Ekhem... ekhem... Tak macie rację to jest mój nowy niezbyt długi fik na podstawie Fullmetal Alchemist. Mam nadzieję, że się spodoba pomimo tego, że jest taki dziwny. Sama nie bardzo potrafię pisać opowiadania, że tak powiem oderwane od głównej fabuły. Mam nadzieję, że się spodoba. Aha i od razu mówię, że pomimo wszelkich pozorów to nie będzie tak jak myślicie. Następny rozdział powinien być lepszy. Wiem że dziwnie napisany bo wszystko się dzieje za szybko. Przepraszam za błędy.

_

Rozdział 1: Początek wakacji

Lato było upalne tego roku i jak to bywa gdy jest ciepło i ładna pogoda ludzie brali urlopy, żeby nabrać sił podczas morskich kąpieli, górskich wycieczek czy też zwykłego leniuchowania. Oczywiście nie tylko cywile mieli taką możliwość, ale również żołnierze. Będący głównym generałem Roy Mustang również zapragnął wziąć wolne. W końcu jemu na pewno się należało.... Przeciągnął się na fotelu. Tak bardzo chciał zasnąć. Przez chwilę nasłuchiwał czy ktoś nie zbliża się do jego gabinetu, aby następnie zapaść w błogą godzinną drzemkę. Taki był zmęczony czytaniem tych biurokratycznych bzdur...

- Generale!- nie minęła minuta gdy obudził go ten głos należący oczywiście do Rizy Hawkeye. Od niedawna miała stopień pułkownika. Płomienny miał nadzieję, że mianując ją wyższym stopniem złagodnieje, ale pomylił się. Stała się bardziej surowa i znacznie lepiej go pilnowała. Miał okazję dowiedzieć się po raz setny dlaczego nie może spuścić go z oka. Z twarzą niewiniątka wysłuchiwał jej monologu:

- Nie może generał przerwać bardzo ważnej pracy! Proszę pamiętać, że pan piastuje najwyższe stanowisko w tym kraju! Pan rządzi tym krajem i jest pan za niego odpowiedzialny! Nie może się pan obijać i spać w pracy! Musi być pan czujny!- upomniała go stanowczo. Mało kto miał odwagę nakrzyczeć na fuhrera.

- Pani pułkownik, to było tylko takie znu... zasłabnięcie!- tłumaczył się. Oczy Hawkeye dziwnie zabłyszczały. Chyba nie chciała się kłócić.

- W takim razie muszę pana pilnować jeszcze bardziej!- zasalutowała. Mustang wstał, tasując dokumenty.

- Uch... dobrze pani pułkownik- powiedział zastanawiając się czy Riza zawsze musi go przyłapać na leniuchowaniu- mam w takim razie dobrą wiadomość.

- Jaką?- zdumiała się kobieta.

- Biorę wolne na trzy tygodnie.

- Też?

- Jak to "też"?- Roy popatrzył na nią.

- Właśnie przyszłam do generała również prosić o urlop.- odparła. Zaskoczyło to Płomiennego Alchemika, jednak nie miał nic przeciwko temu.

- Proszę bardzo, a dokąd się pani pułkownik wybiera jeśli można spytać?- żałował, że nie ugryzł się w język. Pomyślał, że Riza wspomni coś o tym, że to jest jej prywatna sprawa.

- Ja?... Ach... Będę wypoczywać nad wodą.

- Ciekawe! Ja właśnie mam w planach zaprosić któregoś z podwładnych, może nawet kilku. Wiadomo trzeba będzie poznać się bliżej będąc w hawajskich koszulach, a nie w mundurach i ciągle wykonując rozkazy.- stwierdził zadowolony z tego, że rozmowa stała się luźniejsza. Wciąż rozmawiając wyszli z głównego gmachu, po czym życzyli sobie udanych wakacji i każde poszło w swoją stronę. Mustangowi trochę żal się zrobiło, że musiał ją opuścić, ale na pewno nie tylko on miał na głowie ważne sprawy. Prawdopodobnie pani pułkownik też nie miała dla niego zbyt wiele czasu. Westchnął i ruszył w stronę znajomego domu. Najpierw zapyta się Hughesa czy nie zechciałby się z nim wybrać.

