Autor: BittyBlueEyes
Tytuł oryginału: 'An Old Friend'
Pozwolenie na tłumaczenie: zdobyte
Historia zgodna z fabułą serialu aż do odcinka "Ślub River Song" ('The Wedding of River Song').
Doktor wziął głęboki oddech, poprawił muszkę oraz szelki i zastukał wytwornym ruchem w niebieskie drzwi frontowe znajdujące się tuż przed nim. Nie tak po prostu niebieskie, co warto zauważyć, drzwi były koloru policyjnej budki. To była jego sprawka, bo wiedział, że jego Amelia Pond to pokocha. A Rory, drogi Rory, nie mógłby tego zmienić, nawet gdyby chciał. Amy nigdy by mu nie pozwoliła.
Doktor rozważył ponowne zapukanie, jednak był, prawdę mówiąc, od początku odrobinę niespokojny pojawiając się tutaj. Byłoby miło po prostu wrócić do TARDIS, ale-
- Czołem Pondowie! - Doktor rozpromienił się na widok pary w otwartych drzwiach i rozpostarł szeroko ramiona w akcie samo prezentacji.
- Doktor? - zapytała Amy z zaskoczeniem. - Wreszcie postanowiłeś ponownie pokazać swoją twarz?
- Tak, dokładnie. A teraz, chwytajcie za płaszcze.
- Chwytajcie płaszcze? - w jej głosie słychać było niedowierzanie. - Doktorze, jest czerwiec.
- Tak, wiem. Dlatego tu jestem. Nadal potrzeba płaszczy.
- Rory, zabieraj nasze płaszcze - rozkazała przez ramię.
- Chwila, nie! Płaszcze? Nigdzie nas nie zapraszałeś. I mówiłeś, że już więcej nas ze sobą nie zabierasz. Nie możesz się nagle pojawiać i oczekiwać, że polecimy za twoim wezwaniem - zaprotestował z niedowierzaniem Rory. - A dzisiaj, tak się składa, jest wyjątkowy dzień-
- Tak - Doktor przytaknął trochę zbyt energicznie. - Wasza pierwsza rocznica. Dlatego tu jestem.
- Ooo - Amy zagruchała - pamiętałeś.
- Nie - zaprzeczył Doktor, nie wstydząc się tego. - Zabierałem właśnie waszą córkę na randkę i przypomniała mi, że nie powiadomiłem was, iż w rzeczywistości nie jestem martwy. Potem nie omieszkała wspomnieć, że zrujnowałem wieczór kawalerski Rory'ego, przegapiłem wasz właściwy ślub i wrobiłem was w najgorszy miesiąc miodowy, jaki kiedykolwiek miał miejsce... Więc, oto jesteśmy - przerwał na chwilę, by machnąć w stronę TARDIS, gdzie widać było River wyglądającą z budki. - Zabieramy was na randkę.
- Randkę gdzie? - zapytał Rory wątpiącym tonem.
- Jeśli zamierzasz robić tyle problemów, mogę napisać oficjalne zaproszenia i wrócić w przyszłym roku - zaproponował Doktor.
- Rory - warknęła Amy.
- Dobra, płaszcze - skapitulował, sięgając do szafy.
- Świetnie. Spotkamy się w TARDIS. - Doktor pobiegł z powrotem do statku, a River dopadła go, jak tylko przekroczył próg.
- Dziękuję, skarbie. To wiele dla nich znaczy. - Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. - Amy naprawdę rozpaczała, gdy jeszcze myślała, że nie żyjesz. Tak się ucieszyła, gdy powiedziałam jej, że to nie prawda... Jesteś jej coś winny.
- Właśnie dlatego to robię. A poza tym będzie zabawnie.
- Co to będzie? - zapytała Amy, wchodząc na pokład razem z Rory'm.
- To niespodzianka.
- To łyżwy - zdradziła River.
- Niszczysz niespodziankę! - krzyknął oburzony Doktor.
