Witam! Jak już mówiłam pod "Insomnią", przybywam z nowym opowiadaniem. Tym razem już nie wzorując się na żadnym konkretnym dziele.

W głosowaniu zwyciężył Aniołek, co - muszę przyznać - nie było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Kto nie kocha Aleca ze skrzydełkami?

Ostrzeżenia: AU, bez spoilerów :)

Disclaimer: Malec i reszta nie należą do mnie. Ale to chyba oczywiste, nie?


1. Skrzydła odpowiedzialności

O tym, że praca anioła stróża to praca na pełny etat, Alexander wiedział doskonale. Jako jeden z najlepszych, nieraz musiał zajmować się naprawdę ciężkimi przypadkami. Tylko w poprzednim stuleciu zdążył nawrócić na dobrą drogę dwóch złodziei, piątkę dzieci z poprawczaka, alkoholika i prostytutkę.

Jego ostatnim podopiecznym był Jordan, z którym rozstał się po trzech miesiącach ciężkiej pracy. Nastolatek ten nie mógł poradzić sobie z zaborczością i bił swoją dziewczynę, kiedy tylko ta spojrzała na innego chłopaka. Alecowi udało się ułagodzić jego charakter i para postanowiła dać sobie drugą szansę. W ten sposób odniósł kolejny sukces i kolejny raz mógł pozostawić swojego wychowanka pod skrzydłami mniej doświadczonego stróża.

W sumie przyzwyczaił się już do tego, że wysyłali go do sytuacji beznadziejnych. Czasem chodziło o ludzi z rodzin patologicznych, a czasem bogaczy, którzy na pierwszy rzut oka mogliby wydawać się szczęśliwi ze swoim ogromnym majątkiem i pięcioma Mercedesami w garażu. Wszyscy ludzie kryli swoje mroczne sekrety, a jego zadaniem było pozbawić ich zwątpienia i pomóc wrócić na ścieżkę miłości. Mimo to, marzył czasem o chwili odpoczynku. Tyle negatywnych emocji naraz potrafiło zdołować psychikę nawet najsilniejszych aniołów.

Kiedy wrócił do Nieba, jak zawsze uderzyło go majestatyczne piękno tego miejsca. Niezależnie jak bardzo był zmęczony, w Domu Ojca odzyskiwał siły i nabierał motywacji do dalszego działania. Ponieważ spędzał tak dużo czasu na Ziemi, każdy powrót cenił bardziej niż mogłoby się wydawać przeciętnemu obserwatorowi. Pierwszy dzień spędzał w samotności, w duchu dziękując za powodzenie misji, a dopiero później spotykał się z innymi.

Anioły nie zakładały rodzin, będąc praktycznie braćmi i siostrami, jednak łączyły się w niewielkie grupy. Od tysięcy lat Alec był w najbliższych stosunkach z Isabelle, Max'em i Jace'm, którzy byli dla niego jak rodzeństwo. To za nimi najbardziej tęsknił podczas swoich misji. A jednak, nigdy nie spotykał się z nimi od razu po powrocie. Musząc radzić sobie z tyloma przeciwnościami, miał wiele spraw do przemyślenia. Czasem pojawiały się wątpliwości. To go przerażało. Jak mógł nie być pewny tego, co myśli i czuje? Przecież jego obowiązkiem było umacnianie wiary ludzi. Czy można utwierdzać kogoś w przekonaniach samemu nie będąc przekonanym?


- Oto i on! Bijcie pokłony, idzie specjalista od spraw beznadziejnych! – zaśmiał się Jace, widząc zbliżającego się do nich Aleca.

Isabelle zaczęła bić brawo, powodując tylko u najstarszego anioła lekkie zażenowanie. Chyba jednak aż tak bardzo nie tęsknił.

- Kolejny sukces za tobą! Raziel nie daje ci chwili wytchnienia! – Izzy uściskała brata, przyglądając się mu uważnie.

