Od tłumacza: Niniejsze opowiadanie jest tłumaczeniem angielskiego oryginału „The Greatest Scandal in Hogwarts History" autorstwa AgiVega.
Wszelkie prawa do historii należą do niego, poza prawami do świata HP, które należą oczywiście do JKR.
From translator: This story is translation of English original „The Greatest Scandal in Hogwarts History" by AgiVega.
He has all copyrights for this story, except the HP world, which belongs to JKR.
Od autora:
Oświadczenie:
Świat Harrego Pottera należy do J. K. Rowling. Ja tylko pożyczyłem jej postaci by się nimi trochę pobawić.
Oryginalnie, planowałem napisać tylko 4-5 rozdziałową historię miłosną, jednak wraz z rozwojem fanfica, nie potrafiłem skończyć. Ostatecznie napisałem opowiadanie o całym siódmym roku Harrego i spółki – i nie tylko o miłości, lecz ciemnych sekretach, konspiracji, zemście – i oczywiście - VOLDEMORCIE. Prawdę mówiąc, początkowo nie planowałem włączyć Czarnego Pana, jednak historia o Harrym Poterrze nie byłaby prawdziwa bez zamieszania wprowadzanego przez Voldemorta, więc w uczyniłem JEGO plany centrum fanfica - choć pozostaną przez chwilę w ukryciu. Zasadniczo, to jest wciąż historia miłosna, jednak także coś więcej: świetna magiczna podróż. Mam nadzieję, że się wam spodoba - strasznie podobało mi się pisanie.
Proszę, nie złość się na mój słaby język - moim ojczystym językiem jest węgierski, więc nie potrafię pisań w tak dystyngowany sposób jak wy.
Chciałbym podziękować dwóm osobom:
mojemu becie, (V)elissa, który poprawił moje błędy gramatyczne (Dałem ci dużo pracy, co nie?)
mojej drogiej mamie, fance HP, która podrzuciła mi parę użytecznych rad (ciągle narzekając, że powinienem napisać to opowiadanie po węgiersku, by mogła je łatwiej zrozumieć.) Dzięki za bycie tak chętną ofiarą, mamo! Jesteś świetna!
Opinie (miłe recenzje i konstruktywna krytyka) są mile widziane, jednak bluzgi i wyjce będą bezpośrednio przekazywane mojemu krajowemu smokowi, Rogogonowi Węgierskiemu!
NAJWIĘKSZY SKANDAL W HISTORII HOGWARTU
autorstwa AgiVega
Rozdział 1
Niezwykła lekcja eliksirów
Był ciepły słoneczny listopadowy dzień, o dziwo, gdyż listopad w Wielkiej Brytanii nigdy nie bywał ciepły i słoneczny. Ten dzień musiał być wyjątkiem.
Ptaki śpiewały rozradowany koncert w drzewach, jakby chciały podziękować Bogu za zesłanie im tak pięknej pogody przed nadejściem zimy.
Wszyscy mieszkańcy kraju byli pewni, że to dzień specjalny...nawet uczniowie Hogwartu przekonani byli, iż 6-sty listopada jest niezwykły, choć nie potrafili wyjaśnić przyczyny. Wisiało coś w powietrzu - poczucie, że wydarzą się dziwne rzeczy. Nikt nie wiedział czego oczekiwać, czy nadciągające wydarzenie będzie dobre czy złe, jednak nikt naprawdę o to nie dbał. Byli szczęśliwi z okazji do spaceru wokół ogrodów, by usiąść i cieszyć się ciepłym dniem - i oczywiście - grać w Quidditcha bez deszczu i wiatru, który nieubłaganie moczył i rozwiewał włosy.
Harry Potter był w znacznie lepszym humorze, niż przez ostatnie półtora miesiąca. Miał wszelkie powody do szczęścia: wszystkie okoliczności sprzyjały jego ulubionej grze: ładna pogoda, nowoczesne miotły i wspaniała drużyna. Dwa lata wcześniej – na swoim piątym roku Hogwartu - został kapitanem drużyny Gryfindoru, od tamtej pory zawsze udawało się im pokonać cholernych Ślizgonów. Równanie tej drużyny z ziemią zawsze rozkoszowało Harrego, jednak teraz, gdy Draco został kapitanem Slytherinu, (i prefektem, także) zwycięstwo nad nimi czyniło Harrego nawet szczęśliwszym. Stanowczo zbyt szczęśliwym.
