Prawa własności: Wszystkie postacie należą do J.K Rowling i z tego fanfiction nie są pobierane żadne korzyści.

UWAGA! Na potrzeby opowiadania Severus Snape jest CZYSTEJ KRWI.


PRADAWNY PAKT


Autor: LiLuAin

Beta: Anneril (prolog), Zilidya (rozdziały od 1 do 4) Eldaeryn (rozdział 5, od 12-)

Gatunek: Romans/Dramat

Paring: SS/HP Snarry/Więź/Soulmate - bratnie dusze

Czas akcji: 6 rok nauki HP w Hogwarcie

Ostrzeżenia: wulgaryzmy, przemoc, śmierć bohaterów, związek męsko-męski, slash, poruszane tematy zaniedbania dziecka

Streszczenie:

To żadna tajemnica, że Harry i Severus się nienawidzą. Na skutek wypadku ich duszę zostają powiązane i teraz muszą nauczyć się żyć razem. Starają się pokonać dzielące ich różnice i… nawzajem nie pozabijać. Świat pogrążą się w wojnie z Voldemortem, a Harry'ego coraz bardziej pochłania więź z czarnoksiężnikiem i tylko Snape może go ocalić. O ile ich związek dusz okaże się na tyle silny.


PROLOG:


Czym jest przeznaczenie?

Z góry określoną trasą człowieka, na którą nie ma on żadnego wpływu? A może prostą wymówką niepowodzeń w życiu? Czyż ludzie nie obwiniają Fatum za wszystkie nieszczęścia?

Czy jest czymś nieuniknionym?

Mówią, że przeznaczenie zawsze odnajdzie drogę, pokona każdą przeszkodę i sprzeciw. Przez setki lat człowiek próbował poznać przyszłość, aby zmienić własny los. Lecz zawsze, kiedy już myślał, że je dopadł, okazywało się czymś innym.

Tylko głupcy twierdzą, że udało im się pokonać przeznaczenie. Fatum nie można ufać, ma przebiegłą naturę i często zmienia życia bieg.

A może to nam się tak wydaje ponieważ nie potrafimy dostrzec prawdy za złudzeniami…

To przeznaczenie rozdaje karty, a my tylko gramy.*

XXX

Dzisiejszej nocy w Dolinie Godryka był czarodziej, który niebawem będzie musiał się zmierzyć z swoim przeznaczeniem. W tym momencie składał przysięgę życia i śmierci wśród gruzów domu Potterów. Przysięgę, od której wszystko się zaczęło.

Severus Snape nieświadomy zmian, które spowoduje jego decyzja klęczał przed Albusem Dumbledore'em, dyrektorem szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Na twarzy szpiega malowała się czysta determinacja i zdecydowanie, był gotowy na poświęcenie.

Potężna magia zaczęła owijać mężczyzn, migocząc delikatną, niebieską poświatą. W oczach Severusa błysnął ból, przyśpieszył mu rytm serca, a na skroni pojawiły kropelki potu. Poczuł przytłaczającą energię, która coraz mocniej oplatała się wokół niego. W ten sposób magia sprawdziła prawdziwe intencje czarodzieja związując go przysięgą.

Nikt nie zdawał sobie sprawy, iż Starożytna Magia tej nocy jest o wiele potężniejsza. Powodowała, że każde wypowiedziane słowo przez Mistrza Eliksirów, miało zupełnie inne, o wiele głębsze znaczenie niż oczekiwali tego dwaj czarodzieje.

Gdy potężna moc wokół nich zniknęła, Severus odetchnął z ulgą i natychmiast wstał, wyciągając różdżkę. Jego ciemne jak węgiel oczy zostały utkwione w starym czarodzieju, dokładnie analizując jego twarz. Powoli zaczął się odprężać, gdy nie dostrzegł w jego postawie żadnego podstępu. Albus wyglądał na wdzięcznego, a w oczach migotała mu iskierka radości, która wzmacniała się z każdą upływającą sekundą.

Och, jak nienawidzę tego szalonego światełka radości. Oglądanie tego, jest porównywalne do Crucio Czarnego Pana.

Ale teraz nikt nie musi się obawiać Lorda Voldemorta, prawda? Eksplodował sobie, w powietrze razem z Potterami.