Jak wszystkie anioły, Alec był piękny. Nie cechowało go złoto, jak Jace'a, który stanowił przykład typowego, ludzkiego wyobrażenia Synów Bożych. Nie, Alexander był raczej jak srebro, niepozorny, a jednak skrywający niezwykły wdzięk. Do tego jego oczy, które – jak często podkreślała – miały dokładnie taki sam kolor jak niebo w Domu Ojca. Pomimo kilku tysięcy przeżytych lat, wciąż pozostawał w nich młodzieńczy blask i niewinność, łącząc się jednak z mądrością wieków i doświadczeniem wynikającym z trudności zadań, jakie otrzymywał.

Była bardzo szczęśliwa, mogąc przekazać mu dobrą wiadomość. Alec mógł być świetnym stróżem, ale każdemu przyda się trochę relaksu.

- Słyszałeś może o Tessie Gray? – spytała, siadając z nim obok Jace'a. Max był akurat na misji, opiekując się dziewczyną o imieniu Emma, która była akurat w fazie nastoletniego buntu i za swoje niepowodzenia obwiniała wszystkich dookoła.

- Tessa Gray? Chyba sobie nie przypominam… Kolejna morderczyni czy prostytutka? – spytał Alec z lekkim zrezygnowaniem. Nie spodziewał się nic lżejszego po Jordanie, który i tak był - jak dla niego - dość łatwym przypadkiem.

- Tessa… Chyba nie mówisz o Theresie Gray? – Reakcja Jace'a zupełnie zaskoczyła ciemnowłosego anioła. – Przecież… Przecież to ideał! Skromna, uprzejma, kochająca… Świetna uczennica, przyjaciółka, dobre układy z mamą… To jak wakacje! Nie mów, że Alec ją dostanie!

- Izzy, jeśli to ma być żart, to nie jest śmieszny.

- To nie żart! – zawołała Isabelle. – Raziel wyznaczył ci Tessę Gray jako następną podopieczną.

Alexander patrzył na siostrę z niedowierzaniem. Dotychczas Raziel, którego można nazwać „szefem" aniołów stróżów, dawał mu najtrudniejsze przypadki. Z jakiej racji mogło mu się nagle odwidzieć?

- No już, zamknij buzię, bo to zaczyna śmiesznie wyglądać. – Jace przymknął usta swojego brata palcem i poklepał go po ramieniu. – Ciesz się, może wreszcie uznali, że przyda ci się urlop.

- Chyba tak… - Alec uśmiechnął się lekko, patrząc na złotowłosego anioła. W tym momencie coś do niego dotarło. – Chwila, a ty co tu robisz? Nie opiekujesz się teraz jakąś dziewczyną? Jak jej było, Cathy?

- Clary – poprawił go od razu Jace, jednak jego mina była dość nietypowa. – Pozostawiłem ją na chwilę pod opieką Julesa, bo… muszę coś przemyśleć.

Najstarszy z aniołów przez krótką chwilę patrzył na przyjaciela, próbując wyczytać, co go gryzie. Znał się doskonale na odczytywaniu uczuć ludzi, ale z aniołami nie radził już sobie tak dobrze. Mimo to, już kiedyś widział u kogoś podobne emocje. U kogoś, o kim wolałby zapomnieć.

- Co z nią nie tak? – spytała Izzy, najwyraźniej nie zauważając dziwnego zachowania przybranego brata. Alec się jej nie dziwił, była kurierką, a nie stróżem, więc nigdy nie musiała przykładać większej uwagi do czytania z prawie niezauważalnych gestów i mimiki.

- Wszystko z nią w porządku! – zawołał natychmiast anioł o złotych oczach, zupełnie jakby Isabelle w jakiś sposób go obraziła. – Jest cudowna, nigdy nie widziałem takiej dziewczyny… Jest inna. Inna niż wszystkie, które widziałem…

- Jace – powiedział ostrzegawczo Alec.

- …tak zabawnie się śmieje i marszczy przy tym nosek… - Blondyn zdawał się go nie słyszeć.

- Jace.

