Sto lat, zdrowia, szczęścia, wielu ciekawych książek – i tych polonistycznych, i tych dla młodzieży, i wszystkich innych – cierpliwości i zrozumienia dla rodzimych twórców, wszechstronnego rozwoju artystycznego i aby nigdy nie zabrakło Ci gier-horrorów 2D ^_^

Prawo Niespodzianki: coś, o czym wiesz, ale czego się nie spodziewasz :) Wątek dla fandomu typowy, wiem, ale wizja chodzi za mną od (bardzo) dawna i postanowiłam, że uszczęśliwię nią Ciebie.

(Wstęp zaczerpnięty/sparafrazowany z pewnej znanej książki dla dzieci/młodzieży)


.

.

.

"Pewnego razu żył chłopiec, który zbłądził do świata rządzonego przez opowieści. Mając bogatą wyobraźnię, snuł historie dla mieszkańców owej krainy, aż nie zostało mu nic, co mógłby w nie wpleść; i kiedy nadszedł ten czas, stanął nagi na progu światów. Odmówiono mu jednak przejścia, dopóki nie dokończy wszystkich opowieści, które rozpoczął.

"– Ależ to niemożliwe! – zawołał chłopiec z rozpaczą. – Opowieści jest wiele, a każda nosi w sobie zalążek kolejnych!

"Szczęśliwie dla chłopca, znalazł się ktoś, kto podjął się tego dzieła w imię przyjaźni. Ale to już inna historia i opowiemy ją innym razem."

.

.

.

Ahiru śni o tańcu.

(Ahiru zawsze śni o tańcu, leżąc w małym wiklinowym koszyczku, wyściełanym miękko przez jej wiernego rycerza.)

We śnie jej kroki są lekkie, niewymuszone, raz, dwa, obrót, wyskok, muzyka niesie ją jak wiatr; jest to taniec Tutu, nie Ahiru, taniec księżniczki–zaczarowanego łabędzia, nie dziewczynki–brzydkiego kaczątka; taniec, który pokrzepił wiele serc, a ponad wszystko serce samotnego księcia.

(Wcale nie ponad wszystko.)

(Ale ostatecznie to właśnie okazało się najważniejsze.)

.

.

.

Na jawie mała żółta kaczuszka nieporadnie usiłuje stanąć na koniuszkach płetw i wyciąga skrzydełka, aby złączyć je nad główką. Jej rycerz uśmiecha się czule i tylko trochę smutno, i tańczy dla niej, ale nie z nią, już nie z nią.

A potem siada na pomoście, ujmuje w dłoń pióro i popada w zamyślenie nad niedokończonymi opowieściami.

.

.

.

We śnie Ahiru sama jest tańcem, samym tańcem, raz, dwa, kroki, wyskok, melodia wypełnia ją jak powietrze, z każdym oddechem, płynie przez nią, niczym krew w żyłach; jest to taniec Tutu, który raduje i koi serca; taniec Tutu dla Ahiru, dla niej samej, bo gdy baśni dopisano szczęśliwe zakończenie, ona jedna potrzebuje jeszcze pokrzepienia i tylko dla siebie jeszcze potrafi tańczyć, choćby we śnie.

(Wszystko dobrze się skończyło.)

(Więc dlaczego czuje, jak w jej piersi wzbiera szloch?)

.

.

.

Tak naprawdę opowieść nigdy się nie kończy.

Można napisać I żyli długo i szczęśliwie, jakby całe to długie i szczęśliwe życie bohaterów było jedynie przypisem na marginesie, ledwie wartym uwagi czytelnika, którego ciekawią tylko bolesne przejścia tworzące kanwę powieści; można dodać słowo Koniec, jakby próbując uciąć wszystkie rozsnute wątki tym jednym, krótkim, kategorycznym stwierdzeniem. A mimo to zawsze znajdzie się ktoś, kto zapyta, co było dalej, i ktoś, kto pociągnie opowieść; zawsze znajdzie się ktoś, o kogo baśń zahaczyła i w kim zasiała ziarno jego własnej historii.

Fakir napisał zakończenie baśni o Księciu i Kruku, ale opowieść o Ahiru daleka jest w jego oczach od dopełnienia.

(Na spokojnej tafli jeziorka kaczuszka drzemie niespokojnie.)

.

.

.

We śnie Ahiru jest żywym tańcem, ale jej oczy są zamknięte i nie wie, czy piruety kręci na koniuszkach palców, czy koniuszkach płetw.

Nie chce tego wiedzieć. Dlatego zaciska szczelnie powieki i tańczy, tańczy, bo nic innego nie może zrobić, bo przecież tańca zawsze pragnęła, bo w tej opowieści, której częścią się stała, której częścią była, a która dobiegła końca, taniec był jej rolą i pozwalał przezwyciężyć najcięższe nawet przeszkody.

(Baśń minęła, a z nią Tutu i magia jej tańca.)

