Automat był nieczynny.
Cholerny automat z kawą był nieczynny.
Lily wpatrywała się w żółtą, zawieszoną na wysokości jej oczu kartkę jakby jej natarczywe spojrzenie miało cokolwiek zmienić. W tle słyszała przytłumione głosy jej rodziców i wyraźnie zirytowanej siostry, która niecierpliwie wygrywała paznokciami tylko jej znajomy rytm. Lily natomiast od równo trzech minut nie ruszyła się z miejsca. Nie wiedziała, czy ma to zrzucić na zmęczenie, poranną kłótnię z siostrą, opóźnienie pociągu czy może raczej na brak kawy. Wiedziała jednak, że nie może ruszyć sie spod automatu i poczciwy Dumbledore jej świadkiem, że nie może wrócić do rodziny i usiąść obok siostry. Mimo powszechnej opinii dbała o Petunię i nie chciała, by znowu uderzyła okiem w jej pięść. Takie zachowania należy hamować.
-Skarbie, może jednak do nas dołączysz? - Steve Evans był inteligentnym człowiekiem. Był zaradny, zawsze wesoły i żył w przekonaniu, że skoro stary mechanik Harold potrafi naprawić pękniętą rurę w łazience z papierosem w jednej dłoni i kanapką w drugiej, to z pewnością może to zrobić i on. Jednak Steve za grosz nie znał się na siostrzanych relacjach. Lily, widząc spojrzenie Petunii miażdżące ojca zaczęła nabierać podejrzeń, że instynkt samozachowawczy Steva był w drodzę do Meksyku. Nie otrzymując odpowiedzi mężczyzna spróbował jeszcze raz.
-Pociąg podjedzie dopiero za 15 minut, a ten staroć jest chyba odporny na twój dar perswazji.
-Tutaj nie chodzi o perswazję, tylko o obywatelską postawę. Jesteś właśnie świadkiem jednoosobowego protestu przeciw torturowaniu społeczeństwa brakiem dostępu do kawy. To bardzo poważna sprawa- dodała dobitnie dziewczyna widząc, jak kąciki ust ojca drżą i wymykają się ku górze. Mężczyzna jednak przypomniał sobie przed chwilą odbytą rozmowę z żoną i pozostał nieugięty. Lily westchnęła nareszcie odkrywając wzrok od kartki i przelotnie spojrzała na zegarek. Piętnaście minut. Tyle może wytrzymać. Piętnaście minut dzieliło ją od krótkiej podróży do Londynu, gdzie zapewne czekały już na nią przyjaciółki. I księgarnia Esów i Floresów. I ciepłe, wygodne łóżko w Dziurawym Kotle.
Dziewczyna posłusznie wślizgnęła się na lepkie, czerwone siedzenie. Każdemu ruchowi towarzyszył nieprzyjemny dźwięk trzeszczącego obicia. Lily miała wrażenie jakby wszystko zostało oblane miodem. Zresztą, miód to zapewne całkiem pozytywna wizja w porównaniu do rzeczywistości.
-...Verni mówi, że wpadnie dzisiaj koło siódmej. Pewnie tuż po wieczornych wiadomościach, nigdy ich nie przegapia. Uważa to za niesamowicie porywające...-Petunia zadarła swój mały nosek i przelotnie dotknęła naszyjnika, który zawisł na jej żyrafiej szyi. Każdy, kto poświęcił blondynce 10 minut uwagi wiedział, że w kółku zawisłym na łańcuszku widniało zdjęcie wyżej wspomnianego Verniego. Petunia uważała, że za każdym razem wywołuje to jej motylki w brzuchu. Lily była zdania, że jej siostra ma na myśli wymioty.
Szybkie zerknięcie na duży zegar nad wyjściem z obskurnej kawiarenki. Siedem minut.
-Oczywiście, wielka szkoda że nie możesz uczestniczyć w dzisiejszej kolacji-powiedziała Petunia przez zaciśnięte zęby. Obdarzyła siostrę takim samym spojrzeniem jak starą gumę przyklejoną do krawędzi blatu.
-Tak, cóż Tuniu, jestem pewna że to nie ostatnia okazja do spotkania-odpowiedziała Lily czując jak skręca się jej żołądek. Starała się, naprawdę się starała. Przez wszystkie lata nauki próbowała naprawić ich zniszczone relacje, lecz każde podejście kończyło się coraz gorszym rezultatem. W końcu każdy się poddaje.
