Słyszy szum. Widzi błękit. Wdycha zapach słonej wody. To wszystko, czego pragnął – to, czego pragnęli. Uśmiecha się delikatnie, wspominając ten szeroki uśmiech, gdy razem rozprawiali o MORZU.

Mój przyjacielu...

-Hej, Armin... Widzisz? Dotarliśmy tu! Nie zobaczymy, co prawda lodowych gór, ale to powinno nam wystarczyć... Przecież najbardziej pragnęliśmy zobaczyć MORZE!

On wie, że mały blondynek to widzi. Oboje dzielili w swoich sercach to samo pragnienie, ten sam ból i rozpacz, że tego nie zobaczą. Na drodze bowiem stali im ONI, a ONI byli od nich o wiele silniejsi.

-Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że w końcu spełniliśmy to marzenie... Chociaż to jedno! Armin, pamiętasz? Wszyscy wyzywali cię od heretyków, tylko przez tą błękitną przestrzeń...!

Mój przyjacielu...

Dziwny zapach kaleczy jego nozdrza, jest specyficzny. Ale cieszy się, że może go czuć. Uśmiecha się i rozwiera zaciśniętą na Arminie dłoń. Popiół wznosi się ku niebu, wiruje przez chwilę, po czym leci w stronę MORZA.

Mój przyjacielu, spełniliśmy swoje pragnienia!