Po lunchu miał Zaklęcia wraz z Ronem i Hermioną. Po zajęciach Hermiona udała się do biblioteki – co za niespodzianka – a obu chłopców musiało uczestniczyć w bardzo nudnej lekcji Wróżbiarstwa z profesor Trelawney.
Dziwnie, w tym roku stara profesor nie przewidziała Harremu żadnych straszliwych męczarni i nieuchronnej okropnej śmierci - w każdym razie, jeszcze nie. Jednak co się odwlecze to nie uciecze...
Podczas gdy Ron próbował zgadnąć co do cholery znaczył ten różowy motyl jedzący banana, którego zobaczył w magicznej kuli, Trelawney przemówiła: "Za tydzień nasze zajęcia zostaną odwołane ze względu na mój okropny ból głowy. Na następną lekcję - za dwa tygodnie - chcę abyście napisali esej. Panie Weasley, tytuł pańskiego to 'W jaki sposób usunę piegi za dokładnie trzy lata od teraz', panna Patil 'Jakie tragedie wywoła zbicie przeze mnie lustra?', pan Potter 'W jaki sposób zabije mnie Sam-Wiesz-Kto'. Życzę wszystkim miłej pracy, możecie się rozejść."
Gdy uczniowie opuścili klasę, Sybilla zawołała za Harrym: - Potter, zostań proszę, chcę zamienić z tobą kilka słów.
- Zaczekam na zewnątrz - powiedział Ron zamykając za sobą drzwi.
- Tak, pani profesor?- Harry zwrócił się do Trelawney. - O czym chciała pani porozmawiać?
- Miałam wizję, Potter. Zeszłej nocy. Była o tobie. - profesor zadeklarowała niskim tonem.
- Voldemort zabił mnie w tej wizji? - wyglądał na rozbawionego, zwłaszcza gdy zobaczył jak Sybilla trzęsie się na dźwięk imienia 'Voldemort' - Czemu muszę pisać o tym esej skoro wie pani co się wydarzy?
Trelawney nie zareagowała na jego sarkazm - Saturn w konstelacji z Plutonem to zły omen, przedstawia śmiertelną formację przed Rybami. To nie wróży nic dobrego.
- Skąd pani wie, że zły gwiazdozbiór mnie dotyczy? Och cóż, mniejsza o to. Wszystkie złe znaki są o mnie, czyż nie?
- Mars świeci bardzo jasno dzisiejszej nocy - odparła rozmarzonym głosem.
Harry uderzył się w czoło. *Nie, nie to znowu!* - Uch ma pani na myśli, że zmienię się w centaura? Ojej, to źle…
- Nie centaura, panie Potter - Sybilla potrząsnęła głową - Saturn w konstelacji z Plutonem przed Rybami oznacza narodziny.
- Um, komu powinienem wysłać kartkę z gratulacjami? Kto urodzi dziecko? - wyszczerzył się, pewny że Trelawney postradała zmysły - jak zwykle.
Profesor nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko. Był to gorzki uśmiech.
- Nie mogę panu więcej zdradzić. Chciałam jedynie ostrzec przed dziwnymi zdarzeniami, które nieuchronnie się zbliżają... ciemne sprawki.
*Jasne, ciemne* uśmiechnął się z wyższością - Będę miał oczy szeroko otwarte, pani profesor. Obiecuję - pokiwał głową szczęśliwy, że uwolnił się od zwariowanej wiedźmy.
- Łał, cóż za miły temat tobie wybrała - Ron zmarszczył czoło, gdy szli w dół korytarza - Mam nadzieję, że nie bierzesz jej serio.
Harry wzruszył ramionami - Jest tylko głupią starą oszustką, nigdy nie dbałem o jej przepowiednie, wiesz o tym - zdecydował nie wspominać o wizji Sybilli. I tak była irracjonalna.
