Pogoda była idealna. Woda gładka jak powierzchnia monety, niebo bez jednej chmurki, w żaglach lekki wiaterek. Dzień w sam raz, żeby ruszyć na morze. Jak za starych czasów.
Ruel stał na mostku, wsparty na szufli, jednym okiem popatrując na niknący w oddali ląd, drugim na Yugo, dumnie wyprężonego za kołem sterowym.
- Delikatnie – upomniał go, a mały wyszczerzył zęby. - Na razie naucz się trzymać kurs.
- Tak jest, kapitanie!
- Opowiadałem ci, jak byłem szyprem-
- Trzeba się zorganizować.
Ruel spojrzał na Evę spod oka. - Co takiego masz na myśli?
- Wachty przy sterze i w kambuzie – wyjaśniła cra.
- Ja steruję, Eva, zobacz!
- Bardzo dobrze, Yugo – rzuciła, patrząc na Ruela. - ale czasem musisz spać, prawda?
- Ja nie widzę problemu – powiedział Ruel, wzruszając ramionami. - To mój statek, Yugo jest majtkiem, a wy możecie robić resztę w ramach opłaty za przejazd.
- Co proszę? - cra zacisnęła pięści, kraśniejąc jak bardzo przeciętnej jakości karbunkuł.
- Mamy ci płacić, stary dusigroszu?
- To mój statek.
- Wraa!
Gdyby Ruela kiedykolwiek w życiu wzruszały babskie wrzaski, rzuciłby szuflę wieki temu.
- Nie wściekaj się, Eva! - powiedział raźno Yugo. - To tylko parę dni, nie, mapo?
- Wyspa Oma znajduje się o dwa tygodnie drogi stąd – poinformował go Grufon. - Przy dobrym wietrze.
- No? Będziesz chodził głodny dwa tygodnie? - spytała retorycznie cra, ale Yugo (dzieciak!) odpowiedział wesoło – Ja mogę gotować!
- O, nie, nie, nie, jesteś mi potrzebny na mostku – zgasił go spiesznie Ruel. Nie miał ochoty wystawać u steru i męczyć starych nóg.
- Powinniśmy się zmieniać – nie ustępowała Eva. - Ktoś powinien cały czas pilnować steru, to raz. Dwa, gotowanie i zmywanie. Trzy-
- Dobrze, dobrze. Robimy zebranie załogi, tego chciałaś? Wciągnij tu rycerza i księżniczkę.
Eva zmierzyła go wzrokiem, zawinęła się i poszła. Ruel pokręcił głową. Baby muszą wszystko skomplikować.
Blondynka, sądząc z gestów, darła się na księżniczkę, rozwaloną na pokładzie i majtającą nogami. Wiatr porywał jej słowa, ale Ruel wyłowił coś o jakichś "przygodach". Zaśmiał się pod nosem.
- Widziałeś, Yugo?
- Eva macha rękami – mały pogładził przycupniętego na ramieniu tofu.
- Ciekawe, o co chodzi?
- Aj, nie przejmuj się. Babskie sprawy. Ahoj, rycerzyku.
- Dobrze się czujesz, Misiek?
Iop przetarł blade czoło wierzchem dłoni i wyprostował się, pomagając sobie relingiem.
- Ja? Ja świetnie, to – ziewnął, ukazując wszystkie szczegóły, których Ruel miał nadzieję nie oglądać, od kiedy zrezygnował z kariery dentysty. - To morskie powietrze trochę mnie męczy. - Zamlaskał, przestąpił z nogi na nogę i zawisł łokciami na relingu za sobą.
- Morskie powietrze, akurat – przewrócił okiem miecz za jego paskiem.
- Broń należy złożyć w ładowni – powiedział Ruel, ale Yugo nie zrozumiał, niestety. - Ty nie schowałeś szufli.
- Strażnik Shushu nigdy nie zostawia swego podopiecznego bez opieki – wyrecytował rycerzyk, przymykając oczy. Rubilax zachichotał, a jego nieustraszony pogromca niemrawo chlasnął dłonią gardę.
- Eeeej… Tylko na tyle cię stać?
- Jesteśmy – obwieściła Eva, wciągając na mostek naburmuszoną Amalię.
- Więc tak, jest nas pięcioro-
- Ośmioro – uśmiechnął się Yugo, łaskocząc Aza. Tofu kichnął i schował mu się do kieszeni.
- Pięcioro z rękami i nogami, którzy mogą wykonywać użyteczną pracę – uściśliła. - Doba ma dwadzieścia cztery godziny, podzielimy to na cztery wachty po sześć. Ktoś musi sterować-
- Eva, przynudzasz – Amalia szturchnęła łokciem iopa, który zamrugał nieprzytomnie.
- No, co? Ja nie śpię!
- A co przed chwilą powiedziałam?
