Tytuł: Kwestia honoru
Autor: euphoria
betowała okularnicaM:*
Fandom: Teen Wolf
Pairing: Derek/Stiles
Rating: +18
Info: wojennie, królewsko i średniowiecznie pseudo… euphoria znowu się bawi… AU wilkołacze :) / Akcja Pełniowa
Stiles zamarł, kiedy zdał sobie sprawę, że są z Lydią zdani wyłącznie na siebie. Las, w którym się znaleźli wcale nie wyglądał gościnnie, ale nie zamierzał w tej chwili panikować. Ujął dziewczynę za ramię i poprowadził ją w stronę jednego z ujść wody. Czuł się obserwowany, ale to nie tak, że mógł cokolwiek z tym zrobić.
Najemnicy Argentów pozbawili ich broni, podobnie jak dokumentów, które mieli dostarczyć. Ich rycerze nie żyli, ale na nich nikt nie ważył się podnieść ręki, co wcale nie przeszkodziło nikomu obedrzeć ich z klejnotów. Suknia Lydii porwana była w kilku miejscach, gdy najemnicy próbowali odzyskać złotą nić, którą była obszyta. Na szczęście szwy trzymały dość dobrze, więc istniała szansa, że dziewczyna nie zostanie w samej halce. Sam nie miał w zwyczaju nosić tylu ozdób, więc na nim się nie obłowiono. Jedyne, co teraz świadczyło o ich pochodzeniu, niewielki pierścień rodowy, ukrył w specjalnej skrytce w bucie. Na szczęście nie przeszukano ich, aż tak dobrze.
Stiles pochylił się nad strumieniem i nabrał wody w garści, żeby spróbować jej smaku jako pierwszy. Opowiadano, że zatruwano takie źródła jak to, żeby spowolnić wędrowców, ale te informacje pochodziły od Argentów, którym w tej chwili nie ufał. Jednak ostrożności nigdy za wiele.
- Wydaje się w porządku – rzucił w kierunku dziewczyny.
Jeśli objawy miały pojawić się później i tak nie mogli czekać. Przebyli naprawdę długą drogę bez jedzenia i picia. W ciągu najbliższych godzin musieli znaleźć schronienie na noc i jakąkolwiek żywność. Ich przyszłość nie kreowała się w zbyt wesołych barwach; na obcym terytorium pozbawieni byli broni i map.
Lydia przyklękła i pisnęła, gdy silna dłoń pociągnęła ją do tyłu. Stiles instynktownie sięgnął po miecz, ale pochwa była pusta. Zaraz potem ktoś powalił go na ziemię i obezwładnił. Wierzgał przez dłuższy moment, ale poddał się, gdy poczuł ostrze na szyi.
- Nieeee! – krzyknęła Lydia.
- Zostawcie ją! Zostawcie ją! – zaprotestował ignorując fakt, że żelazo naruszyło jego skórę.
Nie mógł dostrzec co się dzieje, ale Lydia przestała krzyczeć, co wcale nie musiało oznaczać niczego dobrego. Dostrzegł przed sobą dwa potężne buty i próbował unieść głowę, ale ktoś cały czas uniemożliwiał mu ruch.
- Kogo my tu mamy – zaczął przybyły mężczyzna.
Jego głos był dziwnie chropowaty, jakby nienawykły do mówienia. Stiles słyszał podobne w porcie w mieście u żeglarzy, którzy wykrzykiwali informacje o zbliżających się statkach. Przepite i przepalone solą gardła nigdy nie odzyskiwały dawnej sprawności.
- Nie wiemy, panie. Najemnicy Argentów zostawili ich kilka kilometrów na wschód pod granicą – zameldował ten, który unieruchomił go przedtem.
Stiles westchnął z ulgą, gdy Lydia uklękła zapłakana obok. Nie wyglądało na to, żeby potraktowano ją zbyt ostro, ale jej suknia przesiąkła mokrym błotem. Dziewczyna starała się nie łkać, ale nie bardzo potrafiła się opanować. Chciał wyciągnąć dłoń w jej stronę, żeby ją pocieszyć, ale nie mógł się poruszyć.
- Wszystko będzie dobrze – zaczął i mężczyzna, który stał nad nimi warknął ostrzegawczo.
- Zależy kim jesteście – odparł nieznajomy. – Naruszyliście nasze terytorium…
- Zrobiliśmy to nieświadomie. Argentowie okradli nas i zmusili do przejścia przez las – wytłumaczył nie do końca kłamiąc.
Nieznajomy wydał z siebie jakiś dziwny dźwięk, ale nie przerwał mu, więc Stiles kontynuował dalej.
