Przedstawiam Wam pierwsze fanfiction, które stworzyłam. Zamysł twórczy był taki, by powstało więcej niż jedna część, ale jak wyjdzie to się okaże :) Powiem jedno. Pomysłów mam naprawdę wiele. Chciałabym Was prosić także o komentarz, w którym napiszecie co Wam się podobało, a co nie. Pozwoli mi to się rozwijać i doskonalić swóje pisanie.
Chciałabym również podziękować mojej becie, która uwolniła ten tekst ze wszystkich, mam nadzieję, literówek.
Miłego czytania! Enjoy! _
Cześć. Mam na imię Lily Potter. Tak samo jak matka Harry'ego Potter'a ze słynnych książek J.K. Rowling. Ale to przypadek. Chociaż w sumie nie. Niedawno moi rodzice przyznali się, że nadali mi takie imię specjalnie, bo myśleli, że będzie zabawnie, jeżeli będę się tak samo nazywać jak ktoś sławny. I jest bardzo zabawnie, szczególnie wtedy, gdy ludzie się pytają gdzie moja różdżka albo czy pokażę swojego patronusa. A najlepiej to jest w Haloween. Zresztą szkoda gadać.
Dzisiaj jest sobota. W sumie to i tak nieważne, bo są wakacje, szkoda tylko, że kończą się za dwa dni. Budzę się koło godziny jedenastej, ubieram się, idę do kuchni, robię sobie śniadanie i wciąż zaspana udaję się do pokoju, aby w ciszy skonsumować posiłek. W drodze do pokoju widzę jednak dziwne, zielone światło na podwórku. Pewnie mi się przywidziało… Jednak dziwnie światło znowu rozbłysnęło. Zaintrygowana porzucam w salonie śniadanie, zakładam szybko trampki i wychodzę na podwórko, gdzie widzę jakiegoś starca, z dłuuugą siwą brodą, ubranego w czarną… sukienkę? Przecieram oczy, jednak starzec nie znika. Kurczę… Coś ze mną jest nie tak. Może powinnam iść do psychiatry?
-Witaj, Lily. - odzywa się postać aksamitnym głosem.
-Yyyy… Dzień dobry. - odpowiadam kulturalnie.
-Pewnie nie wiesz kim jestem i po co przybywam. - Ni to stwierdził, ni zapytał starzec.
-Nie za bardzo. - odpowiadam, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje.
-Może wejdziemy i porozmawiamy? - proponuje starzec. Szybko analizuję sytuację. Rodziców nie ma i nie wiem kiedy wrócą. W domu jestem sama, a jakiś obcy chce wejść i porozmawiać. Zdrowy rozsądek podpowiada, że nie powinnam się zgodzić, jednak osoba stojąca przede mną wzbudza we mnie zaufanie i nie wiem czemu kiwam głową i zapraszam starca do salonu.
-Jestem James Syriusz Potter i jestem synem Harry'ego Potter'a. - powiedział i uśmiechnął się zapewne z powodu mojej reakcji, bo szczęka to chyba opadła mi do podłogi. - Wiem, że znasz go głównie z książek, jednak musisz wiedzieć, że Rowling była czarownicą i napisała tę serię, aby młodzi czarodzieje wychowywani w mugolskich rodzinach domyślili się, że są czarodziejami. Niestety nie wiemy o wszystkich i sami musimy ich szukać. Zajmuje się tym specjalny oddział czarodziei. I właśnie tak znaleźliśmy ciebie.
-Ale ja nigdy nie przejawiałam magicznych zdolności – zauważyłam.
-I to mnie niepokoi. - stwierdził. - Rowling tego nie uwzględniła w sowich książkach, ale młodych czarodziei wyłapujemy nie podczas obserwacji, ale mierząc ich zdolności magiczne magometrem. Ty masz poziom 11.
- A inni czarodzieje? - zapytałam. Nie wierzyłam mu za bardzo, jednak cała ta historia była na tyle pokręcona, że zapragnęłam ją usłyszeć.
- Ja mam 7, Harry Potter miał 9, Voldemort miał 10, a…
-Ile w ogóle jest tych poziomów? - przerwałam.
