Już od dłuższego czasu nie był w stanie zmrużyć oka. Fakt, czuł ciężar przygniatającego go zmęczenia, ale zamiast próbować zasnąć, wolał przyglądać się swemu tonącemu w ciemności pokojowi, którego nie widział przecież od tak dawna. Wciąż nie docierało do niego, że dane mu było tu powrócić, zwłaszcza, że wodząc wzrokiem po pomieszczeniu, zdawało mu się, iż minęło co najmniej kilka lat. Tyle zdążyło się w tym czasie wydarzyć: rzeczy tak niewiarygodne i nieprawdopodobne, że czasem Ichigo odnosił wrażenie, że to był tylko sen, że za chwilę się obudzi i wszystko się rozpłynie. Zniknie na zawsze.

Wstał z łóżka i wolnym krokiem zrobił kilka kółek po pokoju. Tak wiele się zmieniło. Jednak te cztery ściany pozostały takie same, co napawało go ciepłą otuchą, niosącą ze sobą optymizm, który dawał mu siłę, by stawić czoła wszystkiemu, co przyniesie wiatr, iść dumnie do przodu i walczyć tak długo, dopóki będzie mógł ustać na własnych nogach, walczyć do ostatniej kropli krwi i ostatniego oddechu.

Otworzył okno, a rześki, zimny podmuch przywitał go ostrym smagnięciem po twarzy, napływając do środka. Brązowe oczy biegały po nocnym, czystym niebie, ślizgały się wśród maleńkich, migoczącym punktów, rzuconych w bezdenną czeluść mroku, otulającego uśpione, wręcz wymarłe miasto. Następnie spadły na opustoszałe ulice, oblane miękkim, pomarańczowym blaskiem latarni, na okoliczne domy, skryte wśród rosnących w ich pobliżu potężnych drzew, których wielkie korony naprzemiennie trwały w bezruchu i lekko kołysały się, poruszane przez kapryśny wiatr. Wszystko wskazywało na to, że nadchodzący dzień będzie równie pogodny.

Ichigo wziął głęboki oddech. Jego duszę wypełniało odczucie, którego nie gościł od dawna- zupełny, niczym niezmącony spokój. Dopiero teraz chłopak uświadomił sobie, jak bardzo mu tego wyciszenia brakowało. Uderzenia jego rozgrzanego serca nie szarpały piersi, a raczej przypominały mocne fale, rytmicznie unoszące się i opadające, nie zakłócające harmonii nocy, zgodnie z którą płynęły.

Chłopak mimowolnie zerknął na zegar. 3.27. Jednak teraz nie miało to żadnego znaczenia. Liczyła się tylko ta cisza. Upragniony spokój. Głębia całkowitego wytchnienia, unosząca się wkoło wraz z przyjemnym poczuciem spełnionego obowiązku.

Nagle spłynęła na niego obawa, będąca niczym lęk małego dziecka. Obawa, że ta niezwykła atmosfera, będąca niczym idealnie gładka toń wody, niebawem uleci, wraz z rozpoczęciem dnia umknie śladem odchodzącego księżyca. I już nigdy się nie powtórzy. Żadna noc nie przyniesie tego, co dała mu ta chwila. Pozostawi po sobie jedynie żal i gorzką, tępą nadzieję, że może jeszcze kiedyś jej kawałek wróci, a Ichigo poczuje choć namiastkę tego, co teraz. Będzie tępo jej wypatrywał z utęsknieniem. Na próżno. Tak bardzo pragnął zatrzymać czas, chwycić tę noc w dłonie, mocno ścisnąć i nigdy już nie wypuścić, sprawiając, by już nigdy się nie skończyła. Niestety, nie mógł nic z tym zrobić. Nie ważne jak silny się stanie, istnieją rzeczy, którym nigdy nie będzie w stanie zaradzić, zmiany, których żadnym wysiłkiem nie zatrzyma.

"Phi! Naiwne"- prychnął w duchu.

Ze wszystkich sił próbował o tym nie myśleć, skierować swój wzrok w przeciwnym kierunku, skupić się tylko na tu i teraz, w pełni smakując ten cudowny moment, kojący jego wymęczony umysł, dopóki on jeszcze trwa i daje mu taką okazję.

Z czasem jednak zmęczenie narastało i tak uporczywie go dręczyło, że Ichigo w końcu dał za wygraną i zdecydował się zasnąć. Gdy się kładł, jego wzrok jeszcze raz powędrował ku zegarowi. Wskazywał 4.41.