Wszystko, co rozpoznajecie, nie jest moje. Wszystko, czego nie rozpoznajecie, a co rozpoznać powinniście, świadczy o Waszych brakach w szeroko pojętym zapoznaniu się z szeroko pojętymi dziełami kultury, ale dalej nie sprawia, że staje się to moje. Wszystko, czego nie rozpoznajecie i rozpoznać nie powinniście, jest moje.

Scenka pierwsza, w której czytelnicy poznają trójkę bohaterów tudzież uroki niedzielnego poranka oraz zadają niezliczone pytania, na żadne z których nie otrzymują na razie odpowiedzi.

Pierwsze prawo ślizgoństwa

1.

- Andy...
Amanda J. Llewellyn z trudem zogniskowała wzrok na czymś, co po bliższej obserwacji okazało się być parą koszmarnie przekrzywionych okularów. Desperacko łapiąc uciekające myśli za ogon, Andy - czworooczna z dziada pradziada - zdecydowała, że życie musi ci dawać strasznie w kość, jeśli jedną soczewkę nosisz dwa centymetry wyżej niż drugą i w przypływie nagłej miłości bliźniego postanowiła oszczędzić tym zielonym, obecnie intensywnie się w nią wpatrującym oczom podobnej katorgi. Niezbyt pewnie wymacała jakąś różdżkę, którą spróbowała trafić w oprawkę nad pochylającym się nad nią nosem. Oprawka niestety odmówiła współpracy - była stanowczo zbyt wąska i niewidoczna na takie wczesnoranne manipulacje. W końcu, po kilkusekundowym macaniu różdżką po niewątpliwie męskiej twarzy, Amandzie udało się wycelować w lewe szkło i wyszeptała:
- Oculis re... - zanim jednak dane jej było skończyć zaklęcie, właściciel zielonych oczu mocno chwycił ją za rękę i skierował różdżkę w górę.
- Chcesz mi wydłubać oko?
- Próbowałam być miła - warknęła kobieta i naciągnęła kołdrę na głowę.
- Ślizgonom to zawsze kiepsko wychodzi.
- Lepiej niż aurorom picie - odcięło się wybrzuszenie pod przykryciem. Coś tu się nie zgadzało. Rozczochrana głowa Andy po raz kolejny wychynęła z przepastnych otchłani pościeli, a ręka w końcu powędrowała na stolik w poszukiwaniu własnej pary okularów - Właśnie, Potter, nieźle wyglądasz jak na skacowanego mięczaka.
Pudło. Błogi uśmiech, rozlewający się na twarzy mężczyzny, natychmiast ją o tym poinformował.
- Wiesz, Andy, wygodne łóżko, ciepła kąpiel, mocna kawa i niezły eliksir zazwyczaj pomagają mi uporać się z tym nieprzyjemnym kłopotem.
Ostatnie słowa wypowiedziane zostały już z przedpokoju, do którego Harry przezornie się ewakuował w przeczuciu nadchodzącego wybuchu.
- Jakie łóżko, Potter, gumochłonie jeden- zawyła Andy. Sądząc po odgłosach, właśnie wyskoczyła z tego kontrowersyjnego mebla i obijała się po pokoju w poszukiwaniu spodni - Jakie pieprzone łóżko? W tym domu jest tylko jedno łóżko i to ja w nim śpię.
- Ale przecież jest podwójne - Harry postanowił najwyraźniej wziąć ją na logikę - Cóż to by było za marnotrawstwo miejsca po zakrapianej imprezie, kiedy to liczy się każdy luksus dla umęczonej głowy, gdybyś spała w nim sama. Chyba nie myślisz, że w innych okolicznościach, ten tego, przyrody wskoczyłbym do łóżka kobiety, która... - przy ostatnich słowach młody auror najwyraźniej nie mógł już się opanować, bo spod drzwi wejściowych dobiegły odgłosy rżenia i chichotu, a następnie głośny huk.
- Milcz, Potter, bo zawiążę ci język na kokardkę.

