który ofiarował mu nastolatek.

— Łał, Remusie, ale się zmieniłeś. Nie poznaję cię — powiedziała z podziwem Tonks, gdy wszedł rano, w Halloween, do pokoju pełnego członków Zakonu Feniksa.

Wszyscy wokół niego kiwnęli głową, a on nic nie mogąc na to poradzić, zarumienił się pod wpływem ich spojrzeń.

— Ma rację. Zmiany, jakie w tobie zaszły, są niezwykłe. Dom wygląda wspaniale, choć miałeś problemy z odnowieniem tego starego miejsca, począwszy od dołu do samej góry — powiedziała Molly, rozkładając w kuchni świece.

Było pięć skrzatów, w tym Zgredek, które najwyraźniej bardzo dobrze znały Harry'ego i aż z przesadną chęcią przejęłyby obowiązki związane z prowadzeniem całego domu. Stworek na szczęście był w Hogwarcie, bo w innym przypadku Remus udusiłby go z powodu jego zdrady. Wiedział, że Lunatyk nie zważałby na konsekwencje.

— To mój dar dla Harry'ego — powiedział im, siadając i nalewając herbaty. — To jest jego dom i tak powinien wyglądać.

— Co ci dawało całą tę motywację? — zapytała z zaintrygowaniem Tonks.

— Harry — odpowiedział, otwierając porannego Proroka, by po chwili zamknąć go ze wstrętem. Nie widział, jak twarz młodej auror drastycznie marnieje, podobnie jak pani Weasley.

— Powinienem cię ostrzec. Nic dobrego z tego nie wyjdzie — zauważył Charlie.
Ostatnie cztery tygodnie spędził w Rumuni, ale w końcu uzyskał płatny urlop i mógł dołączyć do rodziny i Zakonu.

— Jak to? Tylko Harry? — Głos Tonks był ciszy niż zazwyczaj. Ponownie starała się pozyskać jego uwagę, czepiając się ostatniej szansy.

Remus podniósł głowę, spoglądając na nią niepewnie.

— Co jeszcze mogło mi ją dawać?

— Co Harry może zrobić z miejsca, do którego uciekł, gdziekolwiek ono jest? — zapytała dziwnie Aurorka.

— Harry może zrobić wiele — stwierdził, sięgając po kilka maślanych bułeczek i kiełbaski, leżące pośrodku stołu.

— Harry, więc to on był powodem tych wszystkich porządków, dbania o siebie i twojej pewności siebie? — przesłuchiwała go.

Remus posłał jej wymuszony uśmiech.

— Tak trudno w to uwierzyć?

— Tak! — oświadczyła, otwierając szeroko oczy. — Ciężko w to uwierzyć, gdy nigdy wcześniej tego nie robiłeś.

O co jej chodzi? Dlaczego jestem przesłuchiwany jakby była moją matką?

Charlie uśmiechnął się znad kawy.

— Ktoś jest tutaj zazdrosny, Tonks?

Nimfadora spojrzała na niego chłodno, a Molly zmrużyła oczy.

— Charlie!

— Co? — Spojrzał na matkę. — To było tylko proste pytanie. Co w tym złego, że Harry inspiruje Remusa? Ktoś w końcu musiał i wyszło na to, że to Harry'emu właśnie się udało. Harry jest takim typem, który motywuje, co jest samo w sobie niesamowite. On inspiruje wielu ludzi.

— Mówisz tak, jakbyś wiedział to z własnego doświadczenia. Nie znasz go aż tak dobrze —stwierdziła Molly.

Poskramiacz smoków uśmiechnął się.

— Skąd wiesz, mamo? — odparował.

Zaskoczył wszystkich. Tonks zarumieniła się pod kolor swoich włosów.

— Ja… nie jestem zazdrosna… byłam tylko ciekawa!

— Myślałem, że byłaś w Hufflepuffie, nie w Gryffindorze.

