Minęło już tyle czasu, odkąd odeszłam od grupy Tytanów. Moje myśli toczyły ze sobą zaciekły bój, łzy stawały mi w gardle, chociaż potrafiłam je ukryc. Ich zdaniem byłam beznamiętną egoistką. Mylą się. Nadal się mylą.

Pamiętam ich słowa. Do tej pory szumią mi w uszach, jak wiatr podczas wichury. Te roześmiane twarze, słowa pocieszenia, po nieudanej bitwie... Nawet, gdy przegrywaliśmy, robiliśmy to z klasą. A byliśmy tylko bandą nastolatków, która bawiła się w ratowanie miasta.

Potrafię o tym zapomniec. A raczej potrafiłam. Starannie ukrywałam swoją przeszłośc przed innymi, przed ludźmi na Ziemi. Teraz wszystko wraca ze zdwojoną siłą, pojawiają się dreszcze, bóle i ataki. Nie potrafiłam miec przyjaciół. Byłam nawiedzona. Jestem i będę.

A oni nawet nie wiedzą jak bardzo mi ich brakuje. Ale nie wrócę. Odwracam ściągniętą niewymownym bólem twarz i zamykam oczy. Jestem zmęczona, wszystko mnie wyczerpuje. Moje moce znacznie osłabły. Stałam się nikim.

Moja głowa pulsuje niewymownym bólem. Opieram ją o ścianę. Nie przynosi mi to ulgi. A wspomnienia dalej wracają. Szumią wewnątrz czaszki i nie dają mi spokoju.

Nie potrafię zasnąc. Cały czas ich widzę. Siebie z nimi. Walczymy. Nie naprzeciw sobie. Razem. Ramię w ramię. Wróg jest słaby.

Nagle staję w innym śnie. Jest ciemno i wilgotno. Oni też tam są. Wpatrują się we mnie oskarżycielskim wzrokiem. Krzyczą. Kurczę się w sobie.

- NIEE! – krzyczę, wbijając paznokcie w dywan. Znów jestem w swoim pokoju. Nie potrafię bez nich używac mojej mocy, bez nich nie umiem stac z podniesionym czołem, nikogo innego nie umiem przyjaźnic, kochac...

Miłośc. Były te chwile. Spuszczam wzrok.

Pamiętam go dokładnie, ten uśmiech, tą powagę, sylwetkę... Pamiętam, jak obejmował mnie swoim ramieniem, pamiętam, kiedy pierwszy raz mnie pocałował... Po raz pierwszy czułam taką bliskośc, taką czułośc. Lecz, gdy tak bardzo go potrzebowałam, będąc na skraju otchłani... Był daleko stąd...

Zostawił mi kartkę. Wrócę. Nie wrócił. Minęły cztery długie lata. A ja odeszłam z drużyny. Jednym tym słowem, jedną kartką złamał mi serce. Czekałam. Nadal czekam i wciąż będę. Ale już nie wierzę w powrót.

- Boże, dlaczego? – pytam cicho, gdy gorące łzy strumieniami płyną mi po policzkach. Wybucham szlochem. Nie umiem się poskładac, wiem to bardzo dobrze. Nie umiem się pogodzic.

Dalej płaczę.

I dalej czekam.

I dalej wspominam.

Mą rozpacz przecina dzwonek do drzwi. Nikt tu nie dzwonił. Do teraz.

Te cztery lata są moją ciszą, barierą, której nie umiem przełamac.

Otwieram drzwi, ocierając rękawem łzy.

Patrzę.

Robin. Stoi, z zakłopotanym uśmiechem. Z bukietem czarnych tulipanów. Cztery długie lata. Powrócił. Tak jak wygrywaliśmy. Z klasą, elegancją i uśmiechem na ustach.