N/A Historyjkę zbetowała myszyna, za co serdeczne jej dzięki! :)

Z dedykacją dla madmartus


Dobra partia


Molly Hooper więcej czasu poświęcała umarłym niż żywym. I nie, nie była nekromantką, w tej części Wszechświata nie jest to rozpowszechniona profesja. Była zwykłą Angielką, może nieco mniej śmiałą, mniej towarzyską i bardziej posiadającą kota niż przeciętna londynianka w jej wieku, za to mężczyzn o dużym potencjale intelektualnym i niskich kompetencjach społecznych przyciągała z energią, której mogłaby jej pozazdrościć niejedna czarna dziura.

Niewiele osób zakłócało spokój pani patolog przy pracy, w końcu kostnica nie jest szczególnie stymulującym środowiskiem, więc Molly w wyobraźni zaludniała swoje światy postaciami z filmów, seriali i książek.

Mycroft Holmes nosił idealnie skrojony garnitur i zawsze był uzbrojony w czarny parasol, a przede wszystkim we wpływy, którym tylko zjawiska atmosferyczne potrafiły się oprzeć, co zresztą wyjaśniało obecność parasola. Mycroft Holmes był zmuszony codziennie manipulować żywymi, a od czasu do czasu wręcz przyspieszać proces stawiania się przez nich umarłymi, co w pewnym momencie stało się dość nużące. Dlatego czuł potrzebę kontaktu z czymś, co kompletnie nie zależało od niego – a wykreowane przez innych uniwersa były niezastąpione.

Jeśli również w tej części Wszechświata istnieje przeznaczenie, zwane przez niektórych wolą bogów, to akurat tego dnia nakazało mężczyźnie w nienagannym garniturze złożyć wizytę kobiecie w poplamionym fartuchu. Jeśli nie istnieje, to tajemnicą pozostanie, z jakich przyczyn znalazł się tam akurat tego dnia. I czemu to spotkanie przybrało taki, a nie inny obrót. Chociaż trzeba tu wspomnieć, że od trzech miesięcy Mycroft od czasu do czasu informował Molly, co porabia jego oficjalnie nieżyjący brat. Wedle wcześniejszych doniesień bawił gdzieś w Pakistanie.

- Dzień dobry, panno Hooper – przywitał się, zdejmując płaszcz. Uczynił to na tyle energicznie, że z kieszeni wypadła mu książka i upadła u stóp Molly.

- Dzień dobry – odpowiedziała i schyliła się po publikację. Mimowolnie zauważyła podkreślony fragment:

Moim zdaniem życie sprawia panu tyle problemów, ponieważ wierzy pan, że są dobrzy ludzie i źli ludzie. Myli się pan, oczywiście. Istnieją wyłącznie i niezmiennie jedynie źli ludzie, ale niektórzy stoją po przeciwnych stronach."

- O, Pratchett. Nie sądziłam, że pan… - Gdy, podając książkę, spojrzała w oczy Mycrofta Holmesa, umilkła.

- Panno Hooper, ufam, że nie widziała pani tego – oświadczył Mycroft tonem, który obniżył odczuwalną temperaturę o jakieś dziesięć stopni.

- Po prostu pan i Pratchett. Zaskakujące – powiedziała Molly z rozbrajającą szczerością.

- Ciekawość zabiła kota. Chyba nie chce pani, żeby Toby ucierpiał? – Spojrzenie Mycrofta upodabniało go do węża, cóż że prawie dwustufuntowego.

I wtedy stało się coś niezwykle mało prawdopodobnego. Zazwyczaj gdy wąż staje naprzeciwko myszy, ta powinna uciec z piskiem. Ale czasami, gdy gad pomyli przynależność gatunkową futerkowca, może znaleźć się oko w oko z mangustą. I to z mangustą broniącą kota.

- Panie Holmes… Czemu mi pan grozi?! Bo dowiedziałam się, że czyta pan coś oprócz dokumentów wagi państwowej?! – Policzki Molly płonęły. – Chyba pan oszalał!

Przez chwilę przyglądał jej się zdezorientowany.

