Rozdział po edycji.
Naruto nie należy do mnie, został stworzony przez Masashi Kishimoto. Mam prawa tylko do OC oraz wymyślonych technik.
o0o
Mały blondyn wpadł na nastolatka z blizną na nosie oraz kucykiem. Dziecko straciło rytm. Prawie się przewróciło. Szybko podparło się jednak rękoma i biegło dalej. Młody brunet spojrzał za uciekającym dzieckiem. Szybko przemykał pomiędzy szepczącymi ludźmi na ulicy. Odwrócił wzrok i poszedł w swoją stronę. Kącikiem oka spostrzegł, że zza rogu wybiegł starszy mieszkaniec Konohy. Biegnąc, lekko kiwał się na boki – musiał być nie do końca trzeźwy, chociaż Festiwal Światła dopiero się zaczynał. To za pewne przed nim tak niezgrabnie uciekał chłopczyk.
Powinien pomóc dziecku. Ruszyć naprzód, zatrzymać pijanego mężczyznę. Jednak tego nie zrobił. Wiedział bardzo dobrze, kim był ten przeklęty dzieciak. Iruka przez dłuższy czas wmawiał sobie, że wiedział jak działają techniki pieczętujące oraz że blondyn nie miał wpływu na wydarzenia sprzed 4 lat. Nie miał więc powodu by nienawidzić chłopca, aczkolwiek nie mógł zmusić się do polubienia go.
Wspomnienia o jego zmarłych rodzicach, ukrywające się z tyłu głowy, zawsze będą mu przeszkadzać.
Podążył w przeciwnym kierunku decydując się na wyrzucenie blondyna z myśli.
o0o
W ciemnych alejkach wioski słychać było ciężki oddech i dyszenie. Bieg był łatwiejszy tu niż zatłoczonej, głównej ulicy. Trudniej jednak zgubić osobę ścigającą go, jeżeli było to w ogóle możliwe.
Dręczyło go jedno pytanie. Czym sobie na to zasłużył? Urodził się tak samo jak te wszystkie dręczące go osoby. Był tylko czterolatkiem noszącym wielkie marzenie, a jednak wioska nie mogła na niego patrzeć. Nie, właściwie to przeciwieństwo tego sformułowania. Gdzie się nie udał, czuł na sobie wzrok innych. Słyszał jak rozmowy ucichały gdy przechodził ulicą.
Uchwycił zbliżający się głos prześladowcy i szybko skręcił w prawo. Co chwilę spoglądał za siebie. Kroki się zbliżały.
Gdy kolejny raz jego wzrok wylądował na rzeczach przed nim, zamarł. Rzecz przed nim, z prawej oraz lewej strony była ścianą. Rozejrzał się na boki. Spojrzał w górę. Budynki były zbyt wysokie by dać radę się wspiąć. Gdyby tylko potrafił wspinać się po ścianach...
—A więc tu jesteś, —usłyszał za sobą głos pełen pogardy. Osoba za nim także ciężko oddychała. Starszy mężczyzna nie miał najlepszej kondycji. — bachorze demona!
Odwrócił się i spojrzał na bruneta z lekkim siwiejącym zarostem.
—Wiesz, —pijany staruch zakołysał się — nadal pamiętam te stare czasy. Wykonywanie misji, treningi, nauczyciele. —Uderzył piętą w obluzowaną płytę chodnikową. Złamał ją na kilka kawałków. Jedne małe, drugie większe. —Ich zrzędzenie o umiejętności, —kucnął i zaczął zbierać części do dłoni — stworzenia broni z czegokolwiek.
,,Dlaczego oni wszyscy...? Dlaczego on…?''
Nagle poczuł gwałtowne kłucie w prawym ramieniu. Naraz zacisnął zęby i powieki przez ból. Jego wizja była zamazana na wskutek łez w oczach, aczkolwiek zdołał dostrzec tkwiący w jego ramieniu obiekt. ,,C-co?''
—Hahah! Wygląda na to, że nadal mam to coś! —wziął kolejny kawałek cienkiego betonu i rzucił nim w stronę chłopczyka jak shurikenem.
Blondyn ze znamionami poczuł kolejny kłujący ból. Tym razem ostra krawędź betonu wbiła się w ciało na jego lewym ramieniu. Utracił panowanie w nogach, a one zagięły się pod nim i upadł.
—D-dlaczego, dlaczego w-wy wszyscy…?— Jego wargi drgały, kiedy zacisnął pieści, którymi podbierał się o ziemię.
