Autor: Lillythemarshmellowqueen
Tytuł oryginału:"Untitled"
Link: www. fanfiction. net/s/7519645/1/Untitled
Tłumaczenie: chupa-Chak
Beta: akken :*
Zgoda na przekład: oczekuję...
Merlin czmychnął, jak tylko spotkanie dobiegło końca. Był w połowie korytarza, gdy usłyszał wołanie Artura.
— Merlinie! Stój! Jedna sprawa...
Nie odwrócił się, kurczowo zaciskając klucz w spoconej dłoni. Podniósł go do piersi, nerwowo szukając schowka — niestety nie miał żadnych frontowych kieszeni, a Artur z pewnością zauważyłby, gdyby próbował ukryć coś w bocznej.
W następnej chwili ręka przyjaciela wylądowała ciężko na jego ramieniu, zmuszając, by się odwrócił. Zrobił pierwszą rzecz, jaka mu przyszła do głowy — wepchnął klucz w spodnie.
— Tak, Wasza Królewska Mość? — Podniósł ręce w geście niewinności.
Artur przez moment uważnie patrzył mu w oczy, po czym zapytał:
— Coś ty sobie myślał? Co tam wyprawiałeś?
— Próbowałem ci pomóc, Najjaśniejszy Panie. — Czarodziej wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
— Chyba źle mnie zrozumiałeś. — Artur chwycił chłopaka za ramiona i popchnął go. — Myślisz, że co tam — pchnięcie — właściwie robiłeś?
Merlin znalazł się w pułapce, uwięziony między ścianą alkowy w korytarzu a warczącym królem.
— Po-pomagałem ci tylko z twoimi sp-spodniami... — wyjąkał. Artur pochylił się nad nim, mierząc groźnym spojrzeniem i przyciskając sobą do ściany.
— Jeśli choć przez moment myślałeś, że w to uwierzę... — Wtedy zamilkł i zmarł, struchlały z przerażenia. Merlin wiercił się, próbując odsunąć od króla, ale ten nie ustąpił nawet o centymetr. Znów przycisnął go do siebie i w końcu na jego twarzy zaświtało zrozumienie. Czarodziej zadrżał ze strachu, pewny, że przyjaciel wyczuł klucz. Był w wielkich tarapatach.
Artur nie wycofał się jednak, ale bez ostrzeżenia naparł na chłopaka po raz kolejny, sprawiając, że klucz wbił mu się boleśnie w niepożądane miejsce.
Rozległ się wysoki lament, który — Merlin dopiero po chwili zdał sobie z tego sprawę — pochodził z jego własnego gardła.
— Och... rozumiem. — Artur wypuścił wstrzymywane powietrze i nagle znalazł się tak blisko niego i był taki ciepły.
Przesunął rękę z ramienia Merlina na tył jego głowy i pociągnął ku sobie; ich oddechy zmieszały się ze sobą. Zadowolony uśmieszek pojawił się na twarzy króla, gdy się pochylił.
Czarodziej miał może ułamek sekundy, by się zorientować w sytuacji i zrozumieć, jak klucz w jego spodniach mógł zostać zinterpretowany przez przyjaciela, a dokładniej, co mógł mu zasugerować.
Jednak zdołał ledwie otworzyć usta, by zaprotestować:
— Nie, Arturze, to nie to co myśl... mmphm! — Zanim zostały one przykryte przez ciepłe, natarczywe wargi króla.
Język Artura natychmiast zanurkował w jego ustach; ciepły i wilgotny przesuwał się po zębach. Merlin nie był w stanie nawet zaczerpnąć tchu, bo młody władca szybko przeszedł do głębszej penetracji; odrzuconą do tyłu głowę uchroniła przed uderzeniem w ścianę ręka króla.
Przeciągnął językiem po podniebieniu Merlina, sprawiając, że ten zaczął drżeć, choć robiło mu się raczej gorąco.
Kilka kolejnych jęków wyrwało się z gardła czarodzieja, a on sam poczuł jakby ściana za nim zafalowała, kiedy przyjaciel zgrabnie usadowił się między jego nogami.
