"Our Winter"
by Jade Okelani
tłumaczyła Villdeo
T/N:
(1) Mimo wszystko, fanfick ten nie jest zbyt wysokich lotów (w porównaniu do takiego "All you need..."... nie, tych dwóch fanficków nie można porównać). Uważam jednak, że miał w sobie TO COŚ. Dlatego go tłumaczę '' Poza tym, nie ukrywam, że Ginny tu występująca jest bardzo mi bliska w jakiś niewytłumaczalny sposób. Nie mogłam się powstrzymać, by nie tłumaczyć.
(2) Paring: Ginny/Draco; Harry/Hermiona. Jeżeli komuś nie odpowiada druga para, niech lepiej nie czyta - jest ich tu dosyć dużo. Jeżeli ta pierwsza - tym bardziej niech opuści temat '
(3) Rzecz ma miejsce po IV tomie, kiedy Ginny jest w szóstej klasie.
Dziękuję za uwagę
Villdeo
PS (4) Słowem wstępu:
"Those were the days"
Mary Hopkin
Once upon a time there was a tavern
Where we used to raise a glass or two
Remember how we laughed away the hours
And dreamd of all the things that we would do
Those were the days my friend
We thought they'd never end
We'd sing and dance forever and the day
We'd live the life we choose
We'd fight and never loose
For we were young and sure to have our way
Then the busy years went rushing by us
We lost our starry notions on the way
If by chance I'd see you in the tavern
We'd smile at one another and we'd say
Those were the days...
Just tonight I stood before the tavern
Nothing seemed the way it used to be
In the glass I saw a strange reflection
Was that lonely woman really me?
Those were the days...
Through the door there came familiar laughter
I saw your face and heard you call my name
Oh my friend, we're older but no wiser
For in our hearts the dreams are still the same...
Prolog: Prawo a nieposłuszeństwo
Hogwart bardzo się różni od wielu innych szkół, jest tu mrocznie, korytarze, w których świszcze wiatr i takie same klatki schodowe czasem potrafią się tak poprzemieszczać, że nietrudno się tu zgubić, a już szczególnie nocą, pośród martwej ciszy, kiedy tak naprawdę powinno się leżeć w łóżku i spać. Jakby nie było, zamek jest nawiedzony, a duchy nie obawiają się wychodzić z ukrycia i pojawiać się w najmniej odpowiednich momentach tuż pod nosem, wygłaszając swoje przemądrzałe mowy, bądź, jak to jest w przypadku sir Nicholasa, porady dotyczące makijażu (nie raz i nie dwa zdarzało się nam zapytać, jak to się stało, że ma taką wiedzę na temat kosmetyków, na które to pytania on się tylko dyskretnie rumienił).
Próbując maskować się, by nie zostać złapaną, nieomal raz natknęłam się na Filcha, woźnego, a drugi na Panią Norris, jego starą kocicę. Na razie siedzę tu, w tej małej, ciemnej klitce i piszę pamiętnik, zastanawiając się, czy czasami nie choruję na klaustrofobię i jak to możliwe, że nigdy wcześniej tego nie zauważyłam. Pomimo tego że w zamku jest zimno i są przeciągi, mi samej jest gorąco i nieustannie mi się wydaję, że słyszę głosy, choć nikogo tu nie ma. O ile się nie mylę, zaczynają mi się pocić dłonie; nigdy bym nie przypuszczała, że jest to możliwe.
Nie prowadziłam pamiętnika od tego pamiętnego, okropnego incydentu z Tomem Riddlem na czele w pierwszej klasie. Wiem, że każda inna, w miarę normalna dziewczyna zniechęciłaby się do każdej formy spisywania swoich losów, ale potrzeba przelania myśli na papier była zbyt silna, by się jej oprzeć. A więcej teraz siedzę w ciemnościach i piszę, mając nadzieję, że pot, który spływa mi z dłoni, nie zamaże liter.
Nigdy wcześniej nie uczyniłam nic złego. Owszem, zdarzało się, że nie postępowałam wedle regulaminu szkoły, ale to dlatego, by pomóc Ronowi i Harry'emu wykaraskać się z tarapatów - ale robiłam tylko to, co należy do obowiązków dobrej siostry; to, co zrobiłaby każda dziewczyna ślepo zakochana w najlepszym przyjacielu swojego brata.
