Miniaturka inspirowana pierwszymi rozdziałami „Znaku Ateny". Tytuł jest taki jaki jest, ponieważ pomyślałam o serii krótkich miniaturek dotyczących głównych bohaterów serii (nie wiem jeszcze czy coś z tego wyjdzie ;P) To mój pierwszy tekst, więc proszę o wyrozumiałość ;)

- OK. Musisz trochę przystopować – powiedział uśmiechając się; niby miło, ale widać tam było lekką kpinę. Ledwie widoczną, ale jednak…

- Przystopować!? – krzyknęłam zdenerwowana. On mi będzie prawić morały? Uczę się w obozie zdecydowanie dłużej niż on – Żeby stać się łatwym celem? Ha! Chyba kpisz!

-Przystopować – powiedział łagodnie – żeby się nie zmęczyć. Jak się zmęczysz, to po tobie.

I uśmiechnął się tym swoim pięknym, szelmowskim uśmiechem. Położył mi ręce na ramionach, a ja poczułam jak uginają się pode mną kolana. Jego ciepłe dłonie zaczęły przesuwać się coraz niżej, aż dotarły do dłoni. Splótł palce z moimi i spojrzał mi prosto w oczy.
Byłoby to bardzo romantyczne, gdyby nie jakiś syn Hermesa przechodzący właśnie obok areny:

- Fiiiiiiiiiiiiireee aaaaaaaaaaaaawaaaaaaaay! Fiiiiiiire aaaaaaaaawaaaaaaaaay!*

Czułam, że zaraz pękną mi uszy. Czy nie mógłby tędy przechodzić jakiś syn Apollina, podśpiewujący sobie jakąś wzruszającą piosenkę o tym, że miłość jest wieczna, że przetrwa wszystko itd. To znaczy, wiecie, nigdy nie byłam zbytnio sentymentalna. I nie jestem. Wolę raczej trzeźwo patrzeć na życie, ale w tym przypadku przeważyła moja śmiertelna dusza nastolatki. OK, nastolatki z mieczem w ręku, ale czy to ważne? Musiałam mieć strasznie skrzywioną minę podczas tych kilku sekund, w których rozbrzmiewały dzikie dźwięki z ust całkowicie pozbawionego jakiegokolwiek talentu muzycznego, syna boskiego posłańca. Tylko kilka sekund, bo zaraz usłyszałam plusk wody i krzyk herosa (nie wiem co było gorsze: jego krzyk czy jego śpiew). Odwróciłam się w odpowiednim momencie, żeby dojrzeć jak syn Hermesa odchodzi cały mokry, klnąc pod nosem, a fala wody ze strumienia wraca na swoje miejsce.
Odwróciłam się z powrotem do mojego chłopaka. Spojrzałam w jego zielone oczy i zaczęłam wędrówkę przez ich nieskończone głębokości…

- Too, na czym to stanęło? – zapytał.

Jego głos wyrwał mnie z odrętwienia. Szybkim ruchem podcięłam mu nogi i wykrzywiłam ręce. W ułamku sekundy leżał już na suchym piasku areny. Miał tak zdziwiony wyraz twarzy, że od razu zachciało mi się śmiać. Mógłby się w końcu do tego przyzwyczaić, prawda?

- Chyba na przystopowywaniu i męczeniu się – oparłam z ironicznym uśmiechem – No cóż, nie zmęczyłam się ani trochę, a cały atak trwał 1/10 sekundy, więc, wybacz, ale nie miałam czego przystopować. Ale dziękuję ci bardzo za twoje rady. Na pewno wcielę je w życie.

Uklęknęłam obok chłopaka i pocałowałam go. Odeszłam z podniesioną głową i uśmiechem na twarzy, pozostawiając syna pana mórz samotnie leżącego na środku areny z głupawym wyrazem twarzy.

* fragment piosenki „Titanium" David Guetta feat. Sia