- Panno Black, co pani tu jeszcze robi?

Dziewczyna odłożyła pióro, uniosła wzrok z nad pergaminu i spojrzała wprost na wysokiego blondyna w nienagannej, szkolnej szacie za którym właśnie zamykało się wejście do pokoju wspólnego.

- Regulamin nie zabrania przebywania w pokoju w pokoju wspólnym po dwudziestej drugiej, panie Malfoy - odpowiedziała uśmiechając się lekko, chociaż wyraz bladoniebieskich oczu pozostał poważny.

- Nasz dom powinien świecić przykładem, a to się nie uda, jeśli należące do niego uczennice nie będą się wysypiać już od pierwszego dnia.

Kiwnęła głową.

- Ja myślę, że prefekci, a zwłaszcza prefekci naczelni powinni świecić najczystszym przykładem, a przecież widziałam jak przed chwilą tu wchodziłeś.

- Jak sama pani zauważyła, jestem prefektem naczelnym, a to nakłada na mnie pewne obowiązki.

Rozmawiali tak sztywno i oficjalnie, a jednocześnie tak naturalnie jakby całe swoje nastoletnie życie nie robili nic innego. Chłopak Wszedł głębiej do pomieszczenia i stanął obok stolika, przy którym siedziała panna Black. Pochylił się, żeby spojrzeć jej w oczy. Szare tęczówki zbliżyły się do niebieskich.

- Czekałaś, prawda?

- Pisałam list do mojej siostry, Belli.

- Mam nadzieję, że pozdrowiła pani ją ode mnie.

- Nie wiedziałam, że się znacie.

Wciąż patrzyli na siebie, ale chociaż ich twarze dzieliły zaledwie milimetry nie zetknęli się nawet nosami. Słabe, zielonkawe światło, nadawało bladym obliczom lekko trupi odcień. Jednak nie umniejszało to doskonałości ich arystokratycznym, czystokrwistym rysom.

- Tak, panie Malfoy, czekałam na pana - odezwała się nieoczekiwanie dziewczyna. - Wiem, że nasi ojcowie rozmawiali o planach względem nas, chciałam sprawdzić, czy sama dokonałabym takiego wyboru.

- I jak wypadłem panno Black? Nad..?

- Narcyzo - przerwała miękko. - Proszę Lucjuszu, nazywaj mnie Narcyzą.

- Więc jak wypadłem, Narcyzo? - przybliżył swoją twarz jeszcze bardziej do twarzy dziewczyny.

- Nie domyślasz się? - Ton panny Black zdradzał rozbawienie. - Cóż, chyba będę musiała poważnie zastanowić się nad odpowiedzią.

Bez żadnego ostrzeżenia, dotknął ustami jej ust, składając nań chłodny, pozbawiony namiętności pocałunek, który nie został ani odwzajemniony, ani przerwany. Kiedy po chwili odsunął się od dziewczyny, wyprostował się, tak, że musiała zadrzeć głowę, aby nadal patrzeć mu w oczy.

- Wszyscy Malfoyowie są tacy?

- Jacy?

- Obcesowi.

- Nie sądzę, abym był obcesowy, Narcyzo. Chyba wolno mi całować narzeczoną. Także znam plany naszych ojców, dlatego liczyłem na to, że jeszcze w tym tygodniu spotkam się z tobą sam na sam.

- I jak wypadłam?

- Cóż, ty jesteś Black, ja Malfoy, sądzę, że stworzymy razem doskonałą parę. Nie może być inaczej.

Wstała uśmiechając się, chociaż oczy pozostały poważne.

- Jestem tego samego zdania.