Dumbledore, Moody i Snape przeszli przez pokój, dusząc w zarodku ewentualną kłótnię między Tonks a Charlim.

— Dzień dobry wszystkim — powitał ich serdecznie Dumbledore. — Czekamy na profesor McGonagall, która przybędzie wraz z Ronem i Hermioną. Potem będziemy kontynuować.

Szybko policzył zebranych. Zatrzymał się na Remusie, którego nie widział ponad miesiąc — Księżyc dobrze na ciebie wpłynął?

— W rzeczywistości, lepiej niż zazwyczaj.

Co ich obchodziło, że postanowił posprzątać i zmienić siebie? Jeśli znalazł inspirację w czymś lub w kimś? Nie rozumiał reakcji Tonks. Czy był dla niej kimś więcej niż przyjacielem?

Rozmyślał o niej i jej stosunku nad kiełbaską i maślanymi bułeczkami, aż został sam na sam z panią Weasley, która przy nim trwała. Molly zrobiła mu jeszcze trzy dokładki nim zdołał umknąć z kuchni, unikając tym samym zrobienia z siebie prawdziwego głupka.

Rzecz w tym, że Lunatyk nie lubił tak bardzo Tonks. Lubił wystarczająco, by nazywać ją przyjaciółką, ale nic poza tym. Teraz Remus doskonale wiedział, co miał na myśli Harry mówiąc mu o Tonks. Zabawne, że nastolatek zdawał sobie z tego sprawę wcześniej niż on.

Bill, najstarszy syn Weasleyów, wszedł wolnym, pewnym siebie krokiem do pokoju. Był jedynym, który zawsze tak robił. Obok niego szła mała, nonszalancka blondynka, która była po części willą, ale to nie zwróciło uwagi Remusa.

Wysoki, ciemno-rudy mężczyzna pachniał jak Harry. Zapach nastolatka był na nim bardziej wyrazisty, niż na Moodym, który posiadał jedynie śladowe ilości wymieszane z innymi zapachami, ale to… to było — w nim — wszędzie.

Bill przytulił matkę i pocałował ją w policzek. Molly uśmiechnęła się i pozdrowiła swego syna, i jego dziewczynę, która najwyraźniej została przedstawiona jako Fleur Delacour. Było oczywiste, że dziewczyny nie reagują na nią tak, jak to robili mężczyźni. Bill usiadł wygodnie obok Charliego, który pochylił się w jego stronę i coś powiedział na ucho. Jego brat w odpowiedzi zaczął się śmiać.

Fleur patrzyła na niego podejrzliwie i nie bez powodu, pomyślał Remus przełykając wielką gulę w gardle. Dlaczego zapach Harry'ego jest na całym ciele Bill'ego? Lunatyk domagał się wyjaśnień.

Ron i Hermiona złapali gwałtowny wdech, gdy weszli i zauważyli zmiany, które zaszły w Remusie jak i w samym domu.

— Wygląda wspaniale — powiedziała dziewczyna, rozglądając się dookoła. — Co tutaj zrobiłeś?

— Hermiona ma rację. Dom wygląda świetnie!

— Jeszcze nie skończyłem. Mam nadzieję, że to miejsce będzie wyglądało lepiej, nim Harry wróci.

Nastolatki zamarli.

— Jeśli wróci — skrzywiła się Hermiona.

— Taa. Nawet jeszcze nie napisał — stwierdził zjadliwie Ron.

Bill i Charlie spojrzeli na nich, a Remus uniósł brwi.

— Jeszcze za wcześnie na wysuwanie wniosków. Jestem pewien, że miał powód, by nas opuścić.

— Tak, miał powody, żeby nie powiedzieć o tym swoim przyjaciołom. — Ron popadł w irytację. W ślad za nim poszła Hermiona.

— Jestem pewien, że nikomu nie powiedział — stwierdził łagodnie Remus. — Cokolwiek Harry robi, to z pewnością jest bezpieczny.

