Słyszała własny krzyk, który nie milkł nawet na chwilę. Jej struny głosowe nie nadszarpywały się, ale dźwięk przechodził pewne fazy aż ustaliła się jedna, monotonna melodia, która wypełniła jej głowę. Chciała przestać, ale nie mogła. Krzyk trwał, melodia wypełniała powietrze złowieszczym tonem, a jednocześnie paradoksalnie tak czystym.
Może to trwało zaledwie sekundy, ale dla niej ciągnęło się przez całą wieczność. Była pewna, że jej głos nie drżał. A jednak ta melodia brzmiała i nie chciała przebrzmieć, zamieniając się w ciszę, której pragnęła i której się bała.
I wiedziała, czuła, że gdzieś tam Śmierć pozwala sobie na ostatni taniec z Allison.
