Witam serdecznie:). Kilka słów na wstępie. Dziękuję za wszystkie meile, wiadomości na gg i komentarze oczywiście (reviewy są także bardzo mile widziane). Aż się lepiej (i szybciej) pisze:). Pojawiło się kilka interesujących pytań i chcę tutaj na nie odpowiedzieć. Pisownię zachowuję oryginalną.

P #1: „(...) czy Erika jest siostrą Johna?"

O: Nie, jest córką matki brata żony teścia synowej kuzynki ojca Morgana Freemana. A tak w ogóle, skąd takie przypuszczenie?...

P #2: „Czy Erica zabije Jesse? Albo Riley. Najlepiej obie?^^"

O: Dla Was wszystko!:P Jakieś propozycje na narzędzie zbrodni?...

P #3: „Ericę mogłaby zagrać Jessica Alba w wersji z DARK ANGEL. (...) powiedz że tak."

O: Nie, za duże usta. Myślałam raczej o Megan Fox. A teraz, T., wracaj do testów maturalnych z WOSu!:P

P #4: „ile masz zamiar napisać tych Epów?"

O: Jeszcze nie wiem. Mam całą historię w głowie, zakończenie też. Na razie opieram się poszczególnych odcinkach. Myślę jednak, że w którymś momencie tak zmienię fabułę, że będę musiała wymyślać nowe epizody w całości. Tego się oczywiście nie boję:).

NIEWIEDZA

Kuchnia Connorów była widna i przestronna, lubiłam ją. Rzuciłam plecak na podłogę i usiadłam po turecku na stole, wyglądając przez okno. Ciężko jest walczyć z niektórymi przyzwyczajeniami. Siadałam na stołach, ponieważ w przyszłości zwykle siedziałam pod czymś: pod gruzami, pod wrakami, pod ziemią, żeby nie dostać kulką prosto w głowę. Teraz czułam się bezpieczniej i miałam potrzebę się z tym afiszować. Alex nawet przestała zwracać mi uwagę.

Zerknęłam na zegar. Dochodziła dziewiąta. Na siłowni spędziłam dwie godziny; głównie biegałam. Czułam przyjemne zmęczenie i wewnętrzny spokój. Obwiązane ciasno żebra tak bardzo nie bolały. Wzięłam głęboki oddech, wsłuchując się w dźwięki domu. Prysznic na górze. Włączone radio. Szybkie kroki na schodach.

- Hej, John – zawołałam, kiedy w pośpiechu minął kuchnię; wrócił się.

- Cześć. Co tu robisz tak rano?

- Dla mnie to już niemal południe. – Uśmiechnęłam się szeroko.

- Chyba, że tak. A dlaczego siedzisz na stole?

- Mam powiedzieć prawdę, czy dasz mi sekundkę na wymyślenie jakiegoś kłamstwa?

- Prawdę. Wal śmiało.

- Lubię siedzieć na stołach. Całkiem serio.

- Wierzę. Zaraz wrócę. Sąsiadka prosiła, żebym zajrzał do jej telewizora.

- Leć więc. – Posłał mi uśmiech i po chwili usłyszałam, jak idzie po podjeździe.

Zamknęłam oczy. Sarah skończyła prysznic. Derek zgłośnił radio. Cameron zeszła po schodach i zjawiła się w kuchni.

- Siedzę na stole, bo lubię, okej? – poinformowałam ją.

- O nic nie pytałam. – Spojrzała na mnie przelotnie i poszła do salonu.

Po chwili w kuchni zjawiła się Sarah.

- Mam zakupy w samochodzie. Pomożesz mi?

Szybko przyniosłyśmy wszystko do kuchni. Kobieta zaczęła przyrządzać śniadanie. Usiadłam na krześle.

- Powinnaś mu kupić łóżko – powiedziałam.

- Komu? Johnowi? Wcale nie jest zbyt dziecinne.

- Nie, Derekowi. Żeby zostawał na noc.

Spojrzała na mnie, odkładając nóż. Zapachniało świeżymi pomidorami.

- Może robić, co tylko chce. Nie moja sprawa.

- Lepiej, żeby był cały czas w pobliżu.

- Lepiej dla kogo?

- Lepiej ogólnie. - Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po karton mleka. Okręciłam zakrętkę.

- Tutaj pijemy ze szklanek – powiedziała Sarah ostrym tonem i postawiła przede mną szklankę.

- Jasne. – Jej dom, jej zasady. Nie miałam zamiaru ich łamać.

- Cameron dziwnie się zachowuje. – Do kuchni wszedł John i od razu wyjął z lodówki butelkę soku.

