Uwagi: Drobiazg na rozpisanie się po przerwie. Ameryka i Rosja.

Oko w oko

To bardzo dziecinna gra, ale Ameryka nic nie może poradzić na to, że bardzo ją lubi. Zwłaszcza, gdy zanudzany jest kolejną, nic nieznaczącą przemową innego państwa. Czas wtedy zwalnia, wskazówki złotego Rolexa na przegubie jego dłoni poruszają się jak zatopione w bursztynie. Ledwo drgają, odliczając do zakończenia sesji. Chwili odpoczynku. Filiżanki ciepłej kawy.

Alfred uważa, że to całkiem naturalne, iż potrzebuje czegoś, by nie zasnąć. Jawnie nie przymknąć oczu i nie zachrapać smacznie, budząc tym samym angielskiego demona porządku po jego prawej stronie. Dlatego splata ręce przed sobą, opiera głowę i mruży oczy. Skupia się w poszukiwaniu odpowiedzi i, och to naprawdę ciekawe, zawsze ją znajduje w parze zawieszonych nad sztucznym uśmiechem rosyjskich oczu.

Zasady dziecinnej zabawy są bardzo proste. Kto pierwszy mrugnie – przegrywa. Czasami potrafią ciągnąć ją w nieskończoność, dopóki ktoś wreszcie nie szturchnie jednego z nich, nie wyrwie z zamyślenia i nie przypomni, że przemówienie właśnie się skończyło.

Może chcą zabrać głos?

Nie, nie chcą. Wracając do przerwanego zajęcia. Patrzą się dalej.

Prozaiczny błękit i prozaiczny fiolet. Nie ma w tym niczego romantycznego, żadnej głębokiej przenośni, malującej świat mocnymi barwami skojarzeń.

Jest tylko prosty lodowaty chłód nienawiści i drobna iskra. Pojawia się i gaśnie w ułamkach sekund. Czasami jest tak duża, że można bać się, iż lada moment wywoła pożar.

Mogłaby to zrobić.

A wtedy świat skończyłby się w mgnieniu oka.

W jednym błędnym mrugnięciu.

W jednej nuklearnej iskrze prozaicznego koloru tęczówki i tysiącach krzyków agonii obiegających cały świat.