— Nie będzie bezpieczny dopóki nie wróci do zamku lub Grimmauld Place, gdzie jest jego miejsce — powiedział ze smutkiem Dumbledore.

Większa część spotkania dotyczyła Harry'ego i zwiększonej aktywności śmierciożerców. Najwyraźniej próbowali umieścić swoich szpiegów w ministerstwie, Hogwarcie i starali się zabić mugolskiego premiera.

— Jest pod naszą pieczą — ogłosił Kingsley. — Scrimgeur wyznaczył mnie do jego ochrony wraz z Dawnlishem.

— Bardzo dobrze… — Wypowiedź Dumbledore została przerwana przez łomot skrzydeł.

Wszyscy wstrzymali oddech, gdy do pokoju wleciała znajoma, śnieżnobiała sowa z dwoma listami przywiązanymi do nogi. Okrążyła dwa razy pokój, nimi wylądowała tuż przed Remusem.

Wilkołak uśmiechnął się, gdy gwizdnęła na niego.

— Witaj, Hedwigo.

Delikatnie odwiązał list i poczęstował ją w zamian kawałkiem kiełbasy. Potem Hedwiga zaczęła skakać na jednej łapie, w celu dostarczenia drugiego listu dyrektorowi, który w tym czasie starał się na nią nałożyć zaklęcie śledzące. Odbiło się ono od sowy i Dumbledore ledwo zdążył się przed nim uchylić.

Hedwiga kłapnęła zaciekle dziobem na Dumbledore'a nim odleciała.

Remus uśmiechnął się i otworzył list. Zapach Harry'ego mieszał w głowie jego wilkowi.

Drogi Lunatyku,

Tęsknię za tobą.

Twój,

Harry

Remus zaśmiał się i złożył list, który wydawał się zbyt duży jak na te trzy proste zdania, które w niespodziewany sposób ociepliły jego serce. Były one mu potrzebne.

— Co napisał, Remusie? Coś ważnego? — spytała Hermiona, unosząc się ze swego miejsca.

— Nie — Jego uśmiech był szeroki i wilczy. — Nie ma w nim nic ważnego.

— Och. — Dumbledore zmarszczył brwi, czytając swój list. Uwaga wszystkich została natychmiast skierowana na niego. — Harry, w miejscu w którym się ukrywa, ćwiczy czary.

— Czaruje? Poza szkołą? Ministerstwo go nie wykryło? — Tonks nie zwróciła się do nikogo szczególnego. Jej spojrzenie spotkała się z Dumbledore'a. — Może zostać przez to wydalony ze szkoły. On na to nie zasługuje.

— Oczywiste jest, że znalazł jakiś sposób, by ominąć to prawo.

Remus odchylił się do tyłu.

— Syriusz.

Łatwo dodał dwa do dwóch.

— Co masz na myśli, Remusie? — zapytał go Dumbledore.

— Syriusz ustalił Harry'ego jako swego spadkobiercę. Ślad urwał się, gdy ostatnia wola Syriusza została spełniona.

— Może w takim razie, jako nieletni, używać magii? — Zazdrość pojawiła się w oczach Rona.

— Tak. Syriusz wiedział, co robi, gdy pisał testament.

— Bachor otrzymał wszystko, co tylko Black posiadał — skrzywiła się Nimfadora.

— Tonks, to co powiedziałaś, nie było grzeczne — powiedziała wstrząśnięta Molly.

— Taka jest prawda. — Czarownica skrzyżowała ramiona na piersi.

Coś w Tonks naprawdę drażniło Lunatyka i działało mu to na nerwy. Kilka osób w pokoju zaczęło się zastanawiać nad jej słowami. Niektórzy zgodzili się z nią, wśród nich była Hermiona i Ron. Remus zauważył, że tego zdania nie podzielają Moody, Snape, McGonagall, Charlie, Bill i Kingsley.