- „Dziwnie" – niebezpiecznie czy „dziwnie" – dziwnie? – zapytałam.

- „Dziwnie" – dziwnie – odparł, pijąc.

- Nastawiłeś Cassie telewizor? – zapytała Sarah, wypakowując zakupy.

- Taa, ale uważam, że oglądanie głupot z kablówki nie służy dziecku.

- Nic nie wiesz o dzieciach.

- Wiem, że dorastają.

Patrzyłam to na Sarę, to na Johna i miałam nadzieję, że to nie preludium do jakiejś kłótni. Na szczęście w kieszeni chłopaka zadzwonił telefon i wycofał się z kuchni, żeby go odebrać. Skończyłam swoje mleko. Sarah wyjrzała za Johnem na korytarz. Odstawiłam szklankę do zlewu, kiedy podał jej komórkę.

- To do ciebie – powiedział.

- Halo? – rzuciła do słuchawki. – Co chcesz, żebym zrobiła, Charlie?

Charlie? Jaki Charlie? I dlaczego John był taki poruszony? Sarah także wyglądała na zaniepokojoną.

***

- Uciskaj! – wrzasnęła Rose.

Przycisnęłam ręce z całej siły do krwawiącej mocno rany. Mężczyzna był nieprzytomny. Jego twarz miała trupioblady kolor. Umierał.

- Nic z tego nie będzie, Rose – szepnęłam zrezygnowana. – Przyszłyśmy za późno.

- Zamknij się! – Zębami rozerwała papier i wyjęła strzykawkę. – Ja jestem sanitariuszką, nie ty!

Zrobiła mu zastrzyk w przedramię. Moje rękawiczki miały bordowy kolor.

Otarła czoło brudnym rękawem i zacisnęła palce na jego nadgarstku. W jej oczach zalśniły łzy. Wiedziała już, że miałam rację. Cofnęłam ręce i usiadłam na ziemi. Rose wstała i odeszła kawałek. Płakała głośno i żałośnie. Nie chciałaby, żebym ją pocieszała, więc nie ruszyłam się z miejsca.

Coś zatrzeszczało w mojej słuchawce.

- Erica? Odbiór.

- Wszyscy trzej nie żyją. Możecie wpaść po „fanty". Bez odbioru.

Zbieraczy nikt nie lubił. Ich zadaniem było zedrzeć z trupa to, co do czegoś jeszcze się nadawało. Mój karabin pochodził z „odzysku" właśnie. Nie wiedziałam, do kogo należał wcześniej i nigdy o tym nie myślałam.

Nie grzebaliśmy ciał. Paliliśmy je.

Rose nachyliła się nad żołnierzem i wzięła jego nieśmiertelnik, żebyśmy wiedzieli, jakie imię mamy wyryć na Ścianie Chwały. Ja zebrałam pozostałe i wyszłyśmy, zanim zjawili się Zbieracze.

Objęłam przyjaciółkę ramieniem. Zostawiłam ją Alex i poszłam do Petera. Dałam mu nieśmiertelniki. Przyjął je bez słowa. Wiedział, co z nimi zrobić.

Wbiłam ręce w kieszenie i poszłam do Ściany. Moje oczy od razu znalazły nazwisko Williams. Dwa razy.

Długo włóczyłam się po bunkrach, zanim poszłam do Zbrojowni. Eddie przywitał mnie od razu, zapraszając na herbatę. Zgodziłam się. Siedziałam, trzymając gorący kubek w rękach i patrzyłam, jak razem z synem naprawiają motor. Na usta cisnęło mi się pytanie, dlaczego to robią.

- Dziś cicha jesteś, kotek – rzucił Orlando.

- Rose straciła kolejnego człowieka – powiedziałam. – Bardzo to przeżywa. Za każdym razem.

- Więc może nie powinna być sanitariuszką? – podsunął Eddie, wycierając brudne ręce o spodnie.

- Zawsze chciała być lekarzem. Od dziecka.

- Ale nie po Apokalipsie, prawda?

Kiwnęłam głową, kończąc herbatę.

- Jak tam ostrza? – zapytałam, oddając Eddiemu kubek.

- Pracuję nad nimi. Wpadnij za kilka dni.

- Jak dożyję.

- Ty i to twoje poczucie humoru. – Orlando wymierzył mi kuksańca w żebra. – Do zobaczenia.

Pożegnałam się i poszłam swoją drogą. Nogi same zaprowadziły mnie pod Ścianę Chwały. Dostrzegłam świeżo wypalone nazwiska i patrzącego na nie potężnego mężczyznę. Wydał mi się znajomy.

