Kamień Małżeństw ― kontynuacja

Autor części 1-77: Josephine Darcy

Link do tłumaczenia: . /hp-snarry-ss-hp,55/kamien-malzenstw-77-77-t-z,

Autorki kontynuacji: Zilidya, Emerald

Betareader: mawako (błędy pozostałe – Zil, bo jest uparta)

Pairing: Severus Snape / Harry Potter

Rating: + 18

Prawa własności: Wszystkie postacie należą do J. K. Rowling i z tego fanfiction nie są

pobierane żadne korzyści.

Notka od autorek: Postanowiłyśmy zmierzyć się z legendarnym już „Kamieniem Małżeństw" Josephine Darcy i przedstawić własną kontynuację, która jest zupełnie inna od dotychczasowych.

Rozdział. 1/78 Priorytety

Severus był przerażony.

Wszystkim.

Stanem, w jakim znajdował się Harry. Stanem, w jakim znajdował się on sam. Reakcją Kamienia Serca Harry'ego. Koszmarami współmałżonka, które rosły w siłę w miarę, jak on słabł. Wiedział, co jest najgorsze, ale nie chciał przyjąć tego do wiadomości, nie dopuszczał do siebie takiej myśli.

To nie może być prawda! Nie po tym wszystkim! To się zwyczajnie nie dzieje!

Nigdy wcześniej nie czuł się tak bezradny i bezsilny. Nie chciał roztaczać ponurych wizji, ale umysł mu podpowiadał, że może już być za późno na cud. Czuł, że współmałżonek umiera na jego oczach, a on nie może temu w żaden sposób zaradzić. Żaden eliksir, nawet balansująca na granicy czarnej magii mikstura nie pomoże Potterowi. Odganiał jak najdalej te czarne myśli.

Jedyne co mógł, to trzymać go za rękę.

Jego pomysł z użyciem Kamienia Serca został przyjęty entuzjastycznie, ale nikt nie chciał pozwolić mu, aby to on obudził swojego współmałżonka. Miał niejasne przeczucie, że tylko to może sprawić, że Harry otworzy oczy. Stoczył ostrą dyskusję z Albusem i Poppy, ale nic to nie dało. Sam miał świadomość, że jest bardzo osłabiony po wyssaniu z niego magii przez Czarnego Pana, ale to nie znaczyło, że ma siedzieć z boku i nic nie robić, gdy życie Pottera dosłownie wymykało mu się między palcami. Był wściekły, kiedy zamiast niego wybrano Blacka. Syriusz chyba był jedynym, który domyślał się dlaczego nie chciano, by to mistrz eliksirów obudził Harry'ego, i nie chodziło tu wcale o poziom magii u Snape'a. Co prawda w tym gronie nikt nie powiedziałby złego słowa, bo przecież każdy znał prawdę o całym tym związku. Stał więc tylko z boku i nie spuszczał z oczu Severusa, rozumiejąc jego ból.

Spora grupa Gryfonów, Granger, a także kilku Weasleyów, stała z boku, gdy przygotowywano się do obudzenia Pottera. Hermiona tak mocno ściskała lewą dłoń Rona, że bielała, ale nic nie powiedział, obejmując ją pocieszająco. Nikt nie zwrócił im uwagi, że powinni pomagać w przenoszeniu śpiących mugoli. Każdy wiedział, że nie opuszczą łóżka przyjaciela, zwłaszcza w takiej sytuacji.

Black przysiadł na brzegu łóżka i zamknął oczy. Przez wiele minut trwał, ściskając Kamień Serca Harry'ego w jednej ręce, a drugą trzymając mniejszą i coraz chłodniejszą dłoń. Na jego twarzy malowała się powaga i koncentracja. Severus kątem oka widział, że wargi Blacka się poruszają, lecz nie wiedział, w jakie słowa się układają. Jego uwaga skupiona była na Harrym i na tym, by zauważyć choć najlżejszy ruch powiek chłopaka. Niestety. Młody Gryfon ani drgnął.

W pewnym momencie Syriusz zadrżał gwałtownie i gdyby nie błyskawiczna reakcja pozostałych, osunąłby się na Harry'ego.

― Zimno… ― wyszeptał resztką sił.

Gdy otworzył oczy kilka minut później, od razu chciał spróbować raz jeszcze, jednak Dumbledore stanowczo mu tego zabronił. Po krótkiej, lecz gwałtownej wymianie zdań, osiągnęli pewien kompromis. Albus poparł pomysł Severusa, choć jego koncepcja zakładała coś innego. Miał nadzieję, że połączenie magii kilku osób bliskich Harry'emu może łatwiej go obudzić. Blackowi miał pomóc Remus, a zarazem dopilnować, aby animag znowu nie przesadził.

Tymczasem Poppy, nie zwracając uwagi na głośne protesty Blacka, zdiagnozowała u niego znaczne osłabienie nagłą utratą zasobów magicznych i praktycznie skonfiskowała mu różdżkę, zakazując mu się w ogóle poruszać przez najbliższe dwie godziny.

Gdy ta przymusowa przerwa minęła i wszyscy byli gotowi do ponowienia próby, Syriusz bez zbędnej zwłoki zbliżył się do Harry'ego, a tuż za nim stanął Lupin. Przyłożył dłoń do zimnego czoła chrześniaka i dyrektor po chwili dał mu znak skinieniem głowy. Stary czarodziej ujął delikatnie niezwykle cenny dla Snape'a klejnot, a następnie z jego ust popłynęła monotonna, cicha inkantacja. Nikt nie znał słów zaklęcia, ale nie to było ważne. Severus wstrzymał oddech, obserwując nieruchomą sylwetkę współmałżonka. Wkrótce zarówno Harry'ego, jak Blacka i Lupina otoczyła delikatna poświata. Utrzymywała się przez jakiś czas, by powoli zniknąć i rozpłynąć się w powietrzu, w ogóle nie reagując ze śpiącym. Albus uniósł powieki, spoglądając na młodego Gryfona z wyraźną troską i niepokojem. W napięciu obserwował bladą twarz i, gdy minęły kolejne minuty bez widocznej poprawy, westchnął ciężko, przesuwając zasmucony wzrok na Severusa. Snape udał, że nie dostrzega tego, zacisnął zęby i nadal wpatrywał się w Harry'ego, starając odegnać lęki i napływającą rozpacz, która wręcz rozrywała jego pierś ogromnym bólem.