- Prawie nigdy - przypomniał Ron - Raz, po egzaminie na koniec trzeciego roku, byłeś święcie przekonany, że miała PRAWDZIWĄ wizję. I, jeśli mnie pamięć nie myli, naprawdę przewidziała że Parszywek, uch Glizdogon, ponownie dołączy do Sam-Wiesz-Kogo, i że Sam-Wiesz-Kto zostanie wskrzeszony - podskoczył gdy ich drogę przecięła pani Norris - Ten cholerny kot, prawie się o nią potknąłem! I znów udało się jej uciec! Och Harry, gdybym tylko miał okazję ją kopnąć!
- Kogo chcesz kopnąć? - dobiegł zza pleców wściekły głos Argusa Filcha.
Chłopcy wymienili szybkie spojrzenie, a następnie Ron krzyknął - Biegiem!
- Wracajcie wy bezwartościowi szachraje! Dorwę was, dorwę, przysięgam, pożałujecie że kiedykolwiek wsiedliście do Ekspresu Hogwart! Wracajcie, wy…
Szybko znaleźli się poza zasięgiem jego głosu, chichocząc i wyzywając Argusa od imion, które sprawiłyby, że Hermiona patrzyłaby na nich spode łba jak Percy.
Wspomniana dziewczyna wyszła z biblioteki, obarczona ciężkimi tomami, popatrzyła na roześmianych chłopców pytająco - Co was tak śmieszy? Też chcę się pośmiać.
- Nic… nic… - wykrztusił przez śmiech Ron, wyobrażając sobie jak Filch popada ze złości w apopleksje, a następnie potyka się o swojego własnego kota.
- Harry? - dziewczyna odwróciła się od Rona, wyraźnie oczekując wyjaśnień.
- Uch Herm, cóż… - nie wytrzymał i wybuchł śmiechem - Przepraszam, nie… mogę… powiedzieć…
Pokręciła głową z niedowierzaniem - Wy chłopcy jesteście tacy dziecinni - powiedziała z niesmakiem - Czy wy dwoje kiedykolwiek dorośniecie?
- Hej Herm, to nie my jesteśmy dziecinni, ale ty zbyt surowa - skomentował Ron - Wyluzuj!
- Wyluzuj? Zwariowałeś? W tym roku piszemy egzaminy dyplomowe, a ty chcesz bym wyluzowała? Wiesz że nie ma dla mnie nic ważniejszego od nauki i jako prefekt muszę stawiać przykład.
- Ron ma rację, Hermi - doradził Harry - Do egzaminów mamy siedem miesięcy, a ty już się uczysz.
- Bo nie chcę ich oblać. Jeśli zamierzasz powtarzać rok i dać Malfoyowi kolejną okazję do kpin, to twoja sprawa. Ja zamierzam się uczyć - zadeklarowała zostawiając chłopców przed biblioteką.
- Mówię ci, tej dziewczynie przydałby się dobry całus - powiedział Ron - Zapomniałaby na chwilę o tych głupich książkach.
- Założę się, że będziesz dzielnym rycerzem, który poświęci swe życie szlachetnej misji relaksowania Hermiony?
- Cóż… - zaczerwienił się Ron - Um, czemu nie?
Harry wyszczerzył się - Ta, czemu nie.
- Harry…
- Tak?
- Pocałowałeś kiedyś dziewczynę? Tak naprawdę, w usta.
Teraz to Harry się zarumienił.
To oznacza tak - stwierdził Ron.
- I? Co jeśli tak? - wzruszył ramionami Harry.
- Kto to był?
- Kto był co?
- Dziewczyna, którą pocałowałeś.
- Nie twój interes - odpowiedział, wyraźnie unikając kontaktu wzrokowego.
Ron uniósł brew - Łał. Wielki Harry Potter trzyma sekret przed swoim najlepszym kumplem. To musi być poważna sprawa.
- Słuchaj Ron, proszę nie bądź zły ale… nie mogę ci powiedzieć.
- Och Harry, nie mów, że Pansy Parkinson! Proszę! Tylko nie ona! Tylko nie ona!"
- Kto ci do diabła powiedział że Pansy? - Harry poczuł się zażenowany - Oczywiście że nie ona. Nigdy bym nie pocałował obślizgłego Ślizgona.
- Co za ulga! - westchnął Ron - Chodź, spóźnimy się na Eliksiry."
Harry udawał że się krztusi.