Ostrzeżenie było zgoła niepotrzebne. Kiedy w końcu Andy wcisnęła się w podarte dżinsy i wyszła z sypialni, Harry leżał na podłodze zwinięty w kłębek i ocierał łzy rękawem.
- Wstawaj i się nie wygłupiaj, młodzieńcze. Wyląduję przez ciebie w Azkabanie. Za pedofilię.
- Och, Andy, daj spokój, ile już się znamy? Sześć lat?
- Sześć lat, pięć miesięcy i siedemnaście dni - powiedziała zimno - I ciągle jesteście mi winni komplet opon.
Wspomnienie pewnych nietypowych ćwiczeń praktycznych, jakie z Ronem i Zabinim odbyli na pierwszym roku szkolenia aurorskiego przy nieświadomej współpracy ze strony Andy, nieodmiennie poprawiało mu humor.
- Nigdy nam tego nie wybaczysz.
- Nie, dopóki piekło nie zamarznie. Czego chciałeś? Jest niedziela rano i normalni ludzie śpią o tej nieprzyzwoitej porze.
- Jest pierwsza po południu - skorygował ją radośnie Harry.
- Co z tego? Jest niedziela, poszliśmy spać po piątej. Dla mnie jest ciągle rano. Czego chciałeś?
- Dobra już, dobra. Skorzystawszy z uroków twojego - zaczerpnął powietrza - twojej gościnności - dodał szybko na widok niebezpiecznie się zwężających oczu Andy - wanny, maszynki do kawy i apteczki postanowiłem zachować się jak typowy Gryfon - tu dumnie wypiął pierś - i się odwdzięczyć w miarę skromnych możliwości. Innymi słowy, zrobiłem śniadanie. Pech chciał, że twoja lodówka zaopatrzona jest jak barek Malfoyów na obchody Dnia Pottera - nie dał sobie przerwać, choć Andy wyraźnie chciała wpaść mu w słowo - i dlatego jajecznicy nie starczy dla całej naszej piątki. Jeśli więc chcesz jeść, musisz się zebrać zanim Hermiona, Blaise i Ron się obudzą. A że wszystko już gotowe, tedy chciałem zaproponować ci towarzyszenie mi przy posiłku.
Kobieta parsknęła śmiechem i bez dalszych oporów pozwoliła zaprowadzić się do kuchni, przystając tylko na chwilę pod drzwiami salonu, w którym spali pozostali imprezowicze. Cisza absolutna.
- Bariera Silencio?
- Jasne. Przewidziałem twoją reakcję bez pudła i się zawczasu zabezpieczyłem - Harry wyszczerzył równe, białe zęby w szerokim uśmiechu. Gdyby była trochę młodsza, ten uśmiech mógłby zrobić coś miłego z jej żołądkiem. Jakiś przyjemny skręt czy coś na kształt salta mortale. Wyprzystojniał gówniarz od ich pierwszego spotkania.

Kuchnia powitała ich piramidą z puszek po piwie ułożoną na parapecie, czterema butelkami po Ognistej Whisky w zlewie i miską na owoce pełną popiołu i petów. Gdyby nie zachęcający zapach, wydobywający się z maszynki do kawy i patelni, troskliwie umieszczonych w centrum nieźle rzuconego czaru termicznego, Andy chyba zaczęłaby płakać.

2.

Kilkanaście minut później, po ciepłym śniadaniu i pierwszym tego dnia papierosie, życie nie przedstawiało się już tak tragicznie. W sumie, Andy myślała leniwie, to przedstawia się ono całkiem znośnie, jak na nasze standardy. W upływającym tygodniu nikt z bliższych znajomych nie trafił do szpitala z zagrożeniem życia (Jon złamał sobie nogę, wyskakując z balkonu na pierwszym piętrze, ale Jon łamał sobie kończyny tak regularnie, że można było opierać na tym kalendarz), a jej udało się przepchnąć dwa niezbyt pochlebne dla Ministerstwa artykuły w "Proroku", pod samym cenzorskim nosem nadętego Percy'ego, co samo w sobie mogło stanowić balsam na zbolałą duszę każdego zakonnika, który by tego dokonał. Będzie mieć z czego opłacić czynsz, dopóki mugolskie wydawnictwo nie zapłaci jej za tłumaczenie. Och, gdyby tylko zawsze mogło być tak beztrosko. Uśmiechnęła się pod nosem i z zaskoczeniem zauważyła, że Harry zrobił to samo.

