To był piękny dzień, słońce mocno grzało w kruczoczarne włosy na głowie wysokiego chłopaka. Miał może dwadzieścia lat. Szedł wąską, wydeptaną w trawie drogą, a daleko przed nim majaczył las. Czarny płaszcz w czerwone chmury, sięgający kostek nie był najlepszym stropjem na tą pogodę i powodował, iż pot z młodzieńca lał się strumieniami. Marzył on tylko o odrobinie cienia i szklance dobrze zmrożonego sake.

Najbliższe drzewa znajdowały się około kilkuset metrów od niego. Przyspieszył kroku

-Jeszcze tylko chwilę i usiądę w chłodnym cieniu… Jeszcze kawałek…

Na końcowym odcinku prawie sprintem zmierzał do upragnionego miejsca z ograniczonym dostępem słońca. Ostatnie kilka metrów pokonał długim susem i wylądował miękko na pokrytej rosą, intensywnie zielonej trawie. Oparł się o drzewo i zamknął oczy.

-Chwilę odpocznę i ruszam dalej- mruknął

Głowa opadła mu bezwładnie na pierś i rozległ się miarowy odgłos chrapania.

Itachi Uchiha pogrążony we śnie po męczącej podróży nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństw jakie na niego czekały, a tym bardziej nie spodziewał się, że ktoś może go śledzić…

-Nareszcie! Tyle lat na to czekałem!

Szybkie kroki na dróżce, przyspieszony, urywany oddech i to spojrzenie…

-Czy to możliwe, że śpi? Stracił czujność? On?!

Stał tam w cieniu olbrzymiej wierzby i nie mógł się zdecydować: Podejść czy zostać?

Sekundy trwały wieczność i prawie czuło się jak przemykają między palcami, a powietrze można było ciąć kunaiem.

-Marzę o dobrze schłodzonej sake- jęknął

Podjął już decyzję. Oblizał spierzchnięte usta i powoli, tak cicho jak tylko potrafił podszedł do jego ciała. Ukucnął przy Itachim, policzki miał zaróżowione i to bynajmniej nie od upału, ręce bardzo mu się trzęsły gdy rozpinał płaszcz brata…

-Sasuke?- Itachi obudził się

Chłopak zamarł i z rozchylonymi ustami wpatrywał się w jego oczy, wciąż były czarne, co oznaczało, że chyba nie będzie atakował…

-Ni –san… Ja-a-a ch-chciałem tylko… Tak bardzo mi tego brakowało- jego oddech znów był płytki, a na czole zalśniły kropelki potu i zaczęły spływać, po tej pożądanej przez ogromną część dziewcząt z Konohy , twarzy. Był podziwiany i wielbiony przez wszystkich, tylko za to, że żył, że ocalał jako jedyny z wymordowanego klanu. Miał być mścicielem, zabójcą, tym którym jako jedyny mógł go zniszczyć, ale… Czy można zabić własnego brata? Mimo tej nienawiści, wściekłości on wciąż był dzieckiem, a jednak tak dorosłym… Tak go pragnął…

-Itachi proszę…- Ściągnął koszulkę- Zrobmy to tutaj, teraz…

Po chwili ciszę pustkowia przerywały bardzo głośne i szybkie oddechy obu braci, oraz przenikliwe krzyki młodszego z nich:

-Itachi! Błagam! Wolniej! Rób to wolniej!

Słońce zachodziło, oblewając ziemię pomarańczowym blaskiem, ubrania młodzieńców leżały w nieładzie na ziemi, a bracia tuż obok nich

-Sasuke… Arigatou…

-Nie dziękuj Itachi… Tyle czasu tego pragnąłem… Jeszcze raz zagrać z tobą w berka…