Ciemność. Otaczała go ciemność. Ciemność straszna, wszechogarniająca. Przepełniona bólem i krzykiem.

A w tej ciemności płomienie. Harry czuł ich obecność, widział je pomimo przymkniętych powiek. Czy już dotarły do niego? Czy już trawią jego ciało, czy też czają się jeszcze pod ścianami, niepewne co mają uczynić po śmierci swego stwórcy? Bo Lord Voldemort nie żył.

Harry pamiętał każdą sekundę walki. Starli się w pustym, zacienionym korytarzu, którego podłogę pokrywała cienka warstwa gruzu. Tylko Pani Norris była świadkiem triumfu chłopaka. Skulona w kącie, czujnie obserwowała zajście. Nikt więcej nie wiedział o jego zwycięstwie.

Nie miał siły się poruszyć. Upiecze się tu! Doprawdy, to nie jest piękna śmierć dla kogoś, kto pokonał Voldemorta! Ale właściwie, skoro już dokonał tego, co było mu przeznaczone, to czy ma prawo nadal trzymać się życia, tak kurczowo, namolnie?

Chcę żyć. Muszę żyć.

Harry z ogromnym wysiłkiem otworzył oczy. Poraziła go łuna pożaru. Spali się, jeśli stąd nie ucieknie. Spróbował zbliżyć się do tej części korytarza, której nie pochłonęły jeszcze płomienie. Jego ciało zdawało się ważyć tonę, lecz udało mu się zbliżyć o metr w kierunku celu. Wyczerpany, odrętwiały, leżał na ziemi ze wzrokiem wbitym w znikający pośród dymu sufit.

Po raz kolejny tego dnia spojrzał śmierci prosto w oczy. Teraz już jej się nie wymknie.

Śmierć patrzyła na niego i cieszyła się. Odsłaniała w uśmiechu wargi – z początku bezzębne, aż nagle wypełnione w lśniącymi kłami. Nareszcie dostanie tego, kto tak długo wystawiał ją na pośmiewisko. W dłoniach Śmierci pojawiła się kosa. Cofnęła ręce, przygotowując się do wykonania zamachu.

-Harry, Harry!

Czy to Śmierć zamarła i woła go? Nie. Zna ten głos.

Spośród kłębów dymu wyłonił się Ron Weasley. To jego przyjaciel… A to jego przyjaciółka, Hermina Granger. Więc żyją! Żyją!

Zakrztusił się dymem. Czy do tej pory nie oddychał?

-Hermiono pomóż mi! – głos Rona rozdarł mglistą zawiesinę.

Harry chciałby ich wyściskać - za to tylko, że żyją, że nic im się nie stało. Wyciągnęli go poza zasięg płomieni.

-Zrobiłeś to! - wykrztusił Ron. Hermiona patrzyła na Harry'ego rozradowana.

Harry z wysiłkiem oparł się o ścianę.

-Tak.

I nagle cała trójka przyjaciół objęła się. Płakali i śmiali się na przemian, co chwilę na nowo odkrywając swoje szczęście. Odgłosy bitwy cichły, natomiast zewsząd napływały rzesze ludzi. Stawali, onieśmieleni widokiem zwycięzców.

-Zrobiliśmy to! – wykrzyknął nagle Harry głosem nabrzmiałym szczęściem i wzruszeniem.

-I nadal żyjemy – dodała Hermiona przez łzy.