*

Przed słonecznym żarem schował się również siedemnastoletni alchemik. Najlepszym do tego miejscem był ocieniony hamak. Mając tylko bokserki leżał zaczytany. W duchu błogosławił tą ciszę i to, że nikt mu nie przeszkadza. W kuwecie stojącej obok kąpał się biały sokół, który próbował się ochłodzić. Gdzieś w pobliżu powinien być Alphonse zajmujący się swoim kotem. Babcia zapewne siedziała przed domem paląc fajkę, a Winry wciąż pracowała. Cóż w warsztacie była klimatyzacja to chyba nie było jej tam źle. Ed chciał tam trochę posiedzieć, ale wygoniła go twierdząc, że coś popsuje, albo, że będzie jej przeszkadzać. Zirytował się trochę na wspomnienie tego wydarzenia. Właściwie jego przyjaciółka ostatnio zrobiła się bardzo nerwowa. Możliwe, że zbytnio się przepracowywała i nie zwracała uwagi na to, że bracia Elric się o nią martwią. Kiedy chciała to jej nawet pomagali. Edward jednak bardzo chciał, żeby się wreszcie od tego oderwała i wyjechała gdzieś... z kimś... To "kimś" mimo wszystko spowodowało u niego lekkie zaróżowienie policzków. Jednak bał się ją odciągnąć od jej zajęć. Możliwe, że oberwałby kluczem....

- Mrauu!- futrzasty czworonóg spadł mu na głowę i błyskawicznie zeskoczył na ziemię. Słusznie zrobił, bo ręce Stalowego Alchemika niosły śmierć wrednym kotom.

- Ty... ! Ty mały potworze!... To był ostatni taki wybryk!- krzyknął i chciał złapać kota, kiedy przytrzymał go jego młodszy brat z wyrazem na twarzy "Wara od Pimpka!".

- Edziu spokojnie! Cały czas tak mówisz, ale nic nie robisz, więc nie strzęp sobie nerwów!- Alphonse uświadomił mu to, jednak tym razem starszy Elric bardziej niż zwykle się zdenerwował.

- Będę sobie strzępić nerwy dopóki to bydle będzie takie rozwydrzone! On specjalnie tak robi!- bardzo głośno tłumaczył Stalowy, przyzwyczajony do tego, że Al zachowuje stoicki spokój i nic sobie nie robi z jego wybuchów złości. Młodszy brat pogodził się z tym, że w tej kwestii Ed nigdy nie dorośnie no, ale...mogło być gorzej.

- Tak, tak Ed już to wiem.

- Może jak go wykastrujesz to będzie spokojniejszy!- zaproponował Ed, ale Alphonse szerzej otworzył oczy.

- Co?! Wykastrować? W życiu! Edziu jak możesz! A jakby tobie jaja ucięto, to co?!- naskoczył na brata.

- Odwal się od moich....

- Ed! Al! Obiaaad!- ta wiadomość natychmiast przerwała ich kłótnie, a Edward zapomniał o incydencie z Pimpkiem dzięki spaghetti. Oczywiście złość do brata również przeszła i jeden drugiemu dawał przyjacielskiego kuksańca.

- Pobrudzicie się.- ostrzegła ich panna Rockbell siadając na przeciwko swojego rówieśnika.

- Wcale nie!- odezwał się Alphonse.

- A mnie się wydaje czy wyglądasz na zadowoloną?- zagadnął ją Ed. Winry uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- Tak! Zostałam zaproszona na wczasy i jeszcze dzisiaj wyjeżdżam!- rodzeństwo wymieniło między sobą zdumione spojrzenia. Winry wyjeżdża? Czyli jednak odpocznie sobie, miło spędzi czas.

- Jak to?

- Kto cię zaprosił?!- wypalił Stalowy Alchemik, omal co nie zsuwając talerza ze stołu. Mechaniczka spokojnie odpowiedziała:

- Tajemnica chłopaki! A teraz smacznego życzę!- oczywiste było, że nie chce słyszeć jakichkolwiek pytań. Elricowie tylko podziękowali, ale jednak odetchnęli z ulgą gdy się okazało, że Winry wyjedzie sobie odpocząć. Gdy skończyli on musiał jeszcze zostać, ponieważ zmywanie naczyń było jego obowiązkiem. Kiedy panna Rockbell pomknęła na górę się pakować, Al został przy bracie.

