ZAPOMNIANY PRZEZ ŚMIERĆ
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
1. POKONAĆ ŚMIERĆ I
Powoli uchylił zmęczone powieki. Widział tylko ciemność i zmrużył oczy, starając się dojrzeć coś więcej niż nic. Zamrugał kilka razy, ale jedynym, co widział, były teraz tylko kolorowe plamki latające przez mrok niczym zbłąkane gwiazdy. Powoli położył dłoń na brzuch, czując jakby jego mięśnie były zrobione z zardzewiałego metalu. Zdziwił się i spróbował wyciągnąć dłoń przed siebie. Natrafił na opór, jakby tuż nad nim legła jakaś deska lub płyta. W jednej chwili jego oddech przyspieszył, a oczy rozszerzyły w strachu. Szybko podniósł drugą kończynę i poczuł to samo. Poruszył się niespokojnie i spróbował to pchnąć, ale nie miał sił.
Syknął z bólu, ciało nagle zaczęło go palić, poczuł niespodziewany, trawiący jego trzewia głód, niczym ogień trawił drewno. Zaschło mu w ustach. Spróbował coś szepnąć, powiedzieć cokolwiek, ale z jego ust wydobył się tylko charkot. Jak się tu znalazłem?! – krzyknął panicznie w myślach. – Co ja tutaj robię?! Jak się tutaj znalazłem?!
Wtedy też uświadomił sobie, że nic nie pamięta i ogarnęła go fala paniki. Uderzył w deskę, a skóra na dłoni pęka niczym dojrzała brzoskwinia. W głowie pojawił się obraz. Biegł przesz korytarze, ktoś go gonił. Później scena się zmieniła i znalazł się na dziedzińcu. Człowiek o bladej skórze wlepiał w niego swoje czerwone ślipia, a jego twarz była twarzą szaleńca. Wąż. Magia. Horkruks. W końcu zaczął łączyć fakty, przypominać sobie wojnę i bitwę. Samego Voldemorta.
Wraz z powrotem pamięci, uspokoił się. Poruszył powoli rękami na boki i zauważył, że pomieszczenie, w którym się znalazł, jest klaustrofobiczne małe. Tak małe jak... Nie! Ogarnął go strach większy niż kiedykolwiek. Nie, to niemożliwe! Nie jestem tutaj! Nie jestem w pieprzonej trumnie!
Z trudem przełknął ślinę i szybko sięgnął ręką do kieszeni spodni. Znalazł tam różdżkę, ale niespodziewanie stracił chęć użycia jej. Jakieś obrazy znowu zalały jego umysł. Przypomniał sobie wiele spraw w jednej chwili szybszej niż myśl. Widział bitwę, walki, pojedynki, śmierć. Wszystko ogarniał chaos, po schodach spływała czyjaś krew. Nikt nie wygrał, wszyscy krzyczeli. Dwie sylwetki padły martwe na marmurową ścieżkę.
– Nie, to niemożliwe – zaśmiał się gorzko, a jego ochrypły głos odbił się cichym echem.
W końcu zebrał się na odwagę i wycelował przed siebie, opierając różdżkę na brzuchu. Niewerbalne zaklęcie niszczące wyrzuciło wszystko w górę, jakby marmurowe płyty były niczym styropian. Kiedy ujrzał nocne niebo wydobył z siebie westchnienie ulgi. Ostrożnie oparł swoje ciało na łokciach, zgiął nogi w kolanach i powoli wstał. Mięśnie zaczęły go kłuć, a każdy ruch sprawiał ból. Blask księżyca padł na grobowiec, a on szybko zaczął z niego wychodzić. Chciał jak najszybciej znaleźć się w innym miejscu.
Rozejrzał się wokół, w oddali widział kontur szkoły. Już pamiętał. Umarł właśnie tam, podczas pojedynku z Voldemortem. Nie wygrał, ale też nie przegrał. Widział śmierć swojego wroga, ale zaraz i on umiał. Nie wiedział tylko, dlaczego. Odpowiedź była dla niego niejasna i bezsensowna. Chciał już iść przed siebie, by jak najszybciej znaleźć się w murach swojego domu, ale coś przykuło jego wzrok. Był to napis na nagrobku.