Zajęcia nie były wcale lepsze od wszystkich poprzednich - Snape zdecydował nauczyć ich skomplikowanego eliksiru zauroczenia. Nie żeby go kiedykolwiek użył - nie chciał, by ktokolwiek go lubił, sam nikogo nie lubił. Cóż, może poza Draco, jednak to naprawdę jedyny student do którego miał choć odrobinę sympatii. Jego mniej ulubionymi uczniami byli Harry i Neville. Nienawidził Harrego za bycie synem starego wroga, Jamesa Pottera - gardził Nevillem za bycie niezdarą i psucie wszystkich eliksirów.
Było tak jak zawsze: Snape pochwalił Draco za najszybsze przyrządzenie eliksiru, zerkał na Harrego i Rona z niesmakiem, powiedział Hermionie, że jest nieznośną mądralą i narzekał na Nevilla gdy ten dodał do eliksiru cztery ropusze nogi zamiast trzech. Mikstura wybuchła z głośnym hukiem, pokrywając kilku uczniów lepkim zielonym śluzem. Draco stał najbliżej kociołka Nevilla i zaczął krzyczeć gdy z lewego ucha wyrosła mu gałąź pełna różowych kwiatów. Crabbe i Goyle wybuchnęli śmiechem, przestali jednak chichotać gdy obdarzył ich spojrzeniem 'Jeżeli-nie-przestaniecie-transformuję-was-dwóch-w-sklątki-tylnowybuchowe'.
- Crabbe, zabierz go do Madame Pomfrey - poinstruował Snape - I zaraz wracaj!
W szpitalu Madame Pomfrey odcięła gałąź od ucha Malfoya.
- Cieszy cię widok pana Malfoya w takim stanie, co nie Potter? - Harry próbował ukryć rozbawienie wyglądając na poważnie zajętego mieszaniem w kociołku soku koloru khaki.
- Zapytałem cię o coś, Potter! - podniósł głos Snape.
Harry spojrzał w górę, skonsternowany. - Przepraszam panie profesorze. Byłem zajęty pracą nad moim eliksirem.
- Chciałeś więc, by był perfekcyjny, czyż nie, Potter? Może powinniśmy go na tobie wypróbować.
- Na mnie? - Harry zbladł.
- Taaaak, na tobieee - profesor odpowiedział z paskudnym uśmieszkiem - Pijesz, zamykasz oczy do czasu aż małe gwiazdki rozmywające twój widok znikną, a następnie otwierasz oczy i jesteś ekstremalnie zauroczony pierwszym bytem, który zauważysz. To takie proste.
- To okrutne. - Parvati wyszeptała do Lavender, która pokiwała głową - Ale mam nadzieję, że to mnie zobaczy jako pierwszą.
- Nie, to muszę być ja! - wyszeptała i obie zaczęły chichotać.
*Dziewczyny!* westchnął Ron, nie słyszał o czym rozmawiają, miał jednak przypuszczenia.
- Wypij eliksir, Potter - poinstruował Snape.
Harry poczuł gulę w gardle. W myślach powtarzał, że nie będzie w stanie połknąć tej brei.
- Teraz! Albo zabiorę Gryfindorowi pięćdziesiąt punktów. Rozważ to, Potter.
Drżącą ręką podniósł do ust małą fiolkę wypełnioną miksturą.
- Uważaj Potter, rozlewasz eliksir po podłodze! - zrzędził nauczyciel.
Zdecydował, że nie da Snape'owi przyjemności odjęcia punktów Gryfindorowi i połknął płyn jednym haustem.
Błyskawicznie, jego oczy zamknęły się i poczuł jak miliony małych gwiazdek atakują go ze wszystkich stron. Uderzały, odbijały się i stopniowo znikały. W głębokim transie, nie usłyszał zgrzytu drzwi obwieszczającego powrót Crabbe'a. Poczuł zawroty głowy i upadł na podłogę, nie mogąc już dłużej utrzymać ciężaru swojego ciała.
Leżał w bezruchu co najmniej dwie minuty w oczekiwaniu aż znikną ostatnie gwiazdki. Pierwsze co zobaczył, to para żółtawych oczu. Zamrugał, próbując uzyskać ostrzejszy obraz otaczającego go świata - lub raczej, tych pięknych żółtych oczu.
Usiadł, przetarł dłonią twarz - jedna z małych gwiazdek musiała mu ukraść okulary - i rozpoznał stworzenie jako panią Norris.
