Estoir napisała: Ja zawsze jestem głodna Stereków, więc nie pogniewałabym się za coś z nimi. Byleby długie, może być mpreg, bo ja lubię Twoje mpregi, mogą być elementy angstu, ale z happy endem ;)
Prezent dla ciebie, kochanie!
Betowała wspaniała okularnicaM:*
Stiles wpatrywał się w kolor paska na teście ciążowym i zamarł, gdy zdał sobie sprawę, co to znaczy. Oparł się czołem o drzwi łazienki, a potem zerknął jeszcze raz i po kolejny raz , ale nic nie wskazywało na to, żeby miał omamy wzrokowe.
Był w ciąży.
Sięgnął po telefon komórkowy, który zostawił na umywalce, ale zamarł w połowie ruchu, gdy przypomniał sobie słowa Dereka sprzed prawie pół roku.
Nie chcę dzieci - powiedział wtedy mężczyzna, gdy leżeli w łóżku w mieszkaniu Hale'a. Stiles nie był pewien czy oznaczało to, że Derek nie chce dzieci TERAZ czy po prostu NIGDY. Nie przyszło mu do głowy zapytać, bo przecież w zasadzie nie byli nawet razem. Spotykali się tylko kilka razy w tygodniu i pieprzyli do nieprzytomności.
Podejmując nagle decyzję, zablokował telefon i wyszedł z łazienki, ignorując pierwsze igiełki paniki, które wbijały mu się w klatkę piersiową. Nie miał teraz czasu na strach i niepewność. Mieszkał sam w Nowym Jorku, z daleka od ojca, Scotta i Melissy, która mogłaby mu służyć radą. Rozmowy międzystanowe jednak przestały być tak sensowne w tej chwili jak udowadniał im, gdy przeprowadzał się na studia.
ooo
Dereka poznał przez przypadek, wylewając na niego kubek gorącej kawy, gdy wychodził z kawiarni. Mężczyzna wyglądał jakby miał ochotę go zamordować, ale szybko opanował się, gdy Stiles zaczął paplać bez ładu i składu swoje przeprosiny. Stilinski mógł lub nie wspomnieć, że na pewno znajdzie się pełno osób na tej ulicy, które z chęcią zlizałyby ciemne krople z białej koszuli Hale'a. I ze skóry.
Derek wyglądał na kompletnie zaskoczonego, ale kąciki jego ust drgnęły, co Stiles uznał za dobry znak. Tak czy siak przeżył to starcie i obiecał pokryć koszty prania. Derek jednak zadzwonił w całkiem innej sprawie. Umówili się na kolację, a potem następną. Nigdy później nie wychodzili poza mieszkanie Hale'a nie chcąc tracić czasu. Derek w łóżku był zresztą jak zwierzę. Trzymał go mocno i pieprzył szybko, a potem zlizywał pot z jego skóry i resztki nasienia, które nie wtarły się w nich podczas seksu.
Stilesowi początkowo to nie przeszkadzało, ale w końcu zdał sobie sprawę, że to go zniszczy. Nie był jednym z nowojorczyków, którzy byli szczęśliwi, jeśli tylko udało im się znaleźć w miarę stałego partnera seksualnego. Zawsze był typem związkowca, chociaż przeważnie nikt nie traktował go poważnie. I przeważnie też nie wychodził bez szwanku z układów takich jak ten.
Wiadomość od Dereka pojawiła się na jego telefonie, gdy tylko w końcu włączył go z powrotem. Chwilę obracał komórkę w dłoni, a potem odczytał jak zwykle krótkie zaproszenie.
U mnie o ósmej?
Derek zawsze miał przynajmniej tyle kultury, żeby dodawać pytajnik na końcu. Prawda była jednak taka, że Stiles wiedział, że związek pomiędzy nimi nie będzie nigdy miał miejsca, bo Hale był po prostu z innej bajki. Derek był księżniczką na ziarnku grochu, a on po prostu żabą. Nie wnikał dlaczego Hale z nim sypiał, ale nie zamierzał też darowanemu koniowi zaglądać w zęby.
Derek był cholernym alfą. Wysokim, przystojnym, dobrze umięśnionym i genialnie zarabiającym, sądząc po wielkości jego mieszkania. A Stiles. No cóż – zawsze mówił o sobie, że najlepszą jego cechą jest inteligencja. Przekuwała się ona ostatnio na dość interesujące sumy, ale to wciąż nie było to, co wielopokoleniowa fortuna Hale'ów. Pamiętał dokładnie jak czuł się, gdy Derek zaprosił go do drogiej restauracji na kolację, gdzie podano mu kartę dań w jakimś abstrakcyjnym języku. Derek oczywiście nie miał problemu z zamówieniem czegokolwiek po francusku, ale on jeszcze długo wstydził się, gdy okazało się, że poprosił kelnera o usmażenie jego własnych jąder.