Harry James Potter
Chłopiec, który zawsze poświęcał się dla innych
Na zawsze pozostanie w naszej pamięci
Wierny Przyjaciel Na Zawsze!
Śmierć to ostatni wróg, którego pokona
Ostatnia linijka spowodowała u niego słaby uśmiech. Jeszcze chwilę temu nie pamiętał swojego imienia, teraz pamiętał dokładnie. Harry James Potter. Syn Jamesa i Lilly Potterów. Ma wiernych przyjaciół, Rona i Hermionę. Chciał iść do nich teraz, natychmiast, prędko. Spróbował się teleportować. Nie udało się. Spojrzał na siebie, przecież wcześniej robił to wiele razy. Niespodziewanie ogarnęła go złość, że nigdy nie przykładał się do lekcji teleportacji. Spróbował jeszcze raz, a później kolejny. Nadal nic.
Co się ze mną dzieje, zapytał się w myślach, ale nie znał odpowiedzi. Musiał się dowiedzieć. Dlaczego umarł, dlaczego wrócił do żywych i co się dzieje? Odruchowo spojrzał na swoje dłonie i przyjrzał się im dokładnie. Były niemal białe, stanowiły idealny kontrast dla czarnego stroju, który miał na sobie. Ile czasu minęło? Dzień? Dwa? A może więcej? Kolejne pytania zaczęły kłębić się w jego głowie. Znowu spojrzał na swój nagrobek i znowu musiał przypomnieć sobie swoje własne imię. Wszystko tak szybko znika. Jego pamięć jest słaba i krótka.
Wtedy coś go zamroczyło, doznał dziwnego pragnienia by iść w stronę szkoły. Nie ignoruje tego, daje się ponieść i idzie przed siebie jak kukiełka kierowana przez lalkarza. Nie myślał o tym, co się dzieje. Nic nie rozumiał, nic nie wiedział, Jest Harrym, to jedyne, czego był pewny. Pamiętał Voldemorta, widział pojedynek i swoją śmierć. Szedł długo i szybko. Miał ochotę biec, ale nie potrafił się do tego zmusić. Po jego prawej stronie zamajaczyła mu tafla jeziora i dwie sylwetki. Zatrzymał się gwałtownie i schował za drzewem, czując jak wraca do niego kolejny natłok wspomnień i obrazów.
Po chwili dotarła do niego powaga sytuacji. Nie powinien żyć. Właśnie wyszedł z grobu, coś pcha go w kierunku szkoły, a dziwne pragnienia sprawia, że zatraca się w czymś nieznanym. Powoli zjechał plecami po drewnie i uklęknął, zaciskając powieki.
– Czym ja jestem?
Odpowiedź na pytanie nadchodzi natychmiast. Niewiele o tym słyszał, ale podejrzewał, czym się stał. Zacisnął bezsilnie pięści, otworzył oczy i spojrzał na nie ze wściekłością. Wstał prędko, jakby coś pociągnęło go za koszulę i krzyczało nad uchem, żeby ruszył się z miejsca. Wyszedł z ukrycia i spojrzał na szkołę. Stąd widział ją w całej okazałości, wielką i piękną. Pamiętał bitwę i zniszczenia. Szkoła była nienaruszona.
– Musiało minąć dużo czasu – powiedział do siebie i uśmiechnął się lekko.
Spojrzał w górę. Nocne niebo było jeszcze piękniejsze niż je zapamiętał. Oderwał wzrok od gwiazd, kiedy doszły go śmiechy i chichoty. Szybko dojrzał dwójkę dzieci pluskające się w wodzie. Znowu poczuł, że coś nim kieruje, ale był to bardziej instynkt niż coś niezwykłego. Szybko chwycił ręką kaptur szaty i zaciągnął go na głowę.
I wtedy też ponownie doznał nieznanego dotąd uczucia, które okazało się zbyt silne by je powstrzymać. Oczy zaszły mu mgłą, ruszył krok do przodu i upadł. Oczy rozwarte miał szeroko, zęby zaciśnięte, a w głowie pojawiła się tylko jedna myśl, która odepchnęła wszystkie inne. I wszystko zniknęło tak szybko i niespodziewanie jak się pojawiło.
Zdołał wstać i podejść kilka kroków w kierunku jeziora.
