Tajemnice są złe. Tak mówią, i często się to sprawdza – powodują zaburzenie zaufania, a często koniec przyjaźni, związku, i rozwody. Drużyna Seirin była tego wszystkiego świadoma, a jednak były takie dwa sekrety, które koniecznie chcieli poznać – pierwszy, skąd Izuki bierze swoje suchary, bowiem nie wierzyli, że wymyśla je na bieżąco. A druga.. kim jest dziewczyna Tsuchidy! Co prawda wiedzieli, że istnieje, ale nigdy nie widzieli jej na oczy.
I pewnego popołudnia postanowili wreszcie się przekonać. Na szczęście okazja wepchnęła im się w ręce sama.
Tsuchida musiał wyjść ze szkoły wcześniej niż zwykle. Gdy przyszedł na niego czas, pomachał swoim kolegom i stwierdził:
- To ja lecę, chłopaki, jestem umówiony.
Wszyscy pokiwali głową i spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Panowie, nie ma co czekać, śledzimy go! – rzucił dziarsko Koganei.
Mitobe popatrzył po wszystkich z typowym dla siebie wzrokiem troskliwej matki.
- Mitobe, nie martw się o jego prywatność, to jego wina, że nigdy nam jej nie przedstawił.
- To my.. eeee.. idziemy na wagary? – zapytał Kagami, drapiąc się po głowie.
- Cicho, chcesz, żeby trenerka usłyszała?! To nie wagary, my się po prostu SPÓŹNIMY. Dotarło? – przyciszył go Hyuuga.
- Ale ona pewnie też jest ciekawa. Weźmy Riko ze sobą! – nie omieszkał entuzjastycznie zaproponować Teppei.
- Zdurniałeś już do reszty razem z Kagamim?
- Ano.. sądzę, że śledzenie Tsuchidy-senpai jest trochę niegrzeczne.. – wtrącił nieśmiało Kuroko.
Ale nikt go już nie słuchał. Wszyscy wylecieli ze szkoły, po czym przypominając sobie, że jednak powinni się skradać, przyciszyli nieco swoje kroki. Rzeczywiście – już z daleka zauważyli, że Tsuchida powoli zmierza w kierunku bramy wyjściowej. Powoli się zaczajali, choć nie było to proste, bowiem by nie zostali przyuważeni przez trenerkę, musieli iść przez krzaczory i chować się za drzewami. Nie wytrzymali długo w milczeniu. Wreszcie w ich zasięgu wzroku znalazła się ów osoba, z którą umówiony był Tsuchida. Kuroko, Kagami, Izuki i Koganei, którzy szli z przodu, zauważyli dwie rzeczy – pierwszą, że jest gimnazjalistką, drugą, że szatynką.
- Nie wiedziałem, że lubi młodsze. – zdziwił się Izuki.
- Co w tym takiego? Też lubię. – przyznał się Kagami.
Takiego wyznania pozostała trójka przodowników śledzenia się nie spodziewała.
- Kagami-kun, myślałem, że wolisz studentki.
- To one wolą mnie. To jest udręka – czasem podchodzą i bez ogródek pytają, czy pójdę z nimi do hotelu. Aż sam nie wiem co zrobić. A wolę takie eleganckie kobiety, z klasą. No, rozumiecie, o co mi chodzi.
,,Rozumiemy, rozumiemy.. Udusić go.. Ukatrupić.. Powiesić.. '' pomyślała trójka zazdrośników bez większego powodzenia u kobiet.
- Farciarz. U mnie to wystarczy, że rzucę jednym żartem, i już odchodzą. – westchnął Izuki.
- To dlatego, że ich nie rozumieją, Izuki-senpai.
- Kagami, ale to wszystko trochę dziwnie brzmi z ust klnącego żarłoka, wieeeesz? – Koganei nie mógł powstrzymać się od drobnej złośliwości.
- Te, senpai, nie przeginaj sobie!
Niespodziewanie obaj oberwali długopisami w karki.
- Ciszej tam, jakbyście nie zauważyli to zbliżamy się do bramy!
Podkradali się więc dalej. Przyspieszyli trochę kroku, co nie skończyło się za dobrze – kilka osób zaliczyło wywrotkę. No cóż, życie, trzeba patrzeć pod nogi. Wreszcie dotarli do gigantycznego drzewa przy bramie, za którym mogli się schować i dokładniej obejrzeć dziewczynę Tsuchidy. Trzeba przyznać – była bardzo ładna. Niziutka, drobna, z wielkimi oczami. W jedną chwilę pojęli, co Tsuchida w niej zobaczył.
Prawie wszyscy tylko cichutko wzdychali z rumieńcami na policzkach, i kiwali głową z aprobatą. Poza jedną osobą, która ujrzała towarzyszkę życiową Tsuchidy jako ostatnia.
Niemy krzyk z ust bladego jak ściana Mitobe był nie do opisania.
- BOŻE LUDZIE DZWOŃCIE PO KARETKĘ! MITOBE MA ZAWAŁ! – wrzasnął nagle Koganei.
- Jezu, Mitobe, co z tobą? Aż tak duże wrażenie na tobie zrobiła? – zdziwił się Hyuuga.
Mitobe z tego 'wrażenia' aż nie mógł ustać, toteż więc uczynni Kagami i Kuroko zaczęli go podtrzymywać.
- ON UMIERA BOŻE CO ROBIĆ BOŻE MITOBE NIE UMIERAJ BOŻE BOŻE BOŻE TO ZAWAŁ – wrzeszczał Koganei, zaczynając biegać dookoła.
Jedni patrzeli na Mitobe ze strachem, drudzy z politowaniem.
- Może faktycznie dzwońmy? – zaproponował Kagami.
- Kagami-kun, Mitobe-senpai jest za młody, by mieć zawał.
Mitobe jednak, zamiast wydać ostatnie tchnienie, otworzył usta i po prostu na nich patrzył. Teppei skinieniem ręki przywołał Koganeia.
- Koga, podejdź no tu, potrzebny nam tłumacz.
- BOŻE BOŻE BOŻE TO MÓJ PRZYJACIEL NIE ZABIERAJCIE MI GO BOŻE ZAWAŁ BOŻE NIECH ON NIE UMIERA
- Proszę, stuknijcie go czymś, niech się opamięta.
Kagamiego to wszystko zaczęło irytować, więc nie trzeba było go dwa razy prosić. Wyciągnął ołówek, który dostał od Kuroko, i wycelował prosto w czoło senpaia.
- No zwariowałeś?!
- Koganei-senpai, prosimy, uspokój się i powiedz nam, o co chodzi Mitobe-senpai.
Koganei wreszcie się uspokoił i nachylił do Mitobe. Sam pobladł na twarzy.
- Mitobe.. ta dziewczyna..
- No? No? O co mu chodzi? – dopytywali wszyscy. Byli prawie na sto procent pewni, że Tsuchida odbił dziewczynę Mitobe.
- To jego młodsza siostra.. nic mu nie mówiła, że chodzi z Tsuchidą.
Oni sami pobladli na twarzach, i tylko tak siedzieli z otwartymi ustami, po czym uparli się, by poklepać Mitobe współczująco po ramieniu. Wszyscy.
I w takim stanie zastała ich Riko, zdzielając każdego po głowie za celowe opuszczanie treningu.
Kobiety to jednak zło.