- Kociak! - podniósł zwierzę i przytulił tak mocno, że prawie się udusiło - Słodziak, kici, kici, kici… - gruchał do przerażonego kota, który nigdy nie był w ten sposób pieszczony przez nikogo - nawet swojego pana, Filcha.
- Zwariował - mruczała Lavender.
- Nie zwariował, tylko oszalał z miłości do kota - wyjaśniła Parvati - Nie rozumiem tylko jak ten futrzak się tutaj dostał.
- Crabbe otworzył drzwi wkrótce po tym jak Harry wypił eliksir - odpowiedziała rzeczowo Hermiona. Próbowała wyglądać na opanowaną i obojętną, jednak blada cera zdradzała jej niepokój.
- Mała kicia, kocham cię, kotku - Harry wciąż głaskał niefortunne zwierzę, tuląc je w ramionach - Chcesz się napić trochę mleczka, słodki kotku?
Ron, Neville i pozostali nie wiedzieli co powiedzieć. Ta scena mogłaby być nawet całkiem śmieszna, gdyby nie fakt, że to był Harry. Nawet Ślizgoni zapomnieli o śmiechu.
- Wystarczy! - krzyknęła Hermiona, odwracając się do nauczyciela, który nie próbował nawet ukryć zwycięskiego uśmieszku. - Profesorze, tym razem przekroczył pan granicę! Niech pan natychmiast robi antidotum!
- Grozi mi pani, panno Granger? - zapytał Snape, uśmiech trochę mu zrzedł.
- Tak, grożę! I jeśli pan go nie zrobi, pójdę naskarżyć profesorowi Dumbledorowi, że robi pan z uczniów pośmiewisko podczas zajęć! I powiem mu, że zmusił go pan! Powiem, że szantażował pan biednego Harrego! Zrobi pan antidotum, czy może mam iść do dyrektora?
- Bardzo sprytnie, panno Granger - Snape zacisnął zęby. Nienawidził, gdy studenci byli mądrzejsi od niego.
- Śpij, śpij, zamknij swoje duże żółte oczęta, la-la-la-la, la-la-la… - Harry śpiewał biednemu, znerwicowanemu kociakowi kołysankę.
- Przestań, proszę! - błagał Ron, jednak Harry nie zwracał na niego uwagi, zbyt zajęty usypianiem pani Norris. Święcie przekonany, że biedny kociak był w złej formie i potrzebował trochę troski. Nie zdawał sobie sprawy, że to JEGO opieka, doprowadzała niefortunnego kota do tego stanu.
Pół godziny później uczniowie opuścili klasę Snape'a dyskutując wydarzenia których byli świadkiem. Niektórzy Ślizgoni śmiali się i wytykali Harrego placami, jednak był on wciąż trochę oszołomiony i nie wiedział co się dzieje. Ron i Hermiona eskortowali go do portretu Grubej Damy.
- O mój, Harry, synu, wyglądasz okropnie! - Gruba Dama złożyła dłonie - Co się z nim stało? - zapytała pozostałą dwójkę.
- Snape - odpowiedzieli chórem.
Gruba Dama pokiwała tylko głową, całkowicie świadoma, że 'Snape' nie znaczył nic dobrego - szczególnie dla Harrego Pottera.
- Hasło?
- Czaszka skunksa - powiedział Ron, portret odsłonił wejście. Wspólnymi siłami wtargali Harrego do pokoju.
- Mam nadzieję, że ludzie nie będą o tym dyskutować - powiedziała dziewczyna - To byłoby bardzo nieprzyjemne dla Harrego.
- Na pewno jeszcze o tym nie słyszeli - odparł Ron - Poza tym, nie sądzę by Gryfoni z naszej klasy się wyśmiewali. Nie mogę jednak powiedzieć tego samego o Ślizgonach. Obawiam się, że jutro cała szkoła będzie się z niego śmiała.
- Biedny Harry - westchnęła - Nie zasługuje na takie traktowanie.
- Snape nigdy nie był wobec niego sprawiedliwy. Wiesz jak bardzo go nienawidzi.
- Kto… nienawidzi… kogo? - wybełkotał Harry, nie rozumiejąc ich słów.
- Nikt - odpowiedziała Hermiona - Chodź Harry, zaprowadzimy cię do łóżka.