- Theo? – rzuciłam niepewnie. Nie sądziłam, że spotkam jeszcze kiedyś tego drągala.

Odwrócił się. Był wyprostowany jak struna, a jego twarz nadal nie zdradzała żadnych uczuć.

- Erica Williams – powiedział, po czym odwrócił się i przeczytał: - Ryan Williams. Jessica Williams.

- To moi rodzice. – Zbliżyłam się do niego. – Gdzie masz kolegę? Tego Spawacza?

Milczał. Spojrzałam na jego twarz. Nie mrugał powiekami, czy tylko mi się wydawało?

- Pozdrów go ode mnie. – Odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Theo był zbyt dziwny nawet dla mnie.

***

- Miejcie oko na Johna. – Sarah przerzuciła przez ramię worek. Cameron odsunęła się od kominka.

- Jadę z tobą. – Wyszłam za kobietą z pokoju; serce biło mi jak szalone. Czułam strach.

- To nie twoja sprawa.

Wybiegłam za nią na podjazd.

- Wszystko, co dotyczy was jest moją sprawą.

Spojrzała na mnie, marszcząc brwi. Derek wyszedł z garażu.

- Skoczę tylko po moją broń. Proszę.

- Pośpiesz się. – Wrzuciła torbę do jeepa, nawet na mnie nie patrząc.

- Co jest? – zapytał Derek, kiedy minęłam go biegiem.

Po chwili usadowiłam się z tyłu, między dwoma torbami z bronią. Ruszyliśmy.

- Dowiem się wreszcie, co to za Charlie? – zapytałam wzburzona.

- Facet Sary – rzucił Derek.

To byli inni, do cholery!? John nic mi nie mówił o żadnym Charliem!

- To stare dzieje – rzuciła Sarah.

- I pewnie długa historia – dodałam zrezygnowana.

- Dokładnie. – Kiwnęła głową.

- Nadal uważam, że to zły pomysł – skomentował Derek.

Kiedy za moimi plecami wybuchła kłótnia, próbowałam zebrać myśli. Był jeszcze Cromartie, którego nie mogłam pozwolić rozwalić. Jeszcze nie teraz. Mózg zajął się obliczeniami. Musiałam bardzo uważać. Zwłaszcza na Dereka. Ciągle miał na mnie oko. Ciekawe, czy tylko dlatego, że mi nie ufał. Oby tak właśnie było.

Wyskoczyłam z samochodu, chowając broń za pasek spodni.

- Co z tobą? – Derek trzasnął drzwiami. – Zachowujesz się, jakbyś chciała kogoś zabić.

- Bo chcę, więc uważaj – syknęłam.

Czułam zdenerwowanie, kiedy szłam za Sarą na miejsce, w którym umówiła się z Charliem. Miałam ją pilnować! Obiecałam!

Wysoki mężczyzna w kurtce wyszedł nam naprzeciw. Przeskanowałam go.

- Kto to? – zapytał Sary, wskazując mnie ruchem głowy.

- Jest z nami. Mów – ponagliła go.

Usiadłam na schodach, słuchając rozmowy. Kiedy przyłączył się do niej Derek, rozpoczęła się kłótnia.

A ja myślałam tylko o tym, żeby wpakować tego całego Charliego do auta i wywieźć na drugi koniec kraju. Chociaż dla dobra mojego ukochanego gotowa byłam nawet go zabić.

- To ona – powiedział nagle Charlie, zerkając na wyświetlacz swojej komórki.

Odebrał. Wstałam, wyciągając kabel z potylicy i podeszłam do mężczyzny.

- Kochanie – powiedział do słuchawki.

Wyciągnęłam rękę po jego komórkę.

- Hej! – Cofnął się.

- Namierzę ją – powiedziałam.

Charlie zerknął na Sarę. Ta kiwnęła głową. Podłączyłam kabel do telefonu.

- Rozmawiaj z nią – rzuciłam twardo.

Weszłam w sieć, po czym zaczęłam hakować satelitę. Musiałam mieć namiar GPS.

- Upewnij się, że to ona. – Głos Dereka usłyszałam jakby przez mgłę.

- To ona! Myślisz, że nie poznałbym własnej żony?!

Kochał ją. Bał się, bo ją kochał. Starałam się uspokoić. A Sarah?

- Erica! – Derek chwycił mnie za ramię.

- Mam ją – szepnęłam. Cholerna satelita. Rozbolała mnie przez nią głowa.

- Jedziemy. – Głos Charliego wyraźnie zadrżał.

Nagle pociemniało mi przed oczami. Ostatnie, co zarejestrowałam przed omdleniem, było to, że to właśnie on mnie pochwycił.