Była połowa września. W pokoju wspólnym Slytherinu panował typowy dla pory wieczornej gwar, prawie wszyscy przebywali w pomieszczeniu, zajmując każdą, wolną przestrzeń. Niektórzy grali w karty na kanapach, niektórzy czytali książki, grupka pierwszoklasistów w rogu pomieszczenia ustawiła przed sobą kolekcję szklanek, prawdopodobnie próbując je zamienić w zwierzęta. Dziewczyny plotkowały przy oknie. Po prawej stronie kominka na kocu znajdowała się grupka starszych Ślizgonów ze stosikiem kart między poduszkami. Zazwyczaj tak spędzali popołudnie, grając w rozmaite gry. Lekcje się już skończyły, a oni korzystając z wolnej chwili, zebrali się w miejscu, które zajmowali zazwyczaj i którego nie śmiał zająć nikt inny.

- Emil, jak się dowiem, że oszukiwałeś nogi z tyłka powyrywam, a potem… – chłopak wypowiadający te słowa nie dokończył, ponieważ rozmowy ucichły, gdy przejście do dormitorium się otworzyło. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku, więc tak samo uczynił i Smith, nadal trzymając palec wymierzony w czarnowłosego chłopaka, którego słusznie podejrzewał o oszustwo. Nie żeby Ślizgoni nie oszukiwali, uważali to za sztukę o wiele bardziej przydatną niż czysta gra, ale prawdziwą hańbą było, gdy ktoś przyłapał cię na oszustwie. Emil był wyjątkowo dobry, jeśli szło o karty!

Do pokoju wspólnego wszedł szczupły blondyn, trzymany za ramiona przez opiekuna ich domu, Severusa Snape'a. Blondyn miał porcelanową, jasną cerę, błękitno-szare oczy lustrujące pomieszczenie, które w końcu zatrzymało się na grupce pod oknem. Opiekun ich domu wyraźnie wzmocnił nacisk palców na ramionach blondyna, delikatnie pchając go w przód, a do uszu najbliżej siedzących dotarł złośliwy, aczkolwiek dziwnie spokojny komentarz.

- Mógłbyś się powstrzymać na chwilkę i wejść do pokoju? Stoimy w przejściu, Draco – Profesor popchnął chłopaka lekko do przodu, zamykając za nimi portret i powędrował wzrokiem, jak wcześniej Draco, pod okno. Po chwili przyjrzał się swojemu chrześniakowi i położył mu rękę na karku. Wiadomym było, że wszyscy uwielbiali wprost Mistrza Eliksirów, jednak w tej sytuacji nikt nie ruszył się z miejsca, poza jedną osobą. Z poduszki pod kominkiem wstał rosły chłopak, odkładając karty i zabierając palec sprzed twarzy Emila, po czym podszedł szybko do dwójki nowoprzybyłych gości.

- A ty co tak stoisz? Nie przywitasz się? – Gabriel uniósł brwi dziwnie zdenerwowany, jakby zastanawiał się, czy najpierw ma opieprzyć mężczyzn za brak powiadomienia o powrocie, czy może za tak długie czekanie. W końcu jednak na jego ustach zagościł zadowolony uśmiech, i nie czekając dłużej na wątpliwą reakcję Draco, Gabriel zacisnął ramiona wokół blondyna, zamykając go w przyjaznym uścisku.

- Malfoy, ty cholerny dupku. - Szepnął cicho, na co Mistrz Eliksirów powstrzymał uśmiech, jakby uspokojony.

- Postaraj się go nie udusić w pierwszy dzień, Smith – Zamruczał Snape, odsuwając się krok w tył. Nie spodziewał się, że Draco go odepchnie, jednak patrząc na nich, przymknął zgnębione oczy, a gdy do jego umysłu napłynęły falą wspomnienia, których wolałby teraz nie roztrząsać.

Pamiętał dokładnie jak ten sam chłopak, który teraz tak ściska Malfoya wpadł kiedyś do Sali, w której przebywał Mistrz Eliksirów, prywatnej szpitalnej Sali, żądając wyjaśnień. Wyglądał wtedy na cholernie wkurzonego, ale i przerażonego. Severus nie umiał odpowiedzieć na jego pytania, odnośnie tego, co się stało, ale na późniejsze „jak może pomóc" umiał odpowiedzieć, choć kosztowało go to wiele wysiłku.

Nie możesz mu pomóc. Ja też nie ".

Doskonale pamiętał swoje własne zadowolenie z faktu, że ktoś jeszcze prawdziwie się martwi. Pamiętał jak łzy kręciły się w oczach Smitha, gdy siadał na twardym krześle przy łóżku. Jak trzymał bladą dłoń Malfoy'a w swojej własnej dużej, ale jakże ciepłej. Pamiętał, z jakim przerażeniem patrzył Smith i jak nie mógł zrozumieć, dlaczego nie może pomóc, dlaczego on, Mistrz Eliksirów, nie może pomóc. Pamiętał, jak wiele dni i wiele nocy później ten sam chłopak siedział znów przy tym samym łóżku, pomagając jak umiał, jak ocierał pot z czoła trzęsącego się, nieprzytomnego blondyna, jak próbował go ogrzać własnym ciepłym ciałem. Jak wytrwale zjawiał się tak często, jak tylko mógł, za każdym razem, wychodząc z takim samym zrezygnowaniem i niemocą. A Severus mógł tylko zaciskać palce w pięści i patrzyć. I się modlić, choć nie wiedział właściwie, czemu ktokolwiek miałby wysłuchać właśnie jego.

Wyrzucając z umysłu niechciane wspomnienia, wrócił do rzeczywistości. Patrzył jak blondyn uśmiecha się i z zadowoleniem zatapia w ramionach przyjaciela, jednak na krótko, by zaraz powiedzieć dokładnie to samo, co przedtem rzekł sam Snape.