Albus wraz Blackiem i Lupinem jeszcze przez ponad godzinę próbowali przy pomocy Kamienia wzywać go – jego moc, umysł, po prostu Harry'ego – ale mistrzowi eliksirów wystarczał jeden rzut oka na leżącego Gryfona. Czuł, że pomysł dyrektora zawiódł. Umysł chłopaka nadal był daleko. Zbyt daleko, by mogli go dosięgnąć.

Black łatwo nie zrezygnował. Słaniał się z wyczerpania, a wciąż próbował ściągnąć i obudzić chrześniaka. Gdy Dumbledore nakazał mu przestać i odpocząć, on i Lupin mieli łzy w oczach. Próbowali przekonać dyrektora, że muszą kontynuować. Wciąż wierzyli, że powinni działać, nie bacząc na swoje zdrowie.

W końcu Severus został sam z Harrym. Wyglądało to tak, jakby nie było już żadnej nadziei i wszyscy pozwalali mu się pożegnać z mężem bez świadków. Gryfonów wręcz siłą trzeba było wyciągnąć z pokoju, bo nie chcieli nawet myśleć o jego opuszczeniu.

Po wyjściu zebranych zrozpaczonych brakiem reakcji Harry'ego, sam omal się nie załamał. Harry był zimny, co przerażało go coraz bardziej. Czary ogrzewające nie były już wystarczające. Severus chciał go przytulić i ogrzać własnym ciałem. Tulić go oraz chronić przed wszystkim i wszystkimi. Ukryć przed wszelkimi niebezpieczeństwami, koszmarami i tym, co jeszcze mogło stanąć na drodze i zagrozić młodemu mężczyźnie.

Nie zastanawiał się długo. Nie potrafił się powstrzymać, jakby coś go zmuszało właśnie do tego, a nie innego działania. Szybko, choć ostrożnie, pozbył się koszuli Harry'ego, a następnie zrzucił swoją. Pozostał w spodniach, zostawiając pewien procent przyzwoitości, gdyby jednak ktoś miał mu przeszkodzić.

Wsunął się do łóżka, tak by rękawica na dłoni Harry'ego nie zaprzestała pracy nawet na sekundę. Gryfon nadal miał koszmary i wciąż zdawał się być w ogromnym stresie, a to razem powodowało podwyższenie stężenia toksyn w organizmie i tylko ta rękawica pozwalała na oczyszczenie z nich krwi. Jej intensywna czerwień raniła serce Severusa, jakby to była krew wyciekająca z Harry'ego, a nie aparat pomagający mu żyć.

Przytulił chłodne ciało współmałżonka do swojej piersi, sadzając go pomiędzy swoimi nogami i przytrzymując, a dla pewności obejmując go ramionami. Przypomniał sobie nagle, że podobnie trzymał go, gdy budził go z koszmaru w swoim salonie podczas przygotowywania eliksiru dla Lupina.

Nakrył siebie i jego dokładnie kocem. Ręką, którą obejmował Pottera, złapał Kamień, drugą natomiast położył na piersi Gryfona na wysokości jego serca, chcąc czuć jego słabe bicie.

Nawet jeśli będzie miał poświęcić własne życie, odda każdą kroplę swojej magii dla Harry'ego. Z całego swojego ślizgońskiego serca pragnął, aby te zielone oczy otworzyły się i spojrzały na niego. Oddałby za to każde uderzenie swego serca. Nic nie było ważniejsze.

― Harry, obudź się. Zrób to dla mnie ― szeptał mu do ucha.

Nie pozostało mu nic innego. Zamknął oczy, koncentrując się na przesyłaniu słabych smug swojej magii splecionych z tą z Kamienia Serca i szeptaniu próśb oraz obietnic do ucha Gryfona.

OOOO

Harry się zgubił i bardzo dobrze o tym wiedział.

Był tym trochę przestraszony. Wszędzie dookoła wyczuwał śpiących i z całą pewnością umierających powoli mugoli. Martwił się tym z każdą mijającą chwilą, bo miał wrażenie, że powinien coś zrobić, ale nie wiedział co. Co się z nimi stanie, jeśli szybko ich nie obudzi?

Mężczyźni, kobiety i dzieci. Wszyscy umrą we śnie, nieświadomi nawet dlaczego? Po prostu odejdą, nie wiedząc nic o toczącej się w czarodziejskim świecie wojnie, która brutalnie wtargnęła do ich normalnego, niemagicznego życia.

A co się z nim stanie, jeśli nie wróci do swego ciała? Musiał wrócić, tylko nie wiedział jak. Wszystkie linie wyglądały dla niego tak samo. Nigdzie dookoła nie rozpoznawał jakiegokolwiek punktu orientacyjnego. Prawdę mówiąc, to się nawet temu nie dziwił. Skąd niby miał je znać, skoro całe życie podróżował najwyżej na dworzec King's Cross.

Nie miał mu kto wskazać kierunku. Poza cieniami nieobudzonych nie było tu nikogo. Był sam jak palec w tej niepokojącej ciszy.

A on szedł i szedł, choć wiedział, że krąży bez celu.

Chciał pomóc wszystkim, a teraz nie potrafił uratować samego siebie.

Przystanął, gdy kątem oka dostrzegł pojedyncze ruchy gdzieś na skraju widzenia, ale gdy tylko spojrzał w tamto miejsce, nikogo nie dostrzegał. Sytuacja powtórzyła się powtórnie, potem raz jeszcze. I jeszcze. Uśmiechnął się sam do siebie, oddychając z ulgą, że jednak nie był całkowicie sam. Poznawał te kształty, ale nie wiedział, skąd mogłyby się tu wziąć. Czy zaczynał majaczyć? Czyżby samotność i błąkanie się po tym strasznym, pustym miejscu sprawiły, że oszalał? A może zwyczajnie umysł mu płatał figle? Ale dlaczego wyobrażał sobie właśnie te osoby? Zdawało mu się, że widział w oddali sylwetki Syriusza i Remusa, ale były zbyt daleko. Oni też tu byli? Jak? Może to jednak było złudzeniem? Dostrzegał też inne istoty wśród cieni, które ignorowały go całkowicie, jakby go nie widziały. Czy to był ich drugi świat? Tu się ukrywały przed wszystkimi? Po ich ostatnim spotkaniu ukryły się pod ziemią, ale czy mogły wchodzić i tutaj?

