ROZDZIAŁ 1

Harry, idąc z przyjaciółmi w stronę gospody Pod Świńskim Łbem, zastanawiał się, jakim cudem dał się na to wszystko namówić. Jego zdaniem w ogóle nie nadawał się na nauczyciela, ale oczywiście Hermiona miała na ten temat zupełnie inne zdanie. Tak długo truła mu tym głowę, że w końcu mając tego dość, zgodził się dla świętego spokoju, a teraz tego żałował. Bał się reakcji tych, którzy przyjdą na to spotkanie. O ile w ogóle przyjdą. Miał cichą nadzieję, że jednak nikt się nie zjawi.

Kiedy w końcu dotarli na miejsce, przez chwilę cała trójka wahała się, ale już po chwili weszła do środka. Wnętrze lokalu w najmniejszym stopniu nie przypominało pubu Pod Trzema Miotłami. Było strasznie obskurne i w niektórych miejscach można było nawet dostrzec pajęczyny. W całym pomieszczeniu cuchło zgniłymi jajami i czymś jeszcze, co było dość trudne do zidentyfikowania. Na podłodze znajdowała się gruba warstwa brudu, który najprawdopodobniej już od dłuższego czasu się tam gromadził.

Harry rozejrzał się po gospodzie z lekką obawą, że Umbridge mogła jakoś się dowiedzieć o pomyśle Hermiony i czekać tu na nich, by wlepić im szlaban, ale na szczęście nikogo tu nie było oprócz barmana stającego za ladą. Mężczyzna patrzył na nich podejrzliwie, wycierając brudną szklankę jeszcze brudniejszą szmatą na widok, której niektórym mogłoby się zrobić niedobrze.

— Jesteś pewna, że to dobry pomysł? — zapytał Harry, przenosząc wzrok na przyjaciółkę.

— Oczywiście, że tak — odparła Hermiona ze spokojem, po czym podeszła do baru. — Poprosimy trzy piwa kremowe.

Barman z ociąganiem sięgnął pod ladę, wyciągając stamtąd trzy zakurzone i brudne butelki, które mało delikatnie postawił przed nastolatkami.

— Sześć sykli.

Harry bez słowa podał mu zapłatę zanim któreś z jego przyjaciół zdążyło wyciągnąć portfel. Zauważając lekko obrażone spojrzenie Hermiony, wzruszył tylko ramionami i wziąwszy jedną butelkę, usiadł przy stoliku w rogu pomieszczenia skąd miał doskonały widok na drzwi wejściowe. Chciał widzieć, kto wchodzi do środka. Moment później dołączyli do niego przyjaciele. W napiętej ciszy czekali na pojawienie się uczniów.

W pewnej chwili drzwi otwarły się i do środka zaczęli wchodzić uczniowie z trzech różnych domów i kilku roczników. Najpierw weszli Neville wraz z Deanem i Lavender, a za nimi kilkanaście innych osób w tym bliźniacy Weasley ze swoim kumplem Lee Jordanem czy Ginny ze swoim chłopakiem. Było nawet kilka osób, których Harry nie znał.

Gdy tak wszyscy wchodzili, Harry mimowolnie zaczął ich liczyć i ze zdziwieniem stwierdził, że było ich aż dwudziestu pięciu, a Hermiona zapewniała go jeszcze niedawno, że będzie ich tylko kilkoro. Miał ochotę udusić ją gołymi rękami, ale się powstrzymał, bo miał za dużo światków i najpewniej wylądowałby w Azkabanie na dożywocie za morderstwo. Ale nie powstrzymało go to przed posłaniem jej morderczego spojrzenia, pod którym ta się odruchowo skuliła.

— Mówiłaś, że będzie ich tylko kilku — syknął Harry, mrużąc oczy.

— Widocznie spodobał im się mój pomysł — odparła Hermiona, czując się trochę niekomfortowo pod jego wzrokiem.