(A jednak w ostatnim zwycięskim tańcu nie była Tutu; a taniec, który pomógł jej samej, nie był częścią baśni.)

.

.

.

Musi istnieć opowieść, która pozwoliłaby Ahiru na powrót stać się dziewczynką. Czyż to nie podstawowy składnik baśni – cudowna przemiana?

Musi istnieć opowieść, która zmieni Ahiru w dziewczynkę, a jednocześnie nie spęta jej fabułą, nie przywiąże baletnicy sznurków, na jakich trzymał ją Drosselmeyer.

Fakir czuje, że to możliwe – a może sobie wmawia, może to tylko jego własne marzenie? – czuje, że mógłby napisać dla Ahiru jej własną historię; bo przecież już raz napisał opowiadanie o niej i dla niej, i razem zwyciężyli.

Jednak pióro odmawia posłuszeństwa, papier pozostaje pusty, a Ahiru pozostaje kaczką.

.

.

.

W jej pamięci odżywa taniec po podziemnym jeziorze, gdy zamiast zmienić się w błysk światła, postanowiła zawalczyć o serce księcia – bo wtedy jeszcze, myśli Ahiru, wtedy jeszcze mogła być jego księżniczką, wtedy, zanim wszystko się odmieniło, i Mytho, i Rue, i Fakir, i ona sama.

Zanim zatańczyła na dnie innego jeziora, na dnie rozpaczy barwy jej oczu.

(To nie Tutu kochała księcia.)

(To nie księcia pokochała Ahiru.)

Ahiru przypomina sobie tamten duet w pojedynkę, samotne pas de deux, wyskok, po którym nie miał kto jej pochwycić – ale w końcu serca księcia, jasne i ciepłe uczuciem miłości, znalazło do niej drogę.

Teraz dławi ją niepewność, czy w tym śnie, w którym tańczy sama, lekka jak powiew, jak myśl, jest ktoś, kto w ciemności zaciśniętych powiek uchwyci ją w locie.

.

.

.

Fakir zerka ukradkiem na zwieszoną główkę Ahiru i jego twarz wykrzywia grymas, który szybko ukrywa, na wypadek, gdyby z właściwą sobie intuicją odwróciła się w jego stronę.

Musi, musi istnieć opowieść dla Ahiru, ale czy on potrafi ją znaleźć? On, bezużyteczny rycerz i początkujący, kiepski pisarz?

Czy jego przeczucia (jego uczucia) w ogóle mają jakieś znaczenie?

A jednak wtedy dał radę (ale wtedy to ona prowadziła jego rękę, a on jej kroki, nie dałby rady sam.)

(Nie sam.)

.

.

.

Ahiru zawsze śni o tańcu, ale za każdym razem budzi się, zanim jej taniec dobiegnie końca; zanim przekona się, czy ma w tańcu towarzysza, zanim odkryje, czy jest w tańcu dziewczynką, baśniową księżniczką, czy kaczuszką.

Za każdym razem sen urywa się znienacka; jawa wdziera się pod jej zaciśnięte powieki i przywraca ją do rzeczywistości.

Za każdym razem szybciej niż poprzednio.

Ahiru boi się, że sen całkiem zniknie; a tego, mimo niepewności i lęku, jakie sen przynosi, nie mogłaby znieść.

.

.

.

Dlaczego teraz miałoby być inaczej?

(Bo to było zakończenie baśni? Bo łatwiej opowieść ukończyć, choćby i siłą rozpędu, niż wysnuć nową z papieru, atramentu, marzeń i emocji? Ale i to nie jest prawdą, wszak czasem znaleźć koniec jest właśnie najtrudniej.)

Może więc to jej serce nie chce przyjąć szansy, nie chce przyjąć ryzyka, nie chce przyjąć nowej opowieści.

(Może uwierzyła, że nic więcej jej się nie należy, że musi pozostać tym, czym jest; a przecież, tak czy owak, Ahiru jest już kimś więcej niż przedtem.)

– Nie bądź głupia – mruknął Fakir. – Nie bądź głupia – powtórzył, miękko, gdy Ahiru spojrzała na niego pytająco. – To nie twoja wina, że Mytho wybrał Rue. Przestań się obwiniać, Ahiru.

.

.

.

Ahiru.

(Mytho zawsze wołał Tutu.)

(Fakir zawsze wołał Ahiru.)

.

– Chodź, potrzebuję twojej pomocy – mówi Fakir, a Ahiru drepcze ku niemu na swoich krótkich nóżkach. – To będzie opowieść dla ciebie, nareszcie taka, na jaką zasługujesz.

Kaczuszka przekrzywia główkę, patrzy sceptycznie, ale w jej oczach lśni nieśmiała nadzieja.

– Uda się – mówi pisarz z całym przekonaniem, na jakie potrafi się zdobyć, i uśmiechając się do niej, ujmuje pióro.

.

.

.

(Ahiru śni o tańcu.)