Oczywiście nie ze wszystkimi. Mały Potter przetrwał. Raczej powinien powiedzieć, Chłopiec-Który-Przeżył. Zirytowany westchnął w myślach. Całe Ministerstwo, Zakon Feniksa, Dumbledore, tyle ludzi walczyło przeciwko Czarnemu Panu, a pokonał go jednoroczny smarkacz. Gdyby…

— Severusie, musimy już iść. Za niedługo odbędzie się spotkanie Zakonu. Niestety twoja obecność jest konieczna — powiedział Albus, przerywając jego myśli.

Snape kiwnął ostro głową i po chwili wahania straszy czarodziej dodał znaczenie ciszej.

— Przepraszam, że muszę cię prosić o tak wiele, mój chłopcze.

Cisza.

Oczywiście jego chłopiec nic na to nie odpowiedział. Pozostał niezruszony i wpatrywał się twardo z powrotem w dyrektora. Dumbledore analizował jego postać jeszcze przez krótki czas. Po czym smutno westchnął i zniknął, zostawiając go samego.

Genialnie, tylko tego jeszcze potrzebowałem. Spotkania świętego grona Albusa, gdzie wszyscy będą mnie obwiniać za śmierć Potterów.

Ogromny ból szarpnął jego skamieniałe serce. Rozejrzał się przygnębionym wzrokiem po Dolinie Godryka. Dookoła ruin wciąż dało się wyczuć magię Lily, pulsującą miłością i dobrowolną ofiarą.

Nie!

Po chwili twarz Severusa przyjęła znajomą, lodowatą maskę, na której nie było żadnych emocji, oprócz szyderstwa, złośliwości i chłodu. Gdyby tylko ktoś się przypatrzył dokładniej, uświadomiłby sobie, że obecna maska nie jest tak doskonała jak zwykle. Dostrzegłby brak stalowej twardości w oczach, które źle skrywały głębokie cierpienie, ból. Gdyby tylko ktoś chciał to dostrzec.

Z ostatnim spojrzeniem w gwieździste niebo zniknął, zostawiając wszystko za sobą bez chwili niezdecydowania.

Nikt nie może wiecznie unikać swojego fatum, nie da się przed tym uciec.

Ostatecznie każdy przegrywa z przeznaczeniem.

XXX

17 lat później...

W lochach Hogwartu było ciemno i mrocznie. Żaden uczeń nie ośmielił się wychodzić z dormitorium po ciszy nocnej, a zwłaszcza tej nocy. Cała szkoła sprawiała wrażenie opuszczonej, a nienaturalna cisza wydawała się zalegać w każdym kącie korytarza.

Tylko w prywatnym gabinecie Mistrza Eliksirów było słychać skrobanie pióra po pergaminie oraz równomierny oddech kruczoczarnego nastolatka, śpiącego na kanapie przy kominku. Natomiast przy biurku siedział lekko pochylony Severus Snape, piszący coś zawzięcie na eleganckim pergaminie z wytatuowaną pieczęcią rodu Snape'ów. Na początku listu widniały słowa:

Harry. Wierzę, że uda Ci się znaleźć tę notatkę, jeżeli cokolwiek pomyli się dzisiejszej nocy… "

Severus kontynuował pisanie jeszcze przez parę minut. Skończywszy zmarszczył brwi w głębokim namyśle i po chwili wahania, podpisał pergamin krótko „SS". Westchnął ciężko i cała postawa Mistrza Eliksirów zaczęła się stopniowo odprężać. Następnie schował notatkę do koperty, machnął różdżką na pozór niedbale, a list zniknął. Tylko on wiedział gdzie - on i Harry Potter, jeżeli się nie pomylił.

Kolejne westchnienie uciekło z jego zaciśniętych ust. Wstał z ociągnięciem i usiadł przy kominku, obok śpiącego chłopca z blizną na czole.

On już nie jest chłopcem, poprawił się w myślach.

Przed nim był młody mężczyzna, który przeżył zbyt wiele strat, bólu. Czarodziej, który kończył swój siódmy rok nauki w szkole Dumbledore'a.

Wybraniec, pomyślał gorzko Snape.

Cała społeczność czarodziejów wierzyła, że uratuje ich samotnie siedemnastolatek. Nikt nie zastanawiał się, jak tego mógłby dokonać. Wszyscy pokładli swe nadzieje i zaufanie w Harrym. Głupcy. Jak jeden człowiek mógłby sam uratować cały świat i nie rozpadając się pod jego ciężarem?

Szczęściem w nieszczęściu, że ich fatum zostało związane dawno temu, kiedy żaden z nich nie miał o tym pojęcia. Nie zależnie od tego, jak bardzo Severus starał się tego uniknąć, to nie możesz wiecznie nienawidzić swojej drugiej połowy.