- Dotychczas myśleliśmy, że 10. Właśnie dlatego niepokoi mnie brak przejawów zdolności magicznych, bo… - Potter spojrzał na mnie – w sumie to nie ważne. Aha. Powinnaś wiedzieć, że odnaleźliśmy cię już 10 lat wcześniej i od tego czasu cię pilnujemy, bo podejrzewamy, że grozi ci niebezpieczeństwo ze strony Voldemorta.
-Ale przecież Harry Potter go zabił.
-Niestety tylko Rowling tak zakończyła swoją historię ze względu na fanów. Ale tak naprawdę Voldemort żyje. Mój ojciec go tylko osłabił. Zresztą cała ta ostateczna bitwa potoczyła się zupełnie inaczej.
-Czyli jak?
-Potter został zabity w Zakazanym Lesie. Jednak zabita została także cząstka Voldemorta w nim żyjąca. Czarny Pan został pozbawiony kolejnej części duszy, spowodowało to, że był bardzo osłabiony. Był tak słaby, że z łatwością można go było pokonać, co też uczyniła Hermiona Granger i Ron Weasley. Jednak Nagini, a jak pamiętasz była ona horkruksem, uciekła. Po kilku miesiącach czarodzieje z Albanii poinformowali, że znaleźli ciało węża, Nagini. Podejrzewamy, że Voldemort uznał iż wąż jest teraz poszukiwany na całym świecie przez najlepszych czarodziei, więc przeniósł się do innego, mniej rzucającego się w oczy ciała.
- To jakim cudem ty żyjesz? Przecież Harry nie mógł wtedy ożenić się z Ginny.
- Tu też Rowling trochę skłamała. Otóż wzięli oni potajemnie ślub jeszcze przed upadkiem Czarnego Pana i w trakcie nocy poślubnej stworzyli mnie. Zresztą śmierciożercy zabili Ginny niedługo po Harrym. Mieli obsesję na punkcie Pottrerów dlatego wolą mej matki zostałem oddany do mugolskiej rodziny, gdzie nikt by nie szukał syna słynnego Pottera. Dumbledore…
-Przecież on nie żyje! - znów przerwałam starcowi.
- Żyje, ale o tym za chwilę. Na czym ja skończyłem? A! Tak więc Dumbledore mnie odnalazł i powiedział kim jestem. Ukończyłem Hogwart i poszedłem w świat. Dwa lata po ukończeniu szkoły zakochałem się w pewnej uroczej mugolce, twojej babci. Żyliśmy spokojnie. Mieliśmy syna, twojego ojca. Jednak dostałem wiadomość, że śmierciożercy są na moim tropie. Musiałem uciekać, a nie chcąc narażać całej rodziny, postanowiłem się rozwieść.
-Miał mi pan…
-Mów mi dziadku. - rozkazał. Przełknęłam ślinę.
-Dziadku, powiedz mi dlaczego Dumbledore żyje.
-Rowling pomieszała starą historię ze światem współczesnym. Nauczyciele są ze świata współczesnego, ponieważ ciężko jej było opisać kto jak uczył i jak wyglądał, a Potter i jego przyjaciele to część starej historii. Właściwie to wszyscy przyjaciele mego ojca już nie żyją. Jednak poznasz ich dzieci, bo zadziwiająco dużo potomków przyjaciół Harry'ego idzie w tym roku do Hogwartu. Bliźniaki Weasley, Ginny i Ron, Luna Longbottom, Cho Chang junior, Fleur Patil. Zadziwiające jest też, że aż tyle osób dostało imiona po dziadkach. Ale w końcu byli bohaterami, trzeba ich uczcić. - stwierdził. Zapadła niezręczna chwila ciszy. - Byłbym zapomniał. Twój list do Hogwartu.
- Ale ja mam 15 lat. Chyba jestem trochę za stara. - zauważyłam.
-Tu też Rowling trochę nagięła fakty – starzec uśmiechnął się. - Do Hogwartu przyjmujemy uczniów w wieku 15 lat, a kończą oni szkołę po 7 latach nauki. Jak rozmawiałem z tą starą wiedźmą to powiedziała, że zrobiła tak, ponieważ stwierdziła, że woli się młodszych bohaterów. - Starzec zaśmiał się cicho. Potem usłyszałam nadjeżdżający samochód.
-Moi rodzice wracają.