- Nie uduś mnie, chce jeszcze pożyć…

Na to zdanie nawet Snape się delikatnie uśmiechnął. Blondyn po chwili był wolny i na powrót stanął u boku swojego mentora. Sam Severus, według Gabriela, nie wyglądał na szczególnie zadowolonego z faktu, że Draco znajduje się w lochach, znów w szkole. Wydawało się, że ma ochotę wytargać chłopaka za włosy z powrotem poza obręb szkoły, jednak mina Malfoy'a była zdecydowana. Gabriel rozejrzał się po pokoju, tak samo jak Mistrz Eliksirów, który warknął na wpatrzonych w nich uczniów.

- Wracajcie do swoich zajęć albo wszyscy zaraz dostaniecie szlaban. –Jego wzrok przesunął się po grupkach uczniów i spoczął na jednej z otwartych szafek, usta wykrzywiły się ironicznie, ale nie padł żaden komentarz. Gabriel spojrzał uważnie na blondyna, który uniósł dumnie głowę, godnie znosząc owe oględziny. Draco wydawał się nieco chudszy i jakby wiotki. Teoretycznie wyglądał tak samo, lecz on widział różnice. Widział zmęczenie w jego oczach, nie błyszczały złośliwością tak, jak zawsze, choć mniemał, że to szybko się zmieni. W końcu tam gdzie był, nie miał wiele do roboty i jeszcze mniej osób, które mógłby obrzucić złośliwymi uwagami. Gabriel doskonale o tym wiedział. Jednak coś go niepokoiło, co nieco wiedział, ale…wydawało mu się, że gdy Draco się do niego przytulił, uczynił to jakoś dziwnie krótko i sztywno. Wydawał się taki zimny, jakby dopiero co wynurzył się z zamarzniętego jeziora. Nieco zaniepokojony zerknął na opiekuna ich domu.

- Gramy w karty, przyłączysz się, Draco?

Blondyn zerknął w stronę kominka, a potem obejrzał się na Severusa i mrugnął. – Pewnie, że tak… Poradzę sobie – Druga część zdania była skierowana do Snape'a. Malfoy, zostawiając obydwóch mężczyzn, ruszył do towarzystwa pod oknem. Podniósł się tam cichy gwar i Draco zaczął witać się zdawkowo ze znajomymi. Gabriel obejrzał się na ten widok, chwilę śledząc oczami blondyna, po czym spojrzał na Snape'a, który westchnął i ujął go za łokieć, odciągnął na bok. Smith posłusznie na to pozwolił, jako Ślizgon domyślał się, że posłuszeństwo pozwoli mu dostać coś w zamian. Nie pomylił się.

- Posłuchaj, Smith, nie zgodziłbym się, żeby wrócił do szkoły. Jestem absolutnie przeciwny jego obecności w miejscu innym niż szpital. Zgodziłem się na to tylko i wyłącznie, dlatego, że mnie prosił, a potem szantażował, aż wreszcie odważył się na groźbę! Jesteś… odpowiedzialny. Liczę, że będziesz mieć na niego oko. Sam doskonale wiesz, jaki jest. Do niczego się nie przyzna, chyba, że tobie, na nic nie pozwoli, chyba, że tobie.. Proszę tylko byś był, tak jak byłeś wcześniej… Mam kilka zaleceń. Najważniejsze, by odpoczywał i zawsze było mu ciepło. Jak zauważyłeś, temperatura jego ciała nie wróciła jeszcze do normy i długo nie wróci, nie może więc marznąc. Zabroniłem mu przychodzić na eliksiry, póki nie wymyślę czegoś, co pozwoli mi ogrzać klasę w sposób, który nie zagrozi eliksirom, co więcej wszyscy będą ciekawi…

- Wiem, proszę się nie martwić, panie profesorze, nie jestem głupi, tak samo jak Draco… - Gabriel zerknął uważnie na Mistrza Eliksirów, dochodząc do wniosku, że on zwyczajnie się martwi. Dlatego westchnąwszy, obejrzał się na Draco, który lokował się właśnie ostrożnie na poduszce, ale w taki typowy dla siebie sposób: delikatny, jakby nie chciał, by jakaś część jego ciała spoczywała chociażby kawałkiem na ziemi. Uśmiechnął się nieco smutno i ponownie zwrócił do Mistrza Eliksirów.

– Zajmę się nim. Niewątpliwie, jeśli będę mieć pytania, zajrzę do pana... Czy on.. Jak się czuje? –Pytał z pewnym wahaniem. Jeśli szło o Malfoya, nie spodziewał się że powie prawdę sam z siebie, nie przyzna się do słabości. Ale domyślał się, że wprawne oko Mistrza Eliksirów dużo wyłapało.

- Oh, jak to on, jest twardy. Prawdę mówiąc, całkiem niezłe szło mu podrywanie personelu szpitalnego…W ciągu najbliższego czasu dowiemy się, jak się trzyma, a teraz muszę iść. Ach, Gabriel. – Profesor odczekał, aż Smith skupi na nim spojrzenie i dopiero wtedy powiedział. – Nie chcę, by ten durny Potter i inni Gryfoni czegokolwiek się dowiedzieli, Nikt nie może się dowiedzieć! - Machinalnie Severus Snape wskazał na własne przedramię, a potem machnąwszy dłonią, dał znak, że to wszystko. Chwilę jeszcze obserwował jak Smith odchodzi i siada tuż przy Draco, zsuwa z ramion bluzę, by po chwili wsunąć ją na ramiona blondyna. Na ustach profesora pojawił się uśmiech. Wiedział że zostawia swojego chrześniaka w dobrych rękach.