Czasami zastanawiał się czy Derek traktuje go jak odskocznie od swojego pełnego sensu i ładu świata. Taka rozrywka na boku. W tej chwili jednak po wielu godzinach analiz SWAT doszedł do wniosku, że nie chce wiedzieć, bo bolałoby to jeszcze bardziej, a już teraz ma problemy z dojściem do siebie.
Niestety z powodów osobistych jestem zmuszony zakończyć nasze spotkania. Przepraszam.
Odpisał, wiedząc, że jest tchórzem, a potem sięgnął po pierwszą z wielu książek o ciąży.
ooo
Telefon Dereka zabrzęczał charakterystycznie, więc z uśmiechem zaczął odczytywać wiadomość od Stilesa. Nie do końca zrozumiał co widzi, zatem zerknął jeszcze raz, a potem jeszcze sprawdził czy to na pewno numer Stilinskiego.
Niestety z powodów osobistych jestem zmuszony zakończyć nasze spotkania. Przepraszam.
Suche i chłodne słowa zawisły w jego pustym mieszkaniu. Sięgnął po szklankę z whisky nie bardzo wiedząc co powinien zrobić. Stiles zawsze był tą bardziej otwartą stroną tego czegoś, co istniało między nimi od ponad roku. Nigdy jakoś nie nazywali tego konkretnie, ale był pewien, że coś musiało istnieć, bo widywali się niemal pięć dni w tygodniu, a Stiles nawet czasami zostawał na weekendy.
Nie rozmawiali co prawda na temat wyłączności, ale nie wyczuł nikogo na Stilinskim. Sam zresztą nie był zainteresowany poznawaniem nowych osób, bo Stiles był inteligentny, czuły, zabawny, empatyczny i po prostu piękny. Jego skóra była taka gładka, że Derek czasami zastanawiał się czy Stiles nie jest aby wciąż nastolatkiem. Dopiero po kilku dniach bez golenia w końcu pojawiał się na jego policzkach jakiś drapiący zaczątek zarostu. Wiedział o tym, bo kiedyś spędzili razem cały świąteczny tydzień.
Derek dopił resztę alkoholu ze szklanki i ponownie wgapił się w ekran swojego telefonu.
Dlaczego? - wysłał nie mogąc się powstrzymać. Należały mu się jakieś słowa wytłumaczenia. Już przy Kate nauczył się tego, że jeśli coś nie zostało powiedziane, lepiej się nie domyślać. W zasadzie to chyba ona spaczyła jego zapatrywania na związki – jak ładnie to podsumowała Laura.
Chodził z Argent przez ponad trzy lata. Mieszkali razem i pracowali. Zamierzał się jej oświadczyć, aż pewnego dnia przez przypadek otworzył list z kliniki aborcyjnej. Kate dwa tygodnie wcześniej usunęła ciążę, chociaż miała być ze swoim ojcem na jakiejś konferencji.
Nie pamiętał dokładnie co wtedy czuł. Pierścionek zaręczynowy, który trzymał ukryty pod krawatami przeleciał przez pół salonu i uderzył w ścianę, ale nie rozpadł się jak Derek miał nadzieję. Wyleciał tylko z pudełka. Zresztą wciąż go miał, ukrytego w sejfie, chociaż na nikogo już nie czekał.
Spadły na mnie nagle nowe obowiązki. Przepraszam. - odpisał Stiles.
Derek niemal zgniótł w dłoni telefon. Doskonale wiedział o czym Stiles mówi. Był pewien, że chłopak znajdzie sobie w końcu kogoś, kto bardziej będzie do niego pasował. Tak samo otwartego, zabawnego i dowcipnego. Kogoś, kto zamiast sterczeć w biurze, będzie chodził z nim na mecze, a potem do kina na te beznadziejne wysokobudżetowe hollywoodzkie gnioty o Kapitanie Ameryka albo Iron Menie, które Stiles tak uwielbia.
Po prostu wiedział to i czuł to od dawna, ale jak zwykle był tą mniej rozgarniętą częścią ich układu, który powinien skończyć wiele miesięcy temu zanim się zaangażował.