W całym jego ciele nagle poczuł przeszywający dreszcz. Oby dwie rany zaczęły drastycznie piec. Ponownie zatrzasnął powieki.
,,Co do cholery…?'' —pomyślał pijany, emerytowany ninja. Z miejsc, w które trafił, nie wyciekał tylko ciemnoczerwony płyn. W tamtych miejscach pojawiały się małe, pomarańczowe, bąble chakry. Jej małe części połączyły się, a ramiona i ręce blondyna pokryły się, w wyglądającą jak wrząca powierzchnia wody, powłoką chakry.
— Dlaczego to robicie...? —zapytał cicho przez zaciśniętą szczękę. —Co zrobiłem! Odpowiedzcie! —Chłopiec znienacka podniósł głos rozpościerając dziko oczy.
To co mężczyzna zobaczył tylko pogłębiło jego zdanie na temat chłopaka. Czerwone, demoniczne ślepia wpatrujące się w niego mówiły tylko o jednym: był zwykłym potworem.
—…dlaczego? Dlaczego?! —warknął z zaciśniętymi zębami. Nie zwracał on uwagi na ciemniejące znamiona na policzkach chłopca ani na przybierające na długości, ostre pazury. —Ty cholerna bestio! Zabiłeś moich bli-…!— Nie zdążył jednak dokończyć. W oczach dziecka dostrzegał tylko nienawiść. Cały czas kotłująca się w jego środku. Nienawiść ta szeptała mu cicho do ucha.
Odpłać się, ningen.
o0o
364 dni później
Stary człowiek, paląc fajkę, siedział na fotelu i oglądał miasto przez okno. Od czasu do czasu lubił obserwować zachód słońca – kiedy miał czas oczywiście. Zajęcia Hokage często pozbawiały go tego małego, ale cennego przywileju.
Słońce już od jakiegoś czasu nie było widoczne. W dalekich lasach za murami mógł dostrzec nieskazitelną ciemność. W okręgu wioski widział, jednak świecące się lampy uliczne i zapalone światła w oknach domów. Większa część była jednak niepodświetlona. Mimo tego, że oficjalna data festiwalu przypadała na następny dzień, mieszkańcy zbierali się przy straganach oraz knajpkach już tego wieczoru. Jutro o tej porze świętowane będzie pokonanie demona. Ludzie będą oddawać hołd bohaterom, a także zwykłym cywilom, którzy zginęli pięć lat temu.
Oderwał wzrok od okna i zasiadł z powrotem do papierkowej roboty. Nagle poczuł coś znajomego i potężnego. Doskonale wiedział co to jest, bowiem pierwszy raz poczuł to w omawianą datę. Drugi raz, kiedy po raz pierwszy – rok temu - zaatakowano chłopca, o którego troszczył się jak o swojego wnuka. Przed tym był to atak psychiczny, obelgi. Ciche szepty słyszalne z drugiej strony sklepu. Jednak gdy przybyła 4 rocznica szczególnego dnia, pewien emerytowany Chuunin zebrał się na odwagę, by zaatakować „małego lisiego demona" – jak przeczytał kiedyś w raporcie z przesłuchania mężczyzny.
Najwyraźniej, coraz więcej osób lekceważyło prawo oraz jego samego. Sarutobi wiedział co dzieje się w jego wiosce.
Hiruzen nienawidził też ludzi, którzy nie odróżniali zwojów od rzeczy w nich zapieczętowanych. Dlatego gdy ktoś dotknął chłopca, miał do czynienia z Shinobi no Kami, a nie z tym miłym, uśmiechającym się staruszkiem, którego znała większość wioski.
,,Jestem już na to zdecydowanie za stary…'', po raz kolejny w swoim życiu pomyślał. A zaraz po tym wyczuł chakrę jednego z jego ninja, zbliżającego się do drzwi gabinetu. Kiedy jego podwładny podnosił rękę, by zapukać, Hokage krzyknął:
— Wejść!— Przygryzł wargę ze zmartwienia. Pomijając pukanie do drzwi, przez pokój przeszedł jeden z jego ANBU. Szybko, lecz cicho pojawił się przed drewnianym biurkiem. Było one zawalone dokumentami, czekającymi na wypełnienie, oraz innych drobiazgami Hokage. Zamaskowany shinobi klęknął na jedno kolano, jak do przysięgi.
— Hokage-sama, misja zakończona suk...-— Ninja, w białej masce psa z drewna, miał zamiar zacząć opowiadać o swojej misji, w czym Hiruzen mu przeszkodził. Istniały ważniejsze sprawy niż powiększanie stert papierkowej roboty z jego stanowiska pracy.
