Pergamin pachniał lawendą.
Pióro wbijało się w papier łagodnie, ciągnąc za sobą cienkie linie. Stalówka tańczyła po chropowatej powierzchni pergaminu, z cichym skrzypnięciem tworząc nowe, pół-samodzielne słowa. Każde zbliżenie owocowało dziwną falą uczuć. Każda litera stawała się arcydziełem, pojedynczym aktorem sztuki stworzonej dla jego muzy. Każdy haczyk, rysowany z ogromną starannością, składał się na ten jedyny w swoim rodzaju spektakl. Niedoskonałe w swym pięknie zdania zapełniały powoli pergamin, przekazując zaledwie garstkę jego uczuć. Szept myśli zastygał na papierze wraz z atramentem, gotowy obudzić się pod delikatnym dotykiem jej dłoni. Zegar tykał cicho, zwiastując ostatni kwadrans mijającego dnia.
Pergamin pachniał lawendą.