Stiles mógł okłamywać go, że chodzi o pracę, ale przecież niejednokrotnie kończył u niego w salonie jakiś projekt, a potem kładli się do łóżka. Czasami Stilinski wychodził z firmy tak późno, że przynosił dokumenty prosto do niego nie zdążywszy nawet zahaczyć o własne mieszkanie. Derek nawet zastanawiał się czy nie zapytać Stilesa czy chciałby się wprowadzić, ale to zmieniłoby dynamikę tego czegoś.
A najbardziej bał się tego, że Stiles kiedyś odejdzie.
ooo
- Lyds, nic mi nie jest. Właśnie czekam przed gabinetem lekarskim i dowiem się, w którym tygodniu jestem – powiedział, zerkając na drzwi. – Jeśli bardzo chcesz możesz się do mnie wprowadzić, ale wiesz, że to nie są twoje standardy – mówił wzdychając.
Martin na pewno z jego dość nerdowskiej pieczary zrobiłabym mieszkanko dziewczyny z sąsiedztwa. Pełnej firanek i kwiatków, których naprawdę teraz nie potrzebował. Rozłączył się zanim kobieta zdążyła przedstawić mu argumenty, dlaczego jest mu do życia potrzeba i wbił oczy w jedną z ulotek.
Prawdy i kłamstwa o samotnym rodzicielstwie
Był już na trzeciej stronie, gdy do poczekalni wpadła niewysoka kobieta i zaklęła szpetnie.
- Słuchaj, wiem, że mnie nie znasz, ale ta idiotka z rejestracji pomyliła moje godziny – zaczęła nieznajoma. – I umówiła mnie na badanie z moją matką. Nie czekasz może do doktora Yanga? – spytała z nadzieją.
- Tak się składa, że tak – odparł z lekkim uśmiechem.
- To twoja pierwsza wizyta? Mam na imię Laura tak właściwie – dodała kobieta, wyciągając dłoń.
Nie miała sporego brzucha, ale na pewno trzeci miesiąc był już za nią.
- Stiles. Jeśli lekarze nie będą mieli nic przeciwko, możemy się zamienić – zgodził się bez wahania. – Jak nazywa się twój lekarz? – spytał.
- Talia Hale – poinformowała go Laura, wskazując palcem na przeciwległe drzwi.
Stiles skrzywił się, gdy usłyszał nazwisko i westchnął na wspomnienie wiadomości od Dereka. Nie kontaktowali się od ponad dwóch dni, a on już nie mógł spać. Nie mógł sobie znaleźć miejsca, a najgorsze było to, że wciąż czuł na całym ciele pocałunki Dereka. Jakby organizm domagał się ich na równi z tlenem. Hormony zaczynały mącić mu w głowie.
Laura zerknęła na trzymaną przez niego ulotkę i wzięła drugą uśmiechając się do niego szeroko.
- Czasami wychowywanie dziecka z ojcem jest jedynym sensownym pomysłem – zaczęła konwersacyjnym tonem.
- No cóż – odparł i westchnął nagle zmęczony. Przez cały weekend wydzwaniał do znajomych, ale nikt tak naprawdę nie potrafił zrozumieć jego sytuacji. Scott kazał wracać mu do Beacon Hills, bo Allison też była w ciąży, więc bez problemu przeszliby to razem, ale Nowy Jork jakoś przez te kilka lat stał się jego miastem.
Zerknął na Laurę, która zachęcająco się do niego uśmiechała.
- Myślę, że drugi ojciec sprawdziłby się w tej roli idealnie – odparł czując gorycz na języku, bo to była prawda. Derek byłby wspaniałym ojcem, bo potrafił być czuły i troskliwy, gdy tego chciał. Jednocześnie nie dałby sobie wejść na głowę małemu szkrabowi, który na pewno zawróci jemu w głowie. – Dlatego żałuję, że on nie chce mieć dzieci. To też nie tak, że byliśmy w jakimś związku – dodał.
Laura wyglądała na zaskoczoną, ale nie skomentowała.
- Mój partner jest ode mnie kilka lat młodszy. Sądziłam, że dziecko pojawi się później, a teraz nie chcę mu zabierać tych najlepszych lat beztroski. Wciąż studiuje – wyjaśniła.
- Ludziom trudno jest zrozumieć, że czasami nie jesteśmy z tymi, których kochamy dla wyższego dobra – powiedział sentencjonalnie i poczerwieniał, gdy zdał sobie sprawę co dokładnie wyszło z jego ust.