— To może zaczekać Inu, twoją misją jest zebranie kilku chuninów i sprawdzenie miejsca, gdzie wyczuwasz tę chakrę. Jest to misja rangi B. Bierz się do pracy.— Wdarł się w pół słowo staruszek.
— Hai, Hokage-sama.— Odpowiedział ANBU z powagą i zniknął przy pomocy Shunshin no Jutsu.
,,Mam nadzieje, ze tym razem także nikt nie zginie... Chociaż nie żałowałbym zbytnio tych kilku zepsutych dusz'' —pomyślał o wszystkich mieszkańcach jego ukochanej wioski, którzy bez powodu nienawidzili chłopca. Z każdym incydentem, jego opinia o nich zmieniała się na gorszą.
,,Minato, Kushina... Nie wiem co mam zrobić.''
o0o
Kiedy grupa ANBU zajmowała się trzecim takim incydentem, siwobrody przywódca przeglądał raporty z misji. Nie mógł się skoncentrować. Zaprzestał swojej codziennej rutynie wypełniania dokumentów. W jego myślach cały czas krążył Naruto. Niespodziewanie za swoimi plecami wyczuł osobę ze znajomą chakrą. Mężczyzna kucał na ramie otwartego okna.
— Witaj, sensei.— Powiedział z uśmieszkiem. Miał on długie, białe, kolczaste włosy i ogromny zwój zawieszony na plecach. Zeskoczył z parapetu i znalazł się przy biurku swojego mistrza.
— Jiraiya!— Powiedział lekko zaskoczonym, ale groźnym tonem. — Z twojego listu wynikało, że złożysz raport kilka dni temu!
— Och, przecież wiesz, że muszę zbierać informacje, jeśli moja książka ma być sukcesem. — odpowiedział Jiraiya zdawkowym tonem. — A i jeszcze do tego kiedy mijałem gorące źró...- — chciał opowiedzieć z ekscytacją, jak udało mu się zbieranie informacji w najlepszych źródłach Konohy, jednak mu się to nie udało.
— Oczywiście, oczywiście, ale nie koniecznie chcę znać twoje przygody z kobietami— powiedział, po czym dodał: — Niestety muszę ci powiedzieć, że kiedy ją napiszesz będę zmuszony do skonfiskowania jednego egzemplarza.— Powiedział poważnym tonem, odwrócony. Jednak Jiraiya wiedział o sekrecie Boga Shinobi. Był największym fanem pracy roboczej jego dzieła.
— Hahah! Możesz na mnie liczyć mistrzu.— Podniósł kciuk do góry i uśmiechnął się szarmancko, niczym Zielona Bestia Konohy. — Ale do rzeczy,— westchnął i dodał już poważniejszym tonem. — Miałem złożyć raport.
— Tak, wiem Jiraiya, jednak... — Przez chwilę się zawahał. — Mam pewną sprawę.— W końcu dokończył. — Chodzi o twojego chrześniaka. Jestem prawie pewien, że popełniłem wielki błąd. - W jego głosie było słychać nutkę niepewności.
— To się znowu stało?— zapytał z powagą swego mentora.
— Dokładnie — powiedział i wziął głęboki wdech powietrza. — Dlatego myślę, że powinienem zmienić szczegóły twojej długoterminowej misji poza wioską. — powiedział z lekkim uśmiechem.
— Masz na myśli, to co ja mam na myśli?— spytał się z niedowierzaniem. Jego serce lekko przyśpieszyło tempa.
— Tak. Myślę, że powinienem zgodzić się na twoja propozycję już rok temu, kiedy mieszkańcy wioski posunęli się za daleko. — Spojrzał na swojego ucznia, którego surowy wzrok pokazywał, że zgadzał się z wypowiedzianym zdaniem.
— Jednak ślepo wierzyłem, że mogą zmienić swój tok myślenia w związku z Naruto. Teraz widzę, że jeżeli tak dalej pójdzie to chłopak nie będzie miał czegokolwiek, co zatrzymałoby go w wiosce. Nie będzie miał do czego wracać po ukończonej misji. Jeśli niczego nie zrobię to prędzej stanie się nuke-ninem.