- Jeśli jesteście najemnikami… Możecie wziąć za nas spory okup, jeśli tylko pozwolicie nam wysłać listy – zaczął pospiesznie. – Jeśli zagwarantujecie nam ochronę od wilkołaczych bestii – podjął i poczuł, że mężczyzna unosi jego twarz za podbródek.
Stiles przez chwilę nie wiedział na co patrzy, bo twarz mężczyzny chociaż nieogolona była przystojna. Ciemne brwi, które okalały chłodne, ale inteligentne oczy, zmarszczyły się.
- A myślisz, że kto was pojmał? – spytał spokojnie mężczyzna i błysnął czerwonymi tęczówkami.
Stiles odskoczył do tyłu przerażony i zaskoczony tym, że nikt go już nie trzyma. Zakrył sobą Lydię, wiedząc, że to kompletnie bezskuteczne. Byli otoczeni przez dwudziestu ludzi chociaż nikt nie celował w ich stronę z kusz czy łuków.
Mężczyzna, z którym rozmawiał wcześniej wpatrywał się w niego z zainteresowaniem i ubawieniem.
Stiles czuł jak szybko bije jego serce, ale zmusił się, żeby się uspokoić. To nagle wyjaśniło dlaczego czuł się od dłuższego czasu obserwowany. Nie powiedział o tym ani słowa Lydii, aby nie bała się jeszcze bardziej. Dziewczyna i tak przeżyła zbyt wiele, nienawykła do podróży, a co dopiero napadów z zaskoczenia. Fakt, że zamordowano ich służbę na ich oczach wcale nie pomagał. Lydia, co prawda nie zemdlała i nie krzyczała, ale prawie przestała się odzywać, co nie było do niej podobne. Jej naturalna pewność siebie gdzieś zniknęła.
Mężczyzna tymczasem wpatrywał się w nich z satysfakcją, najwyraźniej ciesząc się ich reakcją.
- Nie jesteście krwiożerczymi bestiami – powiedział Stiles odchrząkując. – Gdybyście byli, już dawno zostalibyśmy zaatakowani – ciągnął dalej i poczuł jak Lydia za nim drży.
Ścisnął mocniej dłoń dziewczyny i wilkołak spojrzał na ich złączone dłonie.
- Jesteście razem – zaczął mężczyzna i Stiles przełknął ślinę.
Ostatnim co chciał to, żeby Lydii stało się coś złego.
- Tak – powiedział, a dziewczyna wtuliła się w jego bok instynktownie.
- Kłamiesz – warknął mężczyzna.
- Ja nie… - zaczął Stiles, ale wilkołak ostrzegawczo obnażył kły.
Coś takiego widział pierwszy raz. Przystojna twarz mężczyzny przekształciła się na jego oczach. Brwi gdzieś zniknęły, a tęczówki błyszczały czerwienią. Nieznajomy musiał jakoś wyczuwać kłamstwa. Może to była jedna z umiejętności wilkołaków, o której Argentowie nie wspomnieli. Mężczyzna wyglądał na silnego. Szybkość z jaką ich okrążyli sugerowała, że potrafili się też naprawdę sprawnie poruszać. Może niczym prawdziwe wilki mieli niezwykle wyczulony słuch. Stiles nie był mistrzem kłamstwa i może jego głos zadrżał lekko. Nie był pewien i nie zamierzał testować tej teorii, ale w takim razie musieli być ostrożni.
Przełknął ślinę, czując, że kolana zaczynają mu mięknąć.
- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić – odparł z pewnością w głosie, wiedząc, że w tym wilkołak nie doszuka się kłamstwa. – Nie jesteśmy razem, ale nie pozwolę ci… - głos zamarł mu w ustach, bo mężczyzna zaczął się zbliżać krok po kroku w ich stronę.
Stiles nie cofnął się, ale odczepił Lydię od swego boku, odpychając ją za siebie. Słyszał, że dziewczyna zaskoczona upadła gdzieś za nim, ale nie odważył się sprawdzić. Nie spuszczał z oka wilkołaka, który w końcu stanął z nim twarzą w twarz i uśmiechnął się krzywo.
Coś dziwnego pojawiło się w oczach mężczyzny, gdy patrzył na niego z bliska i Stilesowi przez chwilę wydawało się, że wilkołak wącha go.
- Boisz się mnie – poinformował go mężczyzna.
Stiles przełknął ślinę, decydując się, że kłamstwo i tak się na nic nie zda. Najwyraźniej emocje posiadały swój zapach.
- Tak, ale strach nie czyni mnie słabym. Czyni mnie ostrożnym – odparł.
Mężczyzna wydawał się rozbawiony.
- I to jest według ciebie ostrożność? – zakpił wilkołak.