- To nie miała być niespodzianka. Rory ich nie lubi... a przynajmniej twoich. Wybieramy się na planetę Kur-Ha - poinformowała ich. - Jest tam mnóstwo jezior mineralnych, które zamarzają i organizowane są na nich festyny. To będzie jak powrót do Mroźnych Jarmarków na Tamizie.
- Tylko bez Stevie'go Wonder'a - przypomniał jej.
- Ty mógłbyś zaśpiewać parę linijek, czyż nie? - Amy zaczęła droczyć się z Doktorem. - Dla szczęśliwej pary?
- Ja tańczę, Pond, nie śpiewam - zaprzeczył. - A teraz, wszyscy są? Gotowi? Koniec z gderaniem Rory'ego? A więc lecimy.
- Co znowu zrobiłem? Czemu on zawsze czepia się mnie?
- Jesteś najbardziej rozsądny. To nie w jego stylu - zaśmiała się River.
- Nieprawda! - zaprotestował Doktor. - Jak możesz tak mówić?
- Czuwaj nad kontrolkami, skarbie. Zbliżasz się za bardzo do-
- Och, przymknij się - wymamrotał, przerywając jej w środku zdania, zanim zdołała ogłosić, że prawie wpakował ich na inny kurs. Ta kobieta potrafiła rozproszyć. - Dam ci znać-
TARDIS'em raptem szarpnęło, posyłając wszystkich, oprócz Doktora, na podłogę.
- Czy to właśnie o tym nie-
- To nie byłem ja - Doktor prychnął, nim River dokończyła swój złośliwy komentarz. - Coś w nas uderzyło.
- Jeśli tylko-
- To nie byłem ja! - znów jej przerwał, okrążając przeciwną stronę konsoli w panice. - Coś uderzyło TARDIS. Zaatakowało TARDIS. Coś wybiło dziurę w mojej TARDIS! - Miotał się oszalały i oburzony, błyskawicznie analizując informacje na ekranie. River rzuciła się, bu zajrzeć mu przez ramię, gdy nagle wysiadł prąd.
- Musicie sobie żartować - jęknął Rory. - Czy my nadal jesteśmy w wirze czasowym?
- W przestrzeni kosmicznej - naprostował Doktor. - Podam ci współrzędne, jeśli cię to ciekawi. Osobiście, mnie nie bardzo. Próbuję ustalić, co włamało się do mojej TARDIS.
- Jesteśmy w próżni z dziurą w TARDIS, która została bez zasilania?
- Nie jest bez zasilania, tylko na awaryjnym - zaoponował Doktor i zaczął grzebać w pobliskiej skrzynce.
- Gdzie walnęło? - zapytała River drżącym od niepokoju głosem.
- Wprost w Pokój Zero, na to wygląda. Cóż, powiedziałem wygląda, ale bardziej go brakuje. Pokój Zero nie pokazuje się na żadnych architektonicznych konfiguracjach wyznaczników. Coś zdecydowanie wdarło się do środka, ale-
- Myślałam, że pozbyłeś się go wieki temu - przypomniała mu. - Dwukrotnie.
- Tak, cóż, kiedy TARDIS przebudowała się, stworzyła kolejny. Nie całkiem spodobało jej się to, że moja ostatnia regeneracja rozsadziła jej kokpit - wyjaśnił, rzucając komplet latarek Rory'emu i Amy.
- No cóż, dobrze się składa - w głosie River słychać było optymizm, udało się jej też uspokoić oddech. - Pokój Zero ma za zadanie przetrzymać siłę regeneracyjną. Z pewnością zatrzyma, cokolwiek by to nie było, przed włamaniem się głębiej.
- Możemy na to liczyć - Doktor mówił cicho, gdy wręczył kolejną latarkę River i zrzucił z siebie tweedową marynarkę. - Ale przebicie przez zewnętrzne osłony i do środka Pokoju Zero... Nie podoba mi się to.
- Ale co mogło tego dokonać? - zapytała zmartwiona Amy. - Co mogło przełamać systemy obronne TARDIS?