-Jutro jest expres do Hogwartu idź się pakuj, a ja z nimi porozmawiam.
-Tylko niech dziadek wyjdzie, bo się na mnie zdenerwują, że wpuściłam kogoś niezna… - nie dokończyłam nawet zdania, a on znikł. Nie zwróciłam nawet uwagi, że powiedziałam do niego dziadek. Mając wciąż w głowie opowieść o czarodziejach i ich świecie poszłam na górę do pokoju i zaczęłam się pakować. Dopiero po chwili zorientowałam się co robię.
-Chwila. Przecież to nie może być prawda. - powiedziałam sama do siebie. Rzuciłam wszystko co miałam w rękach na podłogę, wzięłam laptopa i zaczęłam wyszukiwać informacji o Harrym Potterze, świecie magii i wszystkim co mogłoby być z tym związane. Jednak wszędzie czytałam, że to tylko fikcja literacka. Czyli albo starzec uciekł z psychiatryka albo internet się myli. Obie te warianty były tak nieprawdopodobne, że sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Usłyszałam na dole rozmowę. Podeszłam do drzwi i je trochę uchyliłam, aby lepiej słyszeć.
-… moja matka mówiła prawdę. - usłyszałam głos taty.
-Tak. W dodatku Lily jest najpotężniejszą czarownicą jaką widział świat. I tak jak mówiłem jest w niebezpieczeństwie.
-Nie wiem co o tym myśleć. Moja mała Lily w niebezpieczeństwie – załkała cicho mama. Skrzywiłam się. Co ona myśli, że ja pięć lat mam?
-Kochanie… - zaczął łagodnie tata – mama opowiadała mi o świecie magii. Nie chciałem w to uwierzyć. Wyrzuciłem go z głowy. Jednak jeśli to prawda i Lily jest czarownica to koniecznie musimy wysłać ją do Hogwartu. To najlepsza szkoła magii.
-Dobrze. - odpowiedziała matka.
-Idę jej powiedzieć. - zagrzmiał głos dziadka. Czyli internet się mylił, a ten koleś na dole nie jest z psychiatryka. Wszedł do mnie do pokoju.
-Spakowana? - zapytał. No tak! Zapomniałam o tym.
-Eee… Już chwilka. - odpowiedziałam i zaczęłam zbierać rzeczy z podłogi, które sama tam przed chwilą porozrzucałam. Starzec spojrzał na mnie litościwie i wszystko samo się spakowało do wielkiego kufra, który nie wiadomo skąd zmaterializował się w moim pokoju.
-Mam jednak jeszcze kilka pytań. - powiedziałam
-Tak? - zapytał dziadek.
-Co to znaczy, że jestem najpotężniejszą czarownicą jaką widział świat i co w związku z tym muszę zrobić?
-Póki co tego nie wiemy. Wszystko się okaże potem. Może nawet się zdarzyć, że będziesz żyła jak najzwyklejsza czarownica, ale raczej bym na to nie liczył. Voldemort tak łatwo nie odpuści.
-Kto wie o tym kim jestem? - zapytałam.
-Wszyscy czarodzieje i twoi rodzice. Początkowo było to utrzymywane w tajemnicy, jednak nie wiemy jak, ale wydało się. Wszyscy też wiedzą o tym, że póki co nie przejawiłaś żadnych uzdolnień magicznych.
-Wszyscy czarodzieje, czyli Voldemort – z trudem to imię przeszło mi przez gardło – też?
-Niestety. - przytaknął dziadek. - Śmierciożercy mieli w ministerstwie wtykę. A Wewnętrzny Krąg śmierciożerców ma kontakt z Czarnym Panem. Niestety nie wytropiliśmy ich, ale mam nadzieję, że to się zmieni.
-Czy mam… jakiś potencjalnych wrogów w Hogwarcie?
-Potter, w związku z tym, że nie zabił Voldemorta, nie przez wszystkich jest uważany za bohatera. Co więcej, niektórzy z nich uważają cię za mugolkę. Mówią, że jesteś tak niemagiczna, że nawet magometr wariuje.
-Czy… Czy to prawda? - wykrztusiłam. Spojrzałam na starca z nadzieją.
-Oczywiście, że nie. - roześmiał się. - A co do tych potencjalnych wrogów to tak. Dwóch z tego co się orientuję. Ale może ich przybyć.