Będzie musiał się kiedyś dowiedzieć. Teraz na pewno nie był na to czas, jak to zdarzało się mówić krukom, gdy myślał o mało istotnych sprawach w ważnych momentach swego i nie tylko swojego życia.

Czuł coraz większy strach. Był sam. I choć widział cienie, one nie zwracały na niego żadnej uwagi. Panująca cisza była przykra dla uszu i nagle sobie uświadomił, że chociaż większość życia był zamknięty w komórce, to nigdy tak naprawdę nie był sam. Ktoś z Dursleyów był w pobliżu, nawet jeśli tylko po to, aby mu poubliżać. Syriusz i Remus znikli i nawet nie był pewien, czy to byli naprawdę oni.

Znów pozostała mu ta cisza i wędrówka pośród niewidzących go cieni, choć nie wiedział, dokąd idzie, ani dlaczego. Był zmęczony, zmarznięty i nie miał zwyczajnie już więcej sił.

Chwilę potem to usłyszał.

Delikatne dźwięki uderzały cicho, krótkimi falami, nawołując i błagając o uwagę. Rozpoznawał je. Znał tę melodię, nie potrafił pomylić jej z niczym innym. To nie mogła być żadna pułapka. Wiedział, że będzie bezpieczny, że może jej zaufać. Tylko musi za nią iść. Tony przeplatane były z magią, która była mu tak bardzo znajoma. Kusiły go, wabiły i obiecywały bezpieczeństwo i ciepło. Wyczuwał w tej melodii samego siebie, ale tak słabo, że nie zwrócił początkowo na to uwagi. Coś… Nie. Ktoś go wołał i wzywał do siebie. Nagle zrozumiał, że zna tego kogoś. I chce być u jego boku.

Severus!

Zaczął podążać w jej kierunku, a gdy stała się głośniejsza, instynktownie zaczął przyśpieszać, by znaleźć się jeszcze bliżej i bliżej. Ten dziwny świat zaczął przemykać wokół niego tak szybko, że widział tylko rozmazane kształty, ale to nie było teraz ważne. Pozwolił dźwiękom, by go prowadziły, mimo że był już potwornie zmęczony. Nie przestawał podążać za tym wezwaniem, choć zdawało mu się, że nie ma już w ogóle sił na nic. Do źródła melodii. Do ciepła… Chciał być jak najbliżej tego, którego… Kochał?

Znalazł!

Przebudzenie nie było bolesne, raczej nieprzyjemne. Jego ciało leżało ciężkie jak ołów, a on nie miał ani odrobiny siły nim poruszyć. Chciał zrobić tyle rzeczy, gdy zrozumiał, że jest u boku współmałżonka, ale ciało nie chciało go słuchać. Jedyne, co zdołał to otworzyć oczy i cicho powiedzieć:

― Wiesz, że kocham muzykę twego serca, Severusie?

Snape natychmiast otworzył szeroko oczy i Harry mógł dojrzeć w nich przemykające najróżniejsze uczucia. Od strachu, po krótkie przebłyski uczuć i ogromną ulgę.

― Obudziłeś się! ― krzyknął cicho Snape, próbując wstać, aby wezwać Poppy.

― Zostań. ― To jedno słowo zatrzymało mężczyznę w miejscu. ― Zostań. Nie odchodź… ― Szept Pottera cichł i zaraz potem jego oczy zamknęły się z powrotem.

Teraz serce Severusa łomotało jak oszalałe. Obudził się! Harry się obudził! Nie wiedział, kiedy to się stało, ale Harry zwyczajnie się obudził. Uśmiechnął się słabo, przytulając go do swojej piersi. Potrząsnął głową, myśląc, że ten szczególny Gryfon nigdy nie przestanie go zaskakiwać. Gwałtowny i nagły zastrzyk adrenaliny zaczął mijać i znów poczuł się wyczerpany. Niesamowicie zmęczony, a zarazem szczęśliwy jak nigdy dotąd. Pogłaskał małżonka po głowie, odgarniając włosy z jego czoła i wolno przesuwając palcami po powoli blednącej bliźnie. Głębokie westchnięcie samo wyrwało się z jego piersi, gdy pozwolił swojemu ciału na rozluźnienie. Z drugiej strony lękał się zasnąć, nie chciał, aby Harry…

― Zaśnij i ty, Severusie. ― Nagłe polecenie usłyszane tuż obok spowodowało, że drgnął i odwrócił głowę w stronę kobiecego głosu.

Nawet nie zauważył, kiedy Poppy weszła do pokoiku.

― Obudził się ― poinformował ją, starając się ukryć zażenowanie, ale nie odsunął dłoni z twarzy małżonka.

― Wiem, uruchomił się alarm. ― Uśmiechnęła się do niego, kończąc szybkie zaklęcie diagnostyczne. ― Zdejmę rękawicę i możecie przespać się jeszcze trochę. Wszystko wraca do normy. Zablokuję drzwi tak, byśmy tylko my mogli je otworzyć. Nikt nie będzie wam przeszkadzał.

OOOO

Hermiona nie mogła usiedzieć w miejscu. Wiadomość, że Harry się w końcu obudził, ucieszyła wszystkich, ale czas, który musiał poświęcić na odzyskanie sił, był jednocześnie tym, który mijał nieubłaganie śpiącym mugolom.

By zająć czymś myśli, skoncentrowała się na tym, w czym była najlepsza ― szukaniu informacji. Musi znaleźć jakiś sposób na przebudzenie ludzi. Musi. Skoro czar ich uśpił, to i zaklęcie musi obudzić. Rozwiązanie powinno być na wyciągnięcie ręki, trzeba tylko je znaleźć.