- Nie. To jest kwestia honoru. Nie pozwolę ci… - urwał, bo głos odmówił mu posłuszeństwa.
Wilkołak przez chwilę lustrował go wzrokiem.
- A jeśli powiedziałbym, że ktoś musiałby zaoferować coś w zamian za ratunek? – spytał mężczyzna.
Stiles poczuł jak robi mu się odrobinę słabo. Nie wiedział czy to kwestia tego, że te czerwone tęczówki hipnotyzowały go od kilku minut czy to intensywność tego wzroku, ale nie potrafił oderwać od nich oczu.
Nie wierzył w dobrych Samarytan, ale nie sądził, że ratunek będzie droższy od złota. W zasadzie nawet powinien uznać to, że wilkołak dawał im wybór za jego dobrą wolę, Stiles nie miał wątpliwości co do tego, że przegraliby walkę z nimi o wolność. Otaczał ich zbyt duży tłum. Byli nienawykli do biegu i nie znali tych terenów. Nie mieli broni i wątpił, by zdążyli jej dosięgnąć.
Wilkołak lustrował go wzrokiem ze spokojem, czekając na swoją odpowiedź.
Stiles przełknął po raz kolejny ślinę i zrobił głębszy wdech.
- Nie ją. Weź mnie – powiedział głucho. – Nie wiesz z kim masz do czynienia. Lydia jest wysoko urodzona – ciągnął dalej pomijając, że on też należy do szlachty. W tej chwili ta informacja mogła tylko zaszkodzić. Jeśli mogli wymienić chociażby życie Lydii, warto było zaryzykować.
- Stiles – załkała dziewczyna.
- I gdzie to wysokie urodzenie doprowadziło was? – zakpił wilkołak. – Argentowie zdradzili was jak zdradzili wszystkich innych – ciągnął mężczyzna.
- Ta intryga sięga dalej – podjął Stiles. – Wieźliśmy poselstwo do Króla Christophera, ale Gerard oszukał nas i okradł z listów. Zostawił nas tutaj na pewną śmierć, żeby Królowi Johnowi donieść, że zostaliśmy przez was napadnięci – ciągnął dalej. – Pani Lydia musi wrócić, żeby zadać kłam jego słowom. Inaczej rycerze Króla Johna i sprzymierzeńcy z ziem Argentów ruszą na was – dodał.
Wilkołak spoglądał na niego ciekawie, ale uśmiechnął się krzywo w chwilę później.
- Próbujesz odwrócić od siebie uwagę? – spytał mężczyzna. – Odpowiedz czy oferujesz siebie zamiast niej, a porozmawiamy w obozie na temat jej powrotu do Królestwa – zaproponował cicho.
Brzmiało to zaskakująco kusząco. Zresztą to nie tak, że mieli inny wybór. Liczba ich opcji była niezwykle ograniczona.
Stiles zawahał się i spojrzał na czekających na jeden znak mężczyzny wilkołaków, i skinął głową.
- Tak, jeśli pomożesz jej wrócić do Królestwa – powiedział siląc się na spokój. – Dajesz słowo? – spytał, chociaż nie miał pojęcia czy ono ma jakąś wartość.
- Masz moje słowo. Czy mam twoje słowo? – odpowiedział szybko wilkołak.
- Masz moje słowo – potwierdził Stiles.
- Nie mówisz jak sługa – zauważył mężczyzna, marszcząc nagle brwi.
- Jestem jednym z dworzan – odparł Stiles pospiesznie.
Nie było to kłamstwo, ale prawda też nie. Wilkołak przyjął jego wyjaśnienie, chociaż nie wydawał się przekonany. Twarz mężczyzny na powrót stała się ludzka, a na jego ustach zagościł krzywy uśmieszek.
- Derek Hale, alfa watahy – przedstawił się wilkołak podając mu rękę.
- Stiles – powiedział krótko. – Pani Lydia, córka hrabiego Martina, kanclerza Króla Johna – dodał odwracając się tylko na krótką chwilę.
Derek uśmiechnął się jeszcze raz z wyraźną kpiną, gdy Stiles przedstawił się lakonicznie.
- Nie musisz jej pilnować. Nie grozi jej niebezpieczeństwo wśród nas. Nie jest branką. Jest gościem – powiedział Hale.
ooo
Stiles nie był zaskoczony, gdy okazało się, że wilkołaki poruszają się pieszo ze sporą szybkością. Przemykali sobie tylko znanymi ścieżkami z taką łatwością, że niemal nie zauważył, gdy oddział rozpierzchł się po lesie tak nagle jak wcześniej się pojawił. Lydia i on byli jednak wciąż otoczeni – nie był pewien czy całkiem dla ochrony przez kilku mężczyzn.
