Oczy Sonei wpatrywały się zabłąkanie w ścianę przed sobą. W jej myślach pojawiła się odrobina dumy biorącej się z faktu, że minęły już niemal dwie doby odkąd ostatni raz uroniła łzę. Oczy przestały ją piec i opuchlizna prawie całkowicie z nich zniknęła. Pomimo to czuła się kompletnie pusta w środku. Nie potrafiła oprzeć się wrażeniu jakby ten ocean łez wylanych przez wszystkie te dni wymył z niej większość uczuć. Z niechęcią uświadomiła sobie że pozbyła się w całości tych pozytywnych. Pozostawała jedynie niepohamowana potrzeba płaczu, której nie potrafiła w żaden sposób wcześniej powstrzymać. Ostatnie dwie doby zmienił pomysł odwracania swojej uwagi czymkolwiek innym w sytuacji gdy do jej umysłu pchało się to imię. Akkarin.

Jej oczy zaszkliły się nieznacznie ale z trudem zdołała opanować nadchodzący wybuch rozpaczy. Musiała zacząć nad sobą panować. Jej wzrok powędrował ku fałdom czarnej szaty, gdzie zaraz pojawiła się jej dłoń, delikatnie spoczywając na jej wychudzonym brzuchu. Musiała być silna nie tylko dla siebie. Wypuściła głośno powietrze, mając świadomość nadchodzących obowiązków. Niedaleka przyszłość zapowiadała się na o wiele trudniejszą niż przypuszczała.


Rothen wykorzystał pierwszą nadarzającą się okazję aby wymknąć się z zebranego pospiesznie spotkania starszyzny. Poruszone na nim zagadnienia z każdą sekundą i każdą zrezygnowaną wymianą zdań upewniała go w przekonaniu że rozmowa ta odbywała się zbyt wcześnie. Rothena jednak przygnębiała myśl o Sonei przesiadującej samotnie w jego mieszkaniu. Dziewczyna nie wyszła z jego czterech ścian odkąd ledwo przytomną mistrz Balkan pomógł mu przyprowadzić do Domu Magów. Na pogawędki nie miała ochoty, nie zamierzał też zadręczać jej nowostkami dotyczącymi poniesionych strat w ludziach czy budynkach, więc przeważnie ich dnie odbywały się w towarzystwie szczątkowej rozmowy. Nie wspominając o jej niechęci do czegokolwiek co miałaby włożyć do ust. Gardziła wszelkim pożywieniem.

Skierował się przez dziedziniec ku Domowi Magów, obserwując wiosenne kwiaty rosnące przy alejce nietracące swojego koloru nawet przy szarzejącym wieczornym niebie. Idąc holem i słysząc jedynie stukot swoich własnych butów, stworzył niewielką kulę świetlną pozwalającą mu w odpowiednim świetle dojść do drzwi swojego mieszkania. W momencie gdy drzwi otworzyły się pod wpływem niewielkiej cząstki mocy wysłanej w ich stronę, uznał że kula nie będzie mu potrzebna biorąc pod uwagę światło wypływające spomiędzy szpary na podłogę korytarza. Wsuwając się po cichu do pokoju, rozejrzał się w poszukiwaniu swojej byłej nowicjuszki, lecz widząc ją przy oknie, wypuścił gładko powietrze. Jasne było że obawiał się nieco pozostawiać dziewczynę samą sobie z uwagi na jej depresyjny stan. Ukłucie współczucia i smutku dotknęło go gdy przyjrzał się nietkniętej jego obecnością Sonei. Odwrócona do niego tyłem, przyglądała się bez przekonania opiewającej w ciemność fasadzie budynku Uniwersytetu majaczącego gdzieś za czernią ogrodów. Lecz były mentor Sonei miał dla niej wieści, którymi nie miał ochoty się dzielić, wiedząc że dziewczyna nie jest w stanie rozważać jeszcze żadnych poważnych decyzji. Ale nie miał wyboru, dziewczyna musiała się dowiedzieć jak najszybciej.