Harry patrzył na nią jeszcze chwilę, po czym odwrócił głowę w stronę nowo przybyłych, na co ona odetchnęła z ulgą i również spojrzała na zbliżających się w ich kierunku uczniów, którzy po chwili usiedli przy ich stole przystawiając dodatkowe krzesła, a następnie pojrzeli na trójkę przyjaciół wyczekująco.

Hermiona poczuła się trochę niepewnie, ale już po chwili odzyskała odwagę i zaczęła:

— Cześć. Zebrałam was tu, bo wpadłam na pewien pomysł żeby Harry zaczął nas uczyć obrony przed czarna magią. Ale takiej prawdziwej, nie głupot, jakich uczy nas Umbridge, bo sami dobrze wiecie, że to, czego ona nas uczy nawet w przybliżeniu nie jest obroną. Poza tym sami przyznacie, że Harry jest w tym naprawdę niezły. Już na trzecim roku był w stanie wyczarować cielesnego patronusa. Na pierwszym roku obronił Kamień Filozoficzny, na drugim pokonał bazyliszka, a w zeszłym roku zmierzył się ze smokiem i wygrał Turniej Trójmagiczny. Kilka razy znalazł się w niebezpiecznej sytuacji i przeżył. Wierze, że jest nas w stanie wiele nauczyć.

Uczniowie spojrzeli po sobie, po czym zaczęli kiwać głową zgadzając się z nią, a ona widząc to uśmiechnęła się z zadowoleniem. Cieszyła się, że jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem, choć miała przeczucie, że mogą nastąpić pewne problemy. Jak na zawołanie odezwał się jakiś chłopak:

— Na pewno chodzi ci o zdanie suma z obrony, ale to nie wszystko, prawda? Jest jeszcze drugie dno, mam rację?

— Chodzi o to, że… — Hermiona na moment przerwała, wzięła uspakajający oddech i dokończyła: — Lord Voldemort powrócił.

W pomieszczeniu zaległa niczym niezmącona cisza. Wszyscy gapili się na nią jak na wariatkę. Niektórzy słysząc imię Tego, Którego Imienia Niewolno Wymawiać wzdrygnęli się, a inni pisnęli ze strachu. Tylko kilka osób siedziało niewzruszone.

— Jaki w ogóle jest dowód na to, że Sam Wiesz Kto w ogóle powrócił? — zapytał blondwłosy Puchon patrząc na Hermionę podejrzliwym wzrokiem.

— Ale z ciebie tłumok — mruknęła siedząca w pewnym oddaleniu od niego dziewczyna.

— Jak ty mnie nazwałaś? — syknął chłopak w jej stronę.

— Jesteś tłumok — powtórzyła. — To przecież oczywiste, że wrócił, albo, chociaż ci jego sługusy zaczęli działać. W końcu Diggory nie popełnił samobójstwa, a Potter nie wygląda na takiego, który by go mógł zabić — stwierdziła, patrząc na niego twardym wzrokiem. — A ty jesteś nie tyle tłumokiem, co głupcem do kwadratu i idiotą do potęgi entej.

— Ty… — warknął blondyn.

— Przestańcie się kłócić — przerwała im Hermiona, przez co została obdarzona wściekłym spojrzeniem chłopaka, ale się nim w ogóle nie przejęła, kontynuując wcześniejszy temat: — Musimy zastanowić się jak często będziemy się spotykać i gdzie. Macie jakieś propozycje?

Wszyscy pokręcili przecząco głowami, na co ona westchnęła z rezygnacją, po czym, wyciągając pergamin i pióro z torby, powiedziała:

— Wydaje mi się, że najlepiej będzie raz w tygodniu, a jeśli chodzi o miejsce i datę następnego spotkania powiadomimy was jak już to ustalimy. A teraz prosiłabym was żebyście podpisali się na tym pergaminie, żebyśmy wiedzieli, kto był dzisiaj. Poza tym podpisanie tego pergaminu jest równoznaczne z przyrzeczeniem, że nie powie się nic o naszych lekcjach Umbridge.