Oczywiście panna Granger nie byłaby sobą, gdyby takiego rozwiązania nie odkryła. Zajęło jej to kilka długich godzin, ale znalazła. Przewertowała wszelkie możliwe księgi z zaklęciami uśpienia i czarów obszarowych zarówno z zakresu jasnej magii, jak i tej czarnej. Dostęp do Zakazanego Działu przy asyście pani Pince bardzo jej pomógł. Bez tej kobiety pewnie długo jeszcze krążyłaby pośród niedozwolonych ksiąg, nie bardzo wiedząc, która zawiera potrzebne jej informacje. Wyszukała kilkanaście różnych wersji i sposobów obudzenia osób potraktowanych takimi czarami. Jednak nadal nie były tym, czego szukała. Te typy zaklęć nie działały na wszystkich, a tylko na określone typy ludzi – mugoli lub czarodziejów, nigdy razem – lub istoty magiczne.

Nie mogła się doczekać momentu, kiedy jej przyjaciel się obudzi, bo chciała go zapytać, czy w Księgach Salazara nie ma jakichś wzmianek o podobnych zaklęciach. Skoro Riddle, zapewne korzystając z ich części, wywołał masowe zaśnięcie wszystkich ludzi, nie tylko posiadających magię, to być może Slytherin wspomniał w swych zapiskach o czymś, co mogło odwrócić podobną sytuację. Brała oczywiście pod uwagę ingerencję osób trzecich, ale bez wystarczającej ilości informacji nic nie mogła zrobić. Przewertowała nawet księgi z zaklęciami, które potrafił rzucić tylko Harry. Notatki Harry'ego opisujące dziwne smoki z Winter Landu bardzo jej pomogły w poszukiwaniach, chociaż było to raczej przypadkowe. Natrafiła na wzmiankę o dziwnych stworzeniach mającymi coś wspólnego z, jak to określił autor, „życiem Ziemi". Przypuszczała, że to opisane przez przyjaciela wyrmy, bo niestety na żaden rysunek tych tajemniczych istot nie natrafiła. Miała nadzieję, że i druga część będzie tak łatwa do rozwiązania. Magiczny artefakt, który łączył wyrmy oraz „życie Ziemi". Nie wiedziała o nim nic poza nazwą ― Święte Kapsuły*. Cokolwiek to było, na pewno dobrze ukryto i nie miała zbyt wielkich nadziei na ich szybkie odnalezienie. Starała się od jakiegoś czasu przypomnieć, czy gdzieś o tym jeszcze słyszała, ale jej pamięć jak na złość akurat teraz okazała się zawodna.

To, co odkryła i co połączyła z informacjami przyjaciela, trochę ją zaskoczyło, ale powoli zaczęła pojmować wielkie znaczenie Wybrańca i jego obowiązków. Skoro potrafił odesłać starożytne bóstwo, nakazać ziemi, by trzymała na zawsze zamkniętą Studnię, to dlaczego nie mógłby rozkazywać wyrmom?

Jednak wciąż zagadką pozostawało miejsce, gdzie mogłyby się znajdować Święte Kapsuły. Zdecydowała się udać do dyrektora przedyskutować odkryte fakty.

Westchnęła, zbierając notatki. Od zawsze lubiła uczyć się bądź przeszukiwać księgi i pergaminy w ciszy, a gwar dobiegający z każdego zakątka szkoły nie pomagał jej w pracy. Nie chciała rzucać czarów wyciszających, żeby nie ominęło jej coś ważnego. Poza tym charłacy i bez tego typu pokazów byli wystarczająco zestresowani. Obecność magii na każdym kroku dla nieobeznanych z nią osób mogła być przerażająca.

No właśnie, charłacy.

Gdy zobaczyła swoich rodziców, była w ogromnym szoku, ale większego doznała, kiedy ujrzała panią Dursley nie na noszach, a idącą obok Remusa. Osoba, którą niechętnie opisywał Harry jako nienawidzącą magii, była charłaczką. Na dodatek już niezbyt lubianą, jak Granger zdążyła zauważyć. Kobieta wykonywała przydzielone jej zadania, ale krytyka względem Harry'ego spowodowała, że wszyscy się od niej odsunęli. Nawet teraz, gdy Hermiona zmierzała do biura Dumbledore'a i mijała ją w korytarzu, nikogo przy niej nie było, choć inni zawsze chodzili grupkami albo chociaż w parach. Zastanawiała ją ta postać, ale chwilowo nie była na szczycie jej priorytetów, by się nią przejmować więcej niż to potrzebne.

Hermiona dłuższą chwilę odprowadzała ją wzrokiem, zanim nie zniknęła jej z oczu. Potem szybko skierowała się w stronę chimery i gabinetu dyrektora.

OOOO

Harry powoli się budził. Było mu ciepło i przyjemnie. Nie otwierając oczu, uśmiechnął się, wyczuwając koło siebie Severusa. Tak bardzo przyzwyczaił się do jego istnienia, że nieobecność dała mu się mocno we znaki. Czy byłby w stanie kiedyś spać osobno, gdyby…?

Natychmiast odsunął te myśli od siebie. Przecież Severus obiecał mu randkę, nie ma najmniejszego zamiaru go zostawiać, a tym bardziej on jego.

― Musimy wstać, Harry. ― Snape obserwował już kilka minut wolno budzącego się współmałżonka. Nadal nie był w stanie pojąć, co się stało kilka godzin wcześniej. Chciał się upewnić, że Gryfon jest przy nim, na wyciągnięcie ręki. Miał ogromną ochotę go dotknąć, nie, bardziej przygarnąć do siebie, ale nie chciał go niepotrzebnie wystraszyć.

― Wiem ― mruknął niechętnie Harry. ― Mogę pospać jeszcze pięć minut?

Mistrz eliksirów, zauważając znajomy grymas na zaspanej twarzy chłopaka, odparł tylko cicho:

― Ile tylko potrzebujesz, ale chyba wiesz, co się dzieje na świecie, prawda?

Słowa Severusa jak zwykle trafiły w sedno. Zawsze trafiały. Tylko mistrz eliksirów potrafił go ściągnąć na ziemię w taki sposób.