- …albo kiedy skupia się na rysowaniu i…

- Jace! – Alec w końcu potrząsnął bratem. Ten rozejrzał się dookoła nieprzytomnie, jakby świeżo wybudzony ze snu, po czym opuścił głowę. Jego skrzydła opadły, okrywając go niczym pierzasty pancerz. Najstarszy z całej trójki znowu poczuł dziwne uczucie déjà vu. Objął ramieniem złotowłosego anioła i spytał cicho: - Zakochałeś się?

Jace nie odpowiedział. Jego dłonie zacisnęły się w pięści.

- Wiem, co myślisz. Że jestem jak Sebastian. Ale to nieprawda.

- Kto? – spytała Izzy, nie rozumiejąc. Alec początkowo zdziwił się jej niewiedzą, dopiero później zdając sobie sprawę, że przecież była dość młoda, w porównaniu do nich, i nie miała nigdy styczności z ich dawnym towarzyszem.

- Sebastian – zaczął – był stróżem, jak my. Był jednym z pierwszych, żył jeszcze przed upadkiem Lucyfera. Wtedy nawet się z nim trzymał, ale po buncie pozostał po naszej stronie. Zaprzyjaźniłem się z nim praktycznie od razu po swoim narodzeniu. My… zresztą nieważne. Trzymaliśmy się razem, później dołączył do nas jeszcze Jace. Sebastian zawsze był kimś w rodzaju przywódcy naszej małej grupki. Uwielbialiśmy go, zawsze rozwiązywał najtrudniejsze przypadki i radził sobie ze wszystkim.

- Aż do momentu, w którym pojawiła się Seelie – wtrącił gorzko Jace.

- Właśnie. Sebastian się zakochał. Ostrzegaliśmy go, żeby nie przekraczał linii, ale nas nie posłuchał i pokazał się jej. Przez jakiś czas spotykali się w tajemnicy.

- Nic nam o tym nie powiedział – dodał znowu blondwłosy anioł.

- Ukrywał się – przyznał Alec, uciekając wzrokiem. Nie była to do końca prawda, ale nie było to również kłamstwo. Anioły nie mogły kłamać, ale prawdę można przedstawić na różne sposoby. Ta historia obejmowała nawet więcej niż wydawało się jego bratu, ale to nie miało w tym momencie znaczenia. Nigdy nie powinno mieć. – Ale Niebiosa nie są ślepe. Złapali go i ukarali.

- Sebastian upadł? – domyśliła się Izzy. Jej towarzysze tylko skinęli głowami. – To teraz Jace…

- Nie upadnę! – prawie krzyknął blondyn, zrywając się z miejsca. – Nie pokażę się jej, nie złamię zasad.

Alec również wstał.

- Ale nie zaprzeczysz, że się zakochałeś.

Jace nie odpowiedział. Początkowo wpatrywał się w ciemnowłosego anioła z zawziętością, jednak ta powoli topniała pod spokojnym spojrzeniem doświadczonych, niebieskich oczu. Opuścił głowę, wpatrując się w ziemię.

- To jeszcze nie grzech.

Po tych słowach wybił się i odleciał, pozostawiając Isabelle i Alexandra samych.


Alec żałował trochę, że nie udało mu się pożegnać z Jace'm, ale nie mógł zatrzymywać się w Domu Ojca, kiedy otrzymał już kolejne zadanie. Martwił się o swojego brata, jednak ufał mu, że poradzi sobie ze swoimi uczuciami i nie przekroczy granicy platonicznej miłości.

Według instrukcji, które przekazała mu Izzy, Tessa miesiąc wcześniej zaczęła swoją ostatnią klasę w szkole średniej. Dotychczas nie było z nią absolutnie żadnych problemów; spokojna, uczynna, utalentowana teatralnie i literacko. Wygrywała prawie wszystkie konkursy czytelnicze, a wiele osób nazywało ją nawet „zmiennokształtną", jako podziw dla jej niezwykłych umiejętności aktorskich. Sama przyjemność do pilnowania.

