Dziś znowu spotkanie naszego kręgu. Teraz to już rutyna, codziennie padamy na kolana i czołgamy się przed naszym Panem. Do tego doszło. Ślinimy ziemię pod stopami czarodzieja pół-krwi, choć mieliśmy walczyć w sprawie jej czystości. Część z nas pewnie jeszcze wciąż w to wierzy. Wierzą młodzi, tak jak i ja kiedyś. Wierzą samotni i pragnący zemsty. I wierzą psychopaci. Oto słudzy Pana, obłąkane baranki boże, wyklęte dzieci. Naprawdę, wiele się zmieniło od kiedy sam czułem tą iskrę. Co się z nami stało? Gdzie są piękne siostry Black, do stóp których padało pół społeczności brytyjskich czarodziejów? Skóra mojej żony od dawna jest szara i szorstka jak skóra staruszki. Gdzie młodzi i pełni zapału bracia Lestrange, gdzie ich odwieczny przyjaciel Selwyn i wszyscy moi współlokatorzy z Hogwartu, Rookwood, Yaxley? Wszyscy mieli swoje mroczne strony, to prawda. Byliśmy wzorowymi ślizgonami, zapatrzonymi w siebie i pragnącymi władzy. Ale przecież żadne z nas nie pragnęło takiego końca, pośród krwi i brudu, leżących plackiem we własnym salonie, we własnej rodowej posiadłości plujących żółcią i krwią. Na pierwsze spotkanie szliśmy pełni nadziei na spełnienie ideałów wpojonych nam przez ojców, dziadków, wszystkich wielkich przodków naszych rodów. A teraz okazuje się, że daliśmy się zwieść, wykiwać, wyjebać jak zwykli mugole których zabijamy wciąż i bez końca, a oni się mnożą jak łby Hydry. Dostajemy kary od naszego Pana za rozdawanie kar, które sam nam zleca. Zbyt sparaliżował nas strach, by wstać z klęczek. Za daleko zaszliśmy, by teraz zawrócić. I, o ironio, to rodowa duma zakazuje nam przyznać, że tak, my, czystokrwiści, popełniliśmy błąd. Błąd, który na zawsze zmienił oblicze czarodziejskiego świata.
Nie wiem kiedy zorientowałem się, że nie chcę takiego życia dla swojego syna. Nie chcę, by jego kark, kark mojego jedynego potomka, przywykł do gięcia się przed Panem – szaleńcem, Panem – szlamą. Nie mogę mówić tego głośno. Nie mogę tego mówić w ogóle. Ale mogę zrobić wszystko, by mój syn mógł mówić cokolwiek sam zechce, a nie co włoży mu w usta ten samozwańczy dyktator czarodziejów czystej krwi.
Przysięgam na swoich przodków, że ja, Lucjusz Malfoy, zapewnię swojemu synowi życie godne i wolne, choćby za cenę własnego. Merlinie dopomóż.