To już minęło. Chyba. Rzeczywiście, był taki czas, że byłam do szaleństwa zakochana w Harrym Potterze, ale to uczucie minęło, jak zresztą wszystko, z czasem. Rzecz jasna, Harry pozostawał cały czas w błogiej nieświadomości. Interesował się Cho Chang przez cały niemalże rok, a ja nie mogłam tego znieść. Co miała Cho, czego ja nie miałam? Była starsza, ładniejsza, lepsza w magii, nie musiała donaszać ubrań po starszych braciach, bo miała w pełni ukształtowane ciało szesnastoletniej dziewczyny... nie, chyba nie chcę o niej myśleć. Skończyła szkołę w zeszłym roku i nie mam najmniejszego pojęcia, co się z nią teraz dzieje. Harry raczej też nie, skoro zauroczenie mu minęło (zawsze mija). Można także dodać, że rozejrzał się za innymi dziewczynami i zobaczył w innym świetle Hermionę, która zawsze zajmowała szczególne miejsce w jego sercu.
Trudno mi było jej nienawidzić, a więc poddałam się. Nie jestem na tyle uparta, a i tak było to dla mojego własnego dobra. Tak sobie mówiłam, dzień w dzień i miałam nadzieję, że kiedyś w to uwierzę. Udało się. Czyli wyszło na to, że wcale nie kochałam Harry'ego ani nic z tych rzeczy - po prostu się podkochiwałam, cóż, chyba nadal się trochę podkochuję. Uważam go za takiego, wiesz, bohatera, trochę stukniętego romantyka. Takie uczucia nigdy nie przemijają, nieważne, ile czasu by nie minęło.
Na szczęście, muszę cię się przyznać, że to była najlepsza decyzja, jaką dotychczas podjęłam w ciągu życia. Harry jest naprawdę dobrym przyjacielem, zabawnym, lojalnym i odważnym do granic głupoty, co sprawia, że cieszę się na myśl, że go nie kocham. Hermiona musi wieści ciężki żywot, martwiąc się o niego cały czas.
Jest jednak jedna rzecz, która nadal nie daje mi spokoju: zawsze myślałam, że Harry nie zwracał na mnie uwagi, ponieważ byłam szarą myszką, zawsze wyglądałam na nieuczesaną, miałam za dużo piegów. Trzeba przyznać, że bardziej interesowała mnie nauka niż faceci. Oczywiste było, że to dziewczęta takie jak Cho przykują jego uwagę, przepiękne dziewczyny z dużymi, ciemnymi oczami i egzotycznymi rysami twarzy, długimi, jedwabistymi, czarnymi włosami - zawsze o takich marzyłam i nigdy nie chciałam mieć tych marchewkowych strąków zwisających mi z głowy. Ale nagle mu się odmieniło i zakochał się w Hermionie, a ( niech chcę być niemiła) trzeba przyznać, że Hermiona do najładniejszych dziewczyn w szkole się nie zalicza.
Uważam, że jest piękna, zmyślna, zabawna i troskliwa, ale konkursu piękności Miss Miotły to by nie wygrała. A więc jeżeli Hermiona mu odpowiada... to co, cholera, jest nie tak ze mną?!
Odpowiedzi na to pytanie mogłabym szukać (szukam) od dawien dawna, ale
O Boże... O. Mój... BOŻE! Dobra, zacznijmy od samego początku. Tak sobie troszkę... narzekałam... a wtedy nagle ściana, o którą się opierałam znikła, a ja zaczęłam spadać, i spadłam, i spadałam... W jakąś niekończącą się przepaść i cały czas czułam się okropnie, bo myślałam tylko o tym, co Ron powie mamie o mojej śmierci i jak jej będzie przykro.
Ten przymiotnik "niekończąca się" jest bardzo adekwatny do opisu, ponieważ pomimo że się w końcu zatrzymałam, nigdy nie dotknęłam ziemi. Zawisłam po prostu w powietrzu, mogąc do woli ruszać kończynami, ale donikąd by mnie to nie zaprowadziło. I tak nic nie widziałam.
- Hej, hej?
Miałam nadzieję, że mój głos nie zabrzmiał, jakby to mówiła jakaś przerażona, szara myszka, a jak pewna siebie boska czarownica.
- Witamy, panno Weasley.
Podskoczyłam, kiedy dotarł do mnie melodyjny głos, przerywając ciszę panująca wokół mnie.