— Nie sądzę, że sprawiedliwie jest mówienie czegoś takiego — powiedział głośno i chłodno. Harry nie mógł się bronić, on musiał coś powiedzieć. — Syriusz kochał Harry'ego najbardziej na świecie. Nie było niczego, czego by dla niego nie zrobił. Gdybyś poprosiła, żeby skoczył z mostu dla Harry'ego, to on, do cholery, zrobiłby to. Ta miłość, aż do skrajności, była odwzajemniona. Harry zasługuje na nazwisko Black i na wszystko, co Syriusz mu pozostawił. Nie powinno się mówić źle o zmarłych, jak ty to okrutnie robisz, a jeszcze bardziej nie odpowiednie jest mówienie złych rzeczy o nieobecnym nastolatku, który oddałby swoje życie za każdą pieprzoną osobę w tym pokoju.

Remus! — Molly, Tonks i McGonagall krzyknęły oburzone.

Oczy Remusa błysnęły.

Lunatyk nie pozwoli wam obrażać Harry'ego. Szybciej wyrzuci was na ulicę. To jest jego dom. Pilnujcie swoich manier.

— Zgadzam się — poparł go Charlie. — Remus ma rację.

— Słusznie — zgodził się Bill, przez co otrzymał piorunujące spojrzenie od Fleur.

— Bill, chyba nie znasz tego chłopca na tyle dobrze...

Uśmiechnął się lekko.

— Wystarczająco, by być po jego stronie.

Remus tylko uniósł na to stwierdzenie brew i zdecydował przemilczeć fakt, iż tak bardzo pachniał Potterem, że Lunatyk wręcz nie mógł tego znieść. Lunatyk nie mógł tego wytrzymać.

— Co się stało z Hedwigą? — Hermiona zapytała Dumbledore'a, starając się przerwać napiętą atmosferę.

— Odbiła rzucone na nią zaklęcie. Nikt nie mógł tego zrobić oprócz Harry'ego. Użył całkiem sprytnej sztuczki — przyznał dyrektor, wpatrując się w list.— Nie wiem w jaki sposób zdobył tę wiedzę, skoro nie uczymy tego w Hogwarcie.

— Gdzie on jest? Wiesz, gdzie on w ogóle jest? — zapytał Ron.

— Wydaje się, że wszędzie — westchnął Dubledore. — Napisał, że był w Tybecie, Hiszpanii, Australii, Chinach, Japonii i w innych państwach.

— W jaki sposób?! — krzyknęła Hermiona.

— Nie wiem. Istnieje wiele środków transportu, w tym również mugolskich. Harry jest bardzo biegły w byciu mugolem, kiedy tego chce.

— Ale powiedziałeś, że używa magii. Czemu nie mógłby użyć świstoklika lub proszku fiuu? — spytała Tonks.

— Wątpię czy mógł. Nie sprawdzają się one zagranicą. Nikt nie odważyłby się użyć proszku fiuu i świstoklika. Jest to zbyt skomplikowane. Jeśli zrobisz to nieprawidłowo, możesz skończyć w oceanie. Harry nie posiada odpowiednich umiejętności.

— Jesteś tego pewien? — zapytał, rechocząc Moody. — Przed chwilą powiedziałeś, że nałożył na swoją sowę zaklęcie odbijające. Jest to kawałek wysoce inteligentnej magii, kto wiec stwierdzi, że nie wie jak zrobić świstoklika do zamorskich podróży? Potter jest inteligentnym bachorem.

— Harry nigdy nie był dobry w czymś oprócz latania i obrony — próbowała wtrącić Hermiona.

Remus nie mógł się powstrzymać przed parsknięciem pełnym oburzenia.

— Hermiono, jesteś taka pewna, że Harry jest gorszy, w porównaniu do ciebie, w posługiwaniu się magią? — spytał wyzywająco.

— Co? To prawda. On nie jest… zbyt dobry. Nie zna wielu zaklęć. Jestem pewna, że ktoś dla niego pracuje — snuła swoje domysły.

