p class="MsoNormal"Były takie chwile, gdy człowiek wiedział, że od danej chwili nic nie będzie takie samo. Żadne słowa nie były w stanie oddać tego uczucia, gdy po wnętrznościach zaczyna pełzać zimny strach, a włosy na karku jeżą się niczym u kota. Dokładnie tak poczuła się oficer Ross gdy wychodząc na naturalną, leśną przecinkę dostrzegła leżący nieruchomo w trawie ludzki kształ / Sądziła, że jest na podobną okoliczność przygotowana. Od kilku dni wszyscy strażnicy leśni byli w stanie pogotowia: zgłoszono zaginięcie turystki, która nie wróciła w wyznaczonym czasie do schroniska. Zwiększono częstotliwość patroli straży leśnej. Powiadomiono nawet policję plemienną w pobliskim rezerwacie Indian Penobscot. br / Oficer Ross patrolowała rejon nazywamy pojezierzem Debsconeag. Widziała wielu turystów, którzy przecenili swoje możliwości poruszania się w tym trudnym terenie. Jednych odnajdywano zziębniętych i wystraszonych, ale w gruncie rzeczy całych. Czasem znajdowano tylko to co z nich zostało, niejednokrotnie wiele miesięcy po zaginięciu. Po innych słuch ginął na dobre. Dla młodej sierżant lasy wokół Millinocket były jednak domem i kryły niewiele tajemnic, dlatego dobrowolnie wzięła patrol na tym mało uczęszczanym terenie. Turyści często się tu zapuszczali, bo teren należał do najbardziej malowniczych w Maine. br / Podchodziła ostrożnie, nie chcąc naruszyć miejsca - tak było zawsze prościej, ale musiała wstępnie zabezpieczyć miejsce. Lis, który węszył w okolicy ciała nieźle ją nastraszył zrywając się do ucieczki gdy tylko zwietrzył jej zapach. W myślach przygotowała się na widok martwego ciała. Oczywiście, widywała już ludzi pokaleczonych w wyniku ataku dzikich zwierząt czy po wypadku, ale nigdy nie był to widok jej obojętny. Nikt i nic nie mogło jednak przygotować młodej oficer na to, co zobaczyła pod starym dę / - Jezu Chryste - wyrwało się jej, gdy podeszła na tyle blisko, by dokładnie obejrzeć ciało. Niewiele wyrażeń jednak mogło opisać szok na widok sceny, jaka się jej ukazała. Zwłoki nie należały do turystki, która według opisu była dobrze zbudowaną blondynką w wieku około trzydziestu lat. Leżące pod dębem ciało należało do filigranowej, ciemnowłosej dziewczyny która nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat. I na pewno nie zginęła w wyniku wypadku na szlaku, ani ataku zwierzęcia: była naga, pokryta błotem i zakrzepłą krwią. Dłonie dziewczyny, których paznokcie zostały zdarte do krwi, były nabite na częściowo wkopane w ziemię, zaostrzone poroże jelenia. Szkliste oczy miała szeroko i wydawała się patrzeć wprost na Tayanitę. Wtedy właśnie Ross poczuła jak lodowata, nieludzko silna łapa ściska jej wnętrzności i powstrzymuje przez wykonaniem najmniejszego ruchu. / Trwało to chwilę, nim Indianka zdołała się poruszyć. W pierwszym odruchu przysłoniła usta i nos dłonią, cofając się i biorąc kilka głębokich wdechów by powstrzymać mdłości. Naprawdę nie potrzebowała patrzeć dłużej, by móc zapamiętać tę scenę w najdrobniejszych szczegółach - wątpiła, by mogła ją kiedykolwiek zapomnieć. Wzięła jeszcze jeden długi wdech i ruszyła do samochodu. Dłonie kobiety drżały gdy kręciła pokrętłem od radiostacji, by złapać zasięg. br / - Tu Millinocket - odezwał sie skrzekliwy, przerywany głos oficera dyżurującego. br / - Tu oficer Tayanita Ross ze Służby Leśnej. Przyślijcie ekipę na podane współrzędne. Mam tutaj ciało niezidentyfikowanej kobiety. br / - Niezidentyfikowanej? - zdziwił sie głos - Sądziłem, że mamy dane tej turystki. br / - Szczerze wątpię, aby to była turystka - odparła cicho Ross, której przed oczyma stanęła twarz martwej dziewczyny - Naprawdę, szczerze w to wątpię./p