- Nie byliście w związku, co? – zakpiła Laura.
- Za wiele nas dzieli, żeby robić sobie nadzieję – odparł.
Laura zmarszczyła brwi, jakby nie do końca dowierzała jego słowom.
- Co powiedział, gdy się dowiedział o dziecku? – spytała. – Jeśli się zdenerwował i się pokłóciliście to może jak ochłonie…
- Nie wie – wszedł jej w słowo Stiles. – Nie wie. Nie powiedziałem mu, bo nie chcę, żeby był ze mną z powodu dziecka. Nie chcę, żeby pomyślał, że naciągam go na dziecko albo cokolwiek. Inaczej wszystko wyglądałoby, gdybyśmy się spotykali, ale… - urwał, wzruszając ramionami.
- Skarbie, ale to tak nie działa. Nie dałeś mu szansy nawet, żeby mógł zareagować – odparła.
- A ty? Dałaś szansę temu studentowi? – spytał marszcząc brwi.
- Tak. Kilkanaście dni temu powiedziałam mu, że jestem w ciąży, a on po prostu wyjechał do domu - powiedziała odchrząkując. – Więc spakowałam się i wróciłam do Nowego Jorku – odparła. – Nie chcę, żeby się wstydził z powodu swojej decyzji albo wiesz... – urwała.
- Wiem – zgodził się, bo słowa, które zawisły między nimi były zbyt trudne.
Kilka minut później doktor Talia Hale poprosiła go do gabinetu i zgodnie z jego oczekiwaniami okazało się, że jest od czterech tygodni w ciąży. Zaczynał już odczuwać huśtawki nastrojów wcześniej, więc przyjaźnie uśmiechająca się kobieta przepisała mu jakieś witaminy i mikroelementy, które miał łykać od tej pory codziennie.
Wyszedł z gabinetu akurat wtedy, gdy Laura też kończyła swoją wizytę.
- Kawa? – spytał z nadzieją.
- Nie sądzę. Pożegnaj się z kawą na całe dziewięć miesięcy. Jesteś w ciąży, skarbie, więc jeśli chcesz urodzić zdrowego dzidziusia przyzwyczaj się do soków owocowych – odparła kobieta ze śmiechem, ale pociągnęła go w stronę najbliższej kawiarenki.
Stiles podsunął jej krzesło i sam opadł na miejsce obok.
- Długo mieszkasz już w Nowym Jorku? – spytała go Laura.
- Sześć lat, ale to miasto nadal mnie przeraża. Jest głośne i ten współczynnik przestępstw – parsknął. – Mój tata jest szeryfem w małym miasteczku w Kalifornii – dodał gwoli wyjaśnienia.
Rozmowa z Laurą wydawała się dziecinnie łatwa, gdy już raz otworzył usta. Nigdy nie przerywała mu, a sama najwyraźniej też lubiła sporo mówić.
- Moją mamę już poznałeś – odparła kobieta pociągając przez rurkę odrobinę jakiegoś pastelowego koktajlu. – Mam jeszcze młodszego brata, który zajmuje się nieruchomościami, a nasza najmłodsza siostra wciąż jest na studiach – odpowiedziała pospiesznie. – Sama pewnie dołączę do Młodego w firmie, bo kończyłam zarządzanie. Przeniosłam się z Bostonu, ale wciąż jestem na urlopie zdrowotnym – dodała spoglądając znacząco na pokaźny brzuch. – A ty czym się zajmujesz?
- Och, skończyłem marketing i zarządzanie, ale jestem osobistym asystentem. Praca za biurkiem i do tego nudna. Moja szefowa niemal nie rusza się z biura, a jedyne o co muszę dbać to terminy jej wizyt u kosmetyczki. – Nadmiar czasu wykorzystuję jako doradca w sprawach public relations – wyszczerzył się.
Laura zaśmiała się dźwięcznie, a potem sięgnęła do torebki po swój telefon.
- Za dwa dni zaczynam szkołę rodzenia. Wiem, że dla ciebie to jeszcze za wcześnie, ale potem nie musiałbyś chodzić sam. Obojgu może nam się udać obejść te wszystkie szczęśliwe pary, jeśli chcesz… - zawiesiła sugestywnie głos, więc bez zwłoki podyktował jej swój numer.
- Miło cię było poznać, Lor – pożegnał się.
Kobieta odwróciła się na pięcie i spojrzała na niego rozbawiona.
- Lor? – spytała.
- Każdy dostaje u mnie jakąś ksywkę – poinformował ją z uśmiechem.