- Soneo – odezwał się cicho. Nie będąc w stanie wydobyć z niej żadnej reakcji, westchnął głęboko. – Towarzyszyłem właśnie Mistrzyni Vinarze w zebraniu starszyzny. Magowie są przekonani, że jak najszybciej trzeba obsadzić pozycje osób, które… poległy.

Jego wzrok przeszywał plecy byłej nowicjuszki, doszukując się w nich choćby najmniejszego znaku że dochodziły do niej te słowa. Zmarszczki na jego czole pogłębiły się gdy próbował zmusić się do kontynuowania.

- Będę musiał cię prosić żebyś była obecna na następnym zebraniu. – Przełknął ślinę, zanim wyrzucił kolejne zdanie na jednym oddechu. – Zważając na fakt, że jesteś jednym z silniejszych magów, będziesz brana pod uwagę na stanowisko Wielkiego Mistrza.

Nie był dla Rothena zaskoczeniem widok sztywniejącej Sonei. Spomiędzy fałd jej szat zauważył że jej palce drgnęły nieznacznie, ale dziewczyna wciąż pozostała milcząca. Rothen nie oczekiwał od niej słów. Nie powstrzymywało go to od niepokoju, ale wiedział że tylko czas może uleczyć tak wielką ranę. Niemniej jednak doskonale był świadom tego że jeśli Sonea spojrzałaby teraz w lewo, ujrzałaby spowitą w ciemnościach opuszczoną Rezydencję Wielkiego Mistrza. Pomimo tego równie dobrze wiedział, że nie miała na tyle odwagi, żeby przekręcić w tamtą stronę głowę. Pospiesznie odwróciła się do swego byłego mentora i przyjrzała mu się spod wycieńczonych powiek, którym towarzyszyły wyryte pod oczami cienie. Dojrzał w nich przerażenie i słabość. Sonea nie była gotowa do podjęcia prób powrotu do normalnego życia, nie wspominając już o przejęciu jakiegokolwiek stanowiska.

Jej wzrok skupił się na czymś za Rothenem. Widząc malujący się na jej twarzy ból, spojrzał za siebie i zesztywniał. Przełknął niechętnie ślinę, po czym pozwolił reszcie ciała odwrócić się. Z odległości kilku kroków wpatrywały się w niego niemal czarne, oschłe oczy surowej twarzy. Jego wysoka postura wywoływała w Rothenie delikatny lęk, a czarna jak wnętrze przepaści szata otaczająca go od nałożonego na głowę obszernego kaptura, do grubych i ciężkich fałdów materiału zakrywających czubki butów podkreślała jego majestatyczność i powagę. Wzrok byłego Wielkiego Mistrza przeniósł się powoli na Soneę. Jego oczy pojaśniały, a twarz przybrała wyraz którego Rothen nigdy u niego nie widział. Jego rysy złagodniały, a mimo to wciąż czuł wobec niego niepohamowany szacunek i odrobinę strachu. Słysząc szelest szaty Sonei, Rothen domyślił się, że tak właśnie musiał na nią patrzeć. Jak na nikogo innego. Sonea zatrzymała się niecały krok przed Akkarinem, będąc zmuszona zadrzeć głowę do góry, aby lepiej mu się przyjrzeć. Widział na jej policzkach strumienie łez, gdy stali naprzeciwko siebie bez słów, wpatrując się w swoje oczy. Dłonie Akkarina uniosły się, ale gdy miały dotknąć wąskich ramion Sonei, wpłynęły w jej ciało.

- Widzę, że dużo się nauczyłaś na lekcji iluzji. – Słowa Rothena były spokojne, chociaż zebrał on w sobie całą swoją siłę żeby tak zabrzmieć. – Ale już wystarczy.

Sonea nabrała głęboko powietrza, a decydując się wypuścić je z powrotem, wyimaginowane ciało Akkarina rozpłynęło się przed jej twarzą, pozostawiając ją tam samą i zdruzgotaną.