Blizny
Kolejny dzień upłynął w ciszy, naruszany tylko poprzez nieustanne tykanie zegara i jej oddech. Bo po co właściwie miałaby coś mówić, skoro słowa nie przynosiły żadnego efektu?
Bezsensem było mówienie bez celu, bez nadrzędnej wartości stojącej nad zdaniami. Nie musiała słyszeć swojego głosu, znała go aż za dobrze, wiedziała, że potrafi ją zdradzić w najmniej oczekiwanym momencie.
Spojrzała za okno, na świat ogarnięty takim samym marazmem jak jej dusza. Panowała zupełna cisza w tym szarym, pozbawionym barw, świecie. Taka sama jak w jej życiu od jakiegoś czasu.
Wiedziała, że uciekanie to jedno z najgorszych wyjść, ale wtedy nie miała pomysłu na inne wyjście z tej sytuacji. Musiała się schować na końcu świata, gdzieś, gdzie nawet myśli nie będą w stanie jej dosięgnąć.
Ale to było nierealne.
Może i słowa nie wydobywały się z jej ust, ale za to myśli bombardowały jej umysł niczym wytrawni żołnierze mierzący do wroga. Wspomnienia dobijały się do jej umysłu, rozchodziły się echem, pobrzmiewając w całej czaszce.
Na nic nie zdawały się próby walki z nimi.
One i tak wracały, atakując z całej siły.
Hermiona próbowała je odbijać, ale z każdym dniem jej kamienny pancerz kruszał, odsłaniając wszystkie słabości.
Wszystko układało się dobrze. Powojenny bilans nie wyszedł najgorzej, udało im się ocalić podwaliny magicznego świata. Stali się bohaterami drugiej wojny z Tym-Którego-Imię-Nie-Było-Już-Straszne.
Ale każda magia ma swoją cenę.
Podeszła do lustra i dotknęła dłonią jego powierzchni, starając się nie patrzeć na odbicie. Przejechała ręką taflę i trochę bezwiednie podniosła wzrok.
Jej policzek aż w dół do szyi zdobiła paskudna, czerwona kreska, z nierównymi, poszarpanymi brzegami. Pamiątka po Fenrirze Greybacku, pamiątka, która tygodniami nie chciała się leczyć. Nie działały na nią żadne zaklęcia, nawet te najsilniejsze.
Dotknęła opuszkami palców i powiodła po szlaku wyżłobionym na jej skórze. Syknęła z bólu, rana nadal była bolesna i wrażliwa. Mimo że ropa już przestała się sączyć, to skóra nadal się nie zagoiła. I chyba w najbliższym czasie nie miała takiego zamiaru.
Westchnęła cicho. Blizna, która będzie towarzyszyć jej do końca życia. Piętno, którym została naznaczona.
Uśmiechała się, ale to był wymuszony uśmiech. Policzek palił ją żywym ogniem, rozjątrzony niczym krwawe ognisko. Nie umiała zatamować krwawienia, nawet tak do końca nie wiedziała jak rana wygląda. W ferworze walki nie myślała o tym – jej wygląd był zawsze jedną z najmniej istotnych spraw.
Gorący kubek herbaty, który trzymała w dłoniach otulał ją przyjemnym ciepłem. Woń herbaty z cytryną i cynamonem koiła zharatane nerwy, sprawiała, że mogła zapomnieć. Chociaż na chwilę.
Usłyszała ciche pukanie i poczuła jak momentalnie całe jej ciało spina się, gotowe do ucieczki.
Tylko spokojnie – wzięła głęboki oddech, odłożyła kubek i podeszła do drzwi. Otworzyła je z wahaniem, ale wiedziała, kto za nimi stoi.
- Nadal nie widzisz sensu w mówieniu? – Zachrypnięty głos dobiegał do niej gdzieś z oddali, ale ona nie słyszała, ogarnięta falą bolesnych wspomnień.
Jesteś obrzydliwa.
Wypowiedziane szybko, w nerwach, przepełnione złością i agresją słowa, które roztrzaskały jej duszę na miliony kawałków.
I te kawałeczki niczym szkło przeszyły jej serce, rozdzierając je z ogromną siłą. Ból nieopisany, rujnujący już doszczętnie jej kruchą, powojenną psychikę.
Żałował. Przepraszał. Obiecywał. W końcu była jego dziewczyną, a on się niepotrzebnie uniósł. Nie powinien, to jego wina, on przeprasza, błaga.
Przyjęła przeprosiny. Z pustym, nieobecnym wzrokiem i szramą na policzku, która z pewnością była odrażająca.
Zaczął padać śnieg, zmieniając kolory świata. Głęboka, depresyjna szarość ustępowała miejsca nieskazitelnej, niewinnej bieli; zaścielała resztki jesieni, otwierając drzwi królowej zimie. Atmosfera oczyszczała się, szykowała do zmian.
Rozpalił ogień w kominku i zrobił jej nową filiżankę herbaty, tym razem dodając trochę brandy. Jak zwykle nie skomentowała tego faktu tylko sączyła bursztynowy płyn.
- Kiedyś będziesz musiała się odezwać, uporać z przeszłością. Nie możesz milczeć do końca życia. – Spojrzał na nią uważnie, a ona pokiwała twierdząco głową.
- Musimy oboje stawić temu czoła. – Dodał, a ona zbladła. Praktycznie słyszał, jak przełyka ślinę.
Zapatrzona w kubek powiedziała cicho: - Wiem.
Nie była przygotowana na taki widok. Gdyby wróciła obiecaną godzinę później…
Żyłaby w słodkiej nieświadomości, nie wiedząc, że…
Właściwie to on zawsze miał słabość do Fleur, po co w ogóle się oszukiwała? A co się stało podczas Turnieju Trójmagicznego, po drugiej konkurencji? No właśnie.
Tylko nie sądziła, że Francuzka jest w stanie być tak wyrachowaną, przecież niedawno brała ślub.
Ślub…
Odwróciła się wtedy, za jej plecami stał Bill i również patrzył.
I widział to samo, co zobaczyła ona.
Od Autorki:
Przedsesyjny napad weny. Nie ma to jak pisanie przed tygodniem pełnym zaliczeń. I to powrót po 6ściu latach do Harry'ego Pottera. =) Co myślicie ?
