Riksze prowadzi się ciężko, więc zawsze z Shin-chan'em gramy w papier-kamień-nożyce.
Ale to nie jest wcale trudne gdy tak można przewidzieć ruch przeciwnika,nee?
Każdego kolejnego dnia Shin-chan wybiera więc kamień...
...bo znaku Akashi'ego nie przywołuje się nadaremno, a papier godzi w jego męską dumę...
...na co ja odpowiadam nożycami.
-Eh? Co za niefart! Shin-chan znowu wygrał...- nadymam policzki udając obrażonego, ale śmigam na rower. Shin-chan przewraca oczyma i rozsiada się wygodnie, a ja wyszczerzam zęby w uśmiechu i zaczynam gadać o wpływie księżyca na rozwój dorożkarstwa w Chinach.
On wpatruje się tylko uporczywie w moje plecy( oj, to się już czuje) i chyba nie jest w stanie pojąć jak bardzo te dwie sprawy na siebie oddziaływają.
Następnego dnia po treningu jestem wyjątkowo zmęczony, więc po wyjściu idziemy kupić coś do picia. On jak zwykle to słodkie „coś" z fasoli, ja wodę.
-No, Shin-chan, mała rundka?- pytam, szczerząc się jak zwykle.
-Czemu nie.- odpowiada i patrzy na mnie beznamiętnie.
-Trzy, czte-ry!- jak zwykle wyciągam nożyce.
Tego dnia to ja siedzę w rikszy.
-Jesteś naprawdę słodki, Shin-chan.- mówię,a on strzela buraka, kontynuując rozmowę o dorożkarstwie.
Bo przecież doskonale zdaje sobie sprawę że papier przegrywa z nożycami.
Do swojej obrony powiem tylko że to miało być o niczym?
