Asriel uwielbiał się bawić, nieważne w co, nieważne z kim, liczyła się jedynie dobra zabawa, satysfakcja oraz zwykłe szczęście, które wynikało z kolejnych czynności. Bieganie było męczące, ale mógł to robić przed innymi mieszkańcami Podziemia, którzy nie mieli z różnych powodu nóg (nie widział zazdrości kłębiącej się w ich oczach, w ich sercach, niemal ich dusząc) (ale był jedynie dzieckiem, nawet jeśli królewskim, to wciąż jednym z wielu).
Miał jedno ulubione miejsce, do którego nikt inny się nie zapuszczał. Parę razy słyszał, jak ojciec wspominał, by nie tam nie wchodzić, ale on był taki ponury i poważny, nie znał się na zabawie. A Asriel, nawet będąc chłopakiem, wciąż kochał kwiaty. Szczególnie te złote, których nazwy nigdy nie poznał, bo mimo wszystko bał się powiedzieć mamie, skąd w ogóle ma pojęcie o ich istnieniu (konsekwencje, nie przepadał za nimi).
Lubił się w nich tarzać (choć robił to jak najdelikatniej). Lubił je wąchać, bo wciąż nie był pewien czy za każdym razem pachną tak samo, czy może jednak nie, nie miał najlepszego węchu w Podziemiu. Jednak nigdy nie próbował ich jeść, bo w jakiś sposób wydawało mu się to bardzo niewłaściwe.
Ten jeden dzień różnił się tym, że ktoś tam leżał.
Nigdy wcześniej (ani później, nie w tym ciele) nie widział tak dziwacznej istoty, jak ta. Tak jak on, miała ona cztery kończony, dwie nogi i ręce. Na ilość palców (dziesięć) nigdy nie zwracał uwagi, każdy miał inne. To coś nosiło ubrania tak jak on, zielony sweter z jednym, żółtym paskiem oraz brązowe spodnie. W przeciwieństwie do niego, coś bardzo dziwnego wyrastało z głowy istoty (brązowa trawa na głowie?). Nie widział też czegoś tak bladego, jeśli oczywiście nie pomyśli się o szkieletach, które automatycznie wygrywają w tej kategorii.
Dla bezpieczeństwa schował się, z niecierpliwością czekając na to, aż to się obudzi (Asriel, kochanie, pamiętaj, jeśli spotkasz coś lub kogoś kogo nie znasz, będąc sam, uciekaj szybko do nas, dobrze?)
Nie wiedział, ile czasu minęło, w Podziemiu bez zegarka trudno było odmierzać czas, ale istota powoli zaczynała się ruszać. Najpierw drgnęła ręką, później noga, a z ust wyleciało westchnienie, które mimo sporej odległości, uchwycił. Nie mógł być tego pewien, ale chyba otworzyło oczy, bo usiadło gwałtownie, z niepokojem rozglądając się dookoła. Niestety, odwróciło się do niego tyłem, więc widział tylko drżenie ramion i słyszał dziwne dźwięki.
Nie był pewny czy był to płacz, czy śmiech.
Wiedział, że nie powinien tego robić. Od paru chwil w głowie dźwięczały mu przestrogi i ostrzeżenia rodziców, którzy mentalnie krzyczeli do niego, by odszedł od tego miejsca. Nogi z jakiegoś powodu mu drżały, chociaż nie wiedział, czy to ze strachu, czy ekscytacji. Powoli się podniósł, bardzo cicho, aby dziwna istota niczego nie usłyszała. Na początku pomyślał, żeby się do niej zakraść, ale...
- Hej!
Stworzenie gwałtownie się odwróciło i pierwsze co zobaczył, to brązowe oczy oraz wypływające z ich łzy. Widział w nich też dezorientacje. Podszedł bliżej, a istota nie uciekła, co przyjął za dobry znak.
- Nazywam się Asriel! Chcesz się ze mną pobawić? - zapytał z największym uśmiechem, jaki w tej chwili był w stanie z siebie wydobyć i podał temu czemuś dłoń.
To był pierwszy i ostatni raz, kiedy widział na twarzy dziewczynki uśmiech, w dodatku taki spokojny, jakby wszystko się skończyło. Jakby nadszedł czas na odpoczynek.
- Jasne! Ja jestem Chara.
Miała śliczny głos.
