Szczotki powędrowały do schowka, piłki do koszy, ręczniki do szafek, a światła sali pogasły, jedno po drugim. Główną zasadą korzystania z sali gimnastycznej była konieczność pozostawienia jej w takim stanie, w jakim zastano ją zaraz po przyjściu. Większość spraw odhaczono, pozostało jeszcze kilka rzeczy, które należało uprzątnąć, odłożyć na swoje miejsce, zamknąć je w nim na zawsze lub przynajmniej na jakiś czas. Pechowo ta sprawa wymagała ostrzejszego potraktowania, niż było to w przypadku paru piłek.

- Wstyd.

"Oprawca" pchnął go miękko, ale przy tym nadal brutalnie, posyłając na stertę materacy. Buchnęło na całą salę i chłopak jęknął, czując ból porównywalny do trzaśnięcia biczem; jego plecy były kompletnie nagie, nie okryte nawet podkoszulkiem. Zimna, skórzana płachta materacu nieznacznie załagodziła piekący ból. Nie zdążył nawet odetchnąć czy się podnieść, kiedy poczuł stopę, boleśnie ugniatającą jego podbrzusze.

Dwubarwne tęczówki błysnęły w półmroku, patrząc na niego z wyrazem bliskim odrazy.

- Bardzo brzydko wylądowałeś, Taiga - w jego głosie zabrzmiała drwiąca nuta. - Myślałem, że tygrysy zawsze spadają na cztery łapy.

Ton, który niegdyś wywoływał u niego wyłącznie wściekłość, w niedługim czasie przyjął zupełnie inną wartość. Kagami zadrżał pod nim nie z gniewu, lecz z podniecenia, słysząc to osobliwe powitanie. Czekał na nie, odkąd tylko zaczęli grać w jednej drużynie, czekał na nie całymi dniami. Cały rozgoryczony, z kwaśną miną przyjmował z jego ust swoje nazwisko, wypowiadane raczej z powodu sztywnej reguły niż ze słodkiej, specyficznej czułości. Akashi od swojej "dobrej" przemiany nie przejawiał większego zainteresowania, traktując go niemal na równi ze swoją ekipą z Teiko... ale "stary" Akashi, owszem.

- Połknąłeś język? - zapytał cicho, cofając stopę. Oczywiście zauważył, że z Kagamim w ostatnim czasie było coś srogo nie tak; kręcił się obok niego zdecydowanie częściej i nachalniej, robił sporo głupot, odbierając kupony do kolejnych kar. Było to coś dziwnego, coś nienaturalnego...

Wykorzystując jego zawahanie, Kagami bez ostrzeżenia przyciągnął go do siebie tak, że ten runął na niego całym swoim ciężarem. Tym razem to Akashi jęknął; pomimo bycia obejmowanym w pasie, dał radę podnieść się na rękach tak, że teraz stykali się podbródkami. Kagami z niejakim zadowoleniem przywitał chłodną wściekłość, jaką ujrzał w dwukolorowych tęczówkach i po tym jego żebra przeszył paskudny ból. Zabolało, to fakt. Mimo tego bólu, nie mógł się powstrzymać od szerokiego uśmiechu.

- Tęskniłem.

Oczy Akashiego zalśniły. Najpierw zdziwieniem, następnie zrozumieniem, może nawet lekką radością. Bo jakiż sadysta nie zechciałby mieć własnego masochisty?

Był masochistą? Smak krwi w ustach i kolejny cios, które przyjął z lubością utwierdziły go w przekonaniu, że może rzeczywiście miał w sobie coś z masochisty.