3.

W milczącym porozumieniu pili kawę, kiedy do kuchni wczłapał rozczochrany i wymięty Blaise. Ziewnął, podrapał się w rozczochraną czuprynę i zamaszyście rozprostował ramiona, boleśnie uderzając nadgarstkiem o kant lodówki. W malutkiej kuchni Andy zawsze wydawał się za wielki. Nieodmiennie zresztą przypominał jej misia Yogi, ze swoim imponującym wzrostem i wiecznie nieobecnym wyrazem twarzy, choć wiedziała, że pod pozorną, ociężałą niezdarnością kryje się jeden z lepszych aurorów młodego pokolenia.
- Cześć kuzynka, cześć ŚwiGu, co mamy na śniadanko?
- Czym u diabła jest świg? – zainteresowała się Andy. Wyjątkowo nie lubiła, kiedy nieznane słówko z modnego młodzieżowego slangu przypominało jej, że fundamentalną granicę lat trzydziestu przekroczyła już jakiś czas temu.
- ŚwiG? Święty Gryfiak. Nie mów, że nie nazywaliście tak tych czerwonych wypłoszów za twoich czasów. To w końcu nie było w prehistorii.
- Dzięki Blaise, doceniam twoje starania, żebym zawsze czuła się młodo.
- No, kuzynka, bez zgryźliwości, wszystkie twoje koleżanki z roku padłyby z zazdrości, gdyby wiedziały, że ciągle kręci się wokół ciebie trzech młodych i przystojnych aurorów.

Harry stwierdził, że trzeba interweniować, zanim kuzynostwo pozamienia się wzajemnie w stare skarpetki.
- Wiesz, Blaise, Andy wczoraj zapomniała nas poinformować, że jej lodówka świeci pustkami. Jak chcesz coś zjeść, musisz iść na zakupy - bezczelnie zakomunikował skonsternowanemu koledze.
Blaise omiótł wzrokiem niewielkie pomieszczenia, popatrzył spode łba na Andy i Harry'ego i warknął:
- Te, Potter, myślisz, że taki cholerny Gryfon jak ty może okłamać prawdziwego Ślizgona? Co robi ta mokra patelnia na suszarce?
- Suszy się, Blaise - głosem Andy można by dosładzać lody waniliowe, gdyby jakieś były akurat pod ręką - Jedliśmy jajecznicę. Z wszystkich jajek, jakie miałam.
Po chwili dodała z troską:
- Chyba rzeczywiście musisz iść do sklepu, jeśli chcesz czegoś więcej niż małą czarną.
Blaise nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciele mu to robią. Każą mu wyjść na ulicę, wejść do gwarnego, mugolskiego sklepu i kupić sobie coś do żarcia. W niedzielę. Wczesnym rankiem. Po imprezie. Na kacu. Bydlaki. Z niedowierzaniem pokręcił głową, po czym, przygarbiony i zgaszony, wyczłapał z kuchni i skierował się w stronę łazienki.

Tymczasem Andy kontynuowała z uśmiechem:
- Harry, pierwsze prawo ślizgoństwa mówi: nigdy nie kłam, jeśli możesz powiedzieć prawdę. Zwłaszcza wtedy, kiedy ta prawda boli bardziej niż kłamstwo.

Harry pokiwał ze zrozumieniem głową.
- To już wiem, Blaise był wczoraj dość dokładny, kiedy mi tłumaczył, co mam ci powiedzieć rano na temat spania w jednym łóżku. Początkowo chciałem zasunąć historyjką o urwanym filmie, ale reputacja aurorów mogłaby tego nie wytrzymać.
Andy zamknęła oczy. Po chwili westchnęła:
- Wiesz, to chyba jednak prawda. Mamy na ciebie zły wpływ. Od dzisiaj mówię stanowcze "nie" idei pokojowej koegzystencji między domami.

Blaise jeszcze z przedpokoju słyszał niepohamowany chichot Harry'ego.