- Nieee… obiecałem… Hagridowi… - wymamrotał chłopak, jednak gdy przyjaciele wrzucili go do łóżka, natychmiast zasnął.
- Co powiedział? - zastanawiała się dziewczyna.
- Obiecał odwiedzić Hagrida dziś wieczorem. Hagrid chce mu pokazać coś… interesującego."
- Interesującego? - uniosła brew - To zależy co uważasz za interesujące. Sklątki nie należą do rzeczy, które nazwałabym interesującymi.
- Zgadzam się - usłyszeli głos zza pleców. Był to Neville, trzymający okulary Harrego - Znalazłem je na podłodze gdy sprzątałem laboratorium.
- Och, Snape kazał ci szorować cały loch, co nie? - zapytał Ron.
- Tak. Spójrzcie na moje ręce: są czerwone i obolałe! Och, jak ja nienawidzę tego gościa!"
- Ja też! - zadeklarowali chórem Ron z Hermioną, nawet śpiący Harry dodał coś co brzmiało jak: 'Nawet nie masz pojęcia jak bardzo.'
Gdy upewnili się że Harry zapadł w głęboki sen, zdecydowali zagrać w pokoju wspólnym w partyjkę eksplodującego durnia. W salonie Grifindoru ludzie prowadzili dyskusje podzieleni w małe grupki.
- Och nie - westchnęła Hermiona - Już o tym wiedzą. Z pewnością nie zostawią Harrego w spokoju!
- Gdybym nie przyjaźnił się z Harrym, też bym mu nie dał spokoju - powiedział z uśmieszkiem Ron.
- Ron! - krzyknęła z oburzeniem dziewczyna - Jak możesz…?
- Powiedziałem, gdyby nie był moim najlepszym kumplem. Poza tym, przyznaj, to całkiem zabawne: Harry zabujany w kocie! To prawie tak zabawne jak Draco, skacząca fretka.
Neville pokiwał ze zgodą głową.
Hermiona popatrzyła na obu chłopców z pogardą i przyłączyła się do Lavender i Parvati, które prowadziły gorliwą dyskusję z dwójką szóstoklasistów.
- …i jak się to stało? - Lavender zapytała Susan Cunningham.
*Jeśli to Lavender pyta, a nie Susan, to nie mogą rozmawiać o Harrym.* pomyślała.
- Cześć, Herm, słyszałaś nowinę? - zapytała Parvati.
- Jaką nowinę? Draco zamienił się w kwitnące drzewo?
- Nie - zachichotała Lavender - Ale byłoby to całkiem śmieszne, co nie dziewczęta?
- Pewnie - zaśmiała się Susan - Ale rozmawiałyśmy o Ginny.
- Czemu? Co się z nią stało? - zapytała Hermiona.
- Zemdlała podczas Transfiguracji - odpowiedziała Parvati - McGonagall zmieniła książkę w skorpiona i wszyscy wskoczyli na ławki. Wszyscy, oprócz Ginny, ona zemdlała na jego widok.
- I? Czemu to takie dziwne? - zastanawiała się Hermiona - Skorpiony są naprawdę straszne. Rozumiem jej reakcję.
- Pewnie, ale ty nie wiesz tego co wiemy my… er, co wie Susan. - wyszczerzyła się Lavender - Z Ginny dzieją się dziwne rzeczy.
- Dziwne?
- Jest chora od dwóch tygodni - odpowiedziała Susan - Nie powinnam nikomu o tym mówić, ale po tym jak zemdlała, stało się to powszechną wiedzą. Teraz wszyscy zastanawiają się w czym tkwi problem.
- A wy wiecie? - zapytała dziewczyny Hermiona.
- Ja nie wiem. Parvati też nie - wzruszyła ramionami Lavender - Susan nie chce nam powiedzieć - brzmiała na zawiedzioną - Jest taką niedobrą czarownicą! Wie, że umieramy z ciekawości, ale ukrywa to przed nami!
- Mam tylko nadzieję, że to nic poważnego, albo Rita Skeeter z pewnością by o tym wiedziała i wszyscy czytaliby kompletne kłamstwa w jutrzejszym Proroku Codziennym.
- Niech lepiej pisze o tajemniczej chorobie Ginny niż o Harrym - skomentowała Lavender.