Ciemność powoli zanikła i zauważyłam, że znajdowałam się w jakiejś ogromnej komnacie. Musiałam być z milę albo i więcej pod szkołą, ponieważ wysokie, robiące wrażenie mury pokryte były ziemią i jeszcze czymś. Szczeliny pomiędzy blokami skalnymi były na tyle duży, by mogły służyć za trybuny wokół boiska do Quidditcha. Tuziny zakapturzonych i zamaskowanych postaci, stojących w przerażającej ciszy - wyglądały niemal jak nieco mniej straszni dementorzy. Niespodziewanie zapaliły się świece, dzięki czemu mogłam ogarnąć wzrokiem swoje położenie. Gdy spojrzałam w dół, wydałam z siebie urywany krzyk, zrozumiawszy, że określenie "niekończący" naprawdę pasowało.
Pode mną rozciągał się mrok, a ja zrozpaczona w myślach szukałam zaklęcia, które umożliwiłoby mi latanie.
- Może mnie pani nazywać Kasandrą - przemówił ten sam głos po raz drugi. I wtedy ją zobaczyłam, stała przed zakapturzonymi osobami, jak gdyby im przewodząc. - Czemu nas pani szukała?
- By stać się częścią nadchodzącej przyszłości - wymamrotałam z pamięci.
- Co ma nam pani do zaoferowania?
- Jestem tylko lojalną i posłuszną członkinią Bractwa.
- Za należność do niego słono się płaci. Jaką cenę pragnie pani zapłacić?
- Jestem tylko lojalną i posłuszną członkinią Bractwa.
Poczułam suchość w ustach i krew, płynącą z wargi, którą wcześniej przygryzłam. Zastanawiałam się, czy oni wszyscy też słyszeli, jak moje serce bije niczym zwariowany motyl pod wpływem zaklęcia energetyzującego. Na samozniszczalnym pergaminie, który otrzymałam kilka tygodni temu, było dokładnie napisane, że na każde pytanie mam odpowiadać: "Jestem tylko lojalną i posłuszną członkinią Bractwa". Ale co, jeśli źle przeczytałam bądź zapamiętałam?
Kasandra zamilkła. Może miałam powiedzieć coś innego. Nie miałam im jednak niczego innego do zaproponowania prócz posłuszeństwa. Przecież to właśnie dlatego potrzebowałam ich pomocy, czyż nie?
Wcześniej słyszałam o nich pogłoski. Gdy tylko dziewczyna przejdzie do drugiej klasy, spotyka się z plotkami o tajemnym Bractwie. Bardziej nieufnym niż Śmierciożercy, bardziej tajemniczym niż centaury, potężniejszym niźli całe Ministerstwo Magii. To pewnie dlatego nigdy nikt nie chciał o nim rozmawiać. Byli starsi niż jakiekolwiek inne magiczne stowarzyszenie i bez wątpienia mieli przetrwać nawet Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.
Każdego roku wybierali jedną osobę i tego roku zostałam wybrana ja.
Przynależność do Bractwa daje ci gwarancję, że zawsze będziesz chciana. Zapewnia, że po ukończeniu Hogwartu zauważą cię odpowiedni ludzie na odpowiednich stanowiskach, że otrzymasz najlepiej płatną pracę w najdogodniejszym dla ciebie miejscu. Przynajmniej tak głosiły pogłoski szeptane po kątach na korytarzach. Nie mam wielu przyjaciół. Rozmawiam często z innymi Gryfonami, ale tak naprawdę blisko jestem jedynie z Ronem, Harrym i Hermioną. Mam, rzecz jasna, świadomość, że oni nie uważają mnie za przyjaciółkę. Jestem tylko młodszą siostrą Rona i wiem, że Harry i Hermiona zaczęli o mnie myśleć jak o namiastce własnej młodszej siostry, bo żadne z nich nie miało rodzeństwa.
To kolejny powód, dla którego tak bardzo pragnę być w Bractwie. Dzięki temu będzie nam lepiej. Mama i tata nie będą się musieli więcej o mnie martwić, a ja nie będę musiała być na ich utrzymaniu po skończeniu szkoły. Po za tym, ten głupek Percy chyba zaniemówi z wrażenia, gdy dowie się, że mam lepszą pracę, niż on.
I nareszcie będę sobie mogła kupić własną szatę, która nie będzie śmierdziała starą pracą domową Charliego z eliksirów.
Wróćmy jednak do mojego lewitowania.
- Udowodni pani, co potrafi - głos Kasandry rozległ się po komnacie, a ja odetchnęłam głęboko, szczęśliwa, że wszystko poszło na razie gładko.
- Jestem tylko lojalną i posłuszną członkinią Bractwa.
- Pani chęć zostanie wypróbowana, wraz z pani posłuszeństwem - wyjaśniła ogólnikowo. - Jest pani w domu Gryffindora. Który z pozostałych domów uważa pani za najbardziej odrażający, panno Weasley?