― Jak bardzo jest źle? ― zapytał, patrząc na leżącego przy nim męża. Tak blisko ostatnio leżeli w Winter Land.

Nawet jeśli tamto przeżycie nie było jednym z ulubionych, ta scena według niego mogłaby się częściej powtarzać. Jego podkrążone oczy i blada skóra wyraźnie mówiły, że i on nie odpoczął do końca.

― Nie za dobrze. Wszyscy mugole śpią, ale to chyba wiesz?

― Tak, próbowałem ich… ― zaczął smutno, ale Severus dotknął pocieszająco jego ramienia.

― Wiem, Harry, że próbowałeś. Hermiona doszła do tego pierwsza.

Snape uniósł się na łokciach, podnosząc w ten sposób też leżącego po części na nim Harry'ego.

― Usiądź. Muszę sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku.

Potter usiadł na krawędzi łóżka, spuszczając w dół nogi. Zrobił to wyraźnie bardzo powoli, jakby ciało odzwyczaiło się od ruchu. Severus w międzyczasie obszedł łóżko i stanął przed nim, patrząc mu prosto w twarz.

― Coś się stało? ― zaniepokoił się tą obserwacją Harry.

― Nie ― odparł krótko Snape i rzucił czar diagnostyczny.

Kusiło go bardzo, by skraść jeden czy dwa pocałunki małżonkowi, powodując tym, że kolor wróci na twarz Gryfona, ale znając Poppy, pewnie na jego widok załamałaby tylko ręce i wmusiła jakieś mikstury, podejrzewając, że ma gorączkę po tym, co przeszedł. A tego przecież ten nie lubił.

Jednak to Harry go zaskoczył. Po raz kolejny.

Gdy Severus kończył badanie, chłopak złapał go nagle za rękę i przyciągnął do siebie tak, że znalazł się pomiędzy jego nogami. Przytulił się do niego mocno, obejmując ramionami. Bliskość ciepłego ciała i ufność współmałżonka robiły z nim dziwne rzeczy. Budziły w nim emocje, jakie nigdy wcześniej nie miały nawet szans się pojawić. Ponadto czuł jego delikatną magię, co dodatkowo wywoływało trudną do nazwania jednym słowem reakcję na to spoufalenie.

Wyrwał się z oszołomienia, słysząc słowa:

― Dziękuję, że mnie znalazłeś, Severusie. Naprawdę twoje serce wskazało mi drogę do ciebie.

― Moje serce?

― Tak. Jest jak muzyka. ― Severus zamarł, już kiedyś Harry użył tego określenia.

― Na pewno dobrze się czujesz? ― Pochylił się odrobinę i spojrzał w jego duże, zielone oczy.

Tak na wszelki wypadek. Przecież wiedział, że wspomnienia bóstwa już nie ma. Słaby uśmiech ze strony Pottera był jedynym ostrzeżeniem, a szybki, ale namiętny pocałunek kolejnym zaskoczeniem dla Severusa.

Harry znowu to zrobił. Pocałował go. Oczywiście daleko było do tego, by mówić o jakiejś rutynie, ale jeżeli każde podziękowanie tak będzie się kończyć, to kiedyś może…

Kończąc po krótkiej chwili pocałunek, spojrzał na twarz Gryfona. Rumieniec zabarwił nieco jego blade policzki, ale oczy nadal pozostały na wpół przymknięte i musiał przyznać, że ten widok okazał się wręcz uroczy.

Przerwał sam sobie takie rozmyślania, ganiąc się ostro. Obiecał Harry'emu randkę i tego planu będzie się trzymał. Małymi kroczkami do przodu, nic więcej.

Pomógł mu wstać, wyciągając do niego dłoń i zakładając na niego szybkim ruchem różdżki, trzymanej w drugiej, odpowiednie ubranie.

― Mam nogi jak z waty i jestem głodny ― zauważył Harry, przytrzymując się ramy łóżka, gdy się zachwiał.

Chyba bez eliksirów jednak się nie obejdzie, pomyślał Severus kwaśno, otaczając go ramieniem, by mógł utrzymać równowagę, gdy wychodzili z pokoju.

― Wezmę od Pomfrey coś na wzmocnienie. Pewnie jest zajęta śpiącymi mugolami.

Harry przemilczał cisnące się na usta pytania.

― A potem do Dumbledore'a, tak? Muszę się dowiedzieć szczegółów tego, co zrobił Voldemort.

Kilkanaście minut później, po wypiciu mikstury pieprzowej także przez Snape'a i przedarciu się przez korytarze wśród obstawy wikingów, zajęli w końcu fotele w gabinecie dyrektora. Zgredek niewołany przybył wraz z posiłkiem, który postawił pomiędzy fotelami Snape'a i Pottera.

― Mistrz Harry i Mistrz Snape głodni. Zgredek przyniósł jedzenie ― powiedział tylko i skłoniwszy się, zniknął.

― Jak się czujesz, chłopcze? ― zapytał troskliwie Albus.

― Zmęczony, ale myślę, że gdy rozwiążemy problem z mugolami, wyśpię się za wszystkie czasy. Proszę powiedzieć, co się działo, gdy spałem. Dowiedział się pan, czego dokładnie użył Voldemort?

― Mamy podejrzenia. Nie wiemy, jak to zrobił, ale to rodzaj zaklęcia snu. Podobny do tego po zażyciu Wywaru Żywej Śmierci, tyle że osoby nie są w zastoju. One zwyczajnie śpią.

Harry westchnął ciężko, przygryzając wargę. Nie musiał znać się na medycynie, by wiedzieć, że osoby mają góra trzy dni, zanim umrą z odwodnienia.

Tyle istnień… i tak mało czasu. Czuł ciężar odpowiedzialności za świat mugoli, jaki spoczywał na nim, ale on nawet nie wiedział jak zaradzić obecnej sytuacji.

― Nie zostało nam dużo czasu, góra dwie doby, po odliczeniu czasu, który przespałem. Mam rację? ― zapytał.

― Tak. Staramy się uratować tylu, ilu jesteśmy w stanie, ale to niestety niewiele.

