W końcu zostawili za sobą Hogwart i problemy czarodziejskiego świata. Teraz nawet Dumbledore musiał być z niego zadowolony, chociaż oficjalnie razem z całą Jasną Stroną szukał Wybrańca, podczas gdy to samo robiła Ciemna Strona. Jednak w głębi duszy każda z nich, że nigdy ich nie znajdą, nawet jeśli przeżyli. Wiedzieli, że wszystko się skończyło.
W pewien pokrętny sposób przyniosło to pokój czarodziejskiemu światu zażegnując wybuch kolejnej wojny.
Harry i Tom naprawdę myśleli, że dobrze się spisali. Oczywiście, Tom MUSIAŁ dodać, że tak naprawdę nie można mówić o pokoju bez wojny.
W związku z tym zarówno Harry jak i Tom byli zadowoleni.
Ukrywali się, ale Paryż był naprawdę bardzo modnym miastem na to by się w nim ukrywać.
Tom lubił swój wyniosły chłód.
Harry lubił swoją wyrafinowaną melancholię.
Mieszkanie było małe, ale nowe. Siedzieli obok siebie na brązowej kanapie obserwując deszcz spadający na dachy Paryża. Jego melodia była balsamem dla ich poranionych dusz, wiążąc je ze sobą i naprawiając wyrządzone przez życie szkody.
Po policzku Harry'ego spłynęła łza i uśmiechnął się smutno. Tom zamknął oczy i przyciągnął Harry'ego do siebie.
Szarooki chłopak wyszeptał:
- A w Paryżu znowu pada deszcz... Chyba będę musiał jeszcze raz odłożyć zabicie ciebie na później.