- Proszę o wybaczenie – ukłonił się lekko – posunąłem się za daleko. Przyszedłem powiedzieć, że mój brat aktualnie przebywa już na półkuli południowej.

- Przeprosiny przyjęte. Dziękuję za informację. Oczywiście, ze nikomu nie zdradzę pańskiego sekretu.

- Dziękuję, panno Hooper. Na mnie już pora. Do widzenia. – Ukłonił się ponownie i ruszył w kierunku drzwi.

- Do widzenia – odpowiedziała.

XXX

W drodze do domu Molly kupiła butelkę różowego wina. W końcu niecodziennie wchodzi się w posiadanie pilnie strzeżonej tajemnicy rządu brytyjskiego, krzyczy na niego, a nawet zmusza do przeprosin. Gdy jest się naturą na co dzień cichą i spokojną, taki wybuch niekontrolowanych emocji należy ugasić, a alkohol jest wtedy niezawodny.

Usadowiła się wygodnie na łóżku. Przy pierwszej lampce wina opowiedziała zajście Toby'emu, który zdecydował się do niej dołączyć. W czasie konsumpcji drugiej lampki niespodziewanie otrzymała sms.

Czy ma pani w domu szachy? Mycroft Holmes.

- Toby, nie uwierzysz, rząd brytyjski najwyraźniej prowadzi jakąś akcję „Szachy pod dachy".

Zachichotała. Spojrzała wymownie na pawlacz. Stały tam, może wreszcie powinna zagrać, ostatnią partię rozegrała nimi ze swoim ojcem.

Mam.

Zagramy? Proszę przygotować planszę. Pierwszy ruch należy do pani.

Molly właśnie dopijała trzecią lampkę. Chichocząc sięgnęła po pudełko, a następnie ustawiła jego zawartość na łóżku.

Nalała sobie kolejną lampkę

Więc woli pan czarne? Powinnam się domyślić po kolorze parasola. A o co gramy?

O to, gdzie będzie rewanż. Jeśli pani wygra, to u pani. Jeśli ja, u mnie. Co pani na to?

- Toby, może ty wiesz w co się pakuję? – Toby jednak, zajęty prężeniem ogona i próbą przygwożdżenia go przednią łapą, nie odpowiadał. - Nie? Trudno.

Wedle woli Patrycjusza. Pion na E4.

Dźwięk przychodzącej wiadomości, został częściowo zagłuszony przez odgłos wina wlewanego do kieliszka.

XXX

Molly ocknęła się, czując mruczący ciężar na kręgach krzyżowych. Miała zupełnie nieprawdopodobny sen. Przez chwilę leżała nieruchomo, czując nieprzyjemną suchość w ustach i coś twardego pod głową. Z trudem otworzyła sklejone powieki i pierwszym, co ujrzała, była spoczywająca na poduszce szachownica.

- Niemożliwe! – wykrzyknęła i poderwała się gwałtownie ku niezadowoleniu Toby'ego. Chwyciła leżący obok telefon. Nerwowo zaczęła przeglądać smsy.

Zwłaszcza te ostatnie sprawiły, że zbladła, a na policzki wystąpiły jej intensywne rumieńce.

Veni. Vici. Vetinari. Rewanż pojutrze, Margolotto. Przyślę samochód.

Jestem zasmutkowana z powodu przegranej. Do pojutrza, lordzie!

Dłuższą chwilę wpatrywała się w wyświetlacz.

- Powierzam swą duszę dowolnemu bogu, który potrafi ją znaleźć – wyszeptała.


N/A Wszystkie cytaty pochodzą z książek Terry'ego Pratchetta, w tłumaczeniu Piotra W. Cholewy. Wykorzystano cytaty z: „Straż! Straż!", „Bogowie, honor, Ankh-Morpork", nieco zmieniony cytat z „Morta" oraz cytat z „Piekła pocztowego".

I warto w tym miejscu wspomnieć, że chociaż nie do końca wiadomo, co łączy lorda Vetinari, patrycjusza Ankh-Morpork z lady Margolottą z Überwaldu, to w szachy grywali z całą pewnością.