- To prawda - pokiwała głową Parvati.
- O Harrym? - Susan wyglądała na zdezorientowaną - Co się stało z Harrym?
- Nic - Hermiona, Lavender i Parvati odpowiedziały chórem.
- Nic? - zmarszczyła czoło Susan.
- Nic o czym nie będziesz wiedziała jutro o tej porze - odpowiedziała Lavender - Biedny Harry.
- Tak. Zwłaszcza jeśli Rita napisze o tym wstępniak… w jej zwyczajnie urodziwym stylu - westchnęła Hermiona.
- Właśnie. Tak poza tym, Herm, czemu wypuściłaś ją z butelki? Czarodziejski świat byłby bez niej dużo lepszy.
- To prawda - przyznała Hermiona - Jednak nie mam prawa naruszać niczyjej wolności… przynajmniej przez dłuższy czas.
- Szkoda - dąsała się Parvati - Rita świetnie by wyglądała w kolekcji robaków… pomiędzy motylem a smoczą muchą.
- Nie wyglądałaby tak dobrze jak Draco jako fretka - wtrącił Ron.
Hermiona przewróciła oczami - To jego mania: Draco skacząca fretka.
- Draco, kwitnące drzewo jest także kapitalne, nie sądzisz? - dodała Parvati.
- Tylko, jeśli wprowadzi się do niego stado korników - odpowiedział Ron powodując wybuch śmiechu.
Wkrótce zeszli na obiad. Krukoni i Puchoni nie zdawali się słyszeć o Harrym i Ginny. Jednak kilku Ślizgonów szeptało i chichotało; gdy Draco popatrzył na nich surowo, ich uśmiechy zrzedły. Nie był pewny czy śmiali się z niego czy z Harrego.
McGonagall nie było na obiedzie. Wybrała się do Madame Pomfrey by dowiedzieć się o stanie Ginny.
Wchodząc do ambulatorium zobaczyła zmartwioną Madame Pomfrey nerwowo krążącą po pokoju, jej usta poruszały się. Najwidoczniej rozmawiała sama ze sobą.
- Poppy, wszystko w porządku? Wyglądasz na zdenerwowaną. Co się stało?
- Wejdź Minerva, chodźmy do mojego gabinetu. Nie może nas usłyszeć - wskazała wciąż śpiącą Ginny i poprowadziła McGonagall do przyległej komnaty, zamykając za sobą drzwi.
- Na niebiosa, Poppy, nigdy nie widziałam ciebie w takim stanie! Co w ciebie wstąpiło?
- Nie we mnie. W Ginny Weasley.
- Co się z nią dzieje? Zbadałaś ją? - Pomfrey pokiwała głową - I?
- Po tym jak ją zbadałam, przeprowadziłam małe poszukiwania - głos Pomfrey drżał - Zajrzałam do kilku książek, między innymi Historii Hogwartu, nie znalazłam podobnego przypadku w tysiącletniej historii szkoły. Straszne… tak straszne… co za skandal… co my z tym zrobimy?
- Poppy - wtrąciła McGonagall - Wciąż nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz. Czy choroba Ginny jest zaraźliwa? Powinna być odseparowana od reszty uczniów? Potrzebuje dodatkowych ziół, które rosną tylko w Południowej Ameryce?"
Pomfrey kokręciła głową.
- Więc? Co to? No gadaj!
- Ginny Weasley… cóż… ona… ona
- Tak?
- Ona… spodziewa się dziecka.
Od autora:
Mam nadzieję, że udało mi się wzbudzić wasze zainteresowanie - to dopiero początek - będzie dużo bardziej ekscytująco, obiecuję! Niedługo wrzucę rozdział drugi, odkryjemy w nim ojca dziecka, przyprawiając biedną McGonagall o palpitacje serca.
Proszę o komentarze!
Od tłumacza:
Poprawiłem nieco ten rozdział, nie spełniał moich wymagań. Pisałem późno w nocy, a jak dotąd nie znalazłem czasu by go podreperować. Mam w planach poprawki do kolejnych rozdziałów. Obiecuję bardziej się starać w przyszłości :) Może to oznaczać rzadsze update'y, ale nie dłużej niż tydzień pomiędzy kolejnymi rozdziałami.
Pozdrawiam gorąco w Nowym Roku! ;)