-Kto? - zapytałam krótko.
-Draco Malfoy. Potomek tamtego Draco Malfoya. I Snape. Nauczyciel eliksirów.
-Ale skoro on nie żył w tym samym czasie co Lily Potter to jak to możliwe? - jęknęłam. Mieć wroga wśród nauczycieli jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego. Super.
-Przez Pottera zginął dziadek Severusa. W czasie Ostatniej Bitwy. Snape uważa, że jego poświęcenie było bez sensu, skoro Potter nie pokonał Voldemorta. I muszę cię ostrzec. Nie tylko on tak myśli. A śmierciożercy tylko podsycają te plotki.
- I jeszcze jedno pytanie. Moje imię… - Musiałam o to zapytać.
- Jest po matce Harry'ego. Namówiłem twoją babcię, jak jeszcze byliśmy małżeństwem, aby nazwać tak dziewczynę, która urodzi się w rodzinie Potterów. Jako, że ja nie miałem córki padło na ciebie.
-Rodzice wiedzieli kto jeszcze nosił to imię?
-Jak ci je nadawali to nie. Urodziłaś się w czasie świetności książek Rowling i babcia namówiła ich mówiąc, że będzie fajnie mieć wnuczkę, która nazywa się jak z bajki. Przynajmniej tak powiedzieli mi twoi rodzice. Jest późno, a musimy jeszcze kupić rzeczy do szkoły. Złap mnie za rękę. - rozkazał. Posłuchałam go. Zaczął się kręcić i znaleźliśmy się na... Pokątnej! Poznałam to miejsce od razu, bo Rowling całkiem nieźle je opisała. Nawet umiejscowienie sklepów było identyczne. Rozglądałam się dookoła. Tu było cudownie! Dziadek opowiadał mi o miejscach, które mijaliśmy. Wchodziliśmy do różnych sklepów, kupowaliśmy rzeczy do szkoły. Niektórzy przyglądali się ciekawie, inni odwracali wzrok, gdy na nich spojrzałam. Było to dziwne doświadczenie, ale, o dziwo, nie przeszkadzało mi zbytnio.
Zakupy zrobiliśmy bez żadnych przeszkód. Jako, że pociąg do Hogwartu odjeżdżał następnego dnia, noc mieliśmy spędzić w Dziurawym Kotle. Weszliśmy. Początkowo nikt nie zwrócił na nas uwagi, jednak po chwili podbiegła do mnie jakaś kobieta.
-Lily Potter! - krzyczała. - To naprawdę ty!?
-Eee… Tak proszę pani. - odpowiedziałam, pragnąc zapaść się pod ziemię. Wszystkie oczy zwrócone były na mnie.
-Ta mugolka. - rozległ się głos w tłumie.
-Nie prawda. - krzyknął ktoś inny. - Nasza ostatnia nadzieja. Śmierciożercy myślą, że Czarny Pan powróci, a tylko ona może go pokanać.
-Jak, skoro nie umie nawet czarować. - w pubie rozpoczynała się kłótnia. I pomyśleć, że się kiedyś dziwiłam, że ludzi kłócą się o takie błahostki jak poglądy polityczne.
-Schodami w górę, pierwsze drzwi po prawej. - szepnął mi ktoś do ucha. Przestraszona odwróciłam się. Za mną stał facet w fartuchu. Pewnie barman. Postanowiłam się go posłuchać i pobiegłam wskazaną przez niego drogą. Otworzyłam drzwi do niedużego, skromnego pokoju. Stało tam łóżko, stolik, trzy krzesła i , ku mojemu zdziwieniu, mój kufer i rzeczy zakupione dzisiaj, . duża czarna sowa. Nazwałam ją Hedwiga, tak jak Harry.
-O co ta cała afera? Może ty wiesz, co Hedwigo? - zapytałam, a sowa spojrzała tylko przyjaźnie. Pogłaskałam ją i zaczęłam przeglądać książki, które dzisiaj kupiłam. Nie zaciekawiło mnie nic, oprócz krótkiego opisu wojny z Voldemortem. Nie dowiedziałam się jednak niczego nowego. Szkoda.
Nagle poczułam, że jestem strasznie zmęczona. Położyłam się na łóżku i momentalnie zasnęłam.