– Mel! – syknął nagle chłopak, patrząc wprost na niego wielkimi podejrzliwymi oczami. Dziewczyna wzdrygnęła się o odwróciła. Spojrzała na Harry'ego nieco łagodniej, z uczuciem i troską. Dzieci miały na sobie stroje kąpielowe, ale mimo to chłopiec trzymał w dłoni różdżkę.
– Do... Dobry wieczór – szepnęła niepewnie, jakby bała się powiedzieć coś więcej.
Harry przez chwilę milczał. Otwierał usta i zamykał je, szukając odpowiednich słów. Chciałby ich zapytać o wiele rzeczy, ale wiedział, że nie znają odpowiedzi na żadne z jego pytań. Postanowił zachowywać się naturalnie. Jakby nigdy nie umarł i nie obudził się we własnym grobowcu. Postanowił przyodziać maskę tajemniczego podróżnika, choć nie wiedział czy będzie potrafił.
– Co robicie tutaj, o tej porze? – zapytał cicho, przyglądając się dwójce. Dziwne uczucie znowu powróciło, ale uderzyło słabiej i zdołał zdusić je w sobie. Przełknął ciężko ślinę i zaczął słyszeć pulsowanie. Pulsowanie krwi tych dzieci. Słyszał się! Szok ogarnął go momentalnie, opuścił głowę i z przerażeniem wbił wzrok w czarne buty na swoich nogach. – Dlaczego nie jesteście w szkole? – wydusił z siebie.
– My... – zaczęła dziewczynka, patrząc na swojego kolegę, ale on tylko wzruszył nerwowo ramionami. Kiedy na nich spojrzał, wyglądali na wystraszonych.
Czy wyglądał jak upiór? Podejrzewał, że tak. Spojrzał na jezioro i postanowił coś sprawdzić. Mit dotyczący odbicia wampira. Wszedł po kolana do wody i spoglądał tępo przed siebie. Czy jeśli spojrzy teraz w dół, zobaczy swoje własne odbicie, czy tylko ciemne niebo i gwiazdy?
Spojrzał. Ujrzał małą niedźwiedzicę.
– Proszę pana?
– Powinniście wracać do szkoły – szepnął ostro, a dwójka poruszała się niespokojnie. Chłopak zaczął wychodzić z wody, a dziewczyna za nim. Zwinnie się ubrali, ale nie odeszli.
– E... Przepraszam, ale kim pan jest? – zapytała spokojnie dziewczyna. – Jest pan nauczycielem? Wydaje mi się, że gdzieś już pana widziałam.
Harry zaciągnął bardziej kaptur, żeby nie przyglądała się jego twarzy, jednak nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– Możliwe – szepnął. – Swego czasu spędziłem w Hogwarcie wiele czasu.
– Aha... – mruknął niechętnie chłopak, zapinając kurtkę i podchodząc. Harry odkrył, że nie czuje chłodu, a jego stopy są już całkowicie suche, jakby pochłonęły wodę z nawet z butów i spodni. Do bosych stóp dzieci przeklejał się piasek, a ubrania przylegały do ciała.
– Potowarzyszę wam – zdecydował bez namysłu. Dziewczynka uśmiechnęła się do niego szeroko i ruszyła, jako pierwsza. – Który mamy rok?
– Jest wrzesień, tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego – powiedział szybko chłopak, zbliżając się do dziewczyny. – Nie wie pan? – Harry po jego tonie mógł bez problemu rozpoznać, że jest podejrzliwy.
– Długo podróżowałem. Głównie po Anglii, ale straciłem rachubę czasu. Spędziłem wiele dni w całkowitej samotności – skłamał.
– Gdzie pan podróżował?
– Byłem w wielu miejscach. Wiele z nich nie ma nazw, są to lasy i jeziora, dwory i banki, doliny i miasta. Ale prawie całe swoje życie i przygody spędziłem w tej szkole.
– To miał pan ciekawe życie – szepnęła zafascynowana dziewczynka. Chłopak za to kiwnął głową, nie spuszczając Harry'ego z oczu.
