Tytuł : Pechowa Siódemka
Autor: Kill336
Beta: (brak)
Witam wszystkich. Chcę wam przedstawić moje bardzo stare opowiadanie o Harrym Potterze! Nie wiem ile ono siedziało na moim pendrivie, na którym je odnalazłem, ale postanowiłem je zobaczyć. Przeczytałem kilka rozdziałów i pomyślałem, że podzielę się z wami to historią. Jest pełna tajemnic, przygody, romansu, humoru i akcji. Nie koniecznie w tej kolejności. Ale może powiem coś w skrócie;
Harry Potter w wieku 11 lat nie otrzymuje listu do Hogwartu i wychowuje się wśród mugoli, całkowicie nieświadomy świata magii. Wszystko zmienia się po jego szesnastych urodzinach. W nocy męczą go dziwne sny, wizje, w mieście Londyn zawala się wieżowiec, a jeszcze tego samego dnia ktoś po niego przybywa. Świat Pottera wywraca się do góry nogami. Żeby tego było mało odnajduje dziennik, niegdyś należący do chłopaka imieniem Milo. Harry próbuje odnaleźć i skontaktować się z tajemniczym chłopakiem. Jednak to zawsze on odnajduje jego. Kim jest Milo i jaki ma cel? Dlaczego Harry dopiero teraz zaczyna naukę? I co planuje Voldemort?
Oczywiście zapraszam również do komentowania, które zawsze jest mile widziane :)
Teraz zapraszam na króciutki Prolog, który teraz niewiele wyjaśnia, ale obiecuję wam, że z każdym rozdziałem będzie się wam wydawał sensowniejszy. Pechowa siódemka - START!
PROLOG
Był wieczór, a czuł się jakby była późna noc. Tego dnia czas dłużył mu się w oczekiwaniu na wieści. Cóż, to było częste, ale tego dnia nie szedł na herbatkę. Powinien na to przystać, czy sprzeciwić się i odwieść ich od tego? Zastanawiał się nad tym chwilę i rozwiał swoje wątpliwości. Nie mógł teraz wątpić, on też będzie mieć swój wkład.
Szedł przez szeroki korytarz, w którym był tylko on i jego towarzyszysz idący trochę przed nim. Oboje odziani w długie do ziemi czarne szaty szli powoli i niespiesznie. Mają jeszcze chwilę czasu.
— Jesteś tego pewny? — zapytał chcąc się upewnić. Towarzysz w odpowiedzi zatrzymał się pozwalając by blondyn stanął tuż obok niego.
— Gdybym nie był, nigdy by nas tutaj nie było. Poza tym lubię się wtrącać — dodał i ponownie ruszył przed siebie, co jakiś czas opierając jedną dłoń na ścianie lub filarze. — Pytanie jednak powinno brzmieć; Czy ty jesteś pewny? — blondyn zatrzymał się i spojrzał w niebieskie oczy towarzysza. On wie? Wie o jego wątpliwościach? Przez chwilę myślał, że ten odpowie ,,Tak, wiem." Ale nic takiego się nie stało.
— Cóż — zaczął ostrożnie rozmyślając nad każdym słowem — gdybym nie był pewny, to nie przyszedłbym tu z tobą. Pozwoliłbym wymazać ci moją pamięć i nigdy byśmy się nie spotkali, prawda?
— Chcesz, żebym wymazał ci pamięć? — chwila milczenia. Dlaczego on zawsze musi wszystko tak przekręcać?!
— Nie — odparł. — Wolałbym by moja głowa pozostała nietknięta.
— I słusznie, bo ja wolałbym jej nie tykać — weszli na wyższe piętro wieżowca. Od razu ich oczom ukazały się obrazy sztuki nowoczesnej. Blondyn zatrzymał się przy nich na chwilę. Nie często miał okazję by popodziwiać te mugolskie ,,dzieła". Jednak nie żałował. Były żałosne. Plamka na plamce i to wszystko miało odzwierciedlać durne uczucia malarza. I, że ludzie też wydają fortunę, by powiesić takie coś na ścianie.
— I tutaj — usłyszał szept za sobą i odwrócił się. Dłoń jego towarzysza była przyciśnięta do ściany tak mocno, że koci na dłoni pobielały. Oderwał ją z dziwnym dźwiękiem jakby odrywania sklejonej ze sobą skóry. Skrzywił się mimowolnie. Na ścianie gdzie przed chwilą była dłoń, był teraz małe, dziwne znaki przypominające zdeformowane trójkąty w idealnych okręgach.
— Więc chcesz to wszystko... — nie dokończył, bo ten niezrozumiale syknął cicho i uniósł dłoń.
— Ktoś tu jest — powiedział i spojrzał w kierunku schodów i na drzwi po drugiej stronie.
— Mugole! — warknął blondyn. Że też teraz musieli się tutaj zjawić. Sprawiają tylko problemy. Mogliby czasami usiąść na dupie i pozwolić im robić swoje. — Zajmę się nimi — zaproponował i ruszył w kierunku schodów. Pierwszy mugol pojawił się niemal natychmiast. Był ubrany w gruby strój, kamizelkę kuloodporną oraz jakiś kask z przyciemnianą szybką i karabin.
— Stać! — krzyknął, ale w jego kierunku mknął już czerwony promień, który powalił go w mgnieniu oka. Kamizelka i grube ubranie na nic się nie zdały. Uderzył z impetem w ścianę i padł na ziemię niczym szmaciana lalka. Następni mugole wbiegli po schodach, ale żaden nie zdążył nacisnąć spustu. Spotkał ich ten sam los co tego pierwszego. Wszyscy padli nieprzytomni.
Nim ostatni padł na ziemię, usłyszał z kierunku korytarza przestraszony krzyk kobiety, a później cichutki, prawie niesłyszalne pyknięcie. Zignorował to i podszedł do leżących mugoli ze służb specjalnych. Rzucił w ich kierunku sznur, który dotknął każdego, po czym policzył do trzech. Czwórka zniknęła.
— Długo ci to zajęło — powiedział niebieskooki gdy pojawił się przed nim. — Wydaje mi się, że zrobiliśmy wszystko. Znalazłem fajne miejsce na podziwianie widoku.
— Prowadź zatem — rzekł blondyn i poczuł silny uścisk na ramieniu, a później charakterystyczne uczucie towarzyszące teleportacji. Otworzył oczy i ujrzał rozległą panoramę miasta. Wielki kościół w oddali, wielkie wieżowce i budynki. Całe miasto oświetlane było pomarańczowymi światłami lamp i latarni. Przestał się przyglądać miastu i całą swoja uwagę skupił na najwyższym wieżowcu, stojącym niedaleko nich. Ulice wokół niego były zamknięte przez policję i tak dominowały czerwone i niebieskie światła syren. Spojrzał na towarzysza i wtedy ten powiedział.
— Bum... — to jedno słowo sprawiło, że całe miasto zamilkło w oczekiwaniu. Nastała krótka cisza, podczas której mógł usłyszeć przyspieszone bicie swojego serca. Ponownie skierował wzrok na wieżowiec i wtedy oślepiło go złote światło.
Wybuch całkowicie ogarnął górną część jednego z największych i najpiękniejszych wieżowców Londynu.
Po chwili. Całkowicie się zawalił.
