Z błagań cierpliwych stworzył ją Władca,
na zimnym błękicie położył.
A suknię jej ozdobił zielenią
i między szaty srebrzyste wplótł.

Uniesiona przez jego królestwo,
zmierzała ku temu, co błagał.
Lecz śpiewem przerwał podróż Sługa
i Samotną zostawił wśród gwiazd.

Pod niebios dachem słuchała wiatru,
na ląd zerkała nieśmiertelny,
a ciało jej mokre ogrzewał śpiew:
Eressëa, o Eressëa...

Mijały chwile, nikt już nie błagał,
spokojny szelest pilnował snów.
I tylko serce zbudzić się chciało
dla światła, co kusiło z dali.

Wrócił więc Sługa, zabrał Samotnej
szaty, co od srebra srebrzystsze.
I zaniósł tym, co kiedyś błagali.
Tym, co je później splamili krwią.

Zamknęła oczy Osamotniona,
by białych piór wśród krwi nie widzieć.
I tylko syn w srebrnej koronie łkał:
Eressëa, o Eressëa...