Do zamku jeszcze kilka minut drogi, pomyślał spokojnie. Wcześniejsze uczucie powraca znowu i znowu, aż Harry zaczął rozumieć, co to jest. Słyszał pulsowanie, teraz słyszy jak krew krąży w żyłach tych dzieci i jego własnych. Te ostatnie krople, których zaraz mu zabraknie. Dziwny szept w odmętach umysłu szeptał mu, żeby szybko je uzupełnił. Harry powtarzał w głowie tylko jedno słowo: – Nie. Nie. Nie...
Musiał pomyśleć o czymś innym.
– Może teraz wy mi coś opowiecie? – zaproponował.
– Mel uwielbia opowieści – szepnął chłopak, wskazując na nią palcem.
– A Lorcan uwielbia słuchać – powiedziała z uśmiechem, a później jej oczy zabłysły. – Słyszał pan o bitwie o Hogwart?
– Niewiele. Opowiedz, proszę.
– Dobrze! Harry Potter jest osobą, która pokonała Sam–Wiesz–Kogo. – I tym akcentem Mel zaczęła swoją nieco przydługą i pełną wymysłów opowieść o Harrym Potterze. Harry natomiast słuchał jej wersji i od czasu do czasu potakiwał głową, kiedy zaskoczyły go jej słowa. Miała naprawdę bujną wyobraźnię.
– A później walczył z samym Sam–Wie...
– Voldemortem – przerywa jej. Nazywanie go po imieniu było prostsze, ale Mel widocznie nie była przekonana. Uśmiechnęła się przepraszająco. Lorcan szedł nieco za nimi, patrząc na szkołę, widocznie zamyślony.
Mel przełknęła ślinę i znowu zaczęła.
– Później Harry Potter stoczył pojedynek z... Voldemortem. Pokonał go bez problemów. Wie pan, rachu–ciachu i po strachu, Voldemort padł martwy. Wszyscy krzyczeli z uciechy, ale stało się coś strasznego – powiedziała wzburzonym głosem. – Harry Potter upadł! Nagle padł na ziemię, wypuszczając swoją różdżkę i różdżkę Voldemorta! – Wciągnęła szybko powietrze, a w oczach zebrały jej się łzy, które otarła rękawem. – To bardzo smutne. Wszyscy się wystraszyli. Okazało się, że... że umarł. Pani profesor McGonagall mówiła nam, że Harry Potter był bardzo wyczerpany walką, bo Voldemort próbował wiele razy go zabić, a on zawsze się bronił. I swoich przyjaciół też. Mówiła, że był już za bardzo zmęczony i nas opuścił. Został bohaterem.
Harry spojrzał na nią. Po jej smutnym spojrzeniu zrozumiał, że tej części nie zmyśliła.
– Co pan o tym myśli?
– Żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje – powiedział, przypominając sobie słowa przepowiedni. Zrozumiał też, że nie wszystkie wspomnienia jeszcze wróciły. – Uważam, że Harry nie chciał umierać, ale coś kierowało jego losem. On i Voldemort starli się zbyt wiele razy, stali się sobie bliscy, połączyła ich nić przeznaczenia. Wtedy, gdy odebrał wrogowi życie, przeznaczenie chciało, żeby poszedł za nim. Poszedł za wrogiem, ale trafili do całkowicie innych miejsc. Tak o tym myślę.
Dziewczynka gwałtownie zatrzymała się i wlepiła w niego wzrok. Zrobiła wielkie oczy i nie odrywała od niego spojrzenia ani na chwilę. Harry nie ściągnął kaptura, więc jego twarz ciągle okrywa ciemność, ale przez chwilę miał wrażenie, że ona go poznaje. Że wie, kim jest.
– Chodźmy, Mel – szepnął Lorcan, wyprzedzając ich i zatrzymując się przy głównych drzwiach szkoły.
– Dobrze!
Harry spojrzał na wejście, na mury swojego jedynego domu i zawahał się. Czy powinien tam wejść? Może przyjście tutaj było błędem? Cofnął się o krok, czując ukłucie żalu.
– Idzie pan z nami? – spytał podejrzliwie chłopak.
– Hogwart jest moim domem – powiedział Harry. – Profesor McGonagall jest teraz dyrektorem?
Kiwnęli mu szybko głowami.
– Idzie pan do niej? Ostatnio ma dużo na głowie. Jest niemiła.