- Nie wiem, ale zamierzam to odkryć - odburknął, podwijając rękawy i włączając własną latarkę.- Za mną, Pondowie.
Kroki Doktora były ostrożne i szybkie, choć nie spieszył się zbytnio. Gdyby nie sztywne ułożenie ramion i zmarszczone czoło, wydawałby się niewzruszony.
- Doktorze, czym dokładnie jest Pokój Zero? - zapytała Amy, skręcając za nim za kolejny róg. - Czy ta rzecz, która zniszczyła-
- Nie ma na to teraz czasu, Amelio - odpowiedział cicho. - Miejcie oczy i uszy szeroko otwarte.
Doktor zatrzymał się przed okrągłymi drzwiami, które przypominały wejście do skarbca, by po chwili wejść do środka. Pokój był ogromny, sklepiony czaszą z różowawo szarymi ścianami oraz całkowicie opustoszały, przez co olbrzymie dziury w suficie i podłodze były doskonale widoczne.
- Jest pusty - oznajmił Rory.
- Tak, zawsze jest - mruknął nieuważnie Doktor.
Amy zrobiła ostrożny krok na przód i zajrzała przez górną wyrwę, przez którą widać było gwiazdy.
- Jeśli całkiem padnie zasilanie, zostaniemy zassani, tak?
- Tak się nie stanie - uspokoiła ją River.
- Niemożliwe. - Doktor rozejrzał się zdezorientowany, jego oczy wędrowały od jednej dziury do drugiej. - To jest... To po prostu niemożliwe. To Pokój Zero. Jest jak kieszonkowy wymiar. Rzeczy nie mogą tak po prostu sobie wchodzić i wychodzić. Nie można wedrzeć się do i przez TARDIS.
- Cóż, coś właśnie to zrobiło - zauważył Rory. Podpełzł na kolanach bliżej otworu, by popatrzeć w dół. - Tam jest basen. A raczej był...
- Co ma znaczyć "był"? - Doktor podbiegł bliżej i ujrzał, że cokolwiek przeszło przez Pokój Zero, przebiło się też przez basen aż do następnego pomieszczenia, zabierając całą wodę ze sobą.
- O nie, widzę książki w następnym pokoju. Czy biblioteka znowu ucierpiała? - zastanawiała się Amy na głos.
- Została przeniesiona dalej od basenu, by temu zapobiec. Myślę, że to pokój River. Ale cokolwiek tam jest, to coś przeszło na wylot i tam - ogłosił Doktor, mrużąc oczy i bacznie śledząc ścieżkę światła latarki.
- Że co?! - River wykrzyknęła z niedowierzaniem.
- Do kolejnego pomieszczania, którym byłoby... - Doktor zaczął mruczeć coś pod nosem ze wzrokiem wbitym w przestrzeń, gdy przeprowadzał obliczenia w pamięci. - O nie.
Skoczył na równe nogi i pogalopował przez korytarz, a jego towarzysze ruszyli za nim.
- Co tam jest, Doktorze? - krzyknęła Amy, próbując go dogonić.
- Stary pokój sterowniczy! Cokolwiek to jest, jest w starej sterowni!
Tym razem nie zatrzymał się, gdy dotarli do celu. Gwałtownie otworzył drzwi i rozejrzał się dziko. Uderzyły w niego fale wspomnień, gdy popatrzył na świecącą, niebieską kolumnę na środku konsoli i puste siedzenie tuż obok.
- To... Byliśmy już tutaj. Myślałem, że ta planeta, to coś, Dom, skasował-
- Ciii! Jedna dziura, Rory. Cokolwiek to jest, jest tutaj. Albo... nie?
Okrążył pokój, sprawiając wrażenie całkowicie zagubionego. Nie było tutaj nic nowego oprócz wyrwy w ścianie.
- A-ale Doktorze - Amy zaczęła z wahaniem. - Czy ta dziura nie powinna być w suficie?