Lily spojrzała za okno. Oszklona kawiarenka przylegała do ściany budynku dworca, w którym się znajdowali. Pogoda była parszywa, od samego rana Wielka Brytania ginęła w strugach deszczu i białej jak mleko mgle. Plany dziewczyny o zakupach przed wyjazdem do Hogwartu rozpłynęły się w bieli za oknem i spłynęły do ścieków. Z drugiej strony, perspektywa spędzenia wieczoru w otoczeniu przyjaciółek i z kuflem kremowego piwa wcale nie brzmiała tak źle.
-Lily, już czas- powiedziała delikatnie matka dziewczyny. Rodzinne podobieństwo było aż nazbyt widoczne- kobieta miała rade, sięgające ramion włosy. Jej twarz miejscami była pokryta siateczką cienkich zmarszczek, lecz w żaden sposób nie odejmowało jej to uroku. To była jedna z tych twarzy, które wraz z wiekiem nabierały coraz więcej delikatności i ciepła. Petunia odziedziczyla po matce oczy, lecz oprócz koloru nie można było znaleźć innego podobieństwa. Oczy Agathy Evans były przepełnione miłością i ciepłem, obietnicą matczynej troski i spokoju. Oczy jej mugolskiej córki przez większość czasu były pełne wściekłości i dystansu.
Lily natychmiast zerwała się na nogi i chwyciła wielki kufer. Na nim stała również pusta, kocia transporterka. Kolejny powód, aby jak najszybciej znaleźć się w przedziale pociągu. Po peronie potoczył się przeszywający gwizd przypominając o odjeździe.
James Potter rozciągnął się niczym stary kot. Leniwie przetoczył się na drugi bok nie otwierając oczu, a jego ręka niemal bezwładnie zakryła budzik przy okazji zrzucając z łóżka fasolki wszystkich smaków i talię kart.
Był to wyjątkowo spokojny jak i zarówno roztrzepany obrazek. Pogrążony we śnie chłopak leżał na wielkim łóżku zasypanym najróżniejszymi papierami, piórami i przedziwnymi, kolorowymi przedmiotami o niewiadomej funkcji. Tuż przy długich nogach chłopaka leżały różnej wielkości bączki, rzucając jakby od niechcenia kolorowe cienie i nadając pokojowi baśniowy wygląd. Gdyby nie to można by zauważyć, że pokój wyglądał jakby wybuchła w nim gryfońska bomba. Pomieszczenie od góry do dołu oblepione było złoto-czerwonymi proporczykami, flagami ze złotym lwem, zdjęciami i na pozór pustymi kartkami (w rzeczywistości były to plakaty- postacie co chwila znikały z pola widzenia latając na miotłach). Podłoga niemal w całości zakryta była zawartością dwóch kufrów porzuconych pod ścianą.
Senną ciszę przerwało ciche stukanie.
James niemrawo otworzył jedno oko i cicho jęknął. Próbując zlokalizować źródło hałasu chłopak usiadł, poprawił prostokątne okulary i rozejrzał się po pokoju. Jego wzrok jednak napotkał długi, dziwny kształt na podłodze tuż między miedzianym kociołkiem i mosiężnym teleskopem. James chwycił wcześniej wspomniany budzik i celnie rzucił w najbardziej wystający punkt. Tuż po głuchym łoskocie nastąpił zaskoczony krzyk i dźwięk przewracanych książek.
-Ktoaodzina?- Syriusz Black zerwał się z podłogi i zdezorientowany spojrzał na przyjaciela. Minęły dwie sekundy nim chłopak połączył fakty
-Dupek- mruknął i potarł bolący czubek głowy rozrzucając kosmyki nieco długich, czarnych włosów na czoło. James z lekką irytacją zauważył, że nawet noc spędzona na podłodze wśród przedmiotów nieznanego pochodzenia nie ujęła mu typowego dla Blacków wdzięku i nonszalancji.
-I zapłać tej cholernej sowie!- krzyknął Syriusz nurkując wśród rozrzuconych ubrań w poszukiwaniu swoich.
James z zaskoczeniem spojrzał w okno. Na parapecie za szybą faktycznie siedział malutki, przemoczony puszczyk. Malutki, przemoczony, wściekły puszczyk.
Chłopak nie zdążył do końca otworzyć okna, a ptak natychmiast wleciał do pokoju upuszczając wilgotną gazetę na głowę Syriusza. Chłopak otrzasnął się niczym mokry pies i wydał ciche warknięcie.
-Waruj, Łapa- powiedział zaspany James i wrzucił pięć knutów do maleńkiej torebki przywiązanej do nóżki ptaka. Syriusz już chciał odpowiedzieć, kiedy nagle uświadomił sobie pewną rzecz.