Ruel nawet mu współczuł. Z babą nie wygrasz, jak stale powtarzał jego drogi dziadunio.
- Yyyy… - na czoło iopa wystąpił klasyczny mars.
Eva przewróciła oczami. - Dobrze, nie myśl tyle, bo już się spociłeś. Ktoś musi trzymać ster, ktoś inny obsługuje żagle, gotujemy na zmianę. Dzisiaj ja z Miśkiem, jutro Yugo i Ruel, pojutrze-
- Hejże, chyba nie zamierzasz zapędzać starca do garów?
- I księżniczki! Ja nie będę się dusiła w kuchni.
- To się nazywa kambuz – mruknął Ruel, ale Eva tupnęła w deski.
- Ty – dźgnęła Ruela palcem – ruszasz się sprawniej od Miśka.
Rubilax zachichotał – Dobrze powiedziane, blondyneczko!
- A ty, Amalio, przecież chciałaś mieć przygody?
- Tak, ale-
- Świetnie! Ustalone.
- Słuchaj, Evo – zaczął przymilnie Ruel. - A gdybyśmy tak przed pracą zagrali towarzyską partyjkę remika, co?
Zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem, ale przytaknęła.
- Zgoda. Pierwszą wachtę za sterem już objął Yugo – mały błysnął zębami w wesołym uśmiechu. - Misiek, weźmiesz żagle?
- Mhm… dla ciebie wszystko, cud dziewico…
Eva tupnęła, rycerzyk zjechał łokciami z relingu i wylądował na tyłku, przy akompaniamencie rechotu shushu.
- Misiek! Nie śpij!
- Tak jest. A ty się zamknij! - trzepnął mieczyk po rękojeści.
Eva kiwnęła głową. - Zagramy na pokładzie. Po Yugo sterujesz ty, Ruel, a Amalia bierze żagle.
- Dlaczego ja?
- Bo ja gotuję. A ty, powtarzam, chciałaś mieć przygody.
Ruel musiał wleźć do sakwy, żeby odnaleźć swoją talię kart, troche już wystrzępioną, ale całkiem dobrą.
- Spodziewałaś się trzygwiazdkowej gospody? - perorowała Eva, kiedy wylazł. Znów to samo.
- Spodziewałam się godnego traktowania! - Policzki Amalii przybrały odcień buraczany. - Jestem księżniczką!
- Zabawne, wydawało mi się, że prosiłaś, żeby cię tak nie nazywać. Uch, Ruel, czy wszystkie twoje rzeczy muszą tak cuchnąć? Daj, potasuję.
- Czyżbyś mi nie ufała?
Cra zmierzyła go wzrokiem, prychnęła i wyrwała Ruelowi karty, zanim zdążył się ruszyć. - Nie żartuj, oczywiście, że ci nie ufam.
- O co zagramy?
Eva przerwała tasowanie, żeby przewrócić oczami, bardzo teatralnie.
- Enutrofy… Nie potraficie grać po prostu dla zabawy?
- Nigdy – rzekł z ręką na sercu. Amalia spiorunowała go wzrokiem i otworzyła usta, więc szybko dodał – Ryzyko dodaje smaku. Może o wachty w kambuzie? - zatrzepotał powieką pod adresem Amalii, która wreszcie załapała.
- Tak – zaszczebiotała, powstrzymując uśmiech. Czasami Ruel lubił księżniczkę.
- Evuniu, tak będzie ciekawiej! Zgódź się!
Eva zerknęła na nią spod oka, a potem wzruszyła ramionami.
- Proszę bardzo, skoro chcesz. Tydzień w kambuzie. Gotowanie i zmywanie, i jeśli przegrasz, nie będziesz się wykręcał.
- Ja? Wykręcał? To zniewaga!
- Oczywiście, stary zrzędo – Eva rozdała z miną zawodowego krupiera. - As kier. Bierzesz?
- Jeszcze dobrze widzę, dziękuję. I tak, biorę.
Przez kilka pierwszych rozdań mówili niewiele, głównie po to, żeby Amalia nie zasnęła. Ruel obserwował przeciwniczkę, leciutko zarumienioną od wiatru, w skupieniu wpatrzoną w karty. Bryza rozwiała jej grzywkę, kiedy triumfalnym gestem rozłożyła je na pokładzie. - Remik! Karty na stół, Ruel.
- Jak tam punktacja, Amalio?
Księżniczka ziewnęła. - Mmm… Sto osiemnaście dla ciebie, Evo.
- Wygrałam! Teraz ty gotujesz.
- Rewanżyk? - Ruel zebrał karty i ułożył je, postukując o pokład.
- Czemu nie. Tylko bez oszukaństw.
Ruel przetasował talię niespiesznie, ostentacyjnie nie unikając bystrego wzroku cra. Puścił oko do wyciągniętej na pokładzie Amalii. - Nie przypal się, księżniczko.