- Nadal myślisz kategoriami trzech wymiarów - odpowiedział powoli Doktor, podchodząc do zniszczeń w kącie pokoju. - Lewo i prawo działa dla korytarzy, ale my zeszliśmy cztery poziomy w dół. Ta wyrwa w ścianie znajduje się też w podłodze sypialni River. A basen był przyciśnięty do jej drugiej ściany, czego dowodzi woda. - Doktor plusnął stopą te kilka centymetrów wody pokrywającej podłogę.
- Wiem, że liczysz, że będę o to marudziła, ale wcale nie zamierzam - zapewniła go River ze złośliwością w głosie. - Bardziej jestem zaintrygowana tym miejscem. To była twoja ostatnia sterownia?
- Tak.
- Dość ciemna i depresyjna... - podeszła do pobrudzonego, sfatygowanego krzesła, dźgając je ostrożnie.
- Wolę określenie "organiczna". A niebieski odcień nadaje nastrój - bronił się Doktor. - A teraz przestańcie obrażać moją przeszłość i znajdźmy-
- Doktorze - niepewnie zaczęła Amy. - Coś jest nie tak ze ścianą. Jest... jest cienka jak papier.
- Co? - Doktor zszedł z metalowej, kratowanej podłogi i ponownie podszedł do luki, badając dokładniej jej krawędzie. - To zdecydowanie niedobrze... I nie ma tu żadnego rumowiska. Czemu tego nie zauważyłem? Tyle dziur i żadnego gruzu. Tylko woda.
- O boże! To ręka! - krzyknął Rory. - Doktorze, tam jest ręka! T-tam ktoś jest!
- Co? - River obróciła się w miejscu, a jej oczy podążyły za głosem, dochodzącym spod kratowanej podłogi. Zanim Doktor i Amy zdążyli choćby przejść przez pomieszczenie, wspólnie już rozdarli posadzkę i Rory sprawdzał puls. - Jak ona się tam znalazła?
- Podłoga musiała się unieść - odpowiedział, rozglądając się wokół i klęcząc z ciałem dziewczyny na kolanach. - Musiała wtoczyć się pod spód przez rozpęd.
- Dziewczyna - w głosie River słychać było osłupienie. - Po prostu dziewczyna? Ludzkie ciało przebija się przez cztery poziomy TARDIS? Jak-?
- Ona żyje! - krzyknął Rory, przyciągając do siebie uwagę. - Ona, ona nie jest... Musimy iść do lecznicy. Doktorze?
Ten jednak zamarł zszokowany i z minuty na minutę stawał się coraz bledszy, gdy patrzył na krople krwi zmieszanej z wodą, kapiące z blond włosów młodej kobiety.
- Doktorze, znasz ją? - zapytała zmartwionym tonem Amy.
- Doktorze! - krzyknął Rory, by przyciągnąć jego uwagę. - Ona żyje, ale nie wiem-
- Lecznica - wyszeptał ochrypniętym głosem, bardziej do siebie niż do nich. Potrząsnął głową, by pozbyć się z oszołomienia i szybko zgarnął bezwładne ciało dziewczyny w swoje ramiona, a wilgoć jej ubrania momentalnie przemoczyła jego.
- Doktorze, to chyba jej- -River podniosła czarny plecak, lecz Doktor wtrącił się w pół słowa.
- Rory, weź torbę i chodź za mną. Nie zaglądaj do środka. I ostrożnie z tym! - jego głos przeszedł w okrzyk, gdy znalazł się w połowie korytarza, zanim dokończył mówić. Rory posłusznie wyrwał bagaż z luźnego uchwytu River i ruszył za Doktorem. Dziewczyny natychmiast podążyły za nim.
- River! - krzyknął przez ramię Doktor, gdy przechodzili przez sterownię. - Będę potrzebował zasilania. Myślisz, że dasz radę przywrócić ją do porządku?
- Oczywiście, ale, Doktorze, kim ona jest?
- Na imię ma Rose.