-Spóźnimy się na spotkanie z Luniaczkiem i Glizdogonem.
James wytrzesczył oczy i zerknął na zegarek. Miał on osiem wskazówek, niektóre z nich leniwie poruszały się po tarczy, inne sprawiały wrażenie jakby się ze sobą ścigały. Chłopak jednak musiał coś z niego odczytać, bo sen całkowicie zniknął z jego powiek.
Pokój natychmiast zapełnił się latającymi rzeczami, które z hukiem lądowały w kufrach.
-Okej, jestem na dziewięćdziesiąt procent pewny, że wszystko mamy- James wyprostował się dumnie a jego ręka pomknęła do czarnych, już i tak roztrzepanych włosów. Syriusz niepewnie podniósł grubą księgę o eliksirach.
-Dobra, osiemdziesiąt.
-Pod łóżkiem leży drugi kociołek.
-Siedemdziesiąt- powiedział przez zaciśnięte zęby James.
-Nie widziałem nigdzie peleryny niew...
-Zmieniam swoją odpowiedź, jestem całkiem pewny, że niczego nie spakowaliśmy. Jeśli się nad tym zastanowić, chyba widziałem w twoim kufrze talerz z wczorajszą zapiekanką mojej mamy...
-Uwielbiam zapiekankę twojej mamy i nawet nie próbuj jej stamtąd wyciągąć- odpowiedział poważnie Syriusz robiąc krok w stronę swoich rzeczy. Po chwili zdezorientowany spojrzał na zawartość swojego kufra.
-Brakuje mi jednej rzeczy.
-Szacunku do siebie?
Syriusz niedbale machnął ręką.
-To nie pora na żarty, wszyscy doskonale wiemy że zgubiłem go na piątym roku po wygranym meczu.
-Łapo, nikt z nas nie wiedział, że połączenie ognistej whisky, kremowego piwa, eksplodującego durnia i różowego balonu nie skończy się dobrze...
-To było mroczne pół godziny i jeśli dobrze pamiętam obiecaliśmy o tym więcej nie wspominać- syknął Syriusz rzucając groźne spojrzenie. James odwrócił się aby ukryć cisnący mu się na usta uśmiech i jego wzrok padł na malutkie lusterko porzucone na szafce nocnej.
-Wiesz, Łapo, mamy jeszcze chwilę czasu...-mruknął James a w jego oku pojawił się błysk. Syriusz bardzo dobrze znał te spojrzenie.
-Rogaczu...-ostrzegł cicho chłopak starając się brzmieć groźnie. Nie mógł jednak zwalczyć uśmiechu. James natychmiast chwycił lusterko i obrócił między palcami tak, że nikłe światło zatańczyło na ścianach.
-Aport!
Życie czasem jest zabawne. Lily Evans wsiadając do pociągu nie miała najmniejszego pojęcia, jak bardzo jej siódmy rok nauki będzie różnic się od przewidywanych oczekiwań. Nie mogła wiedzieć, że w tym samym momencie James Potter zgrabnie wskoczył na biurko próbując, o wiele mniej zgrabnie, pozbyć się uczepionego do jego nogawki psa. Nie mogła również mieć najmniejszego pojęcia, że już wkrótce wystarczą dwa spotkania na ulicy pokątnej, by jej, wówczas pewne relacje, stanęły na głowie i spowodowały mętlik wielkości banku Gringotta. Ponieważ życie jest czasami zabawne i otwiera nam drzwi, które zawsze wydawały się nam na zawsze zamknięte i zamyka te, które stały otworem. Jednak to jest już dalsza część tej historii.
Witam! Opowiadanie "Kawa i Herbata" kawałek po kawałku kształtowało się w mojej głowie od lat co oczywiście nie znaczy, że jest idealne- wszelkie niedociągnięcia staram się wyłapywać, ale nie zawsze się udaje. Wiem, wiemm, pierwszy rozdział może wiać nudą, ale dajcie mi troszkę czasu a obiecuje wam, że wszystko się rozkręci i będziecie mieli okazję przyjrzeć się każdej postaci z bliska.
Nadchodzące rozdziały będą dłuższe i bardziej rozbudowane, to mogę z pewnością obiecać! Jeśli macie jakiekolwiek uwagi lub po prostu chcecie wyrazić opinie czy zaznaczyć obecność- tutaj nie ma miejsca na skrępowania, doceniam każdą wiadomość!
Lumos xx