Są jak dwie połówki monety, ich drogi nieustannie się krzyżowały sprowadzając do jednego.

Severus przyjrzał się dokładnie rozwalonemu na kanapie nastolatkowi. Na pierwszy rzut oka Potter, wcale się nie zmienił. Miał te same rozczochrane czarne włosy, a na czole bliznę w kształcie błyskawicy. Jednak dla niego z roku na rok, cechy Harry'ego robiły się coraz bardziej indywidualne.

Już nie był małym klonem Jamesa, zwłaszcza, kiedy nie musi nosić tych przeklętych okularów. I choć można było odszukać w nim podobieństwo do matki, to Harry stał się dla niego oddzielną osobą. Oczy, które kiedyś uważał za Lily w rzeczywistości miały jaśniejszy, ale zarazem żywszy odcień zieleni, odzwierciedlając nadmiar emocji, których nie potrafiły schować. A włosy… cóż temu się nie da zaprzeczyć, są dziedzictwem Potterów.

Podczas tych myśli Severus odruchowo i delikatnie odgarnął nastolatkowi włosy opadające na oczy. Reakcja Harry'ego była natychmiastowa, zadowolone westchnienie uciekło z ust, a całe ciało wydawało się stopić z poczucia bezpieczeństwa i komfortu. Przez sen jego ręce szybko chwyciły dłoń Mistrza Eliksirów w obawie, że ktoś mógłby mu ją odebrać i wtulił w nią twarz jak w poduszkę. Jeszcze raz westchnął zadowolony, mamrocząc niewyraźne Severus, a usta wykrzywiły mu się w delikatnym uśmiechu.

Były śmierciożerca lekko się zaśmiał. Gdyby ktoś wcześniej spróbował mu powiedzieć, jak wyglądałyby dzisiejsze dni, wysłałby go na Oddział Zamknięty do Św. Munga.

W jego oczach błysnął smutek, a twarz spoważniała.

Dużo rzeczy się zmieniło dla mnie, dla niego, dla świata i nawet Czarnego Pana.

Wszystko zaczęło się od katastrofy w ministerstwie i zamordowania Blacka.

Zapchlony kundel wybrał sobie najgorszy moment na bohaterską śmierć.

Potem, z dnia na dzień było coraz gorzej. Zaczęła się otwarta wojna czarodziejów, a ataki Voldemorta stawały się coraz bardziej agresywne.

Jednak szanse między Ciemną, a Jasną stroną były wyrównane, aż Czarny Pan nie zmienił taktyki i skupił swoje siły na bliskim otoczeniu Pottera. Bliscy mu ludzie zaczęli ginąć. Świadomość, że umierają z powodu znajomości z nim niszczyła Harry'ego. Voldemort chciał go osłabić, pozostawić samotnego… pragnął mu zabrać wszystko, na czym mu zależało. Z każdym udanym atakiem nabierał śmiałości i Złoty Chłopiec zaczął ''przypadkowo'' spotykać śmierciożerców w dość nieprzyjemny sposób. Aż do tamtej nocy, kiedy nawet Hogwart przestał być dla niego bezpieczny…

Jego myśli zostały przerwane przez nagły, pulsujący ból Mrocznego Znaku. Po komnacie rozległy się dwa syki pełne cierpienia. Severus spojrzał w dół z okropnym grymasem na twarzy, ale jego rysy szybko zmiękły na widok wpatrzonych w niego zaniepokojonych, zielonych oczu.

Więc to już się zaczyna.

Ostateczna bitwa Drugiej Wojny Czarodziejów…

XXX

W samym środku pola bitwy stał samotny nastolatek. Był cały brudny, a na ciele miał kilka poważnych ran ciętych. Gęsta czupryna była w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj. Twarz miał umazaną krwią, a zielone oczy ciągle wpatrywały się z niedowierzaniem w ten sam punkt.

Harry nie przejmował się toczącą dookoła zażartą walką, nie zwracał uwagi na nieustannie przelatujące obok niego klątwy. Stał nieruchomo, jak posąg. Oczy miał smętne, niewyraźne i bez blasku, zupełnie jakby za nimi nie było nikogo. Po chwili powolnie zaczęła się w nich pojawiać rozpacz i ból.

Tuż obok niego leżała na ziemi postać w ciemnej szacie. Ciemne włosy przykrywały częściowo rysy twarzy mężczyzny. Czarne oczy patrzyły do góry bez życia, zamarłe w jednej pozycji, a z kącika ust ciekł strumyk krwi.

