Autor: Zilidya
Beta: deedee
Severus Snape odłożył zakupy na kuchenny stół i wsłuchał się w ciszę. Była bardzo niepokojąca i napełniała go podejrzliwością, zwłaszcza o tej porze dnia. Zegar wiszący w przedpokoju wybijał właśnie w równych odstępach czasu cztery sygnały.
— Jak dorwę tę dwójkę to im powyrywam wszystkie kudły — warknął pod nosem i zaczął wspinać się po schodach na piętro.
Jeszcze w korytarzu usłyszał ten szczególny dźwięk. Kącik ust drgnął mu niekontrolowanie, gdy stanął w drzwiach sypialni. Dwójka mężczyzn spała w najlepsze, owijając ramiona wokół poduszek. Syriusz Black nawet przez sen pociągał sobie z butelki. Smoczek co kilka chwil drgał, gdy nieświadomy mężczyzna pił niemowlęcą herbatkę z rumiankiem. Remus Lupin oprócz poduszki przytulał do siebie wielkiego pluszowego psa.
Jednak głównym powodem przybycia Severusa do tej właśnie komnaty nie była ta dwójka.
Ten powód w najlepsze rozsypywał puder z pudełka na aksamitnie czarną pościel z cichym śmiechem udanej zabawy. Każde podrzucenie pojemnika wzburzało mgiełkę, osiadającą na pobliskich osobach i meblach. Dziecko nagle spostrzegło nowoprzybyłego. Zaśmiało się jeszcze głośniej i zaczęło raczkować w jego stronę, coraz bardziej zbliżając się do krawędzi łoża.
Severus zapobiegł wypadkowi, podchodząc i blokując przestrzeń swoim ciałem. Ciemnowłosy chłopczyk zatrzymał się tuż przy brzegu, marszcząc nosek, gdy zobaczył przed sobą czarną przeszkodę w postaci nóg odzianych w spodnie. Usiadł na pupie i podniósł głowę do góry. Uśmiech rozjaśnił jego twarz, a rączki prawie automatycznie uniosły się ku górze.
— Opa! — zażądał.
— Nie tak szybko, Potter. Najpierw pozbędziemy się tego białego świństwa. — Uprzątnął z dziecka bałagan, pozostawiając resztę na śpiących. — I zaufaj tu im. — Posadził sobie dziecko na ręce, tak by opierało mu się o bark. — Mieli cię uspać, a nie sami zasnąć.
— Wujo śpi, cii. — Chłopczyk zasłonił mu rączką usta.
Snape wyszedł z komnaty i zszedł ze swoim wiercącym się bagażem z powrotem do kuchni. Przywołał do siebie krzesełko dziecięce i posadził w nim chłopca.
— Ciacho! Ciacho! — Ten zaczął natychmiast podskakiwać, machając w kierunku słoika z wypiekami.
— Nie — rzucił krótko mężczyzna, zabierając się za rozpakowywanie zakupów.
Mars na czole malca zapowiadał rychły wybuch. Severus obserwował zmiany na jego twarzy. Gdy ten zaczął nabierać już powietrza do krzyku lub płaczu, uniósł tylko w górę palec.
Mały zamknął usta. Zrobił dzióbek i wyciągnął rączkę przed siebie. Mężczyzna obrócił się i wyjął z garnka na piecyku dwie ugotowane marchewki. Pokroił je na małe kawałkii ułożył w wesołą buźkę na talerzyku w smoki, tak by warzywa zasłoniły obrazek na dnie. Następnie położył go przed dzieckiem. W niewielkim oddaleniu postawił drugi talerzyk z jednym, okrągłym ciastkiem. Malec obserwował Severusa, co i rusz przenosząc spojrzenie na ciastka i talerzyk, leżący przed nim. Powoli znikające cząstki marchewki odkrywały obrazek, który bardzo zainteresował jedzącego.
— Ćmoki! Ćmoki! — zaszczebiotało dziecko, zajadając ostatni kawałek.
— Tak, tam są smoki — zgodził się z nim Severus, odsyłając w niebyt to, co nie trafiło do ust i zabierając talerz.
Dłoń dziecka znów wyciągnęła się w jego stronę. Tym razem doczekał się. Ciastko zostało przed nim położone.
— Kuje.
— Proszę bardzo i smacznego, Harry.
W tej samej chwili donośny huk wstrząsnął domem.
— Chyba wstali — mruknął do siebie Severus, zalewając wrzątkiem dzbanek z herbatą i stawiając go na stole wraz z trzema filiżankami i cukierniczką.
— Wujo! Wujo! Wujo! — skandował dzieciak, słysząc tupot na schodach.
Severus przestawił krzesełko z dzieckiem jak najdalej od wejścia do kuchni, a sam stanął na przeciw drzwi. Dwa krótkie zaklęcia związujące rzuciły wpadających do pomieszczenia mężczyzn na kolana.
— Co to ma znaczyć! Możecie mi powiedzieć? Wychodzę na kilka godzin, pewien że odpowiednio zajmiecie się dzieckiem, a wy co?
Dziecko z zaokrąglonymi oczkami przyglądało się scenie, pogryzając smakołyk. Głos złorzeczącego mężczyzny nie robił na nim najmniejszego wrażenia.
— Zostawiliście go bez opieki, bo zachciało się wam spać! A gdyby spadł z łóżka? Gorzej... a gdyby spadł ze schodów? Wiecie, jaki jest ruchliwy. Dotrze do tych waszych zapchlonych łbów, że on ma prawie dwa lata i potrafi chodzić? Bez problemu mógłby zejść z łóżka i wyjść na korytarz. Czy tak trudno jest położyć dziecko do kojca i rzucić zaklęcie alarmujące, skoro zachciało się wam spać?
— Severusie… — Lupin próbował coś powiedzieć, ale Snape tylko go zgromił.
— Nie ma żadnego usprawiedliwiania. Obaj macie przez miesiąc rundę prania. — Widząc początki sprzeciwów, uniósł palec i obaj zamknęli usta. — Nie, nie dam się namówić na skrzata! Będziemy się zachowywać jak na zwykłych mugoli przystało. Obiecaliście coś Potterom, a ja Lily. — To ostatnie chyba przełamało upór dwójki. — Po podwieczorku możecie zabrać małego na podwórze. Muszę zająć się esejami na jutro.
Zbesztani mężczyźni zasiedli do stołu, po drodze głaszcząc wcinającego z zapamiętaniem ciastko malca. Gdy wszyscy usiedli, krzesełko zostało przysunięte bliżej.
— Nieźle nabałaganiłeś, łobuzie — zaśmiał się do niego Syriusz. — Kto to teraz posprząta?
Malec na to uniósł swój mały pulchny paluszek, marszcząc groźnie brwi.
— Wujo! I wujo! Za karę — zagrzmiał niczym burza. — Ćlaban!
Lupin opluł się herbatą, a Syriusz zamrugał.
Severus nie zareagował. Tylko drobne drgnięcie kącika ust dało znak, że zachowanie dziecka go rozbawiło.