- Oj, zamknij trąbę – mruknęła sennie.
- Ha, cóż to za piękny sekwens. Remik! Co tam u ciebie, Evuś? Hm, hm, hm… dwadzieścia cztery punkty, to daje czterdzieści dziewięć dla mnie!
- Skąd masz te karty? - warknęła Eva, porywając talię z pokładu i podnosząc do słońca.
- Nie pamiętam. - wzruszył ramionami Ruel. - Daj.
- O, nie, sama rozdam.
- I kto tu łamie zasady?
Eva skrzywiła się paskudnie. - Amalia, punkty.
- Mmm?
- Nie śpij!
Osiągnęła tyle, że księżniczka przewróciła się na bok. Nawet zachrapała. Czy sadida nie powinni się ożywiać na słońcu?
- Dostanie udaru. Ej! - Ruel skorzystał z chwili jej nieuwagi, żeby zabrać Evie karty. - Moja kolej, przepisowo. - powiedział, tasując.
- Dwa tygodnie w kambuzie dla waćpanny – Ruel jednym ruchem zgarnął karty, w pełni usatysfakcjonowany. - Masz dość?
- Chciałbyś! Prędzej czy później musisz przegrać! Stawiam wachty Amalii przeciwko twoim!
- Hę?
- Przy garach dyżurują dwie osoby, zapomniałeś? - wyrwała mu karty i wprawnie potasowała.
- Mnie pasuje.
- Ale nie pozwolę ci liczyć punktów – zastrzegła.
- Misiek!
Ruel powstrzymał chichot, choć z wielkim trudem. Sama się podkładała.
- Misiek! - łuczniczka wstała, żeby się rozejrzeć. - Yugo! Gdzie jest Misiek?
- Chciał spać i poszedł pod pokład! - odkrzyknął Yugo od steru.
- Miał ci pomagać!
- Wszystko w porządku!
- W porządku, akurat. Zaraz go przyprowadzę. Siedź tu, no. – Eva machnęła Ruelowi palcem przed nosem.
Amalia zachrapała.
- Nie mogłeś powiedzieć? - Na głos Evy Ruel otworzył jedno oko.
- Myślałem… że coś zja…
- Ooj, uważaj. - Powiew wiatru przyniósł ciężki, kwaśny posmród. Ruel zmarszczył nos, wstając.
- Pochorowałeś się?
Rudzielec, księżycowo blady, klęczał, przytrzymując się relingu. Kiwnął głową, tylko raz, zanim przechylił się za burtę. Eva pogładziła go po plecach. - Ciebie chyba wyłączymy z rozkładu.
- Przejdzie ci – rzucił Ruel. - Żebyś wiedział, jak ja wyglądałem mojego pierwszego dnia na morzu.
- Gorzej, niż teraz? - parsknęła Eva, ale do rycerzyka zwróciła się niemal macierzyńskim tonem.
- Zaparzę ci mięty, chcesz?
- Wy… uch… żyję…
- Pewnie, wyżyjesz. W razie czego wołaj. - Poklepała go po ręku i wstała.
- No, panna. Gramy?
Eva obejrzała się na przewieszony przez burtę obraz nędzy i rozpaczy. - Może później.
- Aaa, świetnie. - Ruel klapnął na pokład. - Znajdź mi leżak.
- Hmmm… Co? - zamruczała wyrwana ze snu Amalia.
- Sam sobie znajdź – wzruszyła ramionami Eva. - Od kiedy jestem twoją służącą?
- Od kiedy przegrałaś dwa tygodnie dyżuru przy garach.
- Słucham? Co ma piernik do wiatraka?
Ruel wyciągnął się na deskach, podkładając ręce pod głowę.
- Razem z Amalią. Mam nadzieję, że ugotujecie coś dobrego!
- Niedoczekanie! Gdzie te karty?
Amalia przetarła oczy. - Czego wrzeszczycie?
- Karty!
Ruel bez trudu trzymał wymachującą rękami cra na odległość ramienia.
- Jutro – zaśmiał się pod nosem. - Dzisiaj gotujecie.
Eva odsunęła się i poczęstowała go morderczym spojrzeniem, ale potem westchnęła.
- Sama tego chciałam. Ale jutro sie odkuję, zobaczysz!
To rzekłszy, zniknęła pod pokładem.
- A ty? Co tak siedzisz?
- Ja? - Amalia zatrzepotała rzęsami. - O co ci chodzi?
- Do kuchni.
- Dlaczegóż to?
- Bo twoje usługi Eva też przegrała.
Księżniczka poczerwieniała jak dojrzała bulwa - Ja jej pokażę! - i pobiegła do kambuza.
Ruel, usatysfakcjonowany, wyciągnął się na pokładzie, po zawietrznej. Było cudnie. Na niebie ani chmurki.