Dlaczego?

Harry ciągle nie spuszczał oczu z ciała mężczyzny.

Czemu to zrobiłeś?

Ból szarpał jego serce. Zaczął mieć problemy z oddychaniem, jakby potworny ciężar przygniatał mu płuca.

Dlaczego oddałeś swoje życie za mnie? Severusie!

Nastolatek poczuł makabryczny żal ogarniający duszę, a jego umysł zaczął od nowa pokazywać przerażającą scenę.

XXX

Harry!

Nastolatek odwrócił się szybko, w samą porę, aby zobaczyć pędzące ku niemu zabójcze przekleństwo. Wiedział, że nie zdąży go uniknąć.

Usłyszał wypowiedziane przez kogoś zaklęcie, a potem poczuł magię Severusa przychodzącą mu na ratunek. Biała bariera pojawiła się między nim a Czarnym Panem, powstrzymując skutecznie klątwę.

Harry nie mógł uwierzyć, że Severus tego użył. Spanikowany odwrócił się w jego stronę, ale... Mistrz Eliksirów leżał już martwy na ziemi.

Nastolatek zacisnął mocno powieki. Severus użył starożytnego zaklęcia, którego mogą używać tylko czarodzieje połączeni w pradawnej więzi. Żadna inna tarcza nie ochroni cię przed Avada Kedavrą.

Jednak cena użycia tego zaklęcia jest straszna.

Własne życie.

XXX

Okrutny śmiech wyrwał go z zamyślenia. Czerwone oczy patrzyły prosto w zielone z niewyobrażalną radością i satysfakcją. Błysło w nich coś złowieszczego i Czarny Pan uśmiechnął się krzywo.

— No, no, taka gryfońska postawa. Chyba naszMistrz Eliksirów spędził z tobą zbyt dużo czasu, nie uważasz, Harry?

Przez twarz nastolatka przemknął ból i gniew.

— Zamknij się! — wycedził z wrogością Harry, opuszczając głowę na dół.

— Boisz się, prawda? — wysyczał z przyjemnością Voldemort. — Boisz się usłyszeć prawdę? Nie możesz tego znieść...

— Powiedziałem, abyś się zamknął!

Gdzieś wśród bitwy dało się usłyszeć czyjeś rozpaczliwe wołanie. Nastolatek nie zwrócił na nie uwagi. Dla niego istniał tylko Voldemort i jadząca się w jego sercu nienawiść.

— Nie możesz tego udźwignąć, Harry — kontynuował bezlitośnie czarnoksiężnik, bawiąc się cierpieniem chłopaka. — Ponownie ktoś musiał oddać za ciebie życie. Złożyć ofiarę, abyś ty mógł przetrwać.

Harry zamknął mocno oczy, nie chcąc dopuścić do siebie tego głosu. Spod zaciśniętych powiek spłynęła powoli jedna łza.

— Jak możesz uratować innych? Nie potrafisz ochronić nawet samego siebie... Jesteś zbyt słaby.

Voldemort powoli przybliżał się do niego, a czerwone oczy z radością obserwowały rozpad Złotego Chłopca.

— Nie pokonasz mnie. Już nie ma kto się poświęcić dla twojego dobra. Wszyscy twoi bliscy umarli. Zabiłeś ich wszystkich. Gdyby cię nie znali, żyliby nadal.

Za każdym razem te okrutne słowa, jak sztylet przebijały Harry'emu serce. Krążyły mu w żyłach jak jad.

Voldemort był już tuż przy nim.

— Zakon ledwo co daje radę odpierać moich śmierciożerców. Przez ciebie Severus nie żyje — wyszeptał mu prosto do ucha.

Zielone oczy rozwarły się szeroko zdając sobie sprawę z bliskości wroga.

— Zamknij się, Tom! — wrzasnął i oddalił się szybko, dysząc jakby właśnie stoczył kolejną walkę.

Krwiste oczy zwęziły się groźnie.

— Nie oszukasz mnie, Harry... Widziałem twoje serce, należy do mnie.

Potter wpatrywał się z niedowierzaniem i bezgranicznym smutkiem w wroga. Każde wypowiedziane słowa przez Toma było prawdziwe. Nie potrafił nikogo ocalić.

— Ale zakończmy już to wszystko. Nie pokonasz mnie, nie jesteś wystarczająco silny.

To jedno stwierdzenie wywołało u Gryfona lawinę emocji, pustkę, poczucie winy, rezygnację i rozpacz, ostatecznie skupiając się na wściekłości. Harry warknął rozeźlony, a na ustach Czarnego Pana pojawił się mroczny uśmiech.