- Ed gadaj!- zaczął Alphonse.

- Co?!- zdziwił się.

- Ty już wiesz co!- zbliżył się Al- To jak? Braciszkowi nie powiesz?- złożył błagalnie dłonie.

- A chcesz szmatą oberwac?!- warknął Stalowy Alchemik siląc się na spokój. Jego brat cofnął się na wszelki wypadek.

- Nie, ale mnie mógłbyś powiedzieć, że tak na serio to coś kombinujecie z Winry!...

- Wcale nie! Ja o niczym nie wiem!- zaprzeczył Ed patrząc się na Ala. Nie potrafił kłamać, a młodszy alchemik spostrzegł to. Mina mu zrzedła. Żaden już się nie odzywał do czasu aż Ed skończył zmywanie naczyń.

- Ed co chcesz dalej robić?

- To znaczy?

- No z życiem!

- A pamiętasz co ci mówiłem co chcę zobaczyć gdy odzyskamy twoje ciało?- zwrócił się do Alphonse'a.

- Tak! Chciałeś zobaczyć uśmiech na mojej, oraz wielu innych twarzach.

- No właśnie to chcę takie mieć życie, żeby wiele tych uśmiechniętych twarz widzieć. Będąc Państwowym Alchemikiem chcę uszczęśliwiać ludzi, a nie ich zabijać, rozumiesz, nie?

- Jasne Ed, tylko widzisz tak się właśnie zastanawiałem...- trochę nieśmiało mówił.

- Tak, Al?

- Czy mógłbym też zostać Państwowym Alchemikiem?- popatrzył się na starszego brata ciekawy co o tym sądzi. Edward przez chwilę świdrował go wzrokiem i z każdą chwilą jego uśmiech się poszerzał, żeby w końcu mógł wykrzyknąć pochwały.

- Jasne Al!- Poczochrał jego krótkie włosy- to w takim razie zabieraj się do nauki!

- To był nędzny żart, bracie.- mruknął.

Dopiero pod wieczór bracia i babcia pożegnali się z Winry. Zabrała ze sobą turystyczny plecak, który jednak został zaniesiony przez Edwarda na stację. Zapewniła ich, że czas szybko zleci do czasu jej powrotu, jednak wyjawiła to tajemnicę mówiąc, że dzwoniła do niej pewna znajoma. Po uściskach i życzeniu dobrej drogi wsiadła do pociągu i odjechała. Młodzi alchemicy tylko odprowadzili wzrokiem pociąg. Jak tyko zniknął im z oczu podeszli do rozkładu jazdy pociągów, żeby zobaczyć gdzie tym składem mogłaby dojechać. Alphonse po przeczytaniu tego złapał się za głowę.

- Ed, ten pociąg to w sumie jedzie przez całe Amestris!

- Właśnie widzę, że dojeżdża aż na samą północ i jedzie przez Central City.- potwierdził jego słowa Stalowy Alchemik. Przez drogę powrotną uzgodnili, że to musiała Paninya dzwonić do Winry. Dość ich zaskoczył ten nagły wyjazd przyjaciółki jednak Alphonse wciąż bacznie śledził każdy ruch starszego brata. Podczas gdy nocne niebo było przecinane smugami perseid w domu rozległo się rozdzierające dzwonienie telefonu.

- Ja, ja odbiorę!- Alphonse wyleciał z łazienki cały mokry, przepasany tylko ręcznikiem, zaraz dogonił go Edward zaciekawiony tym kto dzwoni.

- Słucham?-zaczął rozmowę młodszy Elric, ale zaraz ręka mu zadrżała i zbladł.- Już podaję!- dał Edowi słuchawkę wciąż wytrzeszczając oczy na brata.

- Czego?!- zaczął Stalowy. Jednak ta osoba nie mogła go już wytrącić z równowagi, do chwili aż się dowiedział czego od niego chce. Zły rzucił słuchawką kląc gorzej niż szewc.

- Czego chciał Mustang?

- Parzyłapa rozkazuje abym przyjechał jutro do Centrali! Chce mnie zabrać na wakcje, pieprzony burak!