― Uratować? Jak? Utrzymujecie ich przy życiu? To tym zajmuje się pani Pomfrey? ― dopytywał, sięgając prawie nieświadomie po kanapki przyniesione przez skrzata.

Severus na razie nie włączał się do rozmowy tych dwóch, popijając spokojnie herbatę i przysłuchując się. Harry naprawdę zaczynał pojmować, jak wielki obowiązek spoczywa na jego barkach.

― Tak ― kontynuował Albus. ― W pierwszej kolejności przenosimy rodziny uczniów. Dursleyowie też tu są. ― Harry drgnął, przerywając jedzenie. ― Twoja ciotka nie śpi.

― Jest charłaczką? ― To stanowiło jedyne rozwiązanie w tej sytuacji, inaczej nie byłby w stanie jej obudzić. ― To musiał być dla niej wielki szok.

― Dotarło do mnie, że nie podoba jej się tutaj za bardzo ― stwierdził tylko dyrektor. ― Powinniście odpocząć, nadal wyglądacie… ― dodał zaraz potem, ale Harry mu przerwał, podnosząc nieświadomie głos:

― Nie ma na to czasu. Trzeba obudzić mugoli. Potem będziemy spać. ― Posłał starszemu czarodziejowi niezadowolone spojrzenie.

Severus wyczuł falę magii i uniósł brew, widząc taki pokaz siły ze strony męża. Czyżby Harry właśnie wydawał rozkaz Albusowi?

Akurat ten moment wybrała Hermiona, żeby wejść. Widząc Harry'ego, uśmiechnęła się szeroko i przytuliła go mocno, nie czekając nawet, aż ten wstanie, by ją powitać.

A potem odsunęła się i wypaliła:

― Chyba znalazłam rozwiązanie!

Po tych słowach nikt się nie odezwał. Hermiona patrzyła kolejno na każdego, czekając na reakcję.

― No co? ― nie wytrzymała w końcu.

― Panno Granger, by nowina miała sens, trzeba ją rozwinąć o parę szczegółów i na to właśnie czekamy ― rzucił sarkastycznie Snape, uśmiechając się krzywo.

Zmarszczone brwi współmałżonka, ale jednocześnie jego słaby uśmiech wskazywały, że Harry stara się nie roześmiać.

― Ach! No tak. ― Zaczerwieniła się Granger, zrozumiawszy swój błąd. ― Musimy jak najszybciej odnaleźć Święte Kapsuły i wyrmy. Tylko one potrafią wpłynąć na śpiących mugoli.

― Smoki z Winter Land? Dlaczego właśnie one? ― zaciekawił się Harry, starając się jednocześnie nie zauważać spojrzeń, które rzucał mu małżonek, gdy wspomniano o Kapsułach.

― Bo to jedyne stworzenia, które żywią się „życiem Ziemi", tak przynajmniej określa to autor. Nazwał tak linie, biegnące w ustalonym porządku dookoła planety. Coś ci to przypomina, Harry?

― Linie geomantyczne. Widziałem je tam ― szepnął, przypominając sobie znajome cienie podczas budzenia czarodziejów. ― Niby jak one mają pomóc w budzeniu mugoli?

― Dokładnie nie wiem ― stwierdziła z wahaniem po dłuższej ciszy dziewczyna.

― Bardzo to pomocne, panno Granger ― warknął Snape.

― Severusie! ― zgromił go otwarcie Harry, oburzony takim potraktowaniem przyjaciółki.

― To, że nie znam szczegółów, nie oznacza, iż nie powinniśmy spróbować ― odezwała się natychmiast Gryfonka. ― Według tego, co znalazłam, wyrmy potrafią wpłynąć na wszystkie żywe istoty na Ziemi. One są jakimś rodzajem strażników „życia Ziemi".

― Co oznacza „wpłynąć"?

Hermiona zagryzła tym razem wargi, patrząc jednocześnie oskarżycielsko na mistrza eliksirów.

― Nie wiem ― przyznała, wyraźnie niezadowolona.

― Hermiono, proszę cię ― sapnął Harry. ― Po co ci w takim razie Święte Kapsuły?

Granger sięgnęła po swoje notatki i zreferowała zebranym:

― Kontrolują połączenie wyrm z „życiem Ziemi". Podejrzewam, że dzięki temu można obudzić mugoli. To jakby sterowanie wyrmami dla kogoś spoza ich gatunku. To moje jedyne poszlaki, jeśli chodzi o zaklęcie obszarowe na tak dużą skalę.

― Czyli tak naprawdę stoimy w miejscu? ― zauważył Albus.

Harry zaczął nerwowo przeczesywać włosy, intensywnie nad czymś myśląc. Severus tylko go obserwował, domyślając się, jakim torem biegną myśli małżonka. Doskonale znał to spojrzenie i drobne grymasy, które innym mogły wydać się nieistotne. Niebawem dostrzegł, że decyzja została podjęta, bez wahania i zbędnej zwłoki.

― Kiedy chcesz wyruszyć? ― zapytał tylko po chwili ciszy.

― Jak najszybciej. Jeżeli to nie zadziała, trzeba będzie szukać dalej. Nie ma chwili do stracenia.

― O czym wy mówicie? ― wyrwała się Granger. ― Harry, ty wiesz gdzie są Kapsuły, prawda?

Severus jednak ją zignorował.

― Albusie, masz jeszcze świstokliki do Bifrost Hall? ― zwrócił się bezpośrednio do dyrektora.

― Oczywiście. ― Dumbledore wyjął kilka kapsli po piwie kremowym z szuflady i położył je przed mistrzem eliksirów. ― Co chcecie zrobić?

― Sprawdzić propozycję panny Granger. Wyrmy oraz Kapsuły są na Winter Land. Mieliśmy kontakt z oboma podczas naszej poprzedniej wizyty tam.

― Czy one „zatańczyły"? ― zapytała nagle Hermiona.

Harry poderwał głowę i spojrzał na nią zszokowany.

― Domyślam się, że tak, widząc wasze twarze. Zareagowały na ciebie, Harry? Prawda? A wyrmy cię rozumiały podczas walki, bo potrafisz mówić w wężomowie. Użyj Kapsuł i poproś wyrmy o obudzenie mugoli. Tylko to na razie mamy. Żadnego czaru o tak wielkiej sile, by wszyscy się ocknęli jednocześnie. To nasza jedyna nadzieja.