– Nie jest niemiła, tylko surowa. Była taka odkąd pamiętam i zawsze taka będzie. To twarda kobieta, nigdy nie zmięknie. Narazie dzieciaki. I wracajcie najkrótszą drogą.
Ruszyli schodami na górę, ale zanim zniknęli mu z oczu, zatrzymał się gwałtownie.
– Z jakiego domu jesteście? – krzyknął cicho za nimi.
– Revenclaw! – odparła wesoło dziewczynka, a chłopak wypiął dumnie pierś i Harry od razu rozpoznał członka swojego domu.
– Ja z Gryffindoru.
– Też byłem Gryfonem – rzucił Harry, kręcąc głową i waśnie wtedy zmusił swoje ciało by nie zgięło się w pół przez przeszywający je ból. Teraz był pewny. Coś na chwilę przyćmiło jego myśli i wszystko się zalało, ale to uczucie zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Znowu. Zrozumiał, że nie ma więcej czasu. Ruszył biegiem w kierunku gabinetu dyrektorki. Czuł, że jeszcze chwila i byłby gotów rzucić się na te dzieciaki. Potrzebował pomocy. Powinien być martwy. Wydarzenia tej nocy uderzają w niego ze zdwojoną siłą i ponownie ogarnia go panika. Profesor Dumbledore! Tak, musi zapytać go o radę. Miał nikłą nadzieję, że jego obraz nadal tam wisi. Pędził nieprzerwanie przez korytarze, aż w końcu zatrzymał się przed chimerą. Zgiął się, padł na kolana, a z jego ust wyrwał się cichy jęk. Zacisnął dłonie na brzuchu, doznał uczucia jakby kolczaste łańcuchy oplotły jego ciało.
Kiedy się skończyło, uświadomił sobie, że nie zna hasła, ale gdy się zbliżył, posąg ustąpił, ukazując kręte schody. Wbiegł po nich i uderzył donośnie w drzwi. Już nie wytrzymywał i cieszył się, że na korytarzach nie ma uczniów, żadnej żywej duszy. Tylko obrazy.
Uderzył znowu i znowu, i znowu, aż w końcu usłyszał kroki. Zaczął drapać długimi paznokciami o drzwi, łamiąc je i czując narastający ból. Wzrok mu się wyostrzył, potrafił dostrzec najmniejszą drzazgę na drzwiach, najmniejsze nierówności, niewidoczne wcześniej kolory i detale, których nigdy by nie spostrzegł.
– Nie mogę – szepnął, ściskając się za pierś. – Nie wytrzymam!
Musiał zrobić to teraz, gdy drzwi się otworzą! Musiał się napić! Nie wytrzyma dłużej! Już nie słyszał krwi w swoim ciele. Ogarnął go gniew i zapanowała nim złość. Nienawiść i siła. Coś znowu przyćmiło mu myśli, jakby szara mgła. Miał ochotę zrobić coś, czego nigdy nie chciał. Czego teraz panicznie się bał.
Napić się krwi.
Uderzył jeszcze raz, mocniej. Drzwi natychmiast stanęły otworem, a on gwałtownym ruchem zrzucił kaptur. Zobaczył swoją nauczycielkę. Była niższa od niego i starsza, teraz każda, nawet najmniejsza zmarszczka na jej twarzy była widoczna jak nigdy wcześniej. Zatrzymał spojrzenie na pieprzyku między włosami na skroni. Później na jej wbitym w niego spojrzeniu, jej oczy były stare, ale biły błękitnym blaskiem. Była przerażona, a on doskonale słyszał przyspieszone bicie jej serca.
– Pani profesor – szepnął rozpaczliwie, ledwie nad sobą panując. – Potrzebuję pomocy, błagam.
– Potter.
To jedyne, co zdołała wyszeptać zanim zamknęła oczy i padła nieprzytomna.
Jeśli ktoś z Was czyta ten rozdział drugi raz, pewnie zauważył, że przeszedł całkowitą zmianę narracji. Do tej jestem przyzwyczajony i łatwiej mi wyłapywać w niej błędy. Jeśli jakieś zostały, napiszcie w komentarzu albo na priv. Rozdział będzie aktualizowany na bieżąco w celi eliminacji błędów i jeszcze nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to jego finalna wersja :/ To samo tyczy się rozdziału drugiego.
Dzięki.