Kiedy znalazł się tuż przy swojej nowej podopiecznej, kątem oka dostrzegł poprzedniego stróża wracającego do Nieba. „Żadnego człowieka nie można pozostawiać bez opieki nawet na krótką chwilę" – głosiła jedna z naczelnych zasad stróżów. Ponoć demony od razu potrafiły wyczuć człowieka bez opieki i niemal natychmiast łapały nieszczęśnika w swoje sidła. Alecowi niezbyt chciało się w to wierzyć, ale wolał nie kusić losu.

Tessa siedziała przy swoim biurku nad grubą książką. W ręce trzymała ołówek, którym co chwila spisywała informacje z podręcznika do zeszytu. Na jej łóżku półleżała jakaś blondwłosa dziewczyna, malując paznokcie na różowo.

- Nie daj się prosić, Tess! Nie tak szybko uda mi się znowu wykombinować zaproszenie na przyjęcie do Woosley'a Scotta! – zawołała piskliwym głosem koleżanka panny Gray.

- Jessie, wiesz równie dobrze jak ja, że mamy w tym tygodniu aż trzy ciężkie sprawdziany i jeszcze pracę pisemną z angielskiego do oddania. Nie możemy iść na żadną imprezę – skarciła ją Tessa, nawet na chwilę nie odrywając się od swojej książki.

Alec uśmiechnął się do siebie. Ta dziewczyna potrafiła doskonale sama o siebie zadbać. Chyba nareszcie czekało go trochę spokoju.

- Ale… Ale wszyscy tam będą! Przydałoby ci się trochę życia towarzyskiego. Ile można myśleć tylko o szkole? – marudziła Jessamine.

- Wiesz… - Tessa po raz pierwszy spojrzała na swoją koleżankę, z dosyć niepewną miną.

- Takie przyjęcie nie jest dobrym pomysłem. Znasz Woosley'a i jego upodobania – szepnął do niej Alec. Sposób, w jaki anioły kontaktowały się ze swoimi podopiecznymi był trudny do opisania. Chociaż dla stróża wyglądało to jak zwykła rozmowa, ludzie czuli to jako swoje własne myśli, zupełnie nie zdając sobie sprawę, że te pochodzą z zewnątrz.

- Nie, Jessie. Tam będzie tylko mnóstwo alkoholu… Albo i gorzej. No i ciotka nigdy mnie nie puści. Charlotte ciebie też nie.

Anioł skinął głową z satysfakcją. Taka praca to czysta przyjemność.

- Może i tak… - westchnęła Jessamine i spojrzała ze znudzeniem na swoje paznokcie. – Ty i te twoje zasady…

- Zamiast narzekać, zabierz się lepiej za naukę – powiedziała spokojnie Tessa, a Alec zaczął się poważnie zastanawiać, czy to wszystko nie jest tylko wytworem jego wyobraźni.

Jeżeli tak miała wyglądać jego następna misja, czuł, że nareszcie znajdzie czas na uporządkowanie myśli i pozbycie się wszystkich niepotrzebnych wątpliwości z głowy. Nie wiedział wtedy jeszcze, jak bardzo się mylił.


W tym samym czasie, jeden z książąt Piekła przywołał do siebie swojego najlepszego żołnierza.

- Nareszcie nadarza się nam idealna okazja.

- Jakie są twoje rozkazy, panie? – powiedział tylko półdemon, kłaniając się nisko i czekając na polecenie.

Czarne oczy upadłego anioła błysnęły złowróżbnie, kiedy ten wstał ze swojego tronu, rozkładając czarne, poszarpane skrzydła.

- Nadszedł czas na moją zemstę. Czas, by Alexander zapłacił za swoją zdradę. A ty, Magnusie Bane – książę zwrócił się do żołnierza – będziesz tu moją główną bronią.


I tak oto mamy za sobą pierwszy, pilotażowy rozdział. Następne powstaną niedługo.

Mamy nowe wyzwanie, mamy wątpliwości, mamy Tessę, mamy mroczne sekrety z przeszłości i hej, pojawił się Magnus! (początkowo miało go w tym rozdziale w ogóle nie być)

Czy to wystarczy, bym mogła nieśmiało poprosić o Wasze opinie?

Buziaki, uściski, całuski i czekolada!