W głosie dziewczyny brzmiała nutka desperacji i Harry nie potrafił odmówić Hermionie. Przeczesał ponownie włosy ręką i znowu westchnął zrezygnowany. Musiał to zrobić, nie mieli nic innego, a czas wcale nie działał na ich korzyść

― Dobrze. Zrobię to.

Wstał po tych słowach i ruszył ku wyjściu. Severus podążył za nim. Przy chimerze dołączyli do nich wikingowie, eskortując ich do prywatnych kwater.

Potter starał się ignorować spojrzenia wszystkich dookoła.

Chwilę potem ją zobaczył. Stała z boku. Nikogo w jej pobliżu nie było, jakby otaczała ją jakaś bariera, niepozwalająca stanąć zbyt blisko. Zatrzymał się tuż przed nią, gdy dostrzegł coś niepokojącego.

― Witaj, ciociu Petunio.

Kiwnęła mi tylko głową, nie odzywając się. Nie przerwała tego, co robiła, jakby starając się go ignorować.

― Czy odpowiednio zajęto się z wujkiem i Dudleyem? Czegoś ci potrzeba? ― Podszedł do niej jeszcze bliżej.

Nie odsunęła się, chociaż tego właśnie się spodziewał.

― Tak. Leżą w szpitalu.

Harry zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał. Severus na pewno. Przytulił ciotkę, obejmując ją ramionami, i szepnął cicho:

― Znajdę tego, który to wam zrobił. Zajmę się nim, jak tylko obudzę wszystkich, ciociu. Porozmawiamy po moim powrocie. Teraz powinno być już wszystko w porządku. ― Powoli się cofnął o krok od zszokowanej jego zachowaniem kobiety i otrzepał coś z jej ramienia, rzekł cicho: ― Przepraszam za wszystkie problemy, jakie przeze mnie miałaś.

I odszedł w kierunku lochów, ściskając dłonie w pięści.

Gdy tylko zamknęły się drzwi za Severusem, opadł ciężko na kanapę, kładąc głowę na oparciu. Musiał sprawę Dursleyów odłożyć na bok, nie mogła mu na razie zawracać głowy. Zajmie się tym po powrocie. Teraz chodziło o życie miliardów istnień.

― Znowu czujesz się jak pionek?

Severus naprawdę nie musiał pytać, ale wolał się upewnić. Jeśli od Gryfona nie uzyska się odpowiedzi, to wszystko jest możliwe. Ich myśli krążyły dziwnymi torami.

― Trochę. Przynajmniej teraz nie korzysta na tym nasz honor, tylko mugole. ― Wrócił myślami do aktualnego problemu.

― Nadal jesteś głodny? ― zmienił temat Snape. ― Zanim zawołam Lupina i Blacka zdążysz zjeść.

― Nie. Pojdę się tylko wykąpać i możemy ruszać.

Jednak pomimo tych słów nie poruszył się z miejsca. Patrzył jedynie w sufit, lekko przekrzywiając po krótkiej chwili głowę. Severus zbyt często już widział to zachowanie, by pomylić je z czymś innym. Kruki znowu mówiły do Harry'ego. Zawsze, gdy się pojawiały, działo się coś niezwykłego.

Snape cierpliwie czekał, aż ptaki skończą i Harry znów będzie sobą. Ich komnaty były jedynym miejscem, które mu na to pozwalało, ale jak widać nawet tutaj nie za często mu na to było wolno. Wszędzie indziej musiał zachowywać pozory, których tak nienawidził.

Podszedł do Pottera od tyłu i położył dłonie na jego ramionach. Chłopak nawet nie drgnął. Mistrz eliksirów po pewnym czasie poczuł, jak napięcie z mięśni małżonka ustępuje.

― Czy zawsze tak będzie? ― zapytał nagle Harry, patrząc na Severusa.

― Co?

Gryfon zmarszczył brwi i myślał. Po jego minie mistrz eliksirów rozpoznał, jak szybko podjął decyzję.

― Już nic. Przygotujmy się do wyjścia. Tam pewnie ciągle jest zimno.

― Weź płaszcz. Nie mam zamiaru być tam dłużej niż to jest konieczne. Zrozumiałeś?!

Ostatnie słowa musiał krzyknąć, bo Harry przeszedł już do ich sypialni i znikał właśnie w łazience.

Ich. Ich sypialnia, ich kwatery.

Jeszcze nie tak dawno był tu całkiem sam, a teraz nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co by się stało, gdyby ponownie został sam. Czy potrafiłby ponownie się przyzwyczaić do samotności? Nawet o tym nie myślał, zdążył zatęsknić za obecnością tego szczególnego Gryfona. Podobne myśli nękały go przez ostatni czas. Nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie, co by było, gdyby zabrakło Harry'ego… Młody król świata czarodziejów wiódł trudne i niebezpieczne życie, ale nie znaczy to, że Severus pozwoliłby mu tak łatwo odejść.

Uniósł głowę. Natychmiast przerwał swoje gorzkie w tej chwili rozmyślania i podszedł do kominka, by powiadomić o wszystkim Remusa i Syriusza. Albo przynajmniej częściowo poinformować. Ta dwójka nie musi jeszcze poznawać szczegółów ich tajemnicy.

Krótkie nawoływanie wygoniło obu z sypialni. Po mokrych włosach i niezgrabnie zawiązanych ręcznikach na biodrach domyślił się, że brali kąpiel. Razem.

― Coś z Harrym? ― zaniepokoił się natychmiast Syriusz, widząc głowę Severusa w kominku. Ostateczny fakt intensywności zajęć w łazience, skoro nie rozpoznał go po samym głosie.

― Za dwadzieścia minut w moim salonie. Wyruszamy do Winter Land ― zakomenderował Snape.

― Znowu? Po co?

― Macie dwadzieścia minut ― powtórzył i wycofał głowę z kominka.