Derek posuwał się spokojnie do przodu, wcale nie zrażony najwyraźniej żółwim tempem. Stiles słyszał jak kilku spośród wilkołaków dowcipkuje na temat ich chodu, ciężkiego i nieostrożnego. Lydia niejednokrotnie potknęła się, a on sam połamał tak wiele gałązek, że na pewno spłoszył okoliczną zwierzynę i zdradził ich położenie.
Nie wiedział jak wilkołaki to robią, ale nie wydawali odgłosu, gdy przemieszczali się. Nieraz został zaskoczony przez ciekawskich, którzy podchodzili niezauważeni dopóki tak naprawdę nie naruszyli jego przestrzeni osobistej. Wzdrygał się za każdym razem, ale na szczęście Lydię zostawili w spokoju.
- Do obozu będziemy się przemieszczać konno – podjął w pewnej chwili Derek, zbliżając się.
Stiles przewrócił oczami, bo prawdę powiedziawszy nie wyobrażał sobie jak przez las mieliby przejechać konno bez traktu, ale dosłownie w chwilę potem dotarli do pierwszego prześwitu w gęstwinie. Droga, na którą wyszli nie była zbyt równa. Bardziej przypominała ścieżkę, ale nie to martwiło bardziej.
- Oddalamy się od granicy – rzucił Stiles. – Jak odwieziemy panią Lydię, jeśli oddalamy się od granicy? – spytał spanikowany.
- Ludzie Argentów na pewno pilnują przejść przez las. Jest inna droga, gdzie ich terytorium przetniemy w niewielkim stopniu. Odkąd kobieta nie potrafi przemykać się niepostrzeżenie i walczyć, tak będzie bezpieczniej – odparł Derek.
Stiles spojrzał na niego uważnie, ale twarz mężczyzny pozostała idealnie obojętna. Nie potrafił ocenić czy wilkołak okłamuje ich i zwodzi, ale w obecnej sytuacji i tak nie mieli wyjścia. Zaklął jeszcze pod nosem, gdy dostrzegł, że konie, które przyprowadzili towarzysze Dereka miały standardowe męskie siodła.
- Są tylko dwa? – zdziwiła się natomiast Lydia.
- My poruszamy się szybciej naszymi sposobami. To wy nas spowalniacie – poinformował ją Derek.
Stiles spoglądał jak Martin stara się wdrapać na swojego konia i zagryzł wargi. Lydia nigdy jeszcze nie podróżowała w ten sposób. Sam w siodle nie siedział przez ostatnie kilka tygodni, ale jazdy konnej nie sposób było zapomnieć.
Spiął cugle i podjechał o kilka kroków, a potem schylił się w stronę dziewczyny, ale zanim zdążył ją chwycić dobiegł do niego ostrzegawczy warkot.
- Nie. Jedziecie oddzielnie – oznajmił mu Derek.
- Nie uciekniemy, dałem ci słowo, a ona nie utrzyma się w siodle – zaprotestował i wilkołak skinął w stronę jednego ze swoich ludzi. – Ona nie pojedzie na kolanach u obcego mężczyzny – warknął i przez chwilę wydawało mu się, że Derek zaraz ściągnie go z siodła.
Wilkołak jednak skinął głową, odwołując swojego przybocznego.
- Sprowadźcie Ericę – rozkazał jeszcze Hale zanim podszedł do Stilesa i złapał za cugle jego konia.
Mężczyzna przyglądał mu się z dołu wyczekująco jakby oczekiwał jakiejś reakcji. Stiles więc przygryzł wargi i zerknął na wystraszoną wciąż Lydię.
- Dziękuję – powiedział starając się brzmieć szczerze.
- Zaoferowałeś się w zamian za ochronę i jej bezpieczeństwo, ale masz jej nie dotykać – warknął Derek.
- To jakiś kolejny warunek? – spytał Stiles.
- Mój warunek w zamian za to, że nie okazujesz posłuszeństwa. Nie jesteś na swoim dworze – przypomniał mu Derek.
Stiles przygryzł wargi i zrobił głębszy wdech.
- Zaoferowałem siebie, a nie moje posłuszeństwo – zauważył przytomnie zanim zdążył się powstrzymać i Derek spojrzał na niego rozbawiony.
- Naprawdę chcesz ciągnąć w ten sposób tę grę? – spytał wilkołak. – Nie jesteśmy bezrozumnymi zwierzętami. Obiecałem jej bezpieczny powrót do Królestwa, ale nie podałem daty – rzucił jeszcze zanim odwrócił się na pięcie i oddalił.
Stiles pomyślał, że przegrał tę bitwę.