— Więc? Co dokładnie zamierzasz zmienić? Wiem, że nie mogę zostać w wiosce razem z nim, to by zawadzało w mojej pracy szpiega, więc zostaje tylko opcja ...-
— Że zabierasz go ze sobą. — Kiedy zobaczył zaniepokojony wzrok Jiraiyi kontynuował.— Też myślałem o niebezpieczeństwach wiążących się z tym. Jednak po namyśle, doszedłem do wniosku, że lepiej będzie dla niego, gdy znajdzie się w twoim otoczeniu. Co prawda niektóre twoje misje infiltracyjne nie są zbytnio bezpieczne, ale gdy będziesz się spodziewać, że sytuacja lekko wymknie się spod kontroli, możesz zostawić go w jakimś bezpiecznym miejscu, a sam się tam udać.
— Zostawić go samego? Przecież to tylko dzieciak, nie dałby sobie rady. — Jiraiya odpowiedział swojemu nauczycielowi.
— Możesz tak sobie myśleć, ale chłopiec żyje sam już ponad dwa lata. Spotkał mnie pierwszy raz kiedy skończył trzy, w lesie, przyrządzał sobie posiłek, i mnie poczęstował. Nie wiedział wtedy nawet, że dziadunio którego napotkał to Trzeci Hokage. — Oczy Jiraiyi zwęziły się; poczuł się zdradzony przez Hiruzen za zatajanie takiej informacji.
— Nie wspomniałeś o tym w naszej korespondencji ani razu, sensei! — Popatrzył na niego z rozczarowaniem. Z tego co zrozumiał, chłopak żył sam przez prawie połowę swojego życia, do tego od czasu do czasu, nie miał pieniędzy by zjeść posiłek.
—Decyzja o tym nie była niestety w moich rękach, więc przestań z twoim pogardliwym wzrokiem, Jiraiya. — upomniał go. — Nawet ja jako Hokage, nie mam prawa wtrącać się do Rady Miejskiej, a Naruto będzie cywilem, póki nie skończy akademii. Wracając do tematu, jestem pewien, że sobie poradzi nie zważając na to, że będzie w obcym miejscu. — Patrzył się na swojego ucznia, który teraz toczył walkę na myśli z samym sobą. Spojrzał na ogromny zwój zajmujący miejsce na plecach jego dawnego podopiecznego. Wpadł na decydujący detal, którego zadaniem było przekonanie Jiraiyi co do kwestii bezpieczeństwa. — Gdy teraz, o tym myślę, to znasz prawdopodobnie najbezpieczniejsze miejsce na świecie, gdzie mógłbyś go pozostawić, w razie takiej potrzeby.
Jiraiya spojrzał na niego. Hokage wskazał na jego zwój.
Miał racje, nie byłoby większych sprzeczności dotyczących zabrania Naruto poza wioskę . Dokładając do tego to, że już od dawna chciał poznać swojego chrześniaka. Jednak bezpośrednie rozkazy Hokage to bezpośrednie rozkazy Hokage. Stłumił swój śmiech, gdy pomyślał o rozkazach. Można powiedzieć, że dostał dokładne przeciwieństwo jego poprzednich instrukcji. Im bardziej myślał o kolejnych dniach, tym mocniej cieszył się jak mały dzieciak, czekający na prezent urodzinowy.
o0o
Notka Autora: No więc znalazł się pomysł, jest też pierwszy rozdział.
Update 04/12/17: Dla tych którzy czytają teraz, piszę, że rozdział został przeze mnie edytowane dosyć drastycznie. Zmieniłam kilka rzeczy, niektórzy mogą uważać je za drobiazgi, no ale. A to dlatego, iż napisałam ten rozdział kilkanaście miesięcy temu żeby nie zapomnieć całej idei, wstawiłam niezmieniony kilka miesięcy temu, a teraz przeczytałam go od nowa i zauważyłam, well, it sucks. :v
Następne rozdziały także są w etapie edycji. Do tego, po przerwie prawie pół roku, postaram się dodawać nowe rozdziały. c: Oczywiście, jeżeli taką możliwość da mi szkoła :v
Update 29/12/17: Tak jak myślałam. Znowu go zmieniłam. Domyślam się jak bardzo irytującą osóbką jestem, ale mam nadzieje, że nie przestaniecie czytać mojego Fanficka! Obiecuję, że to ostatni raz dattebayo!
A teraz, taktyczna prośba o komentarze! :D
Shunshin no Jutsu - podstawowe jutsu rangi D, którego shinobi używa by zniknąć.
Ningen – istota ludzka
Nuke-nin - zaginiony ninja. Czyli ninja- uciekinier
Shinobi no Kami - Bóg Shinobi
Inu – pies
Kesshou out!