Nie zamierzał tracić więcej czasu na wyjaśnianie pewnych rzeczy, które były ważne, ale Black i Lupin mogli obejść się bez tej wiedzy w chwili obecnej. Zerknął na zegar i sam zaczął także poszukiwać paru potrzebnych przedmiotów. Miecz był jednym z najważniejszych i pierwszych w kolejności. Grendlingi nadal zamieszkiwały wyspę i stanowiły realne niebezpieczeństwo. Zastanawiał się chwilę nad zbroją dla Harry'ego, ale nie sądził, żeby bez wyraźnego i bezpośredniego zagrożenia życia udało mu się namówić go do ponownego jej założenia.

Harry po dłuższej chwili pojawił się w drzwiach i zatrzymał w progu. Stanął i obserwował niepewnie Severusa. Ten uniósł tylko brew, dostrzegając jego zachowanie pomiędzy przygotowaniami do wypadu.

― Co z naszą…? ― umilkł, rumieniąc się.

Mistrz eliksirów w tej chwili miał ochotę nim trochę potrząsnąć. Przecież nie ma zamiaru łamać danego słowa, na Merlina!

― Harry, ja nie zmieniłem zdania ― odparł, natychmiast domyślając się, jakim torem biegną myśli męża.

― To dobrze ― westchnął ten z widoczną ulgą, i to całkiem sporą.

Nie potrafił zrozumieć Snape'a. Dlaczego chce być dla niego miły? Nie żeby mu się to nie podobało. Skądże znowu! Czekał na randkę z niecierpliwością. Czy każdy nastolatek musiał przechodzić takie katusze?

OOOO

Dwaj Huncwoci posiadali chociaż minimum punktualności, bo równo o wyznaczonym czasie pojawili się pod drzwiami mistrza eliksirów. Ten miał ochotę na nich warknąć, wpuszczając ich do środka, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Tylko trochę.

― Oczywiście widzieli was wszyscy, jak tutaj zmierzacie?

Lupin spojrzał pytająco na Syriusza.

― Tak. Kilka osób, nic nie mówiłeś…

― Po prostu nic nie mów. Pomyśl. Taki strój i przybycie do naszych kwater. Co teraz wszyscy myślą? Idziemy na bal przebierańców? ― zironizował Severus, odwracając się do nich plecami i szukając czegoś w szafce z eliksirami. ― Ależ nie! Przecież miliardy mugoli śpią, to co może teraz robić król czarodziejskiego świata, skoro ojciec chrzestny i przyjaciel jego ojca przyszli do prywatnych kwater jego męża w pełnym uzbrojeniu?

― Severusie, proszę. ― Harry przeszedł szybko przez salon i położył mu dłoń na ramieniu. ― Przecież to Huncwoci.

Nadal spoglądał na dwójkę mężczyzn z niedowierzaniem i irytacją, ale powściągnął nerwy i skupił uwagę na ważniejszej osobie.

― No tak. ― Machnął ręką na dwójkę i obrócił się w stronę małżonka, poprawiając mu kołnierzyk płaszcza, chociaż ten tego nie wymagał. Harry spłonął rumieńcem niczym piwonia, ale się nie odsunął. ― Gotowy?

― Tak.

― Możemy poznać szczegóły wyprawy? ― wtrącił się Syriusz, wyczuwając, że nie zostanie inaczej o niczym poinformowany.

― Idziecie jako obstawa. Tyle na razie wam wystarczy.

Harry przewrócił oczami, słysząc sarkazm w głosie męża.

― Hermiona przypuszczalnie znalazła sposób na obudzenie mugoli. Idziemy to sprawdzić ― odpowiedział spokojnie.

― Jaki? ― dopytywał się Remus.

― Mugole nie będą czekać, aż skończycie pogadanki ― warknął Snape, wyciągając przed siebie na otwartej dłoni kapsle-świstokliki.

Na całe szczęście Huncwoci uznali, że może faktycznie lepiej poczekać na rozwój wypadków. Bez słowa każdy z nich wziął po jednym.

Krótkie szarpnięcie i znaleźli się przed bramami Bifrost Hall. Harry został złapany w pasie przez Severusa i przyciągnięty do jego piersi po tym, jak potknął się przy lądowaniu.

― W porządku?

Harry zdołał tylko kiwnąć głową, rumieniąc się ponownie z powodu tego niespodziewanego spoufalenia tuż pod nosem przyjaciół ojca. Choć nie robili nic zdrożnego, wolał nie ryzykować kolejnej niepotrzebnej kąśliwej dyskusji Syriusza z Severusem. Wciągnął szybko ten szczególny zapach mężczyzny i zaraz potem się odsunął dość niechętnie, gdy tylko usłyszał, jak brama za jego plecami otwiera się.

― Witaj, Harry Potterze. ― Na spotkanie wyszedł im lord Asgeir. ― W ciężkich czasach przybywasz, ale wiemy, co dla nas zrobiłeś. Ponownie jesteśmy ci winni ogromne podziękowania.

― Nie jesteście jedynymi, których obudziłem, więc proszę, nie wyróżniaj mnie. Zrobiłbym to dla każdego. ― Gdy lord chciał coś jeszcze dodać, Harry go uprzedził: ― Wiem, że mugole śpią. Właśnie z ich powodu tu jestem. Macie tutaj coś, co może mi w tym pomóc.

― Mamy? Tutaj? Ale co? ― dopytywał się wyraźnie zaciekawiony Asgeir, zapraszając ich głębiej w dziedziniec, a następnie do zamku.

― Święte Kapsuły ― tyle tylko powiedział Harry i czekał na reakcję.

Lord zatrzymał się w miejscu i odwrócił do niego. Na jego twarzy malowało się w najwyższym stopniu zaskoczenie.

― Nie mamy tu czegoś…

― Macie. Znalazłem je przy ostatniej wizycie tutaj.

Głos Harry'ego był mocny i absolutnie zdeterminowany.

― Ale jak…?

― Przypadkiem. Z ciekawości.

OOOO

* Święte Kapsuły – Severus wspomina je tylko raz pod koniec 59 rozdziału „Kamienia Małżeństw", gdy staje przed Starożytnym Bóstwem, chroniąc tarczą Harry'ego.