Ręce Merlina w panice chwyciły koszulę Artura, na co król odsunął się nieco i ugryzł go mocno w dolną wargę. Wrażenie było tak silne, że czarodziej westchnął i w końcu wciągnął w swoje zagłodzone płuca odrobinę błogosławionego powietrza. Zaraz potem Artur polizał jego zranioną wargę, by złagodzić ból i Merlin znów bezradnie zakwilił.
Atak Pendragona był tak gwałtowny i władczy, że chłopak nie zdołał nawet zacząć się bronić — król zdarł jego apaszkę i przeniósł usta na szyję, pozostawiając na skórze szlak ostrych ugryzień ciągnący się aż do obojczyka. Napierał coraz mocniej, kołysząc się rytmicznie i klucz znów zaczął się przesuwać.
— A-artur... — zajęczał Merlin w proteście. Jego nogi nagle zmieniły się w galaretę, podczas gdy inna część ciała całkiem zesztywniała.
— Naprawdę musisz zostać ukarany za swoją bezczelność... — Artur zaatakował jego gardło, gryząc, liżąc i ssąc.
Pod czarodziejem ugięły się kolana.
Nagle król — podtrzymując Merlina, by ten nie upadł — położył ręce na jego tyłku i ścisnął pośladki. Wszystko co mógł zrobić w odpowiedzi, to owinąć nogi wokół Artura i spróbować nie jęczeć zbyt głośno.
Gdzieś w jego zamglonym przez pożądanie umyśle zdawał sobie sprawę, że to co się dzieje jest złe, bardzo złe. Ręce przyjaciela, które w miejscu, gdzie znajdowały się obecnie, wydawały się być całkiem pożądane, wciąż były jednak zbyt blisko klucza ukrytego w jego bieliźnie.
Półprzymknięte oczy czarodzieja otworzyły się szeroko... i to nie tylko z powodu ostrego ukąszenia w okolicy obojczyka. Spróbował znów uwolnić się z silnego uścisku, ale jedyne, co mógł zrobić, to wić się w miejscu, niebezpiecznie przesuwając klucz.
Najwyraźniej to rozdrażniło króla, bo niespodziewanie dał mu mocnego klapsa w udo. Czarodziej wygiął się w łuk ku kamiennej ścianie. Z gardła wyrwało mu się żałosne kwilenie, zdławione w większości przez Artura, który ponownie zawładnął jego ustami.
Pendragon przyspieszył, a rozgorączkowany Merlin próbował sprawić, by nie zauważył klucza, jednak nie mógł pohamować szarpnięć własnych bioder. Król pocałował go mocno, a następnie odsunął usta z głośnym, nieprzyzwoicie mokrym dźwiękiem.
Klucz przesunął się ponownie i czarodziej jęknął. Teraz nawet młody władca gwałtownie wciągnął powietrze, nim pochylił się i przygryzł ucho Merlina. Chłopak doszedł nagle ze zduszonym jękiem; Artur nie pozostał daleko w tyle.
Przez chwilę trwali nieruchomo, tylko oddychając w milczeniu, zanim król odsunął się, pozwalając by nogi Merlina opadły na ziemię – od razu ugięły się pod ciężarem czarodzieja i osunął się na posadzkę. Oszołomiony i bez tchu spojrzał na przyjaciela, podczas gdy lepka wilgoć w jego spodniach zaczęła się robić nieprzyjemnie zimna.
Artur przyglądał mu się przez chwilę, zanim wyprostował się i poprawił swoje ubranie. Odchrząknął i rzucił od niechcenia, jakby właśnie wcale nie wypieprzył Merlina przy ścianie.
— Mam nadzieję, że pojąłeś lekcję. Zrób wszystko, żeby już nie zachować się jak idiota na posiedzeniach Rady.
Merlin gapił się na niego, niezdolny, by wydusić z siebie choćby słowo.
Król bezzwłocznie odwrócił się i zniknął.
Czarodziej patrzył za nim przez długi czas, po czym zamrugał i, sięgając ostrożnie do spodni, wyciągnął nieco zabrudzony klucz.
koniec (jaka szkoda ;P)