Znów poczułam krew w ustach, przestawszy gryźć wargę. No tak, to jedno z głównych pytań. Zapewne mam odpowiedzieć wprost, nie używając wyuczonej frazy...
- Więc? - ponagliła Kasandra .- Mów, dziewczyno.
- Slytherin! - wykrzyknęłam ton głośniej, niż zamierzałam.
- Ach. Szczerość to najważniejsza cecha goszcząca w tych murach - powiedziała.
Poczułam się zadowolona z tego, że zdałam tak łatwy test.
- A którego z uczniów Slytherina darzy pani największą niechęcią?
Natychmiast pomyślałam o Pansy Parkinson o tym jej sposobie patrzenia na mnie, jak gdybym była jakimś zwierzakiem z lekcji Opieki nad Magicznymi Stworzeniami Hagrida. Potem o Crabbe'u i Goyle'u, o ich przerośniętych czołach i bezmyślnych czynach, przez które mój brat miał często przeróżne kłopoty. A myśląc o tej dwójce, naturalne, że zobaczyłam przed oczami ich obrońcę. Zacisnęłam pieści.
- Pomyślała pani o kimś - w głosie Kasandry wyczułam, że się uśmiechnęła.
- Dracona Malfoya - powiedziałam, przypominając sobie wszystkie te razy, kiedy to chamidło, które sprowadzało tarapaty na tych, których kochałam najmocniej, kiedy to próbował przekląć Harry'ego, gdy nazywał Hermioną szlamą lub gdy się bił z Ronem, pomimo tego że wszyscy wiedzą, że mój brat jest na tyle impulsywny, by nie zrezygnować z żadnej bójki.
Malfoy, z tym jego koszmarnym uśmieszkiem i jedwabistymi, jasnymi włosami, które uważałabym za piękne, gdyby tylko jego serce nie było z kamienia; z oczami koloru zachmurzonego nieba, oczami, które otwierały widok na duszę pełną małostkowości i zła. Z łatwością mogłam stwierdzić, że pałam niechęcią do Malfoya, Kasandro.
- Dracona Malfoya - powtórzyła. - Od niego będzie zależała pani przynależność do Bractwa. Pójdzie pani do niego i zaproponuje mu swoje usługi na pełen miesiąc. Ma być pani lojalna i posłuszna chłopcu, do którego pała pani taką niechęcią, tak samo, jak pragnie pani być posłuszna nam. W ten sposób udowodni pani, na ile panią stać.
Na ile mnie stać? Oddech uwiązł mi w gardle. Nie mogła... - po prostu nie mogła. Ale zrobiła to. Zrozumiałam to po ciszy, jaka nastała w komnacie. Cisza, w której słychać było tylko łopotanie skrzydeł chrzanionego motyla ukrytego w mojej piersi, mojego serca, które pragnęło tylko zaczerpnąć powietrza.
Wszystko. Mogli mi nakazać wszystko. Ale... zaproponować swoje usługi? To chyba nie znaczyło tego, o czym myślę. Chyba nie mam... o nie, zamierzam mu jedynie prać gacie i kroić mięsko na talerzu, takie zwykle, oczywiste rzeczy, ale... ale nic innego nie wchodzi w rachubę. A co jeśli... O Boże, a co jeśli ja tam do niego podejdę, a on...
- A co, jeżeli odmówi? - zapytałam, nie mogąc się powstrzymać. Tak bym chciała zobaczyć spojrzenie Kasandry w tej chwili. Byłam niemal pewna, że mi współczuła. I nie myśl sobie, że chodzi mi tu o jakieś mokre sny, co to, to nie! Rodzina Dracona Malfoya ma więcej pieniędzy, niż wszystkie raz wzięte, które widziałam w ciągu życia. Spokojnie byłoby ich stać na zatrudnienie mu służącego, gdyby tylko chciał. Mogli mu nawet zatrudnić konkubinę, gdyby tylko chciał!
- Członkom Bractwa się nie odmawia - wyjaśniła Kasandra z większą cierpliwością, niż myślałam. - Pani obowiązkiem jest sprawienie, by odegrał należną mu rolę w pani przyszłości. Czy to zrozumiałe?
To chyba najbardziej nieprzemyślane pytanie, jakie mi zadała i nienawidzę się za to, że odpowiedź, jaką jej dałam, musiała być taka, jakiej ode mnie wymagano, choć pragnęłabym postąpić inaczej, w zgodzie z własnym sumieniem.
- Jestem tylko lojalną i posłuszną członkinią Bractwa.