— Proponuję układ, który wszystkich uszczęśliwi — zaproponował kuszącym głosem. — Podaj się tu i teraz.

— I tak mnie zabijesz. Mnie i wszystkich tutaj — odpowiedział agresywnie nastolatek.

— Zabiję cię szybko i bezboleśnie, Harry. Nie będziesz cierpiał. Oszczędzę również wszystkich innych — powiedział łaskawym tonem, po czym dodał zimnym głosem. — Oni mnie nie obchodzą. To po ciebie przyszedłem, a ci głupcy z twojego powodu postanowili narazić własne życie. Poddasz się i wszyscy będą bezpieczni. Jedno życie za setki innych. To chyba wspaniałomyślne z mojej strony, nie uważasz?

Harry rozejrzał się po otaczającym go polu bitwy. Członkowie Zakonu, aurorzy, nauczyciele, uczniowie i wiele nieznanych mu czarodziejów, dzielnie walczyło przeciw śmierciożercom. Powietrze wypełniały, wykrzykiwane przekleństwa i jęki zranionych czarodziejów. Wszędzie było pełno krwi. Zakrwawione ciała leżały nieruchomo na ziemi. W tym całym zamęcie nawet nikt nie zwracał uwagi na Voldemorta i Harry'ego.

Patrząc na toczącą się walkę, Złoty Chłopiec podjął decyzje. Jasna strona była słabsza liczebnie. Ci wszyscy czarodzieje polegali na nim. Nie mógł ich zawieść.

Coraz więcej znajomych mu ludzi zostawało rannych, coraz więcej trupów padało na ziemię.

Chcę, aby to się skończyło. Mam dość bólu, krwi i walki.

Patrzył się prosto w przeszywające szkarłatne oczy Voldemorta.

Nie mam innego wyjścia.

Chłopiec-Którzy-Przeżył opuścił różdżkę. Zielone oczy były puste i pokonane, wyglądały jak martwe.

Powoli zaczął stawiać kroki naprzód, idąc w stronę zadowolonego Voldemorta.

— Dobra decyzja. Świat zapamięta cię jako bohatera, który poświęcił się dla innych. Tylko w ten sposób możesz uratować swoich bliskich.

Te słowa przypomniały Harry'emu o czymś bardzo ważnym.

XXX

Twoja ofiara zadowoli tylko ciebie. Myślisz, że możesz w ten sposób kogoś ocalić? Tak ochronisz tylko siebie! — wycedził Snape, a w jego oczach płonęła wściekłość. — Nie masz pojęcia o cierpieniu ludzi, którzy będą żyć dalej. Przez twoje dziecinne zachowanie sprawiasz innym jeszcze więcej bólu! Ci, dla których jesteś ważny, chcą cię chronić. To oni poniosą konsekwencje twojego czynu.

Harry wyrywał się z jego uścisku, nie chcą tego słuchać.

Dosyć! Puszczaj mnie!

Severus warknął, umocniwszy chwyt.

Posłuchaj mnie uważnie, Potter! Jeśli z tym nie skończysz, nie ochronisz nikogo. Ktoś, kto w ogóle nie ceni własnego życia, nie ma prawa bronić innych!

Oczy Gryfona zrobiły się wilgotne i kilka łez spłynęło mu po policzku. Severus poluźnił żelazny uścisk na młodym czarodzieju.

Wiem, że czasami jestem idiotą — przyznał załamującym się głosem Harry. — Jestem bezsilny, ale mimo to chcę pomagać ludziom wokół mnie. Co w tym złego?

XXX

Harry zatrzymał się niespodziewanie, a w jego oczach pojawiła się iskierka życia.

Severus, przepraszam, że zapomniałem, pomyślał nastolatek i uśmiechnął się do wyprowadzonego z równowagi Czarnego Pana.

— Muszę ci podziękować, Tom. Przypomniałeś mi o czymś bardzo ważnym — oznajmił stanowczo i z determinacją, której tym razem nic nie było w stanie zachwiać.

— Jesteś głupcem, Potter. — Czerwone oczy wpatrywały się w niego z nienawiścią i wstrętem. — Umrzesz i twoi wierni ludzie razem z tobą!

Voldemort rozłożył ręce i roześmiał się szaleńczym okrutnym śmiechem. Niespodziewanie rzucił w stronę Harry'ego przekleństwo magią niewerbalną.