Remus roześmiał się.

— Jeśli tak myślisz, to nic dziwnego, że nie trafiłaś do Ravenclawu.

Dziewczyna gapiła się na niego, uważając jego komentarz za obraźliwy. Jej policzki były czerwone i Remus uznał to za zabawne.

— Po raz pierwszy zdarza mi się zgodzić w tej sprawie z wilkołakiem — odezwał się po raz pierwszy Snape. — Potter rzeczywiście pokazał, że może potrafi zrobić o wiele więcej niż sądzą jego durnowaci przyjaciele. — Spojrzał surowo na Rona i Hermionę. Ta ostatnia wydawała się gruntownie obrażona.

Dyrektor westchnął.

— Tym sposobem do niczego nie dojdziemy. Hermiono, Ron dowiedzieliście się czegoś od uczniów?

— Luna nie będzie z nami rozmawiać. Wydaje się, że przestała nas lubić. Nawet Neville przestał się do mnie odzywać — powiedział Weasley, potrząsając głową. — Nie rozumiem tego! Miałem się nimi zająć razem z Deanem i Seamusem, kiedy Harry odszedł.

Hermiona westchnęła i pokręciła głową, zwracając się do dyrektora.

— Niczego się niedowidzieliśmy oprócz tego, że Neville zaczął się dziwnie zachowywać.

— Spodziewałem się, że będzie trochę nerwowy, gdy Lestrange jest na wolności. W tej chwili nie czuje się zbyt bezpieczny, a nieobecność Harry'ego w szkole powoduje, że traci nadzieje. – Dumbledore wygłosił na ten temat swoją teorię. — Nieważne co niektórzy mówią, Harry jest powodem, dla którego wielu uczniów wraca na rok szkolny do Hogwartu. Wierzyli, że jego sama obecność ich ochroni. Po jego odejściu, szkoła powoli zaczyna pustoszeć.

— Z pewnością nie ma takiej siły przebicia! — krzyknęła z niedowierzaniem Tonks. — Jest jeszcze dzieckiem.

— Jest więcej niż dzieckiem — wtrącił się Bill. — Nie mówię tu o jego statusie chłopca-który-przeżył. Mam na myśli sposób, w jaki Harry zrealizuje to w co wierzy, niezależnie od tego, czy ktoś uważa to za słuszne, czy nie. Jeśli sądzi, że świat potrzebuje ratunku, to uratuje go i będzie ignorował pogardę oraz wszystkie okrucieństwa, jakie z tym przyjdą, ponieważ Harry tak postępuje i w ten sposób żyje.

Po jego słowach w pokoju zapadła cisza. Fleur zmarszczyła brwi.

— Nigdy mi o tym nie mówiłeś, Bill.

Najstarszy z rodzeństwa Weasley wzruszył ramionami.

— Powiedziałem tylko prawdę. Możesz ją przyjąć do wiadomości lub zignorować.

Och, Lunatyk przyjmie ją do świadomości — myślał Remus. Pokochał słowa, których użył Bill, ale w tej samej chwili Lunatyk nie kochał Wealeya. Lupin desperacko starał się go utrzymać w ryzach, twierdząc, że Harry nie był ich. Nie należał do nich, nie rościli do niego żadnych praw. Jednakże Lunatyk był poruszony i wściekał się coraz bardziej przy tym oświadczeniu. Remus skrzywiwszy się, chwycił się stołu, zmuszając Lunatyka do uspokojenia się. Czasami takie starcia z wilkiem były męczące. To wymagało o wiele więcej wysiłku niż zazwyczaj. Parę ostatnich tygodni nauczyło go kontroli bez walki z bestią. Nauczył się pracy z wilkiem i bycia jednością, nie musiał stać obok i krępować wilczego instynktu, nim jego ludzkie oblicze wychodziło na wierzch.

Dobry Boże, co Harry mi uczynił? — pomyślał Remus.