PROLOG

Dzień był wyjątkowo ciepły. Słońce oświetlało swoimi promieniami całą wioskę Quies, która leżała w jednej z licznych dolin Królestwa Ziemi. Promienie słońca oświetlały niskie, ale zadbane domki, przed którymi bawiły się wesoło małe dzieci pod czujnymi oczami swoich mam. Kawałek dalej na miejskim bazarze kupcy zachwalali swoje towary głośno się przekrzykując.

Nie byłoby nic dziwnego w tym widoku, gdyby nie siedem ubranych w biało-granatowe szaty osób zmierzających środkiem drogi. Byli to członkowie Białego Lotosu. Ludzie od razu pojęli o co chodzi i ignorując wszystkie swoje dotychczasowe zajęcia włączyli się do pochodu. Szli tak przez chwilę, gdy dotarli w końcu do małego domku na obrzeżach miasteczka. Mężczyzna, który przewodził Białemu Lotosowi wskazał swoim ludziom by zaczekali na niego, a sam ruszył ku drzwiom. Zapukał dwukrotnie i po kilku sekundach drzwi otworzył mu wysoki, na oko siedemnastoletni chłopak. Przyjrzał się mężczyźnie, a następnie ludziom zebranym za nim.
- Tak? - zapytał.
- Jestem generał Rohan i jestem przywódcą Białego Lotosu. Czy rodzice są w domu?
Chłopak przez chwilę wyglądał na sparaliżowanego, ale kiwnął głową i odsunął się przepuszczając Rohana i jego świtę w drzwiach.
- Poproś rodziców chłopcze. - odezwał się ponownie generał.
- Matko! Ojcze! - krzyknął chłopak, niezdolny aby ruszyć się z miejsca.
Po chwili do małej kuchni weszła niska kobieta z czarnymi włosami poprzetykanymi gdzieniegdzie nitkami siwizny oraz wysoki korpulentny mężczyzna.
- Z jakiej okazji mamy zaszczyt gościć członków Białego Lotosu pod naszym skromnym dachem? - zdziwiła się kobieta wkładając kosmyk niesfornych włosów za ucho.
- Przybyliśmy powitać nowego Awatara, droga pani. - odpowiedział jej najmłodszy członek stowarzyszenia.
W kuchni zapadła głucha cisza przerywana tylko tykaniem wskazówek zegara.
- N-Nowego Awatara? - zawahał się jej mąż.
- Owszem. - zgodził się Rohan. - Dziewczynę z Królestwa Ziemi, z wioski Quies, imieniem Sanjana. Trafiliśmy dobrze? Bo jeśli nie, to...
- Nie, nie. To tutaj! - przerwała mu kobieta. - Po prostu bardzo to niespodziewane... I na dodatek córki nie ma w domu... Wyszła ćwiczyć. Powinna wrócić lada chwila.
- Ćwiczyć? - powtórzył inny członek zakonu.
- Owszem, magię ziemi.
- W takim razie jesteśmy zmuszeni poczekać, oczywiście jeśli nie mają państwo nic przeciwko... - zaczął Rohan, ale w tym momencie drzwi do domku otworzyły się i stanęła w nich uśmiechnięta, średniego wzrostu dziewczyna o długich ciemnobrązowych, kręconych włosach i intensywnych zielonych oczach. Jej uśmiech od razu zniknął, a spojrzenie stało się czujniejsze gdy ujrzała gości.
- Co się tutaj dzieje? - spytała niepewnie, choć jej głos niczego nie zdradzał.
Matka dziewczyny już otwierała usta, aby jej odpowiedzieć, ale wyprzedził ją Rohan.
- Sanjana?
Dziewczyna stanęła z dumnie wyprostowaną głową.
- Owszem, a pan, to kto?
- Generał Rohan. Przywódca Białego Lotosu.
- Co Biały Lotos tutaj robi? - prychnęła Sanjana.
- Przybył, aby przywitać nowego Awatara. - odpowiedział jej poważnie generał i pokłonił się nisko, a w ślad za nim poszła rodzina dziewczyny i reszta zakonu.
Oniemiała szesnastolatka szybko się pozbierała i krzyknęła:
- Czy to jakiś wstrętny żart?! To nie jest zabawne! Arjun! - skierowała swoje słowa na brata, który podskoczył – To twoja sprawka?!
- Nie... - odpowiedział cicho chłopak.
- Chcesz czy nie Sanjano... - rzekł Rohan. - Musisz znaleźć mistrzów, którzy nauczą cię wszystkich czterech żywiołów. Jesteś Awatarem, to twój obowiązek.
I to mówiąc skłonił się nisko raz jeszcze i wyszedł wraz ze swoimi druhami.