Harry obserwował zbliżające się do niego zielone zaklęcie. Poczuł w sobie przypływ ogromnej siły. Był bezpieczny, nic mu nie groziło. Całe ciało ogarnęło przyjemne ciepło, rozpoznałby tę magię wszędzie.

Severus.

Przekleństwo było tuż przed nim. Harry zamknął oczy i upuścił różdżkę. Jeśli chciał walczyć przeciw czarnoksiężnikowi i wygrać musiał polegać na magi bezróżdżkowej. Potężnej mocy prosto z rdzenia czarodzieja.

Znajdź w sobie źródło magii, głęboko wewnątrz siebie.

Jest!

Chłopiec-Który-Przeżył otworzył oczy, płonęła w nich determinacja, zdecydowanie i skrywana męka. Wyciągnął rękę przed siebie i przekleństwo odbiło się jak od niewidzialnej tarczy.

Przez twarz Voldemorta przemknął grymas. Harry uśmiechnął się smutno, a w sercu poczuł żal.

— Zapomniałeś Tom, że wraz ze śmiercią Severusa odziedziczyłem jego magię.

— I tak wygram! Jestem nieśmiertelny! — krzyknął Ciemny Pan, gromadząc wokół siebie magię.

Gryfon zmarszczył brwi, skupiając całą wolę na uratowaniu swoich przyjaciół.

Taką masz moc, Harry.

Blado niebieska magia wybuchła, owijając postać nastolatka. Mocny wiatr zaczął wiać, burząc i tak już potargane włosy bruneta. Sławna blizna na czole, była czerwona i spływał z niej strumyczek krwi. Jednak Harry ignorował ból. Skupił się tylko na otaczającej go mocy.

Czarnego Pana również otaczała własna magia czarno-czerwonymi pasami. Nikt nie wiedział, czyje czary wpływały na naturę. Wiatr wzmocnił się i zaczęły spadać wielkie krople deszczu. Być może była to moc dwóch potężnych czarodziejów, stających przeciwko sobie.

Wydawało mu się, że czas warz z całym światem stanął w miejscu. Nic się nie liczyło.

Tylko on i Voldemort.

Pozwól kierować się magii.

I wtedy bez ostrzenia równocześnie wyciągając ręce, dwaj czarodzieje skierowali na siebie przekleństwa. Dwa potężne, płomienie magii leciały przeciwko sobie. Harry'emu spłynęła kropelka potu po skroni. Kontrola tak wszechwładnej magii wymagała wiele wysiłku.

Nie poddam się.

W momencie zderzenia nastąpił przerażający wybuch, oślepiający wszystkich czarodziejów. Siła zderzenia była niewyobrażalnie ogromna. Ziemia zatrzęsła się, drzewa skłoniły się w pół, a powietrze wypełniły krzyki bólu zaskoczonych czarodziejów. A potem...

Cisza.

XXX

Choć wszelkie dowody tej bitwy zostały zatracone i nikt nie przeżył tej walki, to legenda jakoś przetrwała. Zniekształcona przez bieg czasu przekazywana była z ojca na syna, z matki na córkę, aż każdy człowiek i dziecko w czarodziejskim świecie, znało tę opowieść.

Legendę o Lordzie Voldemorcie, który chciał zniszczyć świat i dwóch czarodziejach, którzy za każdym razem stawali mu na drodze, nie ulegając jego potędze i walcząc przeciwko niemu do samego końca.

O Harrym Potterze i Severusie Snape'ie.

A gdyby... dostali od Losu drugą szanse?

Możliwość przeżycia wszystkiego od początku. Zdrady i miłości. Nienawiści i radości. Cierpienia i szczęścia.

Uratowaniu wszystkich poległych i ocaleniu siebie nawzajem... pokonaniu przeklętego przeznaczenia.

Czy Fatum im na to pozwoli?

CDN...


* „Przeznaczenie rozdaje karty, a my tylko gramy" - Arthur Schopenhauer

Okej... *głęboki oddech, wdech i wydech*

I co o tym myślicie? *chwila wahania, bierze nogi zapas i ucieka gdzie pieprz rośnie z tej strony*


EDYCJA:

Wielu z was pisało do mnie w sprawie SPOILERU na początku opowiadania.

Chciałam wyjaśnić jedną rzecz, mianowicie:

TO NIE JEST PEWNE ZAKOŃCZENIE OPOWIADANIA!

Nie obiecuje, że Severus cudownie przeżyje i każdy będzie szczęśliwy, a świat promienny i kolorowy.