Większość była sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, ale po długich namowach Hermiony wszyscy w końcu podpisali pergamin, który następnie został szybko zwinięty i z powrotem schowany do torby, a dziewczyna spojrzała po zebranych z delikatnym uśmiechem na ustach zadowolona, że wszystko przebiegło aż tak dobrze.

— Dziękuję wszystkim za spotkanie i do zobaczenia na następnym.

Wszyscy zaczęli się powoli zbierać i kierować do wyjścia. Harry wyłapawszy w tłumie gromadzącym się przy wyjściu ludzi dziewczynę, która powiedziała, choć nie dosłownie, że mu wierzy w sprawie powrotu Voldemorta, skierował się w jej stronę, zauważając jednocześnie, że ta rozmawia z ożywieniem z prawdopodobnie swoją przyjaciółką.

— Poczekaj — poprosił, kładąc jej dłoń na ramieniu.

Dziewczyna, słysząc jego głos i czując jego rękę na ramieniu, na moment zesztywniała, po czym powoli się odwróciła. Gdy stanęła z nim twarzą w twarz, na jej policzki mimowolnie wpłynął lekki rumieniec.

— O… o co chodzi? — zapytała.

— Chciałem ci podziękować za to, co powiedziałaś na spotkaniu — odpowiedział Harry, uśmiechając się do niej przyjaźnie. — Nie wiesz, jaką ulgę sprawiło mi, że ktoś jednak mi wierzy, więc… dziękuję.

— N… nie ma, za co. Naprawdę — stwierdziła dziewczyna, odwracając się i już miała iść do wyjścia, kiedy została złapana za dłoń przez Harry'ego, przez co jej twarz zrobiła się cała czerwona, ale zatrzymała się i, spuściwszy głowę, powtórzyła — O… o co… chodzi?

— Jak masz na imię?

— Ja… ja… naprawdę przepraszam — wyjąkała, po czym, wyrwawszy rękę z uścisku chłopaka, szybko wybiegła z gospody, a za nią jej przyjaciółka z zmartwionym wyrazem twarzy.

Harry z głupią miną patrzył przez chwilę na drzwi, za którymi zniknęła. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Jak na jego gust ta dziewczyna zachowywała się trochę dziwnie. Może była chora? Wyjaśniałoby to jej rumieniec. Ale dlaczego tak szybko wybiegła? Może poczuła się gorzej i poszła do pielęgniarki? A jeśli to nie to, to on już nie wiedział, o co może chodzić.

Kiedy chwilę później potrząsnął głową, budząc się z zamyślenia, zauważył zbliżającego się do niego Rona. Jego mina wskazywała, że jest z czegoś niezbyt zadowolony.

— Co jest? — zapytał Harry, patrząc na niego z zaciekawieniem.

— Właśnie dowiedziałem się, że Ginny chodzi z Michaelem Cornerem — odpowiedział Ron, wykrzywiając twarz w grymasie złości. — A ty, co tak tu stoisz? Korzenie chcesz zapuścić?

— Nie. Podziękowałem tej dziewczynie, która powiedziała, że mi wierzy i spytałem ją o imię, ale ta wyjąkała tylko ciche przepraszam i zwiała. Nie mam zielonego pojęcia, o co mogło chodzić — wyjaśnił Harry, wzruszając przy tym lekko ramionami.

— Kobiet nigdy nie zrozumiesz. Raz są miłe i uczynne, a innym razem wściekają się o byle, co — stwierdził Ron, kiwiąc ze zrozumieniem głową.

— Pewnie masz rację — przyznał Harry, patrząc trochę nieobecnym wzrokiem w drzwi, za którymi chwilę wcześniej zniknęła nieznajoma dziewczyna. Jeśli miałby być ze sobą szczery to go naprawdę zaintrygowała.

— Chłopaki, a wy, co tak tu stoicie jak słupy, co? — zapytała Hermiona, podchodząc do nich sprężystym krokiem.

— Tak się zastanawiam… — zaczął Harry, odwracając się w jej stronę. — Może znasz tę dziewczynę, która wstawiła się za mną na spotkaniu?

— Nie bardzo. Wiem tylko, że jest na trzecim roku w Ravenclawie — odparła, wzruszając przy tym ramionami, po czym spojrzała na niego podejrzliwie. — A coś się stało? Dlaczego cię to w ogóle interesuje?

— Po prostu jestem ciekawy, kogo będę uczył. To wszystko — mruknął z obojętnością w głosie i starając się ignorować jej natarczywe spojrzenie.


Abigail zatrzymała się dopiero w bramie do Hogwartu. Po chwili dogoniła ją Sam, która, ciężko dysząc, oparła dłonie na kolanach i starała się uspokoić oddech. Gdy jej się to udało, spojrzała na nią zmartwionym spojrzeniem i zapytała:

— Wszystko w porządku?

— Nie, nic nie jest w porządku — odparła Abigail zrozpaczonym głosem. — Właśnie miałam okazję porozmawiać z chłopakiem moich marzeń, a jedyne, co byłam w stanie to strasznie się jąkać i czerwienić się jak burak. A kiedy zapytał jak mam na imię po prostu zwiałam. Teraz na pewno ma mnie za idiotkę. Co mam robić?

— Ej, głowa do góry. Na pewno Potter tak o tobie nie myśli — pocieszyła ją Sam, kładąc dłoń na jej ramieniu i uśmiechając się do niej pokrzepiająco.

— Nawet, jeśli, to na pewno nigdy nie spojrzy na mnie w TEN sposób. Spójrz tylko na mnie jak wyglądam. Jestem niska i płaska jak deska. Poza tym jestem od niego młodsza o rok, a on woli starsze i o większym biuście. Wiem to, bo widziałam jak przez ostatnie dwa lata gapił się na tę całą Chang — stwierdziła, będąc na granicy płaczu.

— Ej, nie płacz.

— Przecież nie płaczę — powiedziała, a jakby na przekór z jej oczu popłynęły pierwsze łzy, zostawiając na policzkach mokre ślady.

— Ciii, wszystko będzie dobrze. Zobaczysz — szepnęła Sam, przytulając ją do siebie w pocieszający sposób. — Zobaczysz, że do końca roku Potter spojrzy na ciebie w TEN sposób. Już ja tego dopilnuję, albo nie nazywam się Samantha Hunter.

Abigail, słysząc to, mimowolnie zachichotała przez łzy, bo jeszcze nigdy nie słyszała żeby jej przyjaciółka była aż tak poważna, a gdy się uspokoiła szepnęła cicho:

— Dzięki, Sam.

— Nie ma, za co, Abby. Przecież właśnie od tego są przyjaciele. A teraz głowa do góry i już chodźmy do zamku, bo jeszcze spóźnimy się na obiad. Poza tym obiecałyśmy dziewczynom, że zaraz po posiłku pójdziemy do biblioteki się trochę pouczyć na zaklęcia — przypomniała jej Sam, uśmiechając się do niej szeroko.

— Masz rację. Chodźmy już — powiedziała dziarsko, szybkim ruchem ocierając łzy, po czym pewnym krokiem skierowała się w stronę Hogwartu.

— No i wróciła nasza stara dobra Abby — szepnęła Sam i szybko ją dogoniła.


Dwa dni później czekała ich niemiła niespodzianka. Otóż Harry, idąc z Ronem przez pokój wspólny, zauważył grupkę uczniów przy tablicy z ogłoszeniami. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie wielka kartka z ogłoszeniem z równie wielką pieczęcią Ministerstwa Magii na samym dole. Gdy obaj podeszli bliżej, doznali ciężkiego szoku. Był to kolejny dekret, który stworzyła Umbridge. Tym razem dotyczył rozwiązania wszystkich uczniowskich organizacji, stowarzyszeń, drużyn, grup i klubów, a ci, którzy chcieli założyć je ponownie, musieli starać się u niej o pozwolenie.

Harry, czytając ten dekret, miał wrażenie, że ta ropucha jakimś sposobem dowiedziała się o ich spotkaniu w gospodzie Pod Świńskim Łbem. Ale jakim cudem? Przecież nikogo oprócz nich i barmana tam nie było, więc jak? A może ktoś z nich jej o tym doniósł? Ale kto to mógł zrobić? Ten blondyn, który chciał dowodu na powrót Voldemorta? A może ktoś inny? Ale w taki razie, kto ich wydał?

— Harry? — mruknął Ron, wyrywając go z zamyślenia.

— Co?

— Też masz wrażenie, że to nie przypadek?

— Niestety. Tylko nie mam pojęcia, kto. Trzeba natychmiast pogadać z Hermioną — stwierdził Harry, po czym skierował się w stronę dormitoriów, a Ron deptał mu po piętach.

Gdy doszli pod schody prowadzące do dormitorium dziewcząt, zauważyli schodzącą po nich ich przyjaciółkę.

— Ktoś jej wygadał! — syknął Ron w jej stronę.

— Kto komu co wygadał? — zapytała Hermiona zaskoczona jego wypowiedzią.

— Ktoś wygadał Umbridge o sama wiesz, czym — wyjaśnił Ron konspiracyjnym szeptem.

— Skąd w ogóle takie przypuszczenia? — zdziwiła się niebotycznie.

— Spójrz na to! — Harry wskazał dłonią na tablicę ogłoszeń.

Hermiona podeszła do niej i szybko przeczytała dekret, a twarz momentalnie jej skamieniała z zaskoczenia.

— Mówię ci, że ktoś jej wygadał! — powtórzył Ron ze złością.

— Nie mogliby — stwierdził Hermiona. — Nie mogliby, bo zaczarowałam pergamin tak, że gdyby ktoś wygadał wszystko Umbridge od razu wiedzielibyśmy, kto to zrobił. I ten ktoś na pewno by tego żałował. Uwierzcie mi, że by miał nie małe problemy z trądzikiem.

Chłopcy, słysząc to, zamarli ze zdziwienia, po czym, doszedłszy do siebie, cicho zachichotali, ale pod wpływem morderczego spojrzenia Hermiony jak na zawołanie umilkli i nagle usłyszeli głośne burczenie, które, jak się okazało, wydobywało się z żołądka Rona.

— No, co? Głodny jestem — stwierdził lekko tym faktem zawstydzony.

— W taki razie chodźmy już na śniadanie — powiedziała z uśmiechem Hermiona i w trójkę skierowali się w stronę Wielkiej Sali.


Abby i Sam wyszły z klasy eliksirów, jako jedne z pierwszych, bo jak na jeden dzień miały już dość ciętych i sarkastycznych uwag profesora Snape'a. Od razu skierowały się w stronę biblioteki żeby napisać eseje z transmutacji jak na dwie Krukonki przystało. Będąc już na miejscu wybrały odpowiednie książki i usiadły przy jednym z wolnych stolików, momentalnie zabierając się do pracy. W pewnej chwili Sam spojrzała na drzwi wejściowe i zobaczyła wchodzącego Pottera w towarzystwie Granger i Weasleya, którzy udali się w jedną stronę, a on w drugą.

— Ej, Abby. Pójrz za siebie. Potter przyszedł do biblioteki. Masz okazję z nim porozmawiać sam na sam — szepnęła do przyjaciółki, szturchając ją lekko.

Abby spojrzała za siebie na Harry'ego, a na jej policzki mimowolnie wpłyną lekki rumieniec. Kręcąc gwałtownie głową, odparła:

— Nie ma mowy. A jeśli znów się zbłaźnię?

— Nie zbłaźnisz — zapewniła ją Sam. — A też idź do niego zanim jego przyjaciele się pojawią.

— No… dobrze — zgodziła się Abby po chwili wahania, wstając ze swojego miejsca. — Trzymaj za mnie kciuki.

— Jasne, a teraz się rusz.

Abby wzięła uspakajający oddech, po czym ruszyła w kierunku chłopaka, w którym już od dwóch lat po cichu się podkochiwała. Gdy podeszła do niego, dotknęła go w ramię, lekko się przy tym rumieniąc. Harry odwrócił się do niej przodem z zaskoczonym wyrazem twarzy i zapytał:

— O co chodzi?

— Chciałam… cię przeprosić za to, że… tak uciekłam w tedy i nie odpowiedziałam ci na twoje pytanie — szepnęła, spuszczając głowę żeby nie patrzyć w jego piękne zielone oczy, które śniły jej się po nocach.

— Nic się nie stało — stwierdził Harry, szeroko się do niej uśmiechając, przez co poczuła jak mięknął jej kolana. — No, więc? Wyjawisz mi swoje imię?

— Abigail… Abigail Enders — odparła.

— Harry Potter. Miło mi poznać — powiedział, wyciągając w jej stronę dłoń, którą ta po chwili wahania uścisnęła i uśmiechnęła się do niego delikatnie, a na jej policzki wpłynął delikatny rumieniec spowodowany dotykiem jego skóry.

Przez chwilę oboje milczeli, aż w końcu Abby odważyła się odezwać. Mówiła szeptem tak by nikt niepowołany jej nie usłyszał:

— Ja… chciałam zapytać czy już… znaleźliście miejsce spotkań sam wiesz, czego?

— Nie, dalej szukamy, ale w związku z tym ostatnim dekretem Umbridge są z tym większe problemy niż wcześniej — odpowiedział Harry, również ściszając głos.

— Ja… mam pewien pomysł, tylko nie wiem czy dobry.

— Jaki? — zaciekawił się chłopak.

— Jest takie pomieszczenie… — zaczęła Abby, ale przerwała i rozejrzała się wokoło. — Może lepiej będzie jak ci je pokarze, bo jeszcze ktoś nas tu usłyszy.

— Dobrze — zgodził się Harry po chwili zastanowienia. — Może być po kolacji? Zabrałbym też Rona i Hermionę, dobrze?

— No… dobrze, więc spotkajmy się na siódmym piętrze.

— Dlaczego akurat na siódmym? — zapytał równocześnie ze zdziwieniem jak i zaciekawieniem.

— Bo… zaufaj mi, proszę.

— Dobrze, takim razie do zobaczenia później — powiedział, uśmiechając się do niej przyjaźnie, po czym odszedł w stronę swoich przyjaciół.

— Harry, to była ta dziewczyna, która się za tobą wstawiła na sam wiesz, czym, co nie? — zapytał Ron, gdy tylko wyszli z biblioteki.

— Tak. Chciała przeprosić, że wtedy uciekła i powiedziała, że ma pomysł gdzie mogłyby się odbywać te spotkania — odparł. — Zaprowadzi nas tam po kolacji.

Ron i Hermiona pokiwali głowami, zgadzając się na to, a następnie wszyscy troje powoli udali się w stronę wieży Gryffindoru.


Sam chodziła w kółko po dormitorium, co i raz posyłając nieodgadnione spojrzenie siedzącej na jednym z łóżek Abby. Były w pomieszczeniu same, ponieważ pozostałe dziewczyny z ich rocznika były albo w pokoju wspólnym, albo w bibliotece, albo chodziły gdzieś po korytarzu. W pewnej chwili Sam zatrzymała się i zapytała:

— Jesteś pewna, że chcesz im wyjawić istnienie TEGO miejsca?

— Sądzę, że to dobry pomysł. Tam przynajmniej nie znajdzie nas Umbridge. Poza tym… może dzięki temu Harry… zwróci na mnie uwagę — szepnęła Abby, biorąc do ręki poduszkę i przytulając ją do siebie mocno, a jej wzrok zrobił się trochę zamglony.

— Ej, Abby, wszystko w porządku? — Sam pomachała jej dłonią przed oczami.

Abby zamrugała szybko oczami, wracając do rzeczywistości, po czym spojrzała na przyjaciółkę i powiedziała:

— Tak, wszystko w porządku.

— No dobrze, jeśli zdecydowałaś się im pokazać TO pomieszczenie, uszanuję twoją decyzję — stwierdziła Sam.

— Dzięki — Abby spojrzał na zegarek i zerwała się na równe nogi. — Choć szybko, bo spóźnimy się na kolację — zakomunikowała, łapiąc przyjaciółkę za rękę i ciągnąc ją w kierunku wyjścia z dormitorium.


Kilka minut po kolacji Abby i Sam udały się na siódme piętro, gdzie już czekali na nie Ron, Harry i Hermiona.

— Więc, gdzie jest to pomieszczenie? — zapytał Harry z zaciekawieniem.

Abby bez słowa rozejrzała się wokoło, sprawdzając czy nikogo niepowołanego nie ma w pobliżu, po czym przeszła trzy razy wzdłuż ściany, na której, ku zdumieniu trójki przyjaciół pokazały się duże, żelazne, dwuskrzydłowe drzwi.

— J… jak? — wyjąkał zdumiony Ron.

— Znalazłam kiedyś to pomieszczenie przez przypadek i nazwałam to Pokojem Życzeń, bo pokazuje się tylko w tedy, gdy przejdzie się trzy razy wzdłuż ściany i pomyśli się o miejscu, w którym chciałoby się znaleźć. Pojawią się wtedy drzwi do pomieszczenia wyglądającego tak jak chcemy — wyjaśniła Abby, wzruszając przy tym ramionami i z całej siły starając się nie patrzyć na Pottera. — Może wejdziemy do środka?

— Zgoda — powiedziała Hermiona, po czym w piątkę weszli do Pokoju Życzeń.

Aktualnie pomieszczenie było dużą salą wspaniale nadająca się do pojedynków. Żadnych zbędnych mebli tylko pusta przestrzeń z manekinami stojącymi pod jedną ze ścian i mogącymi służyć do ćwiczenia na nich różnych zaklęć. Harry, Ron i Hermiona z zachwytem rozglądali się po całym pokoju, nie mogąc oderwać od niego oczu.

— I naprawdę ten pokój może zamienić się w dowolne miejsce? — dopytał Harry, przenosząc roziskrzony wzrok na Abby.

— T… tak. Wystarczy tylko p… przejść trzy razy wzdłuż ściany i pomyśleć o jakimś miejscu, na przykład o łazience, albo… pokoju, w którym można odpocząć — odpowiedziała, lekko rumieniąc się pod wpływem intensywnego spojrzenia faceta swoich marzeń.

— To naprawdę… niesamowite. Jak znalazłaś ten pokój?

— Tak jak mówiłam, przez przypadek. Ja… nie chcę o tym mówić — mruknęła, przypominając sobie dzień, w którym znalazła Pokój Życzeń. Na samo jego wspomnienie ciarki przeszły jej po plecach.

— Jeśli nie chcesz o tym mówić nie będę nalegać — stwierdził Harry z przyjaznym uśmiechem.

— Naprawdę dziękuję — szepnęła Abby z wdzięcznością i, z lekkim rumieńcem na policzkach, odwzajemniła uśmiech.

Harry zastanawiał się, dlaczego Abigail, co chwilę się rumieni. Może naprawdę była na coś chora? Tego nie wiedział, ale przypuszczał, że to raczej nic poważnego skoro uczęszcza normalnie na lekcje.

Po ustaleniu, że to właśnie w Pokoju Życzeń odbędzie się następne spotkanie oraz zdecydowaniu, że w najbliższym czasie zostanie ustalona jego data, ostrożnie wyjrzeli z pomieszczenia na korytarz. Gdy się upewnili, że nikogo tam nie ma, wyszli, a drzwi momentalnie zniknęły. Następnie szybko się pożegnali